wtorek, 8 kwietnia 2014

Jak już Ci się dobiorę do sukni, dziecinko, wyjaśnię Ci wszystko, zgoda ?




„Mów mi, Szkielet” 

Szkielet – chodzą plotki, że to sam Szatan w ludzkiej skórze. Chodzą plotki, że przeżył spotkanie z Krakenem. Chodzą plotki, że to najbardziej niebezpieczny mężczyzna, który dryfuje po oceanach.
A Szkielet, nigdy nie zaprzeczył żadnym plotkom, ale też ich nie potwierdził.
Włada perfekcyjnie szablą. Jest doskonałym zabójcą; nie szanuje ludzkiego życia. Uważa, że i tak wszyscy się w końcu spotkają w Piekle. Zabija mężczyzn, kobiety i dzieci. Nikt i nic, nie umknie szabli Szkieleta.
Jeśli chodzi o kobiety, Szkielet lubi ostrą zabawę. Najbardziej podobają mu się młode, niedoświadczone dziewczyny; z takimi najlepiej się bawi. Jest cholernie zboczony.
Nigdy się nie związał, bo nie umie żyć na lądzie. Gardzi lądem, dlatego rzadko na nim bywa.
Dużo pije; rum na śniadanie, rum na obiad, rum na kolację. Bardzo często chodzi po statku podpity. Śpiewa wtedy żeglarskie pieśni, upijając się bardziej.
Szkielet zna się na mapach, i to bardzo dobrze. Ma cechy przywódcze, dlatego pragnie zostać kapitanem. Był już nim kiedyś, ale jego statek zatonął kilkanaście lat temu. Teraz jest zastępcą kapitana na Latającym Smoku.


||     FAKTY     ||  ||  LIST GOŃCZY ||  ||  POWIĄZANIA  ||



__________________________________________

Straszny Szkielet, i ja się witamy! Mam nadzieję, że będę nim mogła trochę poromansować xD
Zapraszam do wątków :)

203 komentarze:

  1. [A nie tak dawno narzekałam na brak zboczonych piratów. Odwołuję. xD W każdym razie zapraszam do wątków. Anamarię znałby bez problemów, myślę nawet, że by go mocno unikała. A jeśli pan lubuje się w ładnych młódkach, o Rosie na pewno by też słyszał. Czy coś. W każdym razie, jakbyś znalazła pomysł, to zapraszam. ;)]

    Rosa | Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  2. [O, pan Richards! Witam serdecznie na blogu :)]

    Regana

    OdpowiedzUsuń
  3. [Witam na blogu!
    Ja pomysłu nie mam, ale jeśli zechcesz wątku to nie odmówię, tak juz mam xD]
    Shelrock

    OdpowiedzUsuń
  4. [Szczerze, bałabym się zostawiać Rosę samą ze Szkieletem. A, niestety, dziewczę to często się włóczy samo po plaży. xD Chyba że spotkanie byłoby w mieście, już troszkę większe bezpieczeństwo. Co do Anamarii, to fakt, mogliby się upić po jakimś zwycięstwie (np. zatopili hiszpańską flotę). Z Aną zaraz zacznę. ;3]

    Rosa | Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  5. Była na tym statku od ośmiu lat. I na początku było jej cholernie trudno opanować tą zgraję śliniących się na widok cycków imbecylów. Większości jednak wystarczyło pogrożenie nożem albo słowne odnośnie odcięcia pewnej części ciała podczas snu. To wystarczyło. Tej twardszej części mogła się starać unikać.
    Przede wszystkim była nauka. Celność strzałów leżała w jej gestii. To było teraz najważniejsze – przez jej pochopną czy głupią decyzję mogliby skończyć na dnie albo jako rozbitkowie na jakiejś wyspie, przy dozie szczęścia. Słowa samego kapitana były dla niej świętością. I chociaż raczej jej nie chwalił, jakoś bez tego żyła. Po prostu musiała pracować… ciężej. I tyle.
    Jednak całe jej opanowanie mijało, gdy widziała hiszpańską flotę. Wszystko w niej się gotowało. Poruszała się trzy razy szybciej, wrzeszczała trzy razy głośniej – ogółem widać było, że bardzo nie lubiła panów w czarnych mundurach. Wszystko przez jej dawnego kochanka, który zjawił się, wykorzystał ją w każdy możliwy sposób (a była przecież wtedy taka młoda i głupia!) i zniknął razem z jej ukochaną Dolly. Może była ledwie głupią szalupą, ale Anamaria miała do niej ogromny sentyment. Świadomość, że właśnie na tym statku może płynąć jej Antonello, sprawiała, że stawała się w ogóle inną osobą.
    Załoga już do tego przywykła. Nie pytali, chociaż hiszpański statek rzadko się przewijał w okolicy. Ale dziś mieli szczęście. Spotkali jeden wrogi. Był bardzo dobrze uzbrojony. Nawet doszło do abordażu! A gdy już zniszczyli go do ostatniej połamanej deseczki, zaczęli przeglądać łupy, które zdążyli zabrać spod pokładu. Okazało się, że… było ich naprawdę sporo. Dlatego jeszcze tej nocy zaczęły szczękać butelki rumu, a muzyce, zabawnym pląsom i szantom nie było końca. Aż część załogi nie padła, zalana w trupa, bądź nie skończyła, wisząc na burcie.
    Jej jednak nie było dość (może przez to, że przyszła na całą „imprezę” troszkę później niż inni). Usiadła razem i śpiewała, jak miała w zwyczaju. Potem już było jej nawet obojętnie, koło kogo siedzi i z kim pije.

    [Wybacz, ale przed egzaminami jestem trochę bezwenna. ;3 Mam nadzieję, że wybaczysz.]
    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakimś dziwnym trafem zamiast werbownika, który akurat stwierdził, że warto się przepłynąć Smokiem, znalazł się obok niej zastępca kapitana. Ale aktualnie było jej wszystko obojętne – zatopili flotę tych czarnych gnoi. Czy mogło być coś lepszego? Chyba nie.
    Miała zamiar pociągnąć jeszcze łyk rumu, ale spojrzała na mężczyznę, który sypnął jej komplementem. Uniosła brew. Coś dawno nie słyszała czegoś tak podobnego. Upiła jeszcze łyk rumu.
    - Nie wiem czy jestem już aż tak pijana, aby słuchać tak słodki słówek, panie zastępco – powiedziała żartobliwie i zasalutowała, po czym zaśmiała się cicho.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  7. [Witam serdecznie. No! Wreszcie jakiś taki całkiem bezwzględny pan. Może pokusisz się o wątunio z moją nietykalską Elsą? Myślę że w stosunku do Szkieleta miałaby mieszane uczucia. Z jednej strony szanowałaby go za dokonania i budziłby w niej respekt, ale z drugiej strony ona nie lubi tego typu, nachalnych facetów. Znać by się na pewno znali. W końcu ten sam statek i dwa ulubieńce kapitana...Ale konkretnego pomysłu na początek nie mam. Nie wspomogłabyś może?]

    Elizabeth

    OdpowiedzUsuń
  8. Głupiutka, naiwna gąska. Będąc tutaj już dwa miesiące powinna nauczyć się, że nie wolno wychodzić samemu na ulice kolonii, a już tym bardziej spacerować po plaży. Szczególnie o zmroku i w nocy. Dlaczego więc tego nie pojęła? Mało to uśmiech losu musiał wyrywać ją z łap napalonych, upitych szumowin? A jednak… Jednak nic do niej nie docierało. A ojcowski wzrok Jonesa nie mógł sięgnąć dokładnie tam, gdzie była jego kochana ‘córeczka’. Czasami nawet o części nie wiedział. Na przykład o ‘przemiłym’ spotkaniu z kapitanem Morganem, gdy reszta załogi zabawiała się z jakąś niewolnicą, którą chyba mieli wcześniej zadać sprzedać, ale sprawie ją wykończyli. Gdyby nie jej piękny uśmiech, złożona obietnica, a potem śmierć tego biednego dziewczęcia – pewnie pływałaby teraz na Latającym Smoku jako prywatna prostytutka kapitana. Nieważne.
    Ważne, że minęło sporo czasu od ostatniej takiej sytuacji i nie widziała już dawno załoganta Smoka. Wieczorem w Czarnej Kotwicy nagromadziło się trochę klientów i Rosa stwierdziła, że musi zaczerpnąć trochę świeżego powietrza (bo to w karczmie mogło naprawdę przytłoczyć, szczególnie takie dzikie stworzenie jakim była ona). Nie zważając na ostrzeżenia Margaret, za chwilę szła już jedną z uliczek. Zmierzała na plażę – jak zawsze.

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  9. [Myślę, że pomysł fajny :) Zacznę jeszcze dziś ;) ]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  10. Uśmiechnęła się na jego słowa. Chciał się jej przypodobać? Może. Ale czy to było ważne? Rum robił z ludźmi różne rzeczy. Między innymi jeden z majtków właśnie wczołgiwał się z powrotem na pokład z burty.
    A tak jakby się głębiej zastanowić, to nikt na tym pokładzie nie wie, dlaczego Anamaria tak bardzo nienawidzi Hiszpanów. Nie była osóbką, która to rozgłaszała dla pozyskania współczucia, jaka to ona pokrzywdzona nie jest. Nie potrzebowała pełnych politowania spojrzeń tych krzywych mord. Ale też nie udawała skrzywdzonej owieczki. Było, minęło – koniec. Teraz może być tylko wściekła.
    Podniosła lekko rękę na znak przyjętego toastu.
    - Trzymam za słowo – powiedziała żartobliwie i pociągnęła łyk z butelki. Oczywiście, że nie będzie trzymała. Jutro już nie będzie nawet o tym pamiętała.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  11. Spojrzała na niego z uniesionymi brwiami. Kogoś na tym statku coś interesowało? Naprawdę? Już w to zwątpiła kilka dobrych lat temu. Pokręciła głową.
    - Jakoś wątpię, aby historia o wykorzystanej i okradzionej szczenięcej miłości jakoś szczególnie przypadła ci do gustu. Chrześcijańskie dupki – burknęła pod nosem i napiła się jeszcze trochę rumu, po czym podała butelkę Szkieletowi. – A w takim razie czemu ty ich nienawidzisz, hm?

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  12. Po pracowitym dniu najprzyjemniej chodziło mu się po porcie. Mógł się włóczyć bez większego celu, szlajać tu i tam. Niektórzy kojarzyli go tylko dzięki temu. Spacerował z uniesioną głową, dumnie wypiętą piersią i rękoma splecionymi z tyłu. Sam uważał to za skrzywienie po latach w pałacu. Tam nie mógł chodzić inaczej. Od osób jego pokroju wymagano odpowiedniej postawy. I tak mu już zostało. Zresztą czemu miałby się tego oduczyć? Nie było konkretnego powodu, więc Sherlockowi nie przeszkadzała taka jego inność. Zresztą, gdy juz się wyróżniać, to wszystkim. Nie tylko językiem i inteligencją.
    Tym razem nie było inaczej. Włóczył się z uniesioną głową, choć ze zmęczenia najchętniej by się zgarbił. Jednak mimo wyczerpania fizycznego, był zadowolony. Nic tak nie oczyszcza umysłu jak praca i zmęczenie. Sherlock mógł spokojnie analizować wszystko co widział, mijał i sprawiało mu to ogromną przyjemność. Nie często widzi się go uśmiechniętego, więc był to niezwykły widok.
    Wtem coś zakłóciło jego sielankę. Mężczyzna zatrzymał się i rozejrzał po ulicy. Właśnie dotarł na skraj miasteczka, ostatnia karczma przy drodze. Jak okiem sięgnąć ani żywego ducha, wszyscy zwalili się zapewne do karczmy. a jednak słyszał melodię. Rozejrzał się raz jeszcze i zrobił dwa kroki do przodu. Źródłem zamieszania okazał się starszy pirat siedzący z gitarą za rogiem karczmy. Posłał on Sherlockowi szeroki uśmiech i zaczął śpiewać. Słowa raz jeszcze, jak wcześniej sama melodia, sparaliżowały załoganta Latającego Smoka. Czyżby się przesłyszał?
    Jedno słowo wyryło się przed oczyma Sherlocka. LONDYN. Chwilę stał i patrzył z pod przymrużonych oczu na mężczyznę. Wsłuchiwał się w słowa, bo nie wiedział, co powiedzieć. Rzadko zdarzało się, by ktoś go tak zaskoczył. A jednak.
    Sherlock przechylił delikatnie głowę i oparł się o mur niedaleko grającego. Czekał aż piosenka dobiegnie końca. Koniecznie musiał porozmawiać z tym człowiekiem. Ktoś, kto go zaskoczył, zasługuje na jego zainteresowanie. Zwłaszcza jeśli zaskoczył go w ten sposób.

    [Tak jakoś dziwacznie wyszło xD Obiecuje się poprawić ;) ]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  13. Stał spokojnie z boku i rozmyślał nad słowami szanty. Miał nadzieję, że po opuszczeniu pierwszego statku, już nigdy nie spotka się z człowiekiem znającym jego przeszłość. A tu niespodzianka! Jednak jego historia już dobiegła do ciekawskich uszu. Kto chce, ten umie słuchać. A ten wirtuoz gitary najwyraźniej chciał. I rozpoznał go. Sherlock skrzywił się nieznacznie słysząc co niektóre słowa.
    Wtem szanta się skończyła, a mężczyzna wstał z zajętego miejsca. Jego palce pogładziły brodę zaplecioną w warkoczyki. - Moi bliscy nie są w czeluściach Piekieł - powiedział Sherlock, kierując spojrzenie na marynarza.
    Śpiewak uśmiechnął się na tę uwagę, a Smith wykrzywił niezdarnie usta. Już wiedział, że czeka go nietypowa rozmowa. Może okażę się nawet przyjemna? Wszystko zależy od pirackiego grajka, którego widział po raz pierwszy na oczy. No, może nei po raz pierwszy. Czasem mignął mu, gdzieś człowiek jego pokroju z gitarą, ale Sherlock nie przyrzekłby, że to ten konkretny marynarz.
    - Zresztą. Nie istnieje Piekło. Ani Niebo. To bzdury - dodał po chwili - Choć jeśli te bajeczki okazały by się prawdą, a ONA wylądowała by w Piekle, co jest mało prawdopodobne. Z chęcią i uśmiechem na ustach przekroczył bym bramy tego przybytku, który rządzi się najgorszymi prawami - zakończył z błyskiem w oczach.
    Prawdą było, że oddałby wiele, byle tylko ujrzeć Tianę. Raz jeszcze chwycić ja w ramiona, przytulić, ucałować. Jednakże, gdy śmierć byłaby ostatnim rozwiązaniem, wpierw musiałby pomścić pamięć najbliższych. Niech Anglia wie, że nie ma bezgranicznej władzy i wszelakich praw.
    - Jednakże najpierw zasłużyłbym na zejście do Piekła, przez wybicie wszystkich angielskich chłystków. Żaden nie ostałby się przy życiu, póki we mnie tliło by się życie - wtrącił i z wojowniczym błyskiem w oku, spojrzał w twarz grajka.

    [Piosenka jest świetna xD Ach! Szanta o moim Sherlocku! <3 ]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  14. Sherlock uśmiechnął się i pokręcił rozbawiony głową. Dawno przestał wierzyć w cokolwiek. Fakty, to fakty. A reszta to urojenia, wytwory ludzkiej imaginacji. Liczy się tylko to co jest. I kropka. Już dawno to ustalił. Religie sa dla świrów, którzy nie wiedzą jak wytłumaczyć sobie śmierć. Dla Sherlocka liczyła się już tylko zemsta. Śmierć to pustka, brak. Nic więcej. Nie ma dobra, zła i wyjątków. Są ludzie. Nie ma żadnych zasad, czy granic. Jest tylko ludzka moralność. Tak właśnie przedstawiał się świat w jego oczach.
    - Jestem szczurem okrętowym - przyznał - Jednakże tylko dlatego, że nie chcę być nikim więcej. Po co mi obowiązki? Szacunek zaskarbić sobie można inaczej, niż przez pozycję na statku. A ja już tego dokonałem. To mi wystarczy - na koniec wzruszył ramionami.
    Ludzie już wiedzieli, że nie wolno z niego żartować, kpić, wyśmiewać. Jeśli się tak zrobi, to coś się traci. Kończynę, życie, honor, respekt, szacunek w oczach innych. Sherlock nawet nie musiał dobyć szpady, by kogoś pokonać. Wystarczył cięty, inteligentny język. Sponiewierany słownie pirat czuje się nagi i bezbronny. Oni sa dobrzy tylko w walce, a słów w gębach już dawno zapomnieli. Pewnei dlatego, że alkohol przeżarł im tę rozumną część mózgu.
    Uśmiechnął sie na tę myś.
    - Zresztą. Szczur okrętowy może równie wiele, co inni. Jeśli tylko ma olej w głowie. Ja mam. Więc siedzę cicho na swojej pozycji. Choć cicho nie oznacza, że nic nie robię. Bo robię więcej niż co niektórzy na wyższych pozycjach - dodał i pokiwał głową.

    [Nie... Wyszło na prawdę fajnie :> ]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  15. - Nie nazywam nikogo imbecylem - zaśmiał się Sherlock - Wręcz przeciwnie. Rzadko trafia sie na kogoś wartego uwagi. Nie każdego raczę rozmową. Bo większość to idioci, którzy nie potrafią rozróżnić obelgi od sarkazmu, który zresztą też może być obelgą - uśmiechnął się szeroko.
    Dostrzegał to, że znalazł się w towarzystwie doświadczonego człowieka, który dzięki temu nie jest pozbawiony rozumu. Cieszyło go to wielce, gdyż mało kiedy zdarzał mu się rozmówca wykraczający poziomem inteligencji ponad normę. Która swoją droga była bardzo niska.
    - Przy kapitanie będę milczał, obiecuję - dodał i mrugnął do mężczyzny.
    Butelkę przyjął niepewnie. Rzadko raczył się marynarskimi trunkami, gdyż przywykł do wykwintniejszych alkoholi. Jednak w końcu wzruszył ramionami i pociągnął spory łyk. Płyn zapiekł go w przełyku i od razu zniechęcił smakiem. Mimo to, Sherlock pokręcił radośnie głową.
    - Może to nie wytrawne wino, ale co tam - zachichotał - Bylem tylko nie brał tego do ust za często. Bo jeszcze zniżę się do poziomu reszty załogi Smoka.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  16. Zaśmiała się na odpowiedź zastępcy, ale zaraz zerknęła w dół, gdzie ręka jego dotykała jej warg. Odsunęła ją od siebie może nie najdelikatniejszym ruchem dłoni, ale to nie było teraz ważnie. Po tamtym doświadczeniu jakoś niemiłe jej są szczenięce zabawy w romanse i seks na beczkach pod pokładem. I w dodatku bez zobowiązań. Kretynizm… Potem (w najgorszym wypadku) noś ciężar dziewięć miesięcy i opiekuj się zasmarkanym dzieciakiem. Nie, to nie dla niej.
    - Dawno i nieprawda. Hiszpańska krew zawsze pociągała głupie dziewczynki. Było i się skończyło dziesięć lat temu – wzruszyła ramionami. – Ale ten skurwiel musi zapłacić za kradzież mojej Dolly.
    Dolly była ledwie szalupą, ale Anamaria kochała ją i tak. To jej pierwsza i jedyna łódź kupiona przez kochanego padre, z którym zawsze wypływała kawałek w morze, gdy tylko ten wracał do rodziny z rejsów. To była jedyna rzecz, którą obdarzyła taką miłością.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie potrzebowała niczyjej obietnicy. Ale pomocy przecież nie odrzuci. Przynajmniej więcej tych Hiszpańskich zginie. Za nią i za dziadka, który kiedyś też tam służył. Potem go wyrzucono na Tortugę. Na szczęście tam poznał przemiłą kurtyzanę, która kurtyzaną być nie chciała. I jakoś trafili do Port Royal. Tylko dziwnym trafem jej dziadek nigdy zemsty nie chciał…
    Uśmiechnęła się lekko. Na dotyk mogła pozwolić. Nie była przecież nietykalną dziewczynką z klasztoru. Tylko piratem.
    - Najpierw niech zapłaci za krzywdy wyrządzone w Port Royal pewnej przemiłej damie… Potem może gnić w paszczach syren – machnęła niedbale ręką.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  18. Patrzyła, jak podnosi się z miejsca. Nawet nie zauważyła, jak dwaj upici piraci przestali wyć i grać szanty, tylko zwlekli się pod pokład ostatkami sił. No, i po imprezie. Anamaria zapytałaby – gdzie w takim razie jest kapitan? Ale to nie było w jej gestii. Kapitan był kimś, kto wydawał polecenia. Koniec, kropka. To, co robił sam, prywatnie, nie powinno jej w ogóle obchodzić. Absolutnie.
    - Powiedz mi, drogi panie zastępco – wzięła od niego butelkę rumu – skąd ta nagła troska o swoich zwykłych podwładnych? – Uniosła brwi. – Nie różnie się niczym od tych idiotek robiących słodkie oczka do kapitana – machnęła ręką z otwartą butelką. Uważała ich zachowanie za godne pożałowania. Więcej pożytku by z nich było w burdelach niż na pokładzie.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  19. Uniosła brwi, mrugając przez moment ze zdezorientowaniem. Powiedziała coś takiego?
    - Jakbym chciała być dziwką to bym żyła na lądzie – stwierdziła krótko. Kapitan był kapitanem i niczym więcej. Ot. – Jakbym już tego nie robiła – mruknęła cicho. – Tyle razy bym wyleciała, gdybym nie słuchała się jego poleceń. Nie pływałabym osiem lat tylko parę miesięcy. A poza tym, we mnie nie ma nic wyjątkowego. – Wzruszyła ramionami, upijając parę łyków rumu. Nawet nie zaciągnęła się na Smoka z własnej woli i z własnych zdolności, tylko przez ojca. Żyłaby na lądzie jak przykładna panienka, czekając na księcia z bajki. Tak, to brzmi logicznie… Jak cholera.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  20. [ Witam, witam i od razu mówię, że kocham ten wizerunek ;D
    Jakby była jakaś ochota na wątek, to zapraszam. Ostrzegam tylko, że czasem przynudzam.
    Pomysłu jeszcze nie mam, wiem tylko że nasze postacie mogłyby się spotkać chyba tylko na lądzie. Tawerna, plądrowanie jakiegoś Bogu ducha winnego miasteczka, czy cuś. Co prawda prowadzę wątek z Morganem Kerr'em, na którym Yess jest zakładnikiem na "Latającym Smoku", ale nie wiem, jak to się rozwinie, więc lepiej uznać, że na razie jej tam nie ma.
    Eh, ten problem równoległych rzeczywistości na grupowcach...
    Jakby co, to jestem otwarta na propozycje ; )]

    Yessenia

    OdpowiedzUsuń
  21. Wyjątkowe czy nie, mężczyznom chodzi głównie o ciało. Tyle wyniosła z lekcji o Hiszpańskim żołnierzu. Ewentualnie jeszcze o pieniądze. Tak, to też się dla nich liczy. Miłość? Abstrakcyjne pojęcie.
    - To dość śmiałe plany jak na jeden dzień rozmowy – odparła, lekko rozbawiona.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  22. Uśmiechnęła się tylko. Co innego mogła zrobić? Raczej już nic. Wstała tylko, przeciągnęła się i rozejrzała po pokładzie, gdzie nie było już ni żywej duszy. Już widziała to jutrzejsze szorowanie pokładu i poranne wstawanie. Idioci… Tak się uchlać, kiedy czeka ich tyle obowiązków. Ale z drugiej strony to jedyna przyjemność, jaka im już została.
    - Tsa… Jest już późno. – Zerknęła na wysoko wiszący nad nimi księżyc. – Grzeczne dziewczynki już od dawna śpią. Chyba pójdę im potowarzyszyć – stwierdziła z zamiarem zejścia pod pokład.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie mogła powiedzieć, ze się tego nie spodziewała. W końcu to było do niego podobne… A jej byłoby wygodniej raczej u niego niż na hamaku pod pokładem. Gdyby nie jeden detalik.
    - Nie zwykłam sypiać z… kimkolwiek – zrobiła krok do tyłu, aby powiększyć chociaż minimalnie między nimi odległość. – Ale myślę, że kapitan chętnie podzieli się jedną ze swoich „pupilek”. – Posłała mu ładny, lekki uśmiech. – Dobrej nocy w takim razie.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  24. Uniosła lekko brwi. Nie? Skrzyżowała ramiona pod biustem, nie ruszając się na krok z miejsca.
    - Zastanawiam się czy to ty sam się zmieniłeś czy rum coś z tobą zrobił, Szkielet – powiedziała trochę głośniej, by ją usłyszał. – Do tej pory prezentowałeś się jako dumny, dogłębny badacz kobiecych ciał. A przynajmniej w moich oczach. Aż nie mogę wyjść z podziwu. Nie, może to za duże słowo. Z szoku, o.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  25. Zacznijmy może od tego, że kobieta na statku to pech – jak głosi jeden z przesądów marynarskich. Ale kapitan Kerr nigdy nie wierzył w takie bajeczki. I dobrze, bo nie byłoby jej teraz tutaj – albo udawałaby jakiegoś chłopca z włosami schowanymi pod kapeluszem i mocno obwiązanym biustem bądź o wiele za luźniej koszuli. Średnio jej się to podobało.
    - Za kurtyzanę musiałbyś jeszcze zapłacić – stwierdziła z dość dziwnym wyrazem twarzy. – Ale skoro można towar kupić, można z nim zrobić co się chce – wzruszyła ramionami i powoli odwróciła się do zejścia pod pokład. – Miłego męczenia skacowanych majtków. Jutro, oczywiście.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  26. [Życie nie kończy się na jednym dniu. xD Można pisać następny. Czy coś. xD]

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  27. [Może na dobry początek zacznijmy dzień następny? Potem będzie walka. ;p]

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  28. [Niet, teraz Twoja kolej na odpis i zaczęcie zresztą też. ;3]

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  29. Śpiew… usłyszała… śpiew… Nieważne, że może nieczysty i brzmiący tak, jakby jego właściciel był już dobrze podpity. Ale śpiew wabi syreny. Podobnie jak sztuczne światło i jego ciepło. I zapach ludzkiego mięsa – ale to akurat Rosa była w stanie wykreślić z pakietu, ona nie była już groźna. Chyba, że jakiś pan byłby za bardzo nachalny. Wtedy mogła być.
    Znienawidziła całą muzykę do cna, a mimo wszystko nie mogła oprzeć się, by pójść i sprawdzić, kto tą muzykę, nieważne jakiej jakości, tworzy. Pod ścianą jakiejś karczmy siedział mężczyzna z gitarą. Rosa przez chwilę stała i przyglądała mu się. Nie znała tej szanty, a mimo wszystko i tak jej język sam się rwał, nakazując jej śpiewać. Nie mogła tego zrobić… Jej głos różnił się od tych, które posiadały inne dziewki portowe tutaj. Przysiadła więc obok, naiwnie wierząc, że nic się jej nie stanie.
    - Nie słyszałam wcześniej tej szanty. Może dlatego też, że nie mieszkam tu za długo. Ale potrafisz naprawdę ładnie grać – powiedziała łagodnym tonem i uśmiechała się słodko, niczym małe, niewinne dzieciątko. Było widać na pierwszy rzut oka, że nie jest byle kurtyzaną bądź dziewczyną, którą można kupić.

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  30. Poprawiła biały materiał na swoich kolanach i dopiero na niego spojrzała, nie przestając się lekko uśmiechać.
    - Rosa – odparła prosto, po czym lekko zmarszczyła nosek. – A ty… nie widziałam cię w Porcie dotąd… więc kim jesteś ty?
    Może i zlekceważyła jego i jego sławę, ale była świetną ignorantką. Nie znała większości tych ‘sławnych’ piratów.

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  31. Spanie pod pokładem z zapijaczoną załogą było szczególnie nieprzyjemne, ale jakoś dała radę. W każdym razie rano mogła przynajmniej się przespać trochę dłużej, gdy bosman lał po mordach nieprzytomnych jeszcze kamratów. Gdy w końcu się obudziła, przypomniała sobie o wczorajszej bitwie z Hiszpanami. Będzie musiała zrobić kolejny raport ze składu broni. Jeśli będzie jej za mało – muszą natychmiast i bezkonfliktowo dopłynąć do portu. Jakiegokolwiek.
    Zwlekła się z hamaka i powędrowała do beczek z zapasami. Było ich dość mało, ale kolejną bitwę, jakby taka była, mieliby szansę wygrać. Tylko będą musieli z tego nieszczęsnego statku zabrać prochy. Gdy pozapisywała dane wszystkich kul i sprawdziła stan armat, weszła na pokład, aby sprawdzić folgierze, nie zawracając sobie głowy żadnym majtkiem czy szczurem pokładowym, który akurat szorował deski. Z tego typu broni rzadko strzelali, co najwyżej, gdy szybko chcieli się pozbyć wroga albo nieprzyjaciół było aż za dużo. Jeden celny strzał w składzik z prochami i po okręcie. Z tym, że to też nie było takie łatwe…
    Zaraz usłyszała dziwne zamieszanie. Odwróciła się i zobaczyła… statek, który zaraz uderzył w ich burtę. Cholera, będą NA PEWNO musieli dobić teraz do jakiegoś portu! Założywszy ramiona pod biust, podeszła bliżej statku, nieświadomie stając tuż obok Szkieleta. Czytali jakieś zarzuty. Poznała te mundury. Czarne i w dodatku te kapelusze z piórami… ta karnacja… Hiszpanie. Zastępca kapitana odezwał się do oficera. Znał go? Być może. Co ją to obchodziło. Zarządzili abordaż. Hiszpanie chwycili szybko za broń, lecz Anamaria była szybsza – strzeliła prosto w głowę oficerowi obok tego, który wyczytywał zezwolenie na pojmanie. Odwróciła się do oniemiałych piratów, którzy byli najwidoczniej w kropce.
    - Na co czekacie, zapchlone kundle morskie! – wrzasnęła na nich. – Za broń! Wyrżnąć ich wszystkich! – Piraci w krzykach pełnych entuzjazmu zerwali się po muszkiety, inni wyciągnęli już kordelasy, kolejni trzymali pistolety i inne. – Wy dwaj! – Anamaria wskazała na dwóch przypadkowych majtków. – Po kapitana i bosmana, byle szybko, jeśli nogi w waszej dupie wam jeszcze dobrze służą!
    W ogóle zdawała się nie przejmować, że przecież obok stoi zastępca i to on powinien pokierować tą całą akcją. Obróciła się znów do burty, na której stał już Hiszpan, który kopnął ją wprost w klatkę piersiową, przez co Anamaria upadła na deski pokładu.
    - Ty zdradliwa żmijo! – wycedził mężczyzna, podchodząc do niej z pistoletem. – Niechaj Bóg osądzi cię bezlitośnie za swoje grzechy, ladacznico!

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  32. Anamaria szybko podniosła się z miejsca, jak jej kazał Szkielet, po czym wbiła zaraz kordelas w brzuch Hiszpana spieszącego z pomocą swojemu znajomemu. Nie interesowało jej, co zastępca zrobi z tym chrześcijańskim psem, ale słyszała ich drobną ‘konwersację’, bo była i tak w pobliżu. Gdy tylko usłyszała ostatni krzyk tego czarnego szczura, wycofała się do Szkieleta, przy okazji strzelając do kolejnego hiszpańskiego oficera.
    - Widzę, że znasz większość naszych wspólnych przyjaciół – odezwała się z dość poważną miną, rozglądając się dokoła, by czasem nie przypłacić nieuwagi życiem. – Więc może znasz pewnego kundla o nazwisku Antonello Zaragoza?
    Antonello był głównym powodem, dla którego Anamaria nienawidziła akurat tego narodu (chociaż nawet w jej żyłach płynęła hiszpańska krew). Kiedyś obiecał jej złote góry. Dziś winien jest jej za to głowę. I łajbę.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  33. Szkielet, Szkielet… Szukała w pamięci, czy może ktoś czasem czegoś nie wspomniał o nim w karczmie, ale… nie. Zresztą, tak czy siak startowałby z czystą kartą. Taka była Rosa. Trzeba było ją bardzo do siebie zrazić, aby znajomość zakończyła się tylko krzywym jej spojrzeniem.
    - Skoro więc nie mówisz o sobie – powiedziała miło – a siedzę teraz z tobą, nic mi nie grozi, prawda?
    Gdybyś była mniej naiwna, Rosa, nie byłabyś sobą… Jasne, że jej dużo mogło grozić. Tylko nie zdawała sobie z tego sprawy.

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  34. - Jak go spotkasz, przekaż mu pozdrowienia od damy z Port Royal i zapytaj, jak Dolly – powiedziała tylko, po czym ruszyła w wir walki, chcąc się jak najszybciej pozbyć tych psów ze swojego pokładu. Zaraz jednak zrozumieli swoją pozycję, bo się wycofali. Wyskoczenie za burtę nie było zbyt mądrym posunięciem. Mogli się po prostu poddać, tak zrobiło kilkoro z nich, ale w zasadzie ich los też był przesądzony. Powinni się cieszyć, że nie są kobietami. Gwałt mieliby zapewniony. Aż nie zdechliby z wyczerpania.
    Te pirackie łajzy zupełnie do niczego się nie nadają. Nie myślą. Rum, złoto, skarby – to można przeżyć! Anamaria wyniosła już kilka beczek prochu spod ich pokładu. Brakowało im też kul łańcuchowych, ale ich nie była w stanie sama wziąć. Te łajzy jej przecież nie pomogą. Dlatego wyniosła tyle beczek, ile mogła. Potem się poddała. Po prostu zamelduje kapitanowi, co muszą uzupełnić w jakimkolwiek porcie i tyle.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  35. - Masz na myśli kogoś, kto mnie pilnuje? – zapytała, nim zdołała przemyśleć pytanie.
    Hm… a miała? Był Morgan Kerr ze swoją, a w zasadzie jej, obietnicą, ale on na rycerza raczej nie pasował. Raczej na wyzyskiwacza. No i był Sherlock… Był księciem. Prawie. No dobra, był piratem, ale dla niej i tak był księciem, za dobrze wychowany jak na takie klimaty. Strzegłby jej jak oka w głowie, ale czy mógł być jej rycerzem? Raczej nie… Ale pozostawał jeszcze jeden mężczyzna, który od zawsze ją kochał.
    - Mój papa bardzo nie lubi, jak jakiś mężczyzna się do mnie zbliża. Czasami robi naprawdę zabawne miny, gdy staram się z kimkolwiek porozmawiać. Zupełnie jakby każdy z nich byłby w stanie mu mnie zabrać.

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  36. Albo wpadła na jeszcze lepszy pomysł. Po prostu spisze ile beczek prochu uzupełnili i da kapitanowi ŚWIEŻY raport zrobiony w końcu porządnie. Dlatego zaczęła przetrząsać statek w poszukiwaniu czegoś do pisania. Dlaczego wlazła do kajuty zastępcy?
    - Kartki. Pióra. Atramentu. Jakiegokolwiek pirata, który nie myśli tylko o tym, aby przerżnąć ładną dupę, tylko przydałby mi się do uzupełniania ładunków. Ach, wam chyba już nawet obojętnie, czy będzie ładna czy nie. Nieważne. Kogokolwiek, kogo obchodzi fakt, czy chce skończyć na dnie czy też nie. A na koniec raportu i kapitana. Ale chyba pomyliłam kajuty – powiedziała z zamiarem wycofania się. Zaczynała być już zła.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  37. Czy mogłaby zrobić to Jonesowi i Margaret i opuścić ich karczmę dla jakiegoś mężczyzny? Nie. Już sam fakt, że związanie się z mężczyzną byłoby wbrew naturze (syrena i człowiek, naprawdę?), zagrażające morzu (pocałunek niósł możliwość oddychania pod wodą) i ogółem było nie do pomyślenia. Swoją drogą, jej ‘rodzice’ mieli córkę dopiero dwa miesiące. Nie mogłaby im złamać serca.
    Spojrzała trochę nieufnie na rękę Szkieleta, ale nie straciła tej swojej naiwnej pewności siebie. Uniosła lekko brwi i uśmiechnęła się.
    - Ostatni mężczyzna, który mi to mówił, patrzył w moje oczy – stwierdziła może dość bezczelnie, ale szczerze. Już wiele razy słyszała, jaka to ona nie jest piękna. W końcu była syreną! Syrena wśród kobiet lśniła jak najszczersze złoto, jak diament pośród kamieni węgielnych. Jednak wśród swoich była jedną z wielu. Nie wyróżniała się.

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  38. Wszystko potoczyło się tak szybko. Jej pełne przerażenia oczy. Zamknięte za nimi drzwi. Blat biurka pod jej pośladkami i dotyk Szkieleta. Nie, to nie tak miało być. Jeszcze wczoraj piła z nim rum. Bała się wewnętrznie, ale jej spojrzenie nadal było nieustępliwe.
    - Byłabym szanowaną milady w kolonii Portu Royal, jak matka – warknęła wręcz wprost w jego twarz. Coś jej się zdawało, że przestaje go już lubić. – Jestem tu z woli mojego ojca, jako jego zastępstwo dopóki nie padnę na mój piracki pysk. A teraz puść mnie – szarpnęła się, jednak na darmo.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  39. [Mi pasuje. Chcesz może zacząć? :> Jeśli nie, to postaram się naskrobać coś jutro, albo dopiero po urlopie.]

    Regana

    OdpowiedzUsuń
  40. Fakt, mówił, że jej nie tknie, chyba że sama mu do łóżka wskoczy, o czym mógł sobie chwilowo pomarzyć. Ale piraci byli różni i szybko zmieniali zdania wedle swoich dziwnych upodobań i widzimisię. Nieważne. Wytrzymała wszystko, co Szkielet z nią robił, nie tracąc wyniosłego spojrzenia. Chociaż czasami było jej bardzo trudno i musiała bardzo napinać mięśnie, aby nie zrobić czegoś niechcianego.
    W końcu ją zostawił i odszedł po… co ją obchodzi, co. Odbiła się od blatu biurka. Była mu wdzięczna za przypomnienie, dlaczego nie znosiła go przez te wszystkie lata.
    - Sukinsyn – warknęła pod nosem, po czym wyszła, głośno zamykając za sobą drzwi. Po co w ogóle tam zawędrowała. Skierowała swoje kroki automatycznie do kapitana. Nie będzie żadnego pisanego raportu, sama mu wszystko opowie.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  41. [Mah, i co robimy teraz? ;p]

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  42. [Skoro Szkielet wcisnął ją tak brutalnie na swoje miejsce, będzie go teraz unikać albo odpowiadać bardzo oficjalnie. ;p Też nie mam pomysłu, a nie chcę też kończyć wątku.]

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  43. Poszła do kapitana zdać mu raport – i koniec. W zasadzie każde jej stosunki z kimkolwiek powinny ograniczać się do oficjalnego tonu. Do końca dnia humoru już nie miała, mimo iż wyrżnęła kilku Hiszpanów. Kręciła się po statku, czasem ustawiając odpowiednio beczki z prochami czy kule.
    Gdy zapadła już noc a większość szczurów i majtków zwlokła się pod pokład, żeby spać na swoich hamakach, Anamaria oparła się o burtę i patrzyła pusto przed siebie, nie myśląc o niczym. Przez cały dzień próbowała się uspokoić. Nie umiała. Chyba naprawdę potrzebuje zejść już na ląd, żeby nie patrzeć na te krzywe gęby. Taki widok dzień w dzień może zbrzydnąć.

    [Lejmy wodę ;p]
    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  44. [Rozumiem, że zmierzamy do trzaśnięcia po mordzie, gdy będzie oczarowywał jakąś panienkę, która nikogo między nogami nie miała? ;p Jakby w sumie Anamaria widziała w takiej dziewczynie siebie, to by to zrobiła. Chyba się nasze gołębie nie polubią... Ale odpiszę Ci jak wrócę, idę wyniki z matury odebrać. ;p]

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  45. - Kto mówi, że nie słyszałem? - zapytał z błyskiem w oku - Ja to takich tępiłem kiedyś - zaśmiał się - Choć często za pośrednictwem - westchnął - Jednakże w walkach z tymi największymi miałem zaszczyt brać udział. I prowadzić na dno. Ale... Powiedzmy, że nie równały się one z tymi legendarnymi - mrugnął do swojego towarzysza.
    Sherlock miał wrażenie, że mężczyzna go nie docenia. Zresztą nikt nie doceniał jego potencjału na morzu. Brali go za delikatnego panicza i, no cóż, musieli płacić swoje za takie poglądy. Smith mógł znieść to, że mają o nim niższe mniemanie. Jenak nie pozwalał na poniżanie siebie. Wiec jeśli ktoś powiedział mu w twarz, że jest słaby i do niczego lub próbował zmusić go do poniżającej pracy... Powiedzmy, że dostawał lekcję i więcej się do sherlocka bez szacunku nie odzywał.
    Wydął usta i zamyślił się na chwilę. Wrócił pamięcią do momentu, gdy zaciągnął się na pierwszy piracki okręt. Myśleli, że skoro jest zdrajcą dworu, to na okręcie będzie popychadłem. Przecież ktoś z pałacu nie może całkowicie świadomie działać na niekorzyść swoich byłych władców.

    [Przepraszam, że tak późno, ale miałam słabe dwa dni. Spotkanie, pogrzeb i złe samopoczucie :c Ale postaram się choć jeden opis dziennie dawać]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  46. Gdy dobili do lądu, większość tych niewyżytych szczurów swoje kroki skierowały do burdelów, spragnieni kobiecego ciała. W myślach błogosławiła Bogu za to, że była kobietą. Co z tego, że miała mniej praw i podobnież była słabsza (fizycznie – tak, była, kobiety nie są stworzone do wysiłku fizycznego). Anamaria za to pierwsze co zrobiła, to poszła do kowala – wymienić sobie broń na nieco lepszą. Marco, młody acz zdolny mężczyzna, znał ją bardzo dobrze. Nawet można nazwać ich znajomość jako ‘raczkującą przyjaźń’. Potem załatwiła broń na pokład i przypilnowała jej dostawy. Teraz w końcu mogła się najeść, napić i iść spać gdzieś w spokoju.
    Znalazła się w pierwszej lepszej tawernie, jaką akurat na potkała. Nie miała swoich ulubionych. Młodej i całkiem ładnej kelnereczce poleciła przynieść sobie coś niedrogiego i do tego rum. Zdjęła z głowy czarny kapelusz i położyła go na stole. Siedziała sama, w kącie. Po co ma przeszkadzać wielmożnym panom z nosami w cyckach kurtyzan. Zauważyła nawet paru ze swojej załogi. Ten świat jest cholernie mały…

    [Zobaczymy, zobaczymy ;p]
    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  47. Nie wiedziała, czy powinna być oburzona czy co. Ale z drugiej strony – czy potrzebowała czegoś bardziej interesującego niż swoje oczy? Nie. Nie chciała używać aż tak bardzo swoich wdzięków… Ładna buźka jej wystarczała.
    Zagryzła dolną wargę, a gdy ręka Szkieleta przesuwała się po górnej części jej ud, zadrżała, czując dziwne łaskotanie w brzuchu. Gdy tylko ją zabrał, aby grać dalej, odsunęła się na nieco większą odległość. Tak naprawdę powinna już odejść… ale zatrzymał ją muzyką. Gdyby nie wiedziała, iż nie może wiedzieć, kim ona jest, pomyślałaby, że robi to specjalnie.
    - Niektórzy mężczyźni wolą najpierw dostrzegać uroki ukryte w duszy kobiety nim zachwycą się jej ciałem – odparła, siląc się na stanowczy głos. Ale w Porcie Royal spotkała tylko jednego takiego mężczyznę.

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  48. Zdążyła zjeść posiłek, który był miłą odmianą od tego szmelcu podawanego na pokładzie. I sucharów. Przywołała do siebie brunetkę o, jak zauważyła, sporych piersiach (większych od jej), brązowych oczętach i czarnych włosach splecionych w warkocza. Ta przyniosła jej kolejną porcję rumu. Anamaria odetchnęła głęboko i zamknęła oczy. A gdy je otworzyła, widziała naprzeciw siebie Szkieleta. Zaraz, co? Skąd on…? Mrugnęła jeszcze dwa razy. Nie znikał, więc nie ma przywidzeń (dzięki Bogu, bo to by źle świadczyło!)
    - A od kiedy to wielmożny zastępca kapitana poświęca swoją cenną uwagę zwykłej ogniomistrzyni, która podobno nawet nie jest prawdziwym piratem, bo chodzi i marudzi? – zapytała. Złapała kapelusz i założyła go na głowę, naciągając na oczy tak, aby go nie widzieć. Po ostatniej sytuacji naprawdę przestała go lubić. Upiła łyk rumu. Może jak się upije nie będzie chociaż pamiętała tej rozmowy… Nieważne, że potem może stać się coś nieprzyzwoitego (Anamaria jeszcze nigdy tak do końca się nie upiła, więc nie wiedziała, czym może to skutkować). Zresztą, kogo to obchodzi? To, co cennego miała, zabrano razem z jej sercem zdolnym do miłości. Teraz było już wszystko jedno. A nie latała w ramiona (czy raczej gdzieś indziej) mężczyzn tylko dla własnego honoru, by nie nazwano jej dziwką.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  49. Rosa uśmiechnęła się na taką odpowiedź.
    - Być może w większości faktycznie kobiety są dla piratów tylko dla zaspakajania ich zwierzęcych pragnień i instynktów. Ale znam jednego, który nie patrzy w ten sposób na płeć przeciwną. I także jest piratem.
    Rosie nawet nie przyszło do głowy, że mógł ją okłamywać. Nie, nie mógł. Nie mógł udawać miłości do dawnej, zmarłej już narzeczonej i nie mógł udawać szacunku do płci pięknej. To się ma we krwi i przyzwyczajeniach. Nie w myślach. Inaczej jeden nieuważny ruch, gest mógł go zdradzić.

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  50. Kobieta uśmiechnęła się tylko po tych słowach, ale dalej na niego nie patrzyła. Była rozbawiona.
    - Zakochałeś się? – powtórzyła za nim. – Widzę, że humor ci dopisuje. Jestem jedynie na twojej liście kobiet do przelecenia. Po wszystkim zapomnisz nawet jak się nazywam.
    Nie wierzyła w to, że Szkielet byłby zdolny do jakiejkolwiek miłości. Tak samo jak większość piratów. Tych, którzy chcieli się prawdziwie zakochać i szanować kobietę, widać było gołym okiem. Byli inni. Reszta tylko chciała się zaspokoić. Zresztą, po to były otwarte świetnie prosperujące w porcie zamtuzy.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  51. Podniosła kapelusz z oczu i uniosła brwi.
    - Nie oceniam cię. Stwierdzam to na podstawie tego, co zdążyłam zauważyć. A miałam na to dobre kilka lat – stwierdziła, po czym oparła się o stół. – Nie jestem głupią gęsią, która poleci na takie słodkie słówka. W ten sposób możesz czarować sobie tą kelnereczkę – machnęła ręką w stronę dziewczęcia śmiejącego się razem z jakimś klientem. – Przeżyłam jedną miłość, dzięki której zamiast żyć na dworze Hiszpańskim szlajam się z brudnymi kundlami statkiem pirackim. I słyszałam dokładnie to samo co słyszę teraz. Jeśli naprawdę by ci zależało, stałbyś teraz na głowie, abym chociaż się uśmiechnęła. Nie wiem tylko, dlaczego uparłeś się na mnie, skoro masz tyle ładnych panienek wokół.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  52. Kobieta siedziała oniemiała i patrzyła ze zdumieniem na to, co robi Szkielet. Mrugała oczami, jakby w ten sposób miała pojąć logikę całego zajścia. Po chwili jednak zaczęła się cicho śmiać i lekko pacnęła się otwartą dłonią w czoło, kręcąc głową.
    - Kretyn – mruknęła pod nosem, gdy już wychodził. Dopiła swój rum, wstała od stołu i rzuciła kelnerce parę monet. – Za mnie, tego idiotę i posprzątanie tego rumu – po czym sama wyszła z karczmy. Widziała jeszcze jego sylwetkę, a więc ruszyła za nim na statek. Po chwili stała w drzwiach jego kajuty, oparta o framugę drzwi z założonymi rękoma. Nie obchodziło jej, że pasowałoby dać mu trochę prywatności. Uśmiechała się.
    - To była najbardziej idiotyczna rzecz, jaką mógłbyś zrobić dla byle kobiety – stwierdziła. Przed oczami miała jeszcze obraz mokrego zastępcy.

    [Sama się śmiać zaczęłam xD]
    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  53. - Fakt. Jestem kobietą z twojej załogi.
    Gdzieś kiedyś od kogoś słyszała, że wywołanie uśmiechu jest kluczem do serca kobiety. Nie wiedziała, kto to wymyślił, ale… musiał być bardzo doświadczony, bo miał rację. Patrzyła o wiele łaskawiej na mężczyznę przed sobą niż jeszcze niedawno.
    - Doprawdy, dlaczego akurat uparłeś się na mnie? – patrzyła, jak zanurza włosy w wodzie, a potem wyciera je. Rejestrowała każdy jego ruch. Na jej ustach nie było już tak szerokiego uśmiechu, ale przynajmniej była przyjaźniej nastawiona.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  54. - Nie wiem, czy masz na myśli „nadzwyczajna”. W każdym razie jestem dokładnie taka, jaka powinna być kobieta na statku pirackim. – Oparła się plecami o framugę i wpatrzyła gdzieś wysoko. Ramiona miała skrzyżowane pod biustem. Po chwili przed jej oczyma pojawiły się inne kobiety ze statku, które próbowały się wkupić w łaski samego kapitana. – Kobieta, nie dziwka – dodała. Nazwanie jej taką kobietą o lekkich obyczajach byłoby… czymś, co mogłoby ją złamać, jeśli ktoś nazwałby ją tak podając prawdziwe argumenty.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  55. Obróciła głowę w jego stronę. Uniosła nieco brwi.
    - Powinnam czuć się zaszczycona, słysząc słowa aprobaty od samego kapitana. – I tak nie zapomni jak brutalnie wcisnął ją na swoje miejsce. – Nie jestem nią, masz rację. Ale w każdej chwili mogę się nią stać. Wystarczy jedna chwila słabości. Czy nie tak samo było z kobietami, które miałeś?
    Nie mówiła tego po to, aby mu wypominać albo robić wyrzuty sumienia. Nie współczuła też im. Dostawały to, na co zasługiwały. Ona także dostała swoją lekcję lata temu. Czasem tak bywa, że jeśli się ktoś nie sparzy, nie będzie rozumiał.

    [Wybacz, poszłam się myć ;p]
    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  56. - Skoro tak… - powiedziała, odchodząc od framugi a wchodząc do pomieszczenia. Zrobiła kilka wolnych kroków w stronę Szkieleta, po czym zatrzymała się przechylając głowę w bok. Patrzyła na niego przymrużonymi oczętami. – Więc mówisz, że gdybym oddała się tobie, nawet i tu i teraz, nie miałbyś podstawy, aby nazwać mnie dziwką? – Uniosła brwi, ciekawa odpowiedzi.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  57. Anamaria opuściła powoli głowę, nie patrząc na niego już ‘z góry’, a normalnie. Nie miała powodów, aby mu wierzyć, ale też nie miała powodów, aby nie wierzyć. A poza tym – w ogóle nie musiała nad tym myśleć, bo nie zamierzała kochać się z żadnym. Nie czuła takiej potrzeby.
    - Świetnie – odparła, wycofując się w stronę drzwi. – Czas poszukać jakiejś cichej gospody na noc. Dobranoc więc – dodała i nieco sarkastycznie dygnęła, co mogło przypominać wielce dystyngowaną damę. A może miało być tylko wyrazem szacunku. Kto wie.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  58. Szkielet najwidoczniej uczył się na tym, co minęło, bo nawet nie próbował jej zatrzymać. Obróciła się na pięcie i poszła w stronę wyjścia, ale zatrzymała się na moment. Grał teraz na gitarze, ale nie przeszkadzało jej to, aby jeszcze dodać z dziwnym uśmieszkiem:
    - Nie tęsknij za bardzo.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  59. Anamaria zaśmiała się tylko pod nosem i wyszła z kajuty, następnie opuszczając pokład statku. Wygląda na to, że pan zastępca kapitana wkupił się w łaski strasznej pani ogniomistrz, która już nieraz groziła nożem różnym amantom, głównie tym mniej delikatnym.
    Nieważne. Teraz jedyne, czego potrzebowała, to cisza, wygodne łóżko i ciepła kąpiel. Sprawdziła zawartość swojej sakiewki. Tak, starczy jej na taki luksus.

    [Jak chcesz to Szkielet może jej zrobić nalot na wynajęte lokum jak będzie paradować w koszuli. Czy coś. xD]
    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  60. Znalazła chyba najbardziej oddaloną i najmniej popularną gospodę w całym Port Royal. Ale chciała się wyspać. Więc o to właśnie chodziło. Jakże przyjemnie było móc w końcu zanurzyć się w wodzie i zmyć z siebie te dni na morzu, kiedy akurat umyć się nie miała okazji! Ale nie siedziała w wodzie za długo. Wyszła, wycierając swoje ciało i włosy ręcznikiem, zapięła koszulę (tylko!) i wyszła do określonego pokoju. Właśnie kończyła czesać prawie suche już włosy, kiedy ktoś bezczelnie wszedł do pokoju. Odwróciła się i patrzyła na mężczyznę jak na zjawę. Była w szoku. Nie spodziewała się, że za nią tutaj przyjdzie! Była prawie naga, a on stał w drzwiach. W końcu wydukała tylko:
    - Co ty tutaj, do cholery, robisz?

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  61. Przez moment czuła się zagubiona i wybita z rytmu. Miała iść za chwilę spać, a przynajmniej się położyć. Nie zrobi teraz tego, bo Szkielet postanowił ją odwiedzić.
    - Jakim cudem ty w ogóle mnie znalazłeś? – zapytała, marszcząc brwi i rzuciła okiem na swoje ubrania. Nic w nich nie było sensownego. Postanowiła chociaż udawać, że wcale nie jest speszona. W końcu to nie było w jej stylu.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  62. Westchnęła cicho. Złapała za butelkę rumu i upiła z niej dość spory łyk, jakby przez to miała odreagować cały dzisiejszy wieczór. Usiadła na łóżku i patrzyła tylko na niego, jakby pytała „i co ja mam z tobą zrobić?”
    - Zamierzasz tutaj zostać na noc? – spytała, ignorując jego ostatnią uwagę.

    [Ja tam nie mam nic do tego. xD Nie wiem jak Anamaria xD]
    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  63. Nie protestowała, gdy zabrał jej butelkę. Może nawet i lepiej, zrobiła się już przez ten rum trochę otępiała i jakby senna.
    - Wolnych pokojów w gospodzie jest dużo – odrzekła, gdy siadał na łóżku. – Jak masz zamiar spać tu, to sama najpierw wykopię cię do łazienki.
    Zaraz, co? Anamaria, dobrze się czujesz? Odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy.
    - Robisz się strasznie sentymentalny.
    Inaczej widziała Szkieleta do tej pory. Nie przebierał w środkach i delikatności. Zresztą, sam jej to udowodnił.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  64. - Starzejesz się, a jednak dalej jesteś w formie. – Poklepała wewnętrzną stronę jego uda, dając tym do zrozumienia, o co jej chodziło. Wzięła bez dyskusji butelkę rumu i ponownie upiła łyk, po czym znów podała ją jemu. – Zabierz ją zanim się do końca upiję.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  65. Uśmiechnęła się lekko. Jego słodkie słówka zaczynały powoli do niej trafiać. I nawet sprawiać jej przyjemność, chociaż przez te osiem lat na pokładzie nie zależało jej akurat na tym, aby ładnie wyglądać. Pochyliła się lekko ku niemu, zmniejszając tym samym odległość między ich twarzami.
    - Ale ładniej by było bez koszuli, prawda? – zapytała trochę podchwytliwie.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  66. Spojrzała w stronę drzwi. Faktycznie, wcześniej nie zwróciła na to uwagi. Trzeba będzie je zamknąć. Ale nie chciało jej się ruszyć z miejsca.
    - Twoja troska o mnie jest pełna podziwu - powiedziała z lekko ironicznym uśmiechem. - Wręcz ojcowska.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  67. Patrz, jaki bystry. Prawie że umie czytać w myślach! Uśmiechnęła się lekko, odprowadzając go wzrokiem na poprzednie miejsce obok siebie.
    - Nie ojcowska? - zapytała, unosząc brew. - Na formalną troskę o przełożonego raczej to nie wygląda. Zresztą, taka nawet w naszym świecie nie istnieje - stwierdziła, sięgając ręką po rum. A trudno, najwyżej się upije.

    [Myślałam że nie odpisałaś więc poszłam. xD W ogóle wymyśliłam, iż Ana i Szkielet mogliby się spotkać z panem Zaragozą. Szkielet dowiedziałby się ciekawych rzeczy ;p]
    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  68. Upiła łyk z butelki, którą udało jej się jeszcze sięgnąć, oddała ją szkieletowi i runęła w tył, opadając na łóżko. Oparła jednak na materacu swoje stopy, tym samym zginając kolana. Pilnowała tym drobnym gestem, żeby nie pokazać czegoś niechcianego. Patrzyła w sufit.
    - Jak ty w zasadzie tak naprawdę masz na imię? - zapytała, zerkając na niego przelotnie. - Rodzice musieliby być dla ciebie bardzo okrutni, jakby od samego początku nazywali cię 'Szkielet'.

    [Cieszę się, że się podoba. ;3 Szkielet może przy okazji np. uratować jej życie czym kupi sobie jej sympatię. ;p]
    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  69. Uniosła lekko brew, patrząc na niego przez moment z politowaniem, jakby zadał najgłupsze pytanie na świecie.
    - Gdybym nie chciała wiedzieć to bym chyba nie pytała - odparła może trochę zbyt szorstko i przeniosła znów wzrok na sufit.

    [Nope. Popłyną i przybiją do jednej z wysp hiszpańskich, dla uzupełnienia wszystkiego. Tam w porcie mogą czekać już na nich Hiszpanie, którzy będą chcieli ich pojmać. Jakoś się przemkną, a tutaj się okaże, że ich dowódcą jest Antonello. Zabiją jego strażników i wtedy Anamaria sobie z nim 'porozmawia', mówiąc rzeczy o których Szkielet nie wiedział, które mogą go zastanawiać i zniechęcać do Anamarii i które wcale nie muszą być prawdziwe xD]
    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  70. Milczała przez moment, patrząc wciąż w sufit czasem rozświetlany przez błyskawice za oknem. Słychać było bębniące krople deszczu intensywnie zalewające ziemię. Jak to dobrze, że znalazła inne lokum niż swój hamak pod pokładem.
    - Podoba mi się - stwierdziła po chwili. Naprawdę, brzmiało dla niej lepiej niż Szkielet. Przeniosła powoli swój wzrok na twarz mężczyzny, jakby oczekiwała jakiejś dziwnej reakcji czy wybuchu śmiechu. Albo jakby chciała mu pokazać, że w swoim zdaniu jest całkowicie poważna.

    [Nie mówię, żeby się zniechęcał. ;p Ale może się przez chwilkę zastanowić czy to jest w ogóle możliwe. ;p]
    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  71. - Nie wiem, czy zauważyłeś - odezwała się, podnosząc się znów do siadu - ale nie należę raczej do rozchichotanych dziewek portowych plotkujących z każdą, która się nawinie o prywatnych sprawach mężczyzn, z którymi się spało, włączając w to nawet rozmiar penisa - prychnęła cicho. Jasne, że by nikomu nie powiedziała. Inną sprawą, było, że nawet nie miała komu. Złapała za poduszkę, trzepnęła nią parę razy i znów rzuciła na miejsce.

    [Szkielet nie musi tak uciekać, Ana zaczyna mu nawet powoli ufać. ;p]
    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  72. Uniosła kącik ust ku górze w zadziornym uśmiechu. Biedny Szkielet, zrobił się taki ostrożny co do niej. Jeszcze niedawno wyznawał jej, że wziąłby ją na miejscu, nawet na deskach pokładowych. Nie potrzebowała ostrożności słów, sama nie była też dość często uważna.
    - Po co rozmawiać, skoro lepiej jest widzieć - odparła nieco rozbawiona. - Natomiast podobnież przyjemniej jest poczuć.
    Położyła się na brzuchu na łóżku, ramionami obejmując niedawno rzuconą poduszkę. Przymknęła na moment oczy.

    [Spoko. ;p]
    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  73. Uśmiechnęła się kpiąco.
    - No właśnie. Więc jeśli nie masz nic przeciwko, a widzę, że nie masz, ja idę spać - odezwała się wystarczająco głośno, aby ją usłyszał i naciągnęła na siebie kołdrę.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  74. Obudziła się następnego dnia o... normalnej porze. Gdy przetarła zaspane oczy i rozejrzała się po pokoju, dostrzegła jeszcze Szkieleta opartego o ścianę. Nie wiedziała, czy śpi czy nie. W każdym razie powoli odrzuciła kołdrę z siebie. Koszula na jej ciele była strasznie wygnieciona, a kilka guzików rozpięło się w czasie snu, dlatego starała się je zapiąć, a potem cichutko przejść obok mężczyzny do swoich rzeczy. Miała nadzieję, że zdąży się jeszcze ubrać nim ten się obudzi.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  75. Dziewczę to zdążyło wciągnąć na siebie jedynie dolną partię bielizny, gdy zauważyła, że jej drogi zastępca już nie śpi. Przez moment widać po niej było lekkie zakłopotanie, które zaraz odpędziła od siebie. Anamaria nie mogła być zakłopotana - była piratem! Jej nic nie kłopocze ani niczego się nie wstydzi.
    - Nie chciałam cię budzić - wydukała tylko, sięgając po spodnie.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  76. - Umiem. Co więcej, uwielbiam to - powiedział z błyskiem w oku i dobył szabli.
    Mężczyźni ruszyli ku nim, dobywając broni. Nie mieli zbyt przyjemnych twarz, wręcz przeciwnie. Z rykiem rzucili się na Sherlocka i jego towarzysza. Ci byli na to gotowi i nie zastanawiali się nad odpowiedzią. Naga stal zwarła się ze sobą i zaśpiewała. Powietrze zgęstniało od napiętej atmosfery i siarczystych wyzwisk. Krew tryskała na wszystkie strony.
    - Niezła zabawa - stwierdził Sherlock.
    Napastnicy ich okrążyli, a Smith wraz ze swoim towarzyszem przywarli do siebie plecami. Wrogowie mieli przewagę liczebną. Jednak to piraci nie tolerują zasad i walczą nie fair. Więc mają niejaką przewagę.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  77. - Jeśli chcesz wracać do cię nie zatrzymam - stwierdziła, gdy już założyła spodnie i przez szlufki przeciągnęła pasek, który zaraz zapięła. Potem obróciła się tyłem do niego i ściągnęła swoją koszulę tylko po to, aby obwiązać biust materiałem, jak to miała w zwyczaju. Tak było wygodniej podczas latania w tą i w tamtą. Nic nie przeszkadzało i nie denerwowało.
    - Ja mam w grafiku dzisiaj jeszcze odwiedziny rodziców. Przynajmniej na moment.
    Matka bardzo tęskniła za swoim małym 'aniołkiem', którego Hector wysłał na statek do plugawych piratów. W domu z nimi Anamaria była zupełnie inną osobą. Nie musiała tam być w końcu twarda. Mogła sobie pozwolić na więcej... kobiecości. Vivian nawet się wtedy bardziej cieszyła, bo wiedziała, że jej córka jeszcze jest człowiekiem.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  78. Kobieta obróciła lekko głowę i uśmiechnęła się ledwo widocznie.
    - Coś mi się zdaje, że twoi przyszli teściowie są młodsi od ciebie - stwierdziła i sięgnęła po koszulę. Ale nie mogła jej założyć, bo Szkielet przykleił się do jej pleców. Dlatego też ją puściła. Była już przy nim prawie naga, więc co jej szkodziło.
    - Bieganie z gołymi cyckami po pokładzie byłoby niepraktycznie i nieprzyjemne - stwierdziła, widząc już tępe miny majtków na widok pół-nagiej kobiety w środku rejsu. - A z tego, co wczoraj zauważyłam, nie lubisz dzielić się dobrem kobiet z innymi.
    Nie przeszkadzało jej jego przymilanie się. Wręcz była pod wrażeniem, że utrzymał tak długo łapy przy sobie. Może faktycznie mu zależało na jej zdaniu? W każdym razie, to sprawa do przemyślenia.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  79. Obróciła się przodem do niego bez zastanowienia. Oplótł ją w talii, a jej ramiona spoczęły na jego torsie. Patrzyła na niego, unosząc jedną brew.
    - Jakoś tak dziwnie odmieniło ci się dopiero wczoraj... - powiedziała zaskakująco cicho. - Nie wmówisz mi, że patrzyłeś na mnie przez osiem lat tak samo, jak dziś tylko wstydziłeś się podejść. - Na jej wargach pojawił się bezczelny uśmiech. - Tym bardziej to jest zastanawiające.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  80. - I powiem ci coś w sekrecie - wyszeptała chwilę po tym, jak ją pocałował, nachylając się w stronę jego ucha. - Nadal chcę być jak on. - po czym dodała głośniej: - Jak stwierdziłeś, dużo mi jeszcze do niego brakuje. Więc przede mną kolejne lata ciężkiej pracy - stwierdziła z uśmiechem, dając mu przy okazji lekki pstryczek w nos. Nie odwzajemniła pocałunku. Nie była pewna, czy potrafi jeszcze zdobyć się na taki pełen miłości gest. Antonello wieki temu zabrał jej serce i potrzeba czasu, aby je odzyskać. A przy okazji zakazany owoc pociąga bardziej niż łatwa dziewka z ulicy.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  81. Z uśmiechem odprowadziła go wzrokiem do drzwi. Gdy tylko te się zamknęły, oparła się o ścianę i odetchnęła głęboko. Mogła sobie teraz pozwolić na tą słabość. Dotknęła dłonią swojego czoła. Co się wokół niej działo? Od kiedy to lubiła jakiegokolwiek mężczyznę bardziej niż było to przewidziane dla stosunków formalnych? Dlaczego pozwalała mu na aż tyle?
    Zamknęła za sobą drzwi i oddała klucz wraz z pieniędzmi właścicielowi. Wyszła z gospody i rozejrzała się mimowolnie za Szkieletem. Nie mogła go nigdzie dostrzec. Gdzie on poszedł?

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  82. [To słodkie jak Szkielet się tak zmienia. ;p]

    Anamaria wywróciła oczami i ruszyła powoli przed siebie. Nie wiedziała, gdzie on poszedł, ale nie zamierzała odkładać wizyty u swoich rodziców tylko dlatego, że jej towarzysz gdzieś nagle zniknął. W każdym razie ruszyła drogą przed siebie - i wtedy go zobaczyła. Mimowolnie uśmiechnęła się, nie zatrzymując się ani nie przyspieszając kroku.
    - A już myślałam, że postanowiłeś trzymać się zasady zostawania w tyle.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  83. [A ja jeszcze nie grałam taką postacią jak Anamaria xD Ale z nią może być ciężko, bo to dość silna kobieta ucząca się na błędach. Więc może to potrwać zanim coś poważnego poczuje do Szkieleta.]

    - Nie poznaję cię, Gardiel - powiedziała, zerkając na niego ukosem. - Mogę się założyć, że każdy z korsarzy zszedł na ląd, aby zaspokoić pragnienie - klepnęła tu jego biodro, chcąc mniej więcej pokazać, o co jej chodzi. - A ty siedzisz ze mną. Jeszcze trochę tak pobędziesz na odwyku to się staniesz tak wkurzający jak ja. Albo wyjdziesz z wprawy. A co, jeśli nadarzy się jakaś ciekawa okazja? - uniosła brew. Widziała już zarys domku rodziców. Nie był duży, ale po co dwóm osobom większe mieszkanie?

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  84. [Ale to całkiem słodkie. ;3 Byleby nie odechciało mu się jak już dostanie pod względem fizycznym. xD]

    Kobieta uśmiechnęła się tylko, ale więcej nic nie mówiła. Doszli w końcu do domku jej rodziców. Zapukała do drzwi, które niemal natychmiast otworzyła jej matka. Chociaż była dużo starsza od Anamarii, nadal wyglądała ładnie. Była łagodniejszą wersją swojej córki - jaśniejsze włosy, pogodne spojrzenie i delikatne rysy.
    - Anamaria! - krzyknęła radośnie od progu i przytuliła mocno swoją córkę, śmiejąc się przy tym. - Tak dawno cię tutaj nie było! Chodź, kochanie, musisz mi wszystko o... o mój Boże.
    Vivian dostrzegła Szkieleta i aż cofnęła się, z oczętami pełnymi przerażenia.
    - Madre, to zastępca kapitana z mojej załogi. Ale pewnie o tym już wiesz, jak widzę.
    - Hector... Hector! - kobieta wydawała się w ogóle nie słuchać słów Anamarii, na co ta wywróciła oczami. Zaraz słychać było stukanie drewnianej nogi. Ku nim kuśtykał dawny artylerzysta Smoka. On także zaniemówił, widząc Szkieleta u progu swojego domu.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  85. Anamaria westchnęła, nieco rozczarowana zachowaniem rodziców. Przestąpiła śmiało próg, spychając przy okazji śmiertelnie wystraszoną matkę trochę dalej.
    - Wejdź. Są po prostu zaskoczeni. Padre, mógłbyś podać coś do picia - zwróciła się do Hectora, który skinął głową.
    - Miło cię znów widzieć, zastępco - odezwał się jeszcze i odszedł na prośbę Any, która chwyciła matkę za ramiona i lekko nią potrząsnęła.
    - Madre... nie bój się, nic ci nie grozi. Może tylko strasznie wygląda. - Zerknęła przez ramię Szkieleta, po czym mruknęła pod nosem: - A na pewno staro.
    - Anamaria, ale on... wy...
    - Nie, madre - odparła rozbawiona. - Przykro mi, nie doczekasz się w najbliższym roku żadnego wnuka - pogłaskała kobietę po głowie i przytuliła. Vivian nalegała, aby jej córka w końcu się ustatkowała i powiła jakieś urocze dzieciątko. Ana obróciła się do Szkieleta.
    - Chodź dalej - objęła jedną ręką matkę w pasie i poprowadziła do przytulnego saloniku.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  86. - To... to ja przyniosę wam coś do jedzenia - Vivian nagle otrzeźwiała, że jest przecież gospodynią tego domu i natychmiast wybiegła do kuchni. Anamaria odetchnęła głęboko i opadła na wygodną kanapę.
    - Przepraszam za nich - mruknęła i machnęła rękę w stronę, gdzie jeszcze niedawno była jej matka. - Raczej nigdy nikogo ze sobą do domu nie przyprowadzam. Ale i tak mają ciągle nadzieję, że pewnego dnia zobaczą twarz swojego wnuka.
    Anamaria uważała, że nie nadaje się na matkę. Zabiłaby to biedne dziecko przy pierwszej okazji, gdyby za bardzo ją zdenerwowało.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  87. - Tak, z pewnością zobaczą - powiedziała ironicznie, po czym klepnęła miejsce obok siebie. - Siadaj. Zobaczą to dziecko równie tak szybko jak mnie w białej sukni na ślubnym kobiercu. Czyli nigdy. Kiedyś może chciałam mieć własną rodzinę i wyjść za mąż. Sam widzisz, jak to się skoczyło.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  88. Była wręcz pewna, że matka robi teraz wyrzuty swojemu mężowi za to, że oddał córkę na statek piracki i zamiast mieć normalnej rodziny ta teraz błąka się po morzach z szumowinami.
    - Zobaczymy jak się wszystko potoczy. Podobnież mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy, nie zaczyna. Tak coś słyszałam. Padre, powiedz mamie, żeby nic nie szykowała, bo zaraz idziemy.
    Hector przewinął się przez pokój, podając na stół herbatę i rum, bo nie wiedział, na co ma ochotę akurat Szkielet.
    - Jak jej to sama powiesz to może ci w to uwierzy - odparł z uśmiechem, na co Anamaria pokręciła lekko głową i westchnęła. Cała Vivian...

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  89. Vivian przyniosła jedzenie i usiadła wraz z Hectorem przy stole.
    - Na pewno musicie być głodni. Hector mówił, że kukowie na Latającym Smoku nie gotują zbyt dobrze, więc... Ach, i cieszę się, że pana poznałam - Vivian najwidoczniej już się opanowała i uspokoiła. Teraz była miłą gospodynią. - Niezmiernie mnie cieszy, że Anamaria może liczyć na wsparcie silnego mężczyzny w tak brutalnym świecie. Jest taka delikatna...
    Anamaria zachłysnęła się herbatą, słysząc te słowa. Kaszlała jeszcze przez moment, aż jej oczy napełniły się łzami. Chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Nadopiekuńcza mamusia, psia jego mać.
    - Nie powinnaś pić tak szybko. Ach, Anamaria, mamy też i prezent dla ciebie! Mieliśmy z ojcem nadzieję, że szybko wrócisz... - Vivian wstała i podeszła do szafy, z której wyciągnęła kusą sukieneczkę. Młodsza kobieta spojrzała z wyrzutem na ojca.
    - Tato!
    - Na mnie nie patrz, matka się uparła - podniósł ręce do góry.
    - Mamo, przecież ja od ośmiu lat nie chodzę w sukienkach!
    - I to jest błąd! Spójrz na siebie, jesteś piękną już kobietą. Powinnaś prezentować się jak najlepiej!
    - Tak, żeby majtkowie ślinili się na widok zgrabnych nóżek spod sukieneczki - burknęła pod nosem tak, że możliwe iż tylko Szkielet mógł to usłyszeć.
    - Co mówiłaś?
    - Nic.
    Naprawdę nie była zachwycona.
    - Przymierz - nalegała kobieta.
    - Nie ma mowy!

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  90. - Porozmawiamy na statku - syknęła tylko złowrogo. Mógł być pewny, że z pewnością to wstawiennictwo za matką nie ujdzie mu na sucho. Podniosła się z miejsca, zabrała od niej kieckę i wyszła do pomieszczenia obok. Ściągnęła z siebie ciuchy, a materiał obwiązujący piersi lekko zsunęła, żeby nie było go widać przy tym cholernym dekolcie. Po chwili wyszła z rozczarowaną miną. Jej zdaniem wyglądała jak pajac. Miała ją na sobie pierwszy i ostatni raz. W dodatku czerwony kolor nie pasował do jej karnacji.
    - Mogę już to zdjąć? - jęknęła, czując na sobie wzrok trzech osób.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  91. [Mogę przewinąć już na pokład? ;p]

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  92. Matka wcisnęła siłą Anamarii paczkę z sukienką. Nie mogła jej wyrzucić po drodze, bo dręczyłyby ją wyrzuty sumienia (akurat w kwestii rodziny takowe miała). Dlatego, gdy tylko znalazła się pod pokładem, rzuciła ją na hamak. Było tutaj coraz więcej załogantów, dlatego kobieta, bez pukania, wparowała do kajuty zastępcy i trzasnęła niedelikatnie za sobą drzwiami.
    - Co ty sobie wyobrażasz? Matka upokorzyła mnie już wystarczająco. A ty jeszcze popierasz jej głupie pomysły o noszeniu kiecek! - Zrobiła kilka szybkich kroków w stronę mężczyzny. Jej palec wskazujący znajdował się tuż przed jego nosem. - Nie miałeś najmniejszego prawa! Mam nadzieję, że był to ostatni raz, inaczej skończy się to gorzej!
    Najwidoczniej przez to spoufalenie się Anamaria zapomniała, że jest mimo wszystko trochę niżej w hierarchii niż Szkielet.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  93. - Nie jestem dzieckiem - wysyczała, obracając się automatycznie w jego stronę. - Nie jestem damą i nikt ze mnie takiej nie zrobi. Jestem pierdolonym piratem, więc z łaski swojej przestańcie mnie WSZYSCY traktować jak ośmioletnie dziecko! Opiekun uciśnionych dam się znalazł - warknęła i przeszła szybkim krokiem przez kajutę, żeby wyjść. Ona skończyła. Teraz musiała się uspokoić.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  94. Już od dawna nie czuła różnicy płci. Mężczyzna, kobieta - wszystko jedno. Byli bardzo podobni i mieli niemal identycznej potrzeby. Jeszcze tego popołudnia wypłynęli w morze. Wieczorem wszyscy kładli się już pod pokład. Na statku nie było już w zasadzie nikogo - oprócz jednej pani opierającej się o burtę. Już się uspokoiła, chociaż nadal była zła na swoją rodzicielkę za takie zachowanie. Zwiesiła głowę i westchnęła głęboko. Od czasu jak wydarła się na Szkieleta, nie widziała go. Chyba sam nawet nie chciał z nią rozmawiać.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  95. Dostrzegła jedynie kątem oka, że ktoś się zbliża. Po krokach poznała, kto. Szkielet. Nie odwróciła głowy, dalej patrzyła na spokojne morze. Do pewnego czasu.
    - Zamiast tutaj stać powinieneś odpocząć - odezwała się cicho, dalej patrząc w dal. - Ktoś musi czasem myśleć na pokładzie. Taki plebs jak ja jest tylko od brudnej roboty, nam tylko trzeba siły.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  96. Zagryzła na chwilę dolną wargę. Może i rola ogniomistrza nie była brudną robotą. Była bardzo odpowiedzialna, ale nie wystarczała, aby Anamaria mogła liczyć na coś więcej niż tylko... ranga. Chociaż, za dużo myśli.
    - W każdym razie powinieneś się wyspać - skwitowała jedynie. Obróciła się tak, że teraz plecami opierała się o burtę i spojrzała na mężczyznę obok.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  97. Uniosła lekko brwi. Nie, żeby jej to nie odpowiadało, w końcu już spała w jednym pokoju ze Szkieletem. Jeszcze parę razy a uzna to za coś normalnego i naturalnego.
    - Czymże to sobie zasłużyłam na wygodne łoże podczas rejsu?

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  98. - Szczęście coś ostatnio lubi się do mnie uśmiechać. Mam do kogo gębę otworzyć, to już jest sukces - wywróciła oczami. Fakt, zawsze na statku była sama, czasem wydawała tylko rozkazy artylerzystom. - Czekam teraz na mocnego kopa od losu. On lubi tak zagrywać. Nieważne. I rozumiem, że ja zajmę twoją kajutę... a ty gdzie się podziejesz? - zmierzyła go badawczym wzrokiem.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  99. Odwzajemniła jego uśmiech. Chciał spać na pokładzie? Mhm. Oczywiście.
    Pogłaskał ją po policzku. Kobieta zamknęła oczy, uśmiechają się szerzej. Aż nagle złapała za jego koszulę i przyciągnęła go gwałtownie do siebie. Ich usta prawie się stykały. Patrzyła na jego wargi, gdy do niego szeptała:
    - To byłoby nierozsądne, zostawiać Anamarię w tak wielkiej kajucie samą... Jeszcze jakiś niechciany gość... - jedna z jej dłoni wślizgnęła się na jego policzek - wkradłby się do środka i zastałby bezwładną, prawie nagą kobietę. Myślisz, że zostawiłby to tak obojętnie? - przeniosła dziwnie niewinny wzrok na jego oczy. Sama nie wiedziała, że potrafi być taka... jak teraz. Widać, ma ukryte zdolności. Ale fakt faktem, że nie chciała zostawać sama. A jemu ufała.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  100. Uśmiechnęła się lekko. Więc nie musiała aż tak długo przekonywać. Dobrze. Tylko niekoniecznie było tak, jak chciała... ale dało się to zmienić. Podła meduza.
    - Myślę, że... - z powrotem zerknęła na jego wargi - twój materac jest wystarczająco szeroki, aby pomieścić dwie osoby... jak myślisz? - uniosła zadziornie brew, ponownie zerkając mu w oczy.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  101. Zaśmiała się tylko krótko, nie spuszczając wzroku z oczu Szkieleta.
    - Tak zaawansowana pozycja... musi jeszcze dojrzeć. Nadal jednak uważam, że dwie osoby obok siebie tam się zmieszczą...
    Mężczyzna najwidoczniej podłapał jej zabawę, bo sam się do niej włączył. Przymknęła na moment oczy, gdy swoją rękę położył na jej plecach.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  102. Gdy tylko jego palce dotknęły jej karku, na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. To, co robił, było dla niej przyjemne i niebezpiecznie kuszące.
    - No chyba, że.. - szeptała, brnąć dalej w tą grę - masz jakieś sensowne argumenty, dla których miałabym sądzić inaczej... - przejechała dłonią pieszczotliwie po jego włosach. - Hm?

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  103. Nie oczekiwała wrażliwego i romantycznego Romea. Nie oczekiwała tak szczerze mówiąc zainteresowania jakiegokolwiek mężczyzny. Więc to wszystko było dla niej naprawdę miłym komplementem...
    - To jest jakiś argument... - wyszeptała. Jedną ręką wciąż trzymała jego koszulę. Zaczęła powoli cofać się w stronę zejścia, do kajuty Szkieleta, wraz z nim, czy tego chciał czy też nie. - Rozważę tą zachciankę... w najbliższym czasie...

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  104. Jej się podobał taki obrót spraw. I po raz pierwszy mogła wyspać się swobodnie, zazwyczaj na hamaku spała w ubraniach, bo bosman łaził między nimi rano i zrzucał ich w ramach pobudki na podłogę. Dlatego puściła mężczyznę, gdy znalazł się już w kajucie, samemu rozpinając koszulę. Obróciła się do niego przodem, gdy już trzeci od góry guzik nie stanowił problemu i uśmiechnęła się tylko.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  105. Uśmiechnęła się jednie, obserwując ruchy zastępcy. Po chwili jej koszula leżała gdzieś na boku. Kobieta odpięła pas, wcześniej pozbywając się butów (jednak spać w spodniach było wygodniej niż w butach). Rozpięła część garderoby, jaka jej pozostała, ale jej nie zdjęła. Widząc, że Szkielet usiadł na łóżku, zaraz przysiadła mu na kolanach z podłym uśmieszkiem.
    - Oczywiście, że nie gram fair - wymruczała wprost do jego ucha. - Przecież jestem piratem.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  106. Jej wargi drgnęły tylko przez pocałunek. Poczuła się nagle... dziwnie. Tak dawno nikt jej nie całował. Przymknęła powieki, oddając się tej pieszczocie. Nie rozumiała, co ten człowiek jej zrobił, że stała się taka... kobieca. Wcześniej taka sytuacja jak teraz była nie do pomyślenia. Pogładziła delikatnie jego policzek.
    - Jestem ogniomistrzem - szepnęła. - Nie boję się ognia. Ogień jest moim żywiołem - wyszeptała wprost w jego wargi w przerwie.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  107. - Nie przestraszę się, póki mnie nie sparzy - odpowiedziała tylko. Popchnęła go nagle i gwałtownie na materac, a ona usiadła na jego brzuchu i pochyliła się nad nim. Oparła ręce tak, że teraz jego głowa spoczywała między nimi. Nachyliła się powoli, mrużąc oczy. - A chyba nie mamy takiego zamiaru... hm?

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  108. Uśmiechnęła się jedynie, dłoń kładąc na ciepłym torsie mężczyzny. Pochyliła się jeszcze bardziej - przez chwilę zawisła dosłownie milimetry nad jego wargami, a następnie wpiła się w nie mało delikatnie. Może i nie powinna brnąć już tak daleko, ale ten człowiek miał w sobie jakiś magnez... Magnes na Anamarię Quesadę. Odsunęła się na moment od jego ust, aby spojrzeć mu w oczy.
    - Powinniśmy iść już spać.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  109. Uśmiechnęła się poprzez pocałunek. Po raz kolejny oddała mu dzisiaj pieszczotę, o której w zasadzie żadna ze stron nawet nie powinna myśleć. Ale jednak. Powiedział coś, ale Anamaria raz jeszcze pocałowała go, tym razem bardziej czule i sentymentalnie. Przez te wszystkie lata nawet nie wiedziała jak bardzo tęskniła za tymi drobnymi (czasem może nie) gestami i pieszczotami.
    Zeszła powoli z jego brzucha i zdjęła spodnie do końca. Wtedy położyła się na materacu, na boku i przymknęła oczy.
    - Tak. Teraz możemy iść spać...

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  110. Poczuła, że robi się jej zimno. Dlatego właśnie przysunęła się bliżej ciepłego ciała mężczyzny i wtuliła się, co było absolutnie do niej niepodobne. W ogóle dzisiaj do siebie podobna nie była...
    A co do spraw cielesnych... Domyśliła się, że raczej zwykł sypiać z wykończoną po stosunku kobietą, jeśli w ogóle z nią zostawał. Ona taka nie była. Jasne, mogła się oddać bez uczuć, dla własnej przyjemności. Ale nie jemu. On znaczył zbyt wiele, by ten seks mógł być dla niej przedmiotowy. Lecz nie był jeszcze jej kochankiem. Na miłosne uniesienie także nie mogła sobie jeszcze pozwolić. Więc lepiej pozostać w tej pierwszej fazie.
    Oddychała równo i miarowo. Sama nie zauważyła, jak szybko zasnęła.

    [Też idę spać bo zaraz tata wstaje ;p Paaa.]
    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  111. Obudziła się jako pierwsza. Zerknęła na twarz Szkieleta - jeszcze spał. Wymknęła więc się z łóżka jak najciszej tylko mogła, ubrała się i wyszła z kajuty. Wszyscy już byli na pokładzie, więc nawet nie zauważono jej nieobecności. Zresztą, ogniomistrz potrzebny był tylko w czasie walki oraz tuż po. Podobnie jak artylerzyści, który obijali się właśnie na tyłach statku, pijąc rum. To nimi właśnie Anamaria dowodziła (w większej części jednak podlegali kapitanowi). Mimo wszystko lubiła ich i w rozmowach prywatnych nawet miło się z nimi gawędziło. W końcu załoga była jak jej rodzina. Kochała te krzywe mordy, mimo że czasem już brzydło jej patrzenie na nich. Dołączyła się do dyskusji mężczyzn, którzy żwawo rozmawiali o nadchodzącej bitwie, która była wręcz gwarantowana - zmierzali ku Hiszpańskim wodom. Byli tym faktem bardzo podekscytowanie, mając świadomość, że ich ogniomistrzyni nienawidzi tych gnojków. Będą mieli więcej pracy - i zabawy przy okazji.
    Ale wtedy dziewczyna dostrzegła Szkieleta, który najwidoczniej się obudził. Wyglądał jakoś markotnie. Zmarszczyła brwi i bez słowa odeszła od swoich rozmówców, aby stanąć obok zastępcy kapitana.
    - Wyglądasz jakby wypluł się wąż morski. - To zdecydowanie było bardzo miłe powitanie.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  112. Sztorm... przeklęte zrządzenie pogody zamierzające zniszczyć doszczętnie to, co pływa na powierzchni wody. Czas, kiedy syreny uwielbiają pławić się w morzu i porywają ze statków zabieganych i rozkojarzonych marynarzy. Cholerne demony, że też umiały tak wysoko wyskakiwać...
    - Może uda nam się dobić do portu, nim się zacznie - Anamaria wiedziała, że to niemal niemożliwe, ale mimo wszystko miała nadzieję. Nienawidziła tego całego zamieszania. Biegania po pokładzie w przemoczonym do cna stroju.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  113. Zdecydowanie już nie lubiła tego dnia. Było koło południa, a na horyzoncie znalazły się już dwa wrogie statki czarnych kubraków. Odwróciła się zaraz potem, jak je zobaczyła. Szkielet wrzeszczał do załogi, ona natomiast poszła kopnąć w leniwe zady artylerzystów, ktoś musiał obsługiwać broń.
    - Przygotować folgierze, wysunąć armaty, przygotować kartacze i pociski łańcuchowe!
    - A kule ogniste? - zapytał jeden z mniej doświadczonych artylerzystów.
    - Zostawimy na koniec. Jak zmieciemy większość z pokładów. Najpierw kartacze!
    - Tak jest!
    Mężczyźni pobiegli pod pokład, szykować broń.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  114. - Czekać! - krzyknęła. Hiszpanie zauważyli dopiero teraz statek piracki, bo Anamaria z tak daleka dostrzegła zamieszanie na ich pokładzie. - Puścić strzał ostrzegawczy!
    Kula trafiła w morze. Wrogie okręty zaczęły wysuwać działa, a kartacze ze Smoka szybko uderzyły w załogę. Bitwa dopiero się zaczynała.
    - Zmienić kule, niszczymy maszty! - wrzasnęła do ludzi pod pokładem, którzy na rozkaz zaczęli ładować pociski łańcuchowe. Obróciła się i otworzyła szeroko oczy. Hiszpanie odpowiedzieli ogniem, a jedna z kul leciała prosto na nią. W ostatnim momencie padła na deski i syknęła, źle upadła na rękę. Później przejdzie się do medyka. Teraz zbierała się z powrotem.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  115. Dobili do brzegu. Anamaria rozdarła swoją koszulę, aby owinąć ranną rękę. Obwiązała sobie materiał przez szyję. Będzie jej ciężko walczyć, zawsze używała obu rąk. Koszula teraz odkryła jej brzuch i dolną część pleców, ale nieważne. Złapała za kordelas i wyskoczyła razem z załogą na ląd. Walka szła jej naprawdę mozolnie, w dodatku nie mogła użyć pistoletu, dlatego dawała się spychać wrogom w tył. Byli w Hiszpańskim porcie, który zdecydowanie różnił się od Portu Royal. Zabijali mężczyznę za mężczyzną. Pokonywała właśnie ostatniego swojego przeciwnika, kiedy plecami wpadła na Szkieleta. Obróciła się w jego stronę i zamachnęła się, ale zatrzymała rękę tuż przed jego szablą.
    - Tam jest fort. Jeśli pozwolimy im na zbyt wiele, przyjdą zaraz nas wymordować. Zajmijmy go.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  116. Kobieta przestała przejmować się bólem swojej ręki, przeszkadzało jej jedynie to, że nie mogła jej używać. Trudno, zdarza się, przy następnej walce pewnie będzie już sprawna.
    Piraci wtargnęli do fortu jak dzikie zwierzęta, rozpraszając Hiszpanów. Czarne kubraki były bardziej porywcze niż czerwone, Brytyjczycy mieli wszystko uporządkowane i lubili strzelać. Hiszpanie woleli szable. Zjawili się na placu głównym i rozpoczęła się kolejna walka, która nie skończy się nigdy, jeśli nie znajdą dowódcy.
    - Szkielet! - wrzasnęła przez pole bitwy. Przepchała się do niego, bo w trakcie podróży zdążyli się rozdzielić. Odsunęła się, bo ktoś właśnie upadł, przeskoczyła ciało i znalazła się przy zastępcy. - Musimy znaleźć tego, kto tutaj dowodzi. Weźmiemy go jako zakładnika i wymusimy poddanie się! Potrzebni są do tego dobrzy ludzie, bo na pewno jest dobrze strzeżony!

    OdpowiedzUsuń
  117. Strzeliła w głowę Hiszpanowi, który właśnie zamierzał zaatakować Anamarię i spojrzała na wieżę. Tak, tam go znajdzie na pewno. Złapała go za ramię, gdy tylko uporał się ze swoim przeciwnikiem.
    - Chodź tam ze mną.
    Fakt, sama nie dałaby rady, kto wie ilu strażników było po drodze.

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  118. Strażników było dziwnie mało. Czyżby byli jacyś upośledzeni? Powinni bronić życia swojego dowódcy, a nie dołączać do walki z piratami. Nieważne, lepiej dla nich. Została nieco w tyle, gdy Szkielet podszedł do mężczyzny stojącego tyłem do drzwi. Wiedział, że po niego przyjdą. Był spokojny. Obrócił się, gdy pirat położył rękę na jego ramieniu, a potem jego wzrok spoczął na oniemiałej kobiecie.
    - Anamaria - powiedział delikatnie i czule, jakby dalej był jej kochankiem. Dziewczyna podeszła powoli w stronę Szkieleta, nie spuszczając wzroku z Antonello. - Minęło tyle lat, a ty nadal jesteś piękna. Nie masz pojęcia jak bardzo...
    Nie dokończył, zamiast jego słodkich słówek słychać było plask. Po chwili Hiszpan trzymał się za lekko zaczerwieniony policzek.
    - Chyba mi się należało... - mruknął cicho.
    - Ukradłeś moją łódź, moje serce i moją cnotę! - mierzyła palcem prosto w jego twarz. - Zabrałeś mi wszystko, zostawiając jak psa z niczym. A teraz proszę! Dowodzący tego całego burdelu! Ile kobiet jeszcze przeleciałeś, żeby się tu dostać?
    - Ana...
    Po raz kolejny uderzyła go w policzek. Potem sięgnęła za pistolet.
    - Podaj mi chociaż jeden sensowny powód, abym cię nie zastrzeliła.
    - Kochasz mnie.
    - Bzdura! - przeładowała pistolet.
    - Widzę to w twoich oczach. Trzymasz do mnie urazę, co mnie boli. Ale skrzywdziłem cię i zasłużyłem na to. Ale mimo wszystko... nadal mnie kochasz. Nadal chcesz, abym został twoim mężem. Nadal chcesz ułożyć sobie ze mną życie... - Ręka Anamarii drgała. Powoli opuszczała ją w dół, jakby jego słowa naprawdę do niej trafiały. - Pamiętasz? Mieliśmy być na zawsze. Mieliśmy mieć dzieci. To były nasze marzenia...
    - Nie - szepnęła, bo głos by jej za bardzo drgał. Przywołanie tamtych wspomnień ją bolało. - To były MOJE marzenia. Perfidnie wykorzystane przez ciebie do własnych przyjemności. Mam nadzieję, że chociaż ci było dobrze...
    - Byłaś...
    - Jedenaście lat temu zostawiłeś coś w Porcie Royal. - Teraz łgała, ale wystarczająco przekonująco, aby przerazić Hiszpana. - Malutką, śliczną dziewczynkę, która potrzebowała ojca i godnej rodziny. Ja okryłam hańbą i siebie i swoich rodziców, rozumiesz?
    - Anamaria... my...
    - Żyje w klasztorze. A ty nigdy jej nie zobaczysz, rozumiesz? Nie pozwolę, bo jej oczy oglądały takiego łajdaka. A teraz idziesz z nami - przystawiła mu pistolet do skroni. - Bez dyskusji.
    Zerknęła na jego pas z bronią. Zerwałaby go teraz, ale nie miała akurat wolnej ręki. Spojrzała na Szkieleta.
    - Mógłbyś?

    OdpowiedzUsuń
  119. - Nie baw się w Davy'ego Jonesa - burknęła pod nosem i kopniakiem w plecy ruszyła z miejsca Antonello. - Najpierw wymusimy poddanie się. Potem jest mi obojętne, co się z nim stanie.
    - Anamaria, ja mam rodzinę - jęknął nagle Hiszpan.
    - Nie obchodzi mnie to.
    - Dorastałaś w domu bez ojca. Wiesz, jak to jest. Skażesz niewinne dziecko na podobny los?
    Kobieta przez moment milczała, po czym mocniej kopnęła go raz jeszcze.
    - Ruszaj ten swój zawszony zad!
    Anamaria była wściekła i zrozpaczona za razem. Nie była gotowa na spotkanie swojego niedoszłego narzeczonego. Dalej szła wyłączona z rzeczywistości, ze zwieszoną głową. Tak otępiała nie była jeszcze nigdy.

    OdpowiedzUsuń
  120. Anamaria została z Antonellem, podczas gdy piraci świetnie się bawili, wybijając Hiszpanów jednego po drugim. Dziewczyna była wystarczająco skupiona, aby dobrze upilnować mężczyznę. Dopóki się nie odezwał:
    - Błagam, Anamaria... - mówił roztrzęsionym głosem. - Zlituj się. Dziecko...
    - Nie powinno mnie to obchodzić.
    - Znasz ten ból. Nigdy nie byłaś bezlitosna, potrafiłaś okazać litość i współczucie. Więc błagam...
    Kobieta zamknęła na moment oczy, oddychając głęboko. Opuściła powoli broń.
    - Spierdalaj stąd. Tak daleko, aby moje oczy nigdy więcej cię nie widziały. Jeśli pojawisz się w Porcie Royal, własnoręcznie cię zabije.
    - Dziękuję... - wyciągał dłonie, aby ją objąć, ale ta podniosła pistolet, sugerując, że sobie tego nie życzy.
    - Obyś zgnił za swoje krzywdy w piekle. - Skinęła głową, aby się wynosił, co Antonello pospiesznie zrobił. Sama opuszczała już plac, aby udać się do medyka. Musiał obejrzeć jej bolącą rękę. I wiedziała, że na pewno spotka ją kara za samowolne uwolnienie więźnia. Nie miała prawa tego robić.

    OdpowiedzUsuń
  121. [Ale Ana i tak karę dostanie. ;p Lubię męczyć swoje postaci. xD Możemy przeskoczyć już do tego, jak kapitan jej będzie prawił wyrzuty, że wypuściła Antonello?]

    OdpowiedzUsuń
  122. Spędziła trochę czasu u medyka, ale przynajmniej miała opatrzoną rękę. Co z tego, skoro nadchodziły większe kłopoty. Kapitan. On i ona stali w samym środku koła utworzonego z marynarzy. Morgan Kerr był wściekły. Niebezpodstawnie. Anamaria miała jednak wysoko uniesioną głowę, starając się nawet w tak poniżającej sytuacji nie stracić ostatniej iskierki godności.
    - Wypuściłaś ważnego dla nas więźnia. Czy ktoś ci nadał takie prawo?
    - Nie, kapitanie.
    - Czy więc możesz nazwać to jako bunt czy niesubordynację?
    - Tak, kapitanie. I jestem gotowa ponieść konsekwencje za swoje czyny.
    - Świetnie. Dziesięć batów nauczy cię wykonywania poleceń jedynie kapitana. Przywiązać ją do masztu i zdjąć z niej tą szmatę.
    Kapitan wyminął majtków, którzy zdarli, wedle rozkazów, koszulę z Anamarii, a w następnym momencie jej ręce zostały przymocowane do masztu. Załoga zaczęła schodzić pod pokład bardzo pospiesznie, jakby nie chcąc widzieć czegoś takiego. Albo raczej słyszeć. Niektórzy jednak pozostali. Nadszedł bosman, w dłoni dzierżył bat. To był pierwszy raz, jak musiała znieść karę.
    Każde smagnięcie pozostawiało po sobie ból i czerwony pas na jej plecach. Kobieta zaciskała zęby oraz powieki, starając się nie krzyczeć. Ale stawało się to coraz bardziej nie do wytrzymania. Zduszone jęki wyrywały się z jej ust przy każdym smagnięciu, a spod jej powiek pociekły łzy. Anamaria nigdy nie płakała. Ale dzisiejszych wrażeń skumulowało się aż tyle, że nie potrafiła się już powstrzymać. Przy trzech ostatnich uderzeniach nie potrafiła już zaciskać zębów - krzyczała, a najgłośniej przy ostatnim. Bosman odwiązał ją i odszedł. Kobieta padła bezwładnie na deski pokładowe, nie ruszając się nawet. Nie była w stanie.

    [Moje postaci są zazwyczaj słodkie i niewinne ;p Dlatego Anamaria tak do końca też twarda nie jest xD]

    OdpowiedzUsuń
  123. Była prawie nieprzytomna. Tylko łzy leciały strugami z jej oczu. Nie wiedziała nawet, kto ją podnosi i gdzie prowadzi. Nie zauważyła, że majtkowie i szczury gapią się na nich ze swoich hamaków. Poczuła coś miękkiego pod sobą - ten sam materac, na którym jeszcze wczoraj spała. Otworzyła powoli załzawione i przekrwione oczy. Zauważyła niewyraźną sylwetkę mężczyzny, którego poznałaby wszędzie.
    - Zostaw mnie... - powiedziała cicho po czym syknęła, zaciskając palce na materacu, gdy przemywał alkoholem jej rany. - Nie potrzebuję niczyjej litości.

    [W sumie tak, bo właśnie przez to Anamaria jest jednak nadal w części kobieca, a nie tylko takim babochłopem xD A w ogóle to Szkielet jest w powiązaniach. ;3]

    OdpowiedzUsuń
  124. Jedną ręką otarła wciąż płynące łzy. Nie chciała, aby ktokolwiek widział, jak płacze. Już i tak wystarczająco pokazała swoją słabość.
    - Nie kpij ze mnie - mówiła dalej słabym i drżącym głosem. Zamknęła oczy i położyła głowę na boku, zwróconą w jego stronę. - Gdybym cię nie znała, uwierzyłabym w tą bajkę. Tobie chodzi o coś innego.

    OdpowiedzUsuń
  125. - Nie wiem... - mruknęła cicho. - Gdyby chodziło ci tylko o szacunek do mnie, ściągnąłbyś mnie z pokładu i wrzucił do kajuty medyka. Ale przyciągnąłeś mnie tutaj... Nie wiem, czemu traktujesz mnie inaczej niż resztę załogi czy nawet kobiet. Gdybyś chciał mnie tylko przelecieć, zrobiłbyś to już wczoraj. Nie potrafię zrozumieć, kogo we mnie widzisz...
    Anamaria była dziś zdecydowanie zbyt słaba na jakikolwiek ruch czy spojrzenie i zbyt przybita. Zrobiła się przez to okropnie sentymentalna. A może taka była zazwyczaj, tylko kryła tą część?

    [Też ładnie ;3]

    OdpowiedzUsuń
  126. Był taki beztroski. Dokładnie odwrotnie od zachowania Anamarii dzisiaj. Chciał, aby o tym nie myślała, ale ona nie umiała. To wszystko było dziwne, niezrozumiałe. A ona musiała wiedzieć. Taka była jej natura. Musiała wiedzieć wszystko, co dotyczyło jej i zakresu jej działań.
    Zaczął grać, a ona powoli podniosła powieki. Cholerny ból powoli mijał. Przeszkadzał jej teraz tylko bandaż na piersiach. Strasznie uciskał. Jak ona mogła chodzić tak codziennie?
    Przygryzła lekko dolną wargę. Poczuła się taka mała i bezradna. Może jej matka miała rację. Może potrzebowała kogoś od siebie silniejszego, by się nią opiekował...
    - Szkielet... - odezwała się cicho, aby znów zwrócić jego uwagę na siebie. Nie wiedziała, że jest rozebrany.

    OdpowiedzUsuń
  127. Nie, nie chciała iść spać, mimo że była padnięta, i nie chciała rumu, mimo że była zrozpaczona po dzisiejszym dniu. I wolała zapomnieć o nim. Potrzebowała czegoś całkiem innego. Sama była zdumiona, że o to poprosiła.
    - Pocałuj mnie - szepnęła.
    Aby odzyskać dawną pewność siebie, potrzebowała poczuć, że komuś na niej zależy i ktoś jest blisko. Potrzebowała jego.

    OdpowiedzUsuń
  128. Patrzyła dokładnie na jego ruchy. Zaczynała już powoli odzyskiwać orientację i stabilność obrazu. Uniosła się lekko na łokciach, czego zaraz pożałowała, bo plecy zapiekły ją niemiłosiernie, a ręka znów zaczęła boleć. Ale to nie było ważne. Zamknęła oczy i odwzajemniała delikatnie pocałunek. Potrzebowała go tak bardzo. Przez dziesięć lat żyła, wymazując z pamięci uczucie towarzyszące czemuś tak przyjemnemu. Udawało jej się o tym zapominać i tamować różne odruchy. Do wczoraj. Pogłębiła lekko pocałunek, nie chcąc go przerywać. Być może więcej już czegoś takiego nie doświadczy.

    OdpowiedzUsuń
  129. Na francuski pocałunek nie liczyła, ale z chęcią mu się oddała. Bardzo nie chciała, aby przerywał. Wyciągnęłaby rękę, aby go przygarnąć, ale nie mogła opierać się tylko na jednej. Więc pogodziła się z losem.
    - Nie mogę oddychać - mruknęła jedynie w odpowiedzi i głową skinęła w stronę materiału ciasno obwiązującego piersi. Położyła się z powrotem na materacu.

    OdpowiedzUsuń
  130. Nie było dla niej ważne akurat to, czy będzie patrzył na jej wdzięki czy nie. Nie wstydziła się. Nie miała czego. Odetchnęła głębiej, gdy materiał został odwinięty. Poczuła się swobodniej.
    - Obok mnie jest wystarczająco dużo miejsca, aby pomieścić drugą osobę. Nie jestem aż tak gruba.

    OdpowiedzUsuń
  131. - Trzymam za słowo - mruknęła tylko cicho i przesunęła się bardziej w bok, aby Szkielet miał więcej miejsca, aby się położyć. Chciała zaczekać aż skończy i dopiero zasnąć, ale nie dała rady. Presja tego dnia przygniotła ją aż za bardzo. Obudziła się znacznie później niż dnia poprzedniego. Tym razem to Szkieleta nie było już obok.

    OdpowiedzUsuń
  132. Kobieta nie wiedziała, co się dzieje na pokładzie. Słyszała jakieś krzyki i zamieszanie, ale nie miała siły podnieść się z miejsca. Dopiero oparła się na przedramionach i spojrzała na drzwi, kiedy przez nie wszedł Szkielet. Uśmiechnęła się lekko i z powrotem się położyła.
    - Nie wiem, czy zostałeś już poinformowany, ale w twojej kajucie będzie dzisiaj przebywała pewna jedna upierdliwa baba.

    OdpowiedzUsuń
  133. Zabrała się za swoją rybę ze wdzięcznym uśmiechem, chociaż wciąż leżała na brzuchu. Plecy już nie bolały jak wczoraj. Ręka też odpuściła. Gdy skończyła posiłek, dopiero spojrzała na Szkieleta.
    - Jesteś zły - stwierdziła bardziej niż zapytała. - Dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
  134. Anamarii nie podobała się taka zdawkowa odpowiedź. Podniosła się powoli z łóżka (i pożałowała tego, bo zakręciło jej się w głowie) i zaraz opadła u bok Szkieleta. Do swoich piersi przyciskała pościel. Zastępca byłby zdecydowanie zbyt szczęśliwym człowiekiem, gdyby paradowała po kajucie z nagim biustem.
    - Powiedz mi, bo będę musiała użyć perswazji.
    Jeśli to miał być szantaż, to jej chyba nie wyszedł.

    OdpowiedzUsuń
  135. - I te babskie ploteczki tak cię rozjuszyły? - uniosła brwi, kładąc przy okazji dłoń na jego policzku. - To znaczyć może dwie rzeczy. Albo się mnie wstydzisz i twierdzisz, że z tak paskudną dziewką w życiu byś romansu nie miał. Albo faktycznie coś jest na rzeczy. Którą opcję wybierasz ty? - zapytała, chociaż nie oczekiwała odpowiedzi, powoli zbierała się z podłogi, żeby znaleźć materiał, który wczoraj został odwiązany.

    OdpowiedzUsuń
  136. - Czyli masz ze mną romans, chociaż sama o tym nie wiedziałam - odparła, w ręce trzymając już materiał. Obróciła się na moment do Szkieleta. Wciąż przyciskała pościel do piersi. - W końcu nie wiem czy kilka pocałunków i spanie obok siebie można zaliczyć jako romans w świecie pirackim.
    Wzruszyła ramionami i rozejrzała się, szukając jakiegoś kącika, aby się choć trochę ubrać. Znaczy zakryć piersi, bo jej ostatnia koszula została podarta w strzępy przez nadgorliwych majtków.

    OdpowiedzUsuń
  137. Zaśmiała się cicho i puściła pościel. Obróciła na moment głowę w jego stronę.
    - Aż dziwne, że taki szakal jak ja ci się podoba.
    Zaczęła ponownie obwiązywać biust. Na plecach miała jeszcze szramy po wczorajszym bacie.

    OdpowiedzUsuń
  138. Kobieta zdążyła się już "ubrać". Obróciła się w stronę zastępcy i podeszła powoli do niego, aby usiąść razem.
    - Masz dzisiaj dużo pracy?

    OdpowiedzUsuń
  139. Uśmiechnęła się lekko. Szkoda, uwielbiała przeszkadzać w pracy mężczyznom.
    - Twoją pracą jest także zajęcie się kobietą przebywającą w twoim lokum. - Zerknęła na butelkę rumu i uniosła brew. - Nie pij tyle, bo się upijesz i jakaś baba może ci wmawiać za kilka miesięcy, że będziesz tatusiem.

    OdpowiedzUsuń
  140. - I myślisz, że nie byłabym w stanie tego zrobić? - uniosła brew, poszerzając lekko ironiczny uśmieszek. - Nie doceniasz mnie, kochanie - zaśmiała się, przesuwając się dalej na materacu, aż oparła się plecami o ścianę. Założyła nogę na nogę.

    OdpowiedzUsuń
  141. Anamaria tylko uśmiechała się dziwnie. Tak, jakby była gotowa w każdej chwili pokazać mu, że może zrobić wszystko.
    - Oczywiście, że tak.

    OdpowiedzUsuń
  142. Zaśmiała się tylko i pokręciła głową.
    - W życiu. Nie chcę mieć dziecka. To jest coś najgorszego w życiu kobiety. Że też ten kretyn uwierzył w bajkę o córeczce w klasztorze - wywróciła oczami. Ale przynajmniej słodko zareagował.

    OdpowiedzUsuń
  143. Nie przestawała się ani na moment uśmiechać. Zerknęła na moment na jego wargi, po czym położyła dłoń na jego policzku, gładząc lekko jego powierzchnię kciukiem.
    - Jak już zacząłeś tak prawić komplementy, to kontynuuj, chętnie posłucham.

    ["Pozdrawiam typa ,który biegał nago w czasie deszczu na Lewitynie,wydawał dziwne okrzyki oraz chwilę później, wydobytą boją z wody grał "w kosza" <- takie rzeczy tylko w moim mieście xD]

    OdpowiedzUsuń
  144. Kobieta nie zdążyła w ogóle zareagować. Ostatnio całowali się coraz częściej. To było podejrzane. A już w ogóle dziwne było to, iż Anamaria tego chciała. Nigdy tak się nie zachowywała.
    Zamknęła powoli oczy i oddała mu delikatnie pocałunek. Na chwilę jednak go przerwała, aby powiedzieć:
    - Kobiety lubią, gdy im się dużo mówi. Ale demonstracja jest chyba przyjemniejsza.
    I ponownie wpiła się w jego wargi z dozą czułości. Zarzuciła mu swoje ręce za szyję, pogłębiając pocałunek.

    [Nie tylko Ty xDDD]

    OdpowiedzUsuń
  145. Za chwilę przesiadła się z łóżka na kolana Szkieleta - jego uda miała między swoimi nogami, a sama docisnęła go nieco do ściany. Nie była podpita, a mimo wszystko pragnęła jego bliskości. Oddawała mu gorliwie pocałunek, który zaczął przeradzać się powoli w namiętność. Przeczesała dłonią jego włosy.

    OdpowiedzUsuń
  146. Drgnęła lekko, gdy poczuła nagle ręce zastępcy na swojej talii, ale było to jednak przyjemne uczucie. Zawsze starał się ograniczyć dotyk względem niej. Zsunęła ręce zza jego szyi. Przejechała powoli po barku, a potem jeszcze wolniej po torsie, jakby chciała sprawić mu tym drobnym gestem przyjemność. Pocałunek trwał i żadna ze stron nie chciała go najwidoczniej przerywać. Przestawał się ograniczać do kilku zdawkowych buziaków, a stawał się pozbawiony wszelkich ogródek i obaw.

    OdpowiedzUsuń
  147. Ale ten moment jej wystarczy. Zacisnęła palce na materiale jego koszuli, gdy tylko zszedł na jej szyję i odchyliła głowę w tył, tym samym uchylając lekko wargi. Z jej ust wydobyło się ciche westchnięcie przepełnione przyjemnością. To drobne odchylenie od poprzedniego stanu sprawiło, iż wpiła się w jego wargi z większym impetem i większą śmiałością.

    OdpowiedzUsuń
  148. Na moment przygryzła jego wargę, gdy poczuła dłonie przesuwające się wzdłuż swojego ciała. Pod wpływem tak przyjemnego i łaskoczącego dotyku wygięła się w lekki łuk, wypinając przy tym i pośladki i piersi. Zaraz jednak wróciła do pocałunku. Jej dłoń ponownie znalazła się na policzku mężczyzny, a kciuk gładził jego powierzchnię. Jej oddech stawał się coraz cięższy przez pieszczoty Szkieleta.

    [Ana nie ma koszuli. ;p Podarli jej ostatnie strzępy na pokładzie poprzedniego wieczoru. ;p]

    OdpowiedzUsuń
  149. Poczuła zabawne łaskotanie w brzuchu, kiedy materiał obwiązujący jej biust nagle zniknął. Ostatni raz pozwoliła się oglądać całkiem nago Hiszpanowi, któremu ostatnio darowała życie. Teraz... nie była już cnotliwą dziewczynką, a jednak jakiś dziwny hamulec zadziałał w jej mózgu. Odsunęła na moment swoje wargi od jego ust - Szkielet ten moment wykorzystał na zerknięcie w dół. Z jej warg wydobyło się ciche westchnięcie, gdy tak dotykał jej dekoltu. Złożyła lekki pocałunek na jego policzku, przesuwając się w bok - aż do jego ucha, które zostało teraz przystankiem pieszczot. Jej dłonie wspięły się w górę jego torsu tylko po to, aby odpiąć kolejny guziczki od koszuli mężczyzny. Właśnie dostawał to, czego chciał na początku. Miała nadzieję, że nie będzie żałować swojej decyzji.

    OdpowiedzUsuń
  150. Przerwała pieszczoty jego ucha i zamierzała wrócić do ust, ale nie zdążyła. Miast tego oparła swoje czoło i jego czoło i odetchnęła głęboko, gdy dłonie mężczyzny znalazły się na jej piersiach. Wpiła się w jego usta z lubością, przysuwając bliżej niego. Swoje pośladki docisnęła do krocza Szkieleta i jęknęła cichutko wprost w jego usta. Rozpięła do końca koszulę, ale jej nie zdjęła. Nie była teraz w stanie, Złapała obiema rękoma za ramiona mężczyzny i zacisnęła na nich swoje palce. Raz po raz wzdychała podczas pocałunku, który stał się nagle czuły, pośladkami dociskając się bardziej do niego. Nie obchodziło jej, jak długo nabywał takie umiejętności. Oboje byli piratami i póki ich drogi się nie splotły, mogli mieć kogo tylko chcieli. Zsunęła się niżej, obsypując pocałunkami jego podbródek, a potem na szyję, chcąc chociaż w pewnej części wynagrodzić mu taką przyjemność, jaką jej niósł.

    [Spoko. ;p Przeżyję jakoś. xD]

    OdpowiedzUsuń
  151. Oddech Anamarii stawał się coraz szybszy. Dłonie Szkieleta rozpalały ją coraz bardziej. Zdjęła z niego mało delikatnie koszulę, przez co musiał na chwilę zaprzestać pieszczot. Jedną dłonią przyciągnęła za podbródek go w stronę swojej twarzy i ponownie wpiła się w jego usta, przygważdżając go całą sobą bardziej do ściany. Jej dłonie błądziły po nagim, ciepłym torsie mężczyzny, zapuszczając się coraz niżej i niżej, przez brzuch aż do linii pasa. Tam zatrzymała się jedna ręka kobiety. Uniosła się nieco, aby jej dłoń mogła wkraść się powoli pod materiał jego ubrania i zacisnąć się na męskości.

    [A tak ogółem to jest z Tobą jakiś kontakt? Bo blog może upaść (oby nie) i pozostanie klapa po romansie. ;p]

    OdpowiedzUsuń
  152. Oddawała pocałunek z pasją, namiętnością i pragnieniem. Wciąż chciała więcej. Zamruczała, gdy jego ręce znalazły się na jej pośladkach. Dłoń wysunęła się spod materiału, ale jedynie po to, aby, z pomocą drugiej, rozpiąć całkiem spodnie zastępcy. Szarpnęła nimi w dół, przez co troszkę się opuściły. Trzeba będzie zmienić pozycję, aby całkiem się ich pozbyć.

    [Też tak myślę ;p To podaj mi numer, napiszę.]

    OdpowiedzUsuń
  153. Gdy pozbyła się reszty jego ubrań - zresztą z wzajemnością, oboje zostali całkiem nadzy, usadowiła się na jego brzuchu. Nachyliła się, aby ponownie złączyć ich wargi, ale on był szybszy i z ust Anamarii wydobyło się niekontrolowane, głośne westchnięcie. Oparła się jedną ręką o materac i zamknęła oczy. Pozostawała chwilowo bierna. W końcu oboje muszą się sobą nacieszyć. Nie wiadomo, kiedy będzie następny raz. O ile będzie. Drugą dłonią pogładziła jego włosy.

    OdpowiedzUsuń
  154. Zdążyła lekko musnąć czubek jego głowy, gdy poczuła zjeżdżającą w dół dłoń. Jęknęła głośno, gdy poczuła palce w sobie i zostawiła jego włosy w spokoju, teraz opierając się obiema dłońmi o materac. Z początku był delikatny, miał ogromne wyczucie, jeśli ktoś by ją spytał. Cichutkie westchnięcia raz po raz wyrywały się z jej ust, stawały się jednak głośniejsze, gdy przyspieszał. Anamaria zagryzła wargi, tłumiąc w sobie wychodzące z niej mimowolnie dźwięki, jakby się ich wstydziła. Opuściła lekko głowę, ukrywając tym samym usta wśród włosów zastępcy. Jej ramiona po jakimś czasie zaczęły drżeć.

    OdpowiedzUsuń
  155. Odchyliła lekko głowę w tył z głośnym, przedłużonym jęknięciem i zacisnęła palce na pościeli. Odzwyczaiła się już od tego uczucia. Dawno żaden mężczyzna jej nie miał. Pocałowała go raz jeszcze, nim wyprostowała się całkowicie. Dłonie umieściła na jego torsie, przy czym dopchnęła go bardziej do pościeli i sama zaczęła się poruszać w górę i w dół. Nie musiał jej pomagać. Na początku było to bardzo delikatnie, jednak razem z upływem czasu przyspieszała ruchy swoimi biodrami, oddychając coraz szybciej. Zamknęła oczy, a jej usta przestały się zamykać. Raz po raz słychać było westchnięcia zmieszane z głośniejszymi jękami. Jej piersi poruszały się prawie że w tym samym tempie co i ona, tylko z lekkim opóźnieniem.

    [Wybacz, ale niesfornie mi idzie pisanie seksów z osobą, której nie znam. xD]

    OdpowiedzUsuń
  156. Dźwięki wydobywające się z niej czasem zostawały przerywane przez nerwowe przełknięcie śliny. Stały się też głośniejsze, odkąd przyjemność stała się większa poprzez głębsze ruchy. Do tego doszły pieszczoty piersi. Zdecydowanie było jej za dobrze. Pochyliła się lekko nad nim i złożyła na jego wargach lekki, krótki pocałunek, po czym wróciła do pionu. Przyspieszyła jeszcze bardziej swoje ruchy, chociaż zaczynała czuć się już zmęczona, a wiedziała, że to jeszcze nie jest koniec.

    OdpowiedzUsuń
  157. Walka rozgrywała się szybko. Tu ucięta kończyna, tam rozcięty brzuch, gdzie indziej miecz zatopiony w plecy. Już się zdawało, że im się udało, że wygrali. Sherlock pozwolił sobie nawet na uśmiech. Jego towarzysz rzucił swoim kordelasem w uciekającego żołnierzyka. Posłali sobie zadowolone spojrzenia. Sherlock schował swoją szpadę, a ten drugi ruszył po swoją broń.
    Widać strażnicy ostatnimi czasy zmądrzeli, bo ledwie zapoznany przez Smith'a śpiewak nie zdążył dojść do trupa z kordelasem sterczącym z pleców, a już byli otoczeni. Tym razem każdy osobno i każdy bez broni w ręku. Ostrożność popłaca, jednak ciężko przewidzieć, że idioci wejdą nagle na wyższy poziom w przewidywaniu ruchów wroga. A może po prostu był to czas zmiany wachty i żołnierzykom się poszczęściło? Nie wiadomo. Wiadomo tyle, że skuli ich i poprowadzili przed sobą.
    Sherlock tylko puścił oko do swojego towarzysza. Jednak idioci, zawsze będą idiotami, a tacy jak on zawsze będą mieli wyjście awaryjne. Już zaciskał palce na głowicy sztyletu. Wystarczy poczekać na dogodny moment...

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  158. Jej westchnięcia stawały się coraz wyższe i mniej kontrolowane, przez co i głośniejsze. Kobieta doszła szybciej niż on. Plecy wygięła w łuk, a głowę odrzuciła w tył z donośnym jękiem. Przez jej ciało przeszły dreszcze, a potem opadła na klatkę piersiową mężczyzny. Mimo to nie zaprzestawała ruchów biodrami, chciała, aby miał równą przyjemność z tego, jak i ona.
    Potem wysunęła go z siebie i opadła obok, jeszcze lekko dysząc. Zamknęła oczy, aby się uspokoić. Było jej gorąco.

    OdpowiedzUsuń
  159. Otworzyła oczy i obróciła się bokiem, kiedy się do niej odezwał. Uśmiechnęła się lekko. Ten komplement trafił do niej jakoś bardziej niż te wcześniejsze...
    Położyła dłoń na jego policzku, a kciukiem przejechała po jego wargach.
    - A ty... jesteś świetny - szepnęła, bo tylko na tyle było ją stać teraz, kiedy nadal uspokajała oddech. - Nie dziwię się, że masz takie powodzenie.
    Chociaż wolałaby, aby go już nie miał. Chciała go zachować dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
  160. Uśmiechnęła się i śmiało wtuliła się w niego. Udo zarzuciła na jego nogi, dla większej wygody. Odsunęła lekko jednak twarz, by móc spojrzeć mu w oczy.
    - Być może... - wymruczała z podłym uśmiechem na ustach. - Ale następnym razem postaraj się lepiej - i pstryknęła go zadziornie w nosek.

    OdpowiedzUsuń
  161. - Ach, taaak? - uniosła brwi i puściła go, zabierając także i nogę. Odsunęła się aż pod samą ścianę. - W takim razie mam następnym razem nie jęczeć?
    Anamaria była teraz zupełnie inna niż na początku. Jakby bardziej... kobieca. Tak jej się zdawało. I to było bardzo niedobre.

    OdpowiedzUsuń
  162. Uśmiechnęła się lekko i przytuliła się z powrotem, przymykając oczy.
    - Zobaczymy jak się postarasz. Udawać nie zamierzam - mruknęła. - Oczywiście, o ile będzie następny raz.

    OdpowiedzUsuń
  163. Nie mogła uwierzyć, że spędzili wczoraj cały dzień w kajucie. Nigdzie nie wychodząc. Coś strasznego. Obudziła się niedługo po tym, jak wstał Szkielet. Wciąż była naga, nic na siebie nie naciągała, bo i zresztą nie było po co, a po drugie - nie chciało jej się. Przeciągnęła się, mrucząc przy tym, przetarła oczy i dopiero rozejrzała się. Szkielet miał już w ustach cygaro. Pokręciła tylko głową.
    - Wykończysz się tym tytoniem.

    OdpowiedzUsuń
  164. Przekręciła się w drugą stronę, aby dobrze go widzieć. Miała przerzuconą niedbale przez plecy pościel, która nawet nie do końca zakrywała jej pośladki. Podparła się na przedramionach i patrzyła na niego z przekręconą lekko głową.
    - Myślę, że przyjemniejszą śmiercią by było umrzeć wykończonym przez kobiety. W końcu jesteśmy takie okropne~.

    OdpowiedzUsuń
  165. Poleżała jeszcze moment, a potem spojrzała znów na niego. Wziął się za rysowanie mapy. Uśmiechnęła się podle, pozbierała się z pościeli i powoli podeszła do niego, stając za jego plecami. Umieściła dłonie na jego barkach, a potem zsunęła je na jego tors, przyciskając bok głowy do jego policzka i piersi do jego pleców. Zamruczała mu słodko do ucha, po czym zeszła wargami na jego szyję, składając na niej lekkie pocałunki.

    OdpowiedzUsuń
  166. - Mapa jest taka ciekawa, że kobietę spychasz na dalszy plan? Czy kobieta po jednej nocy cię znudziła? - mruknęła niechętnie, wycofując swoje ręce na barki.

    OdpowiedzUsuń
  167. Kobieta, korzystając z okazji, usiadła mu na kolanach, zadowolona, że udało jej się bezkarnie odciągnąć go od rysowania mapy.
    - Od kiedy jesteś taki litościwy? - uniosła lekko brew.

    OdpowiedzUsuń
  168. Uniosła brwi i lekko się odsunęła, aby na niego spojrzeć.
    - Ciekawe czy mówiłeś tak też innym panienkom, których na pewno nie jesteś w stanie już zliczyć.

    OdpowiedzUsuń
  169. Odwzajemniła lekko jego pieszczotę i pogłaskała go lekko po policzku.
    - To nie w twoim stylu, Gardiel, aby wciąż chcieć kobiety, którą się już miało. I w dodatku ryzykować, że zajdzie z tobą w ciążę.

    OdpowiedzUsuń
  170. Powędrowała wzrokiem za jego ręką i westchnęła cicho.
    - W porządku, rozumiem sugestię.
    Wstała z jego kolan i powędrowała w stronę łóżka, żeby tam położyć się i nakryć pościelą. Ona nie chciała jeszcze się ubierać.

    OdpowiedzUsuń
  171. - Jeśli masz coś przeciwko nagiej kobiecie paradującej ci tuż przed nosem, to się mogę ubrać.
    Jasne, że się nie ubierze, teraz leżała pod pościelą i było jej ciepło. Nie ma mowy, żeby stąd wyszła.

    OdpowiedzUsuń
  172. Chciała czy nie, w końcu wstała z bezczynności. Wciągnęła bieliznę wraz ze spodniami, a potem owinęła sobie biust. Nadal nie miała koszuli. Musi sobie kupić, jak tylko dobiją do lądu.
    - Idę moknąć na górze - mruknęła i ruszyła w stronę drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  173. Prychnęła tylko, ale założyła koszulę i pokręciła głową.
    - Romeo - powiedziała ironicznie i wyszła z kajuty na pokład, gdzie wciąż bębnił deszcz. Oparła się o burtę i zamknęła oczy. Pozwoliła, aby jej włosy zmokły wraz z ubraniami. Potem będzie albo chora, albo łaziła nago póki rzeczy nie wyschną. Albo oba na raz.

    OdpowiedzUsuń
  174. Deszcz przemoczył jej ubranie do cna. Włosy posklejały się, opadając bezwładnie na twarz kobiety. Strugi wody spływały po jej twarzy. Ale mimo to stała, patrząc gdzieś daleko. Wokół uwijali się majtkowie, chociaż część z nich przeszła pod pokład, bo szorowanie i czyszczenie w taką pogodę nie miało sensu.
    Chciała czy nie, musiała pójść za Szkieletem. Dopiero gdy stanęła za drzwiami jego kajuty, zauważyła, jak bardzo jest mokra. Dosłownie z niej kapało. Ale mimo to podeszła do mężczyzny. Nie objęła go. Otarła tylko jego policzek, po którym spływały jeszcze krople deszczu.

    OdpowiedzUsuń
  175. Pozwoliła się bezinteresownie rozebrać. I nawet wytrzeć. Ale to potem... Poczuła się w tym wszystkim zagubiona. On nie powinien aż tak bardzo o nią dbać. Był piratem, każdy martwił się o siebie. Niezależnie od tego, czy miał tutaj kochanka, który zmókł na własne zresztą życzenie na deszczu. Anamaria przykucnęła powoli. Złapała go za podbródek i pociągnęła go do siebie. Ale nie do pocałunku. Patrzyła mu w oczy, marszcząc lekko brwi. Takiej troski nie doświadczyła od dawna... Zniknęła razem z pewnym mężczyzną...
    - Gardiel... - wyszeptała, jakby próbowała rozwiać swoje wątpliwości. - Ty mnie kochasz...

    OdpowiedzUsuń
  176. Jego kolejne słowa tylko utwierdziły ją w tym przekonaniu. Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. To nie powinno być tak... Nikt miał jej już nie kochać. Miała być samodzielna. Gdy tylko zaniósł ją, przykryła się pościelą i przytuliła do poduszki, obracając się do niego tyłem. Jak chce to przyjdzie.

    OdpowiedzUsuń
  177. Obróciła lekko głowę w bok, by na niego spojrzeć, po czym wróciła do poprzedniej pozycji. Zadrżała lekko pod wpływem dotyku jego warg.
    - Nie... - szepnęła.
    Musiała się teraz porządnie zastanowić, co z tym wszystkim zrobić. On przecież także nie był jej obojętny. Ale czy to była miłość? I czy ona była na nią w ogóle gotowa?

    OdpowiedzUsuń
  178. Przycisnęła się bardziej do poduszki. Nie chciała tak leżeć bez ruchu.
    - A może jednak mi jest zimno... - powiedziała cicho. Chciała tylko, żeby się przytulił.

    OdpowiedzUsuń
  179. Teraz dopiero mogła być spokojna. Złapała delikatnie jedną z dłoni Gardiela i przyciągnęła ją trochę wyżej, po czym splotła ze sobą ich palce. Tak powinni leżeć i spać. Dopiero teraz przymknęła oczy i uśmiechnęła się lekko. A... może jednak była gotowa na miłość?

    OdpowiedzUsuń
  180. Spali tak spokojnie, w miłosnym uścisku jak para młodych zakochanych tuż po ślubie. Obudził ją już, gdy tylko zabrał rękę, ale nie dawała po sobie tego poznać. Zresztą była spokojna o niego. Dopiero gdy się obejrzał, Anamaria wymruczała ledwie słyszalnie, nie odwracając się nawet:
    - Gdzie idziesz?

    OdpowiedzUsuń
  181. - Mhm - mruknęła i poprawiła się, zamierzając iść dalej spać. Ostatnio była bardzo leniwa. I to bardzo niedobrze, bo jak przyjdzie co do czego, to się nie zbierze.
    Gdy jednak poczuła dłoń Szkieleta, obróciła się lekko i spojrzała zaspanymi oczami na jego twarz. Potem przyciągnęła go delikatnie za brodę i musnęła jego wargi, po czym mało delikatnie jej głowa znów opadła na pościel.
    - Obudź mnie jak będzie jakaś bitwa - mruknęła i znów zamknęła oczy.

    OdpowiedzUsuń
  182. Oparła swój podbródek na dłoni i spoglądała na niego.
    - Wiesz, co ci powiem? Strzeż się starych panien. Szczególnie tych nieprzelecianych. Są cholernie nieznośne. Kobieta, która też długo nie była z kimś w łóżku też jest straszna. Widzisz, wszystko przez to. Ale nie martw się, przejdzie mi.
    Obróciła się na plecy i wgapiała się w sufit kajuty.

    OdpowiedzUsuń
  183. - Więc mówisz, że potrzebujesz uroczej i kobiecej damy? - z powrotem przekręciła się na brzuch, aby na niego spojrzeć. - W takim razie obawiam się, że pomyliłeś adres, skarbie. Ten kotek drapie częściej niż się łasi.

    OdpowiedzUsuń
  184. Prychnęła cicho. Jeśli to miał być komplement - to mu to nie wyszło. Złapała za poduszkę i rzuciła prosto w bok jego głowy.
    - Dupek - burknęła pod nosem i zakopała się w pościeli po czubek głowy. Przynajmniej dostała odpowiedź, że jak ją lepiej pozna stanie się przewidywalna i go znudzi. Chwila, tylko dlaczego ona wybiegała tak daleko myślami w przyszłość?

    OdpowiedzUsuń
  185. Chciała mu coś powiedzieć, ale zatkał jej usta... samym sobą. Anamaria bezdyskusyjnie zamknęła oczy i oddała mu tak pełen namiętności pocałunek. Dłonią pogładziła lekko jego policzek, po czym objęła go za szyję i pociągnęła siłą w dół. Nogami objęła go w pasie. Gdy przerwała pocałunek, wyszeptała:
    - Nie obiecuj tak śmiałych rzeczy. Znajdzie się jakaś lepsza i co? - uniosła lekko brew.

    OdpowiedzUsuń
  186. Patrzyła na niego przez moment w milczeniu. Po czym z jej ust wydobyło się ciche westchnięcie.
    - Coś ostatnio wyszedłeś z wprawy prawienia komplementów - mruknęła po nosem, po czym obróciła się nagle na bok i to teraz on leżał pod nią (chyba nie trzeba było mówić, że użyła naprawdę dużo siły do tego...). Ale uśmiechnęła się z satysfakcją, sadowiąc się mu na brzuchu.
    - I za dużo gadasz - dodała, po czym wpiła się w jego usta z namiętnością.

    OdpowiedzUsuń
  187. Och, a więc walka o dominację? Świetnie. Miała zamiar zrzucić go za moment z siebie, tylko że... jej nie wyszło. Ręka Szkieleta wślizgnęła się między jej nogi, a z Anamarii wydobyło się podłużne, pełne przyjemności westchnięcie. Od razu przestała się szarpać, oddając się posłusznie pieszczocie.
    - Grasz nie fair - mruknęła tylko.

    OdpowiedzUsuń
  188. Objęła go za szyję, jedną ręką gładząc jego włosy. Odchyliła głowę, dając mu tym lepszy dostęp do swojej szyi. Użył tego samego argumentu, co ona wcześniej. Ach, jeszcze się odegra. Jeszcze Szkielet zobaczy, że tak z kotem nie można. Chociaż bycie tą zdominowaną też jej się podobało. Raz na jakiś czas mogła dla niego odrzucić tą głupią dumę nabytą na pokładzie...
    Zacisnęła palce na jego włosach, wzdychając cicho przez rozkosz rozchodzącą się po jej ciele. Materiał bielizny zaczynał być już przesiąknięty jej sokami.

    OdpowiedzUsuń
  189. Chwila, chwila, a czy ktoś pytał ją czy dzisiaj chce? Nim w ogóle zdążyła się wypowiedzieć na ten temat, z jej ust wydobył się głośniejszy jęk, gdy w nią wszedł. Był doskonały. Uwielbiała go. Potrafił zaspokoić kobietę o wiele lepiej niż ostatni dupek, któremu się oddała. Ale sądziła, że raczej mu tego nie powie, bo za bardzo obleci w piórka. Zresztą, sam pewnie o tym wiedział.
    Jej dłonie przesunęły się na jego łopatki, drapiąc lekko jego skórę przy mocniejszym pchnięciu.

    OdpowiedzUsuń
  190. Pamiętała o jego obietnicy po ich ostatnim seksie. I wychodziło na to, że on również. Był bardzo zaborczy tym razem. Z jej ust wydobywały się coraz to krótsze i głośniejsze dźwięki, jakby w ogóle zapomniała o tym, że są na statku pełnym ludzi. Niektórzy z nich na pewno słyszą, co dzieje się w kajucie zastępcy kapitana. Zaciskała mocniej palce na jego plecach, pozostawiając tam blade ślady po swoich paznokciach.

    OdpowiedzUsuń
  191. [W takim razie trzeba coś krwawego i pirackiego wymyślić :D Tak sobie myślę, czy można by tych dwóch powiązać? Np. że są przyjaciółmi (choć nie mam na myśli, takich co za każdym razem padają sobie w miłosne objęcia, tylko taką zgryźliwą przyjaźń). Lykos możne się włóczyć za nim, gdy ten ma swoje popijawki i się nim "opiekować".]

    Reilly Percival

    OdpowiedzUsuń
  192. Przez chwilę nie wiedziała w ogóle o co chodzi. Jej oddech zaczął się uspakajać, a ona otworzyła oczy, patrząc ze zdumieniem na twarz Szkieleta. Ale nagle wszystko się wyjaśniło. Zupełnie nagle została przewrócona na plecy, a on zaczął od nowa. Tym razem jej jęk został zduszony przez poduszkę, która zakrywała chwilowo jej twarz. Podparła się jednak na przedramionach - tak było jej o wiele wygodniej, niż dusząc się w pierzu. Opuściła tylko głowę, bo dłoń mężczyzny znalazła się na jej karku. Zacisnęła mocno palce na pościeli, jęcząc tylko głośniej i szybciej. Zaciskała mocno powieki. Najwidoczniej naprawdę wziął sobie do serca to, aby nie mogła oddychać. Ale czy to było złe? Absolutnie nie!

    OdpowiedzUsuń
  193. Jeszcze przez moment pozostała w takiej pozycji, łapiąc oddech. Potem przewróciła się na plecy i zamknęła oczy, trzymając uda bardzo blisko siebie, jakby w obawie, że wpadłby mu do głowy pomysł, aby wziąć ją raz jeszcze.
    - Nie lubię cię - mruknęła tylko i dotknęła ręką swojego czoła. - Nie zapytałeś nawet, czy chcę!

    OdpowiedzUsuń
  194. - Chciałabym w to uwierzyć - westchnęła. A może nie chciała? - Lubisz dominować, Gardiel. Dlatego między innymi się mnie trzymasz. Dominowanie dominującej kobiety pieści Twoje ego. Faceci - mruknęła, ale zaraz przymknęła oczy, gdy tylko pocałował jej brzuch,

    OdpowiedzUsuń
  195. [Spodobał Ci się pomysł! :D Też miałam na myśli, żeby wyszło bardziej z humorem, bo Szkielet na takiego z charakteru mi się wydał.
    To można zacząć, że Lykos wpadł na Szkieleta podczas gdy zaczynał się powoli zataczać, a potem można dodać jakaś krwawą przygodę - coś z wrogimi piratami, albo marynarzami z Hiszpanii/Anglii/itp.]

    Reilly Percival

    OdpowiedzUsuń
  196. Przesunęła stopą po pościeli i zamruczała cicho, przymykając oczęta.
    - Zapchlony Romeo się znalazł - burknęła pod nosem. Wizja przyszłości, tym bardziej spędzonej z kimś, nieco ją przerażała. Żyła teraz i tutaj, nie przyszłością. Jak każdy pirat. Pogładziła lekko jego włosy. - Czekam aż wyskoczysz z bukietem kwiatów i serenadą.

    OdpowiedzUsuń
  197. - Butelka rumu to nie za niziutko jak na twoje romantyczne progi, książę? - zapytała i uśmiechnęła się lekko po pocałunku.

    OdpowiedzUsuń
  198. - Czy wyglądam na taką, która nosi biżuterię, albo chociaż sukienki czy gorsety? - zapytała i sama podniosła się do siadu. Wychyliła się z łóżka i sięgnęła po materiał, którym zaczęła okrywać swoje piersi. Uniosła brwi. - Tak? Nie zauważyłam, wiesz? Przez ostatnie noce tak bardzo męczyłam się z załogą pod pokładem... Zaborczy człowieku.

    OdpowiedzUsuń
  199. Wciągnęła na siebie pozostałą część ubrań, w tym także i koszulę, którą rzucił jej wcześniej Szkielet. Możliwe, że nie wiedział, ale już jej raczej nie odzyska. Poprawiła jeszcze pościel, po czym usadowiła się na biurku mężczyzny, strącając przy okazji jakąś mapę na podłogę.
    - Na statku jest zupełnie nudno, jeśli nie ma jakiejś walki albo sztormu.

    OdpowiedzUsuń
  200. Kobieta zeszła powoli z biurka i po cichutku podeszła do mężczyzny, po czym objęła go nagle w pasie, nosem wodząc go jego szyi.
    - Nad czym to tak rozważasz? - wymruczała, odgarniając włosy z jego karku, aby móc musnąć go lekko wargami.

    OdpowiedzUsuń