poniedziałek, 16 czerwca 2014

Kapitan bez statku to dupa nie kapitan.


Gregorius "Greg Szczęściarz" Moore
Kapitan bez statku i załogi

Tuła się tam i z powrotem, od Portu Royal po Tortugę i Antiguę.

Najczęściej można go znaleźć w portowej tawernie lub w centrum zamieszania.

Greg Szczęściarz od zawsze ciągnął za sobą pechowy ogon. Cudownym sposobem nabył umiejętność szybkiego przystosowywania się do każdej sytuacji, dzięki czemu zawsze spada na cztery łapy. Instynktownie reaguje na losowe zdarzenia. Dumny awanturnik o mniej lub bardziej kontrolowanych reakcjach. Jego wrodzony egoizm powoduje, że osadza wydarzenia z własnego punktu widzenia, jednym zdaniem : brakuje mi obiektywizmu. Bywa nawet niesprawiedliwy, tak dalece pewny swoich racji. Starzy przyjaciele twierdzili, że jego celem w życiu jest poszukiwanie przyjemności. Gregorius potrafi przyciągać problemy, jego charakter cechuje pewna chwiejność z którą trzeba walczyć. Szukanie poklasku popycha go do robienia z siebie widowiska i do miliona innych ekstrawagancji, nie zawsze w dobrym guście. 
Pewnego razu obudził się na zalanej słońcem, piaszczystej plaży Przeklętych Rubieży. Kiedy otworzył oczy przywitało go niebieskie niebo i pewna mewa, która na niego nasrała. I tyle Greg widział swoje szczęście. W oddali dostrzegł odpływający galeon, Brodatą Dziewicę. 
Od tego czasu w użytek weszło powiedzenie, że ma się tyle szczęścia co Greg na Rubieżach. 
_____________________
Nie potrafię tworzyć długich kart postaci. Kiedyś wystarczyło zdjęcie, to były czasy. 
Twarzy Gregowi użyczył Clive Standen, zdjęcie z serialu Camelot.
Lubię zaczynać, lubię wątki i rzucanie się na głęboką wodę. W wymyślaniu jestem kiepski. 
Autor się wita i kłania w pas oraz zaprasza na rum. 

25 komentarzy:

  1. [Witam na blogu i tak dalej, i tak dalej. Na początek mam jedną uwagę (jeszcze dziś rano nie zwróciłabym na to uwagi, ale jestem bogatsza w jedną informację) - niniejszym podobnież piraci nie pływali na galeonach. Chyba, że Brodata Dziewica nie była statkiem pirackim.
    A co do wątku. Jeśli Greg bywa w karczmach, to na pewno zwrócił uwagę na taką jedną w Port Royal, niniejszym Czarną Kotwicę, gdzieś to kręci się jedna taka blond dziewuszka, podobno "córka" właścicieli tawerny. Mogliby się znać - może nie, do ustalenia. ;)]

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  2. [Helou! Wpada w kłopoty powiadasz? To może kręciłby sie akurat w jakimś angielskim porcie, gdy to jeden z załogantów Latającego Smoka uciekałby przed tamtejszymi stróżami prawa? Myślę, że ten chłoptaś bez wstydu wykorzystałby Grega, żeby się zasłonić przed ostrzałem. Mógłby mylnie wziąć za cywila i celując mu w głowę z pistoletu nazwać swoim zakładnikiem. Zresztą wszystko jest do obgadania, a ja i Sherlcok lubimy wpadać w kłopoty, szczególnie z ciekawymi ludźmi ;) ]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  3. [Historykiem nie jestem, a skoro nie jestem czegoś w stu procentach pewna - wykłócać się nie będę. ;)
    W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać!]

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  4. [O, jak mi miło :) Skoro tak ładnie zapraszasz to przybywam! I rumu też się chętnie napiję. Co do wątku to przyszło mi do głowy coś takiego: Regana szuka kogoś, kto towarzyszyłby jej w pewnej, dość niebezpiecznej, wyprawie. Odpowiednim kandydatem okazałby się Greg, więc zaaranżowałaby spotkanie i zaproponowała współpracę. Co myślisz?]

    Regana

    OdpowiedzUsuń
  5. [Zacznij, ładnie proszę :D]

    Regana

    OdpowiedzUsuń
  6. [Minimalizm jest rzeczą, którą też bardzo cenie w kartach, więc strasznie się cieszę, że ktoś podziela moje zamiłowanie, bo przecież o to chodzi, aby postać była dobrze ukazana przede wszystkim w wątkach :D A ja chcę z tobą jakiś wątek, może i nawet epicki. Co ty na to powiesz? ;)
    Kuleje tylko moja kreatywność w pomysłach :<
    I również witam, bo widzę, że ty też dopiera dołączyłeś do grana autorów ;)]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Ależ oczywiście! Daje nawet dwie i ile będzie trzeba ;)]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Borzethorze, toć to Rollo (mam nadzieję że znasz Vikings, a jeśli nie, to polecam zdjęcia Klajwa właśnie z tego serialu <3). Lagertha i Rollo na jednym blogu, więc wątek musi być! Świetnie powiedzenie i cóż, skoro tuła się po tawernach to na pewno zna zadziorną kelnereczkę z Dead Man's Throat. Chyba im pasowałaby relacja wielkiego lubienia się ukrywana pod płaszczykiem wiecznych docinków. Sheila, kiedy Greg się upija może go brać do swojego pokoju i pozwolić mu się przekimać, a później podczas kaca-mordercy wiecznie go wkurzać i kpić z niego. Coś w ten deseń, czy myśleć dalej?]

    S. Campbell

    OdpowiedzUsuń
  9. Jest wiele sposobów na zarobek. Na przykład kradzież, którą Regana ostatnio się znudziła. Ileż można zabierać sakiewki pełne złota pijakom mijanym na ulicy? Gdzie ten cudownie przyjemny dreszczyk emocji towarzyszący każdej, większej przygodzie? Nie ma go, zniknął w chwili, w której postanowiła zostać na lądzie. Nie była jednak typem kobiety miłującej spokojny tryb życia. Brakowało jej rozrób, walk, a nawet rozlewu krwi. Nie po to ojciec ją wyszkolił, żeby teraz nie korzystała ze swoich jakże cennych umiejętności. Musi ponowne zrobić z nich pożytek i właśnie znalazła się ku temu idealna okazja. Otóż, znała położenie skrzyni ze skarbem, którą kilka lat temu ukrył jej ojciec. Dlaczego postanowiła wydobyć ją akurat teraz? Ponieważ przez długi czas nie mogła znaleźć kogoś, kto byłby godny (czy raczej na tyle głupi, bądź odważny) jej towarzyszyć. W Port Royal roiło się od zdesperowanych mężczyzn gotowych zrobić wszystko, żeby capnąć chociażby kilka złotych monet. Musiała dobrze przemyśleć swój wybór, nie mogła podjąć decyzji w przeciągu kilku minut. Ostatecznie, po tygodniowych obserwacjach zdecydowała się na Gregoriusa Moore'a. Trochę o nim słyszała i stwierdziła, że jest idealnym kandydatem na towarzysza wyprawy. Oby tylko się nie pomyliła...
    - Mężczyźni. - Rzuciła pod nosem wpatrując się w sylwetkę Szczęściarza. Po niemalże całym życiu spędzonym na morzu zdążyła przyzwyczaić się do ich nawyków, dlatego też nie była zniesmaczona. W przeciwieństwie do kurtyzan, które przechadzały się w okolicach portu w celu znalezienia kolejnych klientów. Kto jak kto, ale one na pewno nie powinny być zniesmaczone, przecież codziennie obsługiwały niechlujnych typów spod ciemnej gwiazdy. Nie rozumiała, jak kobieta może upaść tak nisko... Ale, czego się nie robi dla pieniędzy?

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Dobry, dobry! Ja na wątek bardzo chętna. Zanim zacznę coś konkretnego wymyślać, zadam wstępne pytanie - zgadzasz się na to, aby nasze postacie już się znały, czy wolisz wszystko od początku zaczynać?
    Jeżeli:
    a) zgadzasz się
    b) incydent z podwózką na Przeklęte Rubieże miał miejsce nie więcej niż 10 lat temu,
    to można uznać, że Yessenia była w tym czasie pasażerem na Brodatej Dziewicy i stamtąd właśnie by się znali.
    Jakby co, to jestem otwarta na wszelakie inne propozycje ; )]

    Yessenia

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Dobsz, to postaram się jeszcze dzisiaj coś zacząć, aczkolwiek uprzedzam, że może się to przedłużyć nawet do czwartku, bo mały wyjazd mi się szykuje.
    Tylko jeszcze jedno pytanko - jak rozumiem, galeon został skradziony przez załogantów, tak? ; )]

    Yessenia

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Och, jak miło z pana strony <3 Może rzućmy się na głęboką wodę od razu bez żadnego uzgadniania. Widzę Easter Egg - Risen 2. ]

    OdpowiedzUsuń
  13. [A jakże, pełną gębą. Od czegoś zacząć trzeba, a na Ofelię mam już pewną koncepcję, może się uda pognębić autorów jakimiś ciekawymi notkami. Myślę, że możemy zakombinować kawałek porządnego wątku. Ofelia po odpowiednim przetransformowaniu swojego wizerunku, dostałaby się do gospody, zagadałaby z bardem, pośpiewała, potańczyła z ludźmi, a w tym czasie bard ów, mógłby czymś bardzo ostro Gregowi podpaść. Ofelia przebrana za chłopca mogłaby próbować ich rozdzielić, ale sama zostałaby odepchnięta. Straż aresztowałaby dwóch bijących się awanturników, a dziewczyna miałaby plan na uwolnienie Grega, który jej zaimponował/od którego chciałaby usłyszeć coś ciekawego/który pokazałby jej cokolwiek niezwiązanego z jej dotychczasowym życiem. Oczywiście, wszystko do dopracowania, takie tam mi się zarys w głowie pojawił.]

    Ophélie

    OdpowiedzUsuń
  14. Na szczęście u Regany ta granica była jeszcze całkiem dobrze widoczna. Istniały rzeczy, których za nic w świecie by nie zrobiła oraz zlecenia, których by nie wykonała. W końcu trzeba mieć jakieś zasady i choć trochę się ich trzymać.
    Co do kwestii i pozycji kobiet to ostatnimi czasy rzeczywiście pchały się one dosłownie wszędzie. A ile ich było na pirackich okrętach! Kiedyś, obecność chociażby jednej kobiety na statku zwiastowała pecha i prawdziwe nieszczęście, czyżby nikt już w to nie wierzył? Regana swego czasu (w sumie to stosunkowo niedawno) również należała do załogi i nie była byle kim! Nie zajmowała się szorowaniem pokładu, lecz czymś znacznie ważniejszym. Ach, cóż to były za czasy! Poczucie władzy oraz wyższości sprawiało jej mnóstwo przyjemności. Mimo, że należała do płci pięknej, darzono ją szacunkiem, a wszystko dzięki ojcu i umiejętnościom, jakie dzięki niemu zdobyła.
    - Zawsze. - Odparła niemalże od razu przesuwając wzrokiem po jego sylwetce, by w końcu spojrzeć na szczura, który gnał przed siebie z niewiarygodną prędkością. Po chwili dostrzegła też wygłodniałego kota podążającego jego śladem. Ktoś tu zaraz straci życie... Ponownie popatrzyła na mężczyznę, kiedy usłyszała, że się do niej zbliża.
    - Owszem, nie znamy się, panie. Regana Alain. - Rzuciła idealnie odwzorowując jego ostentacyjne dygnięcie. - Przypuszczam, że załatwiłeś już wszystkie ważne sprawy i jesteś gotów poświęcić mi chwilę uwagi. Mam rację?

    Regana

    OdpowiedzUsuń
  15. [Clive Standen - bardzo fajny dobór wizerunku.
    Krótka, konkretna karta. Bardzo mi się podoba.
    Czy Greg służył pod jakąś koroną, skoro zostawił go galeon na Przeklętych Rubieżach? Takie pytanie bardziej z ciekawości i może do zawiązania wątku :) (o ile oczywiście nie przeszkadzałby ci fakt, że przez obowiązki do lipca bardzo wolno i nieregularnie odpisuje)]

    Morgan Kerr

    OdpowiedzUsuń
  16. [Kłopoty to jej drugie imię, więc nie krępuj się, jeśli poniosą Cię wodze fantazji : D]

    S.C.

    OdpowiedzUsuń
  17. Czasami Rosa zastanawiała się, czy aby nie zatrudnić jakiegoś dziewczęcia tutaj do pomocy. Było ich troje – Margaret, Jones i ona. W tym Margaret z Rosą obsługiwały gości, a czasami nie dało się nad wszystkim zapanować. W dodatku blondynka musiała często opuszczać lokal, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Niestety, bycie dzikim zwierzęciem w klatce jest męczące. Tlenu i przestrzeni w wodzie miała pod dostatkiem. Tutaj – niekoniecznie. Woń rumu i potu bardzo drażniły ją i przytłaczały, przez co dziewczyna robiła się osowiała, czego bardzo nie lubiła.
    Tego dnia było jednak mniej klientów niż zazwyczaj, w związku z czym mogła choć trochę odetchnąć bądź bez wyrzutów sumienia zostawić Margaret samą. Niedawno wróciła z drobnego spaceru po plaży i od razu zabrała się do pracy, zanosząc rum dwóm panom przy drzwiach. Ledwie się obróciła, a ktoś machnął już na nią ręką. Zostawiwszy więc tacę Jonesowi, który akurat nawinął się pod ręką, podeszła do mężczyzny i, uśmiechając się ładnie, zapytała:
    - Coś podać? – obrzuciła go spojrzeniem od góry do dołu, czy raczej dokąd sięgał jej wzrok: - Rozumiem, że jeszcze rumu?

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  18. [Witaj, dziękuję za powitanie i życzenia. Pozostaje mi jedynie wzajemnie życzyć niecnych uczynków i miłej gry, gdyż również nie bardzo mam pomysł na wątek. Pozdrawiam! JM]

    OdpowiedzUsuń
  19. [Już odpisałam! Spokojnie, wszystko w swoim czasie, ze wszystkim da się wyrobić. ;) W każdym razie i tak dziękuję za powitanie. ;)]

    Anamaria

    OdpowiedzUsuń
  20. [Zanim zabiorę się za odpis muszę spytać. Ponieważ samo ostatnie zdanie nie jest skończone i nie wiem ile wydarzyło się potem, to czy mógłbyś (choćby to miało być tylko jedno słowo) dodać końcówkę? Wtedy raz dwa zabiorę się za odpowiedź ;) ]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  21. Miał kiepski dzień. Bardzo kiepski. W sumie to jeden z najgorszych. Już sam ranek zapowiadał się niewesoło. Na śniadanie jakieś żyjące pomyje, z który dało się rozróżnić jedynie smak cebuli i czosnku, potem masa zadać, które nie miały najmniejszego sensu. Sherlock starał się znieść wszystko z cierpliwością. Jego zdegustowanie ujawniał tylko krzywa mina i ton, którym odburkiwał każdemu, kto śmiał go zaczepić. Zejście na ląd też mu się nie uśmiechało. Wszędzie pełno angielskich szczurów. Aż krew w nim buzowała. Powstrzymywał się tak długo, jak tylko mógł. Kapelusz z wielkim rondem skutecznie zasłaniał jego twarz. Jednak listy gończe z jego podobizną i podpisem zdrajca korony psuły mu dzień jeszcze bardziej. W końcu nie wytrzymał i wszedł do pierwszej napotkanej karczmy. Rzadko brał gorzałę do ust. Przywykł do wykwintnych trunków, ale pal to licho, miał już dość.
    Potem się zaczęło. Weszło ich dwóch. Ubrani w angielskie mundury z tą dumą i wyższością wymalowana na twarzy. Mógł zostać na miejscu, mógł.... wtedy o tym nie pomyślał. Anglicy budzili w nim najgorsze instynkty. Rzucił kilka monet kelnerce i ruszył ku żołnierzom. Celowo potrącił jednego z nich. Tamten zażądał przeprosin.
    - Uważaj szczurze, co robisz?! Wiesz z kim masz do czynienia?!
    Na twarzy Smitha wykwitł szeroki uśmiech. Jak mógłby nie wykorzystać takiej okazji. Ściągnął kapelusz, który miał mu ułatwić maskowanie się i z chęcią mordu w oczach odwrócił się do żołnierzyków.
    - Wiem. Z królewskimi psami, które mogą skończyć dokładnie tak jak ja. Ciekaw jestem też, kurwa bardzo ciekaw, czy ty wiesz z kim masz do czynienia. Bo coś mi sie zdaje zabaweczko Anglii, mały żołnierzyku, popychadełko króla, że jesteś w sto razy gorszych tarapatach niż ja - każde słowo wypowiadał coraz głośniej, a przy końcu wyciągnął szpadę z pochwy.
    Naga stal zalśniła w mroku karczmy. Wtedy też czas jakby przyśpieszył. Smith sprawnie sparował pierwsze ciosy przeciwników. Odparł wyćwiczonymi cięciami i zraniwszy dostatecznie żołdaków króla umknął z karczmy. Pech chciał, że angielscy stróże prawa zdołali jeszcze wezwać swoich kolegów i posłać w ślad za Sherlockiem. Zaczęła się mordercza ucieczka. Padło wiele nieprzyjemnych dla ucha określeń, kilka ludzi zostało rannych, inni potracili swoje stragany. Jednak wydało się, że los się do dawnego doradcy króla uśmiechnął. Oto roztargniony chłoptaś stał z tobołkiem na ramieniu i patrzył na horyzont. Sherlock dosłownie wpadł na nieznajomego i niechybnie oboje by się przewrócili, gdyby nie złapał go przedramieniem od tyłu przy szyi i przyłożył mu broń do skroni.
    - Stój, kurwa - wysyczał chłoptasiowi do ucha.
    Jednak ten, roztargniony jeszcze przed chwilą, mężczyzna zaczął sie szarpać. Miał siłę, nie ma co. Smith poczuł jak z impetem uderza w jego nogę, strzelił. Tamten jednak miał refleks, widocznie musiał już doświadczać podobnych sytuacji, a kula trafiła w kapelusz, sprawiając, ze odpadło od niego piórko. Przywarli do siebie i turlając się po ziemi, zaczęli umiejętnie wymieniać uderzenia pięści. Wpadli w tłum, więc ledwie chwilę później było ich trzech.
    Ten dzień na prawdę był kiepski. Bo wtem dało się słyszeć nawoływania angielskich żołnierzyków, którzy wreszcie dotarli na miejsce w ślad za Sherlockiem. Ten zatrzymał sie na chwilę nastawiając uszy, co przypłacił obiciem szczęki. sprawnie wyrwał się z uścisku walczących, którzy zdumieni tym faktem także przystopowali.
    - Wybacz skurwysynie za piórko, chciałem tylko ratować własny tyłek. Więc jeśli ci to na rękę - nim dokończył zastrzelił przypadkowego uczestnika bójki, który nie miał zamiaru wysłuchiwać tej tyrady do końca - To możesz porobić za mojego zakładnika, albo tłumaczyć się tym królewskim pomiotom. Więc albo - przyłożył mu raz jeszcze broń do skroni - albo oni - wskazał wolną ręką na zbliżających się żołnierzy - Trzeba ci oddać, że nieźle walczysz. To jak? Tylko szybko, bo nie ma czasu - wysyczał jeszcze.

    [Trochę kiepskawo wyszło, ale obiecuję sie poprawić ;) ]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  22. Tawerna "Pod Złotą Łanią", choć przybrała majestatyczną nazwę okrętu flagowego Francis'a Drake'a, była ledwie o krok od stania się speluną, jakich pełno było w Port Royal. Yessenia Maricruz nie była jednak wybredna i nie miała nic przeciwko spelunom. Przynajmniej nie po pewnym incydencie z przeszłości, po którym pozostało jej na świecie ledwie kilku przyjaciół.
    Jednym z nich był właśnie Joe Hawk, gospodarz "Pod Złotą Łanią". Choć niemłody, okrutnie wręcz niemiły i potrafiący dać w pysk z byle powodu nie tylko mężczyznom, należał też do tych nielicznych ludzi którzy potrafili przeżyć w mieście piratów mimo kierowania się w życiu uczciwością. Zawsze dotrzymywał umów, ale też z sępią wręcz uwagą pilnował, aby także druga strona się z nich wywiązywała.
    Interes, jaki łączył go z Yessenią, był dość prosty. Miała uczyć jego dzieciaki czytać. W zamian mogła pić w jego tawernie tyle rumu, ile tylko chciała. Dzieciaków Hawk'owi przybywało z roku na rok, nie musiała się więc martwić o swój rosnący nałóg alkoholowy przez najbliższe kilka lat. Rum był oczywiście rozcieńczony, ale z zasady był lepszy niż ten, którym raczono załogi na statkach.
    Ani dla Yess, ani dla dzieciaków, lekcje te nie były przyjemnością. Szkutniczka nie miała za grosz podejścia do dzieci, a one same chyba skupiały się na nauce tylko dlatego, że w przeciwnym wypadku dostałyby lanie od ojca.
    No, ale czego się nie robi dla rumu.
    Tamtego feralnego wieczoru Yess miała spokojnie odpocząć przed następnym bezsensownym rejsem i przygotować się mentalnie na kolejne rozczarowania. Rozczarowania nudą, ignorancją kapitanów, brakiem poszlak, a przede wszystkim rozczarowanie samą sobą. Bez swojego prawdziwego nazwiska czuła się czasem anonimowa i bezużyteczna. Wiedziała jednak, że naraziłoby ją ono na niewygodne pytania ze strony stróżów prawa. Sama nie popełniła w swoim "dawnym" życiu żadnego znaczącego przestępstwa, mogła jednak swymi zeznaniami zaszkodzić wielu osobom. A tego asa wolała trzymać w rękawie, póki nie nadejdzie odpowiedni moment.
    Zmierzch nastał już dawno, gospoda zdążyła się zapełnić, klienci upić, a gra w karty rozkręcić na dobre. Przy chwiejnym, okrągłym stoliku o dumę i satysfakcję walczył gospodarz, dwóch oficerów z jakiegoś podrzędnego korsarskiego okrętu, czarnowłosa kurtyzana, rosyjski bosman i Yessenia, która mogła się już nazwać stałym graczem.
    Wyzwiska się sypały, rum się lał, ktoś tam przy szynkwasie kiepsko brzdąkał na lutni. Atmosfera idealna do gry. Co prawda oszust rozrywką wymagającą nie był, jednak idealnie wpasowywał się w niecny klimat Port Royal. Zresztą, wybrzydzanie nie leżało w zwyczaju tego parszywego towarzystwa.
    Bosman pozbył się kart jako pierwszy. Z wyrazem triumfu na ogorzałej twarzy zaczął wykrzykiwać coś po rosyjsku, przy akompaniamencie przekleństw reszty graczy. Kurtyzana wykorzystała okazję i, udając nieporadną karcianą nowicjuszkę, wpakowała się zwycięzcy na kolana, po czym poprosiła o pomoc w dalszej grze.
    - Cholera by wzięła tych wszystkich pierdolonych Europejczyków - warknął Joe, zawzięcie przeglądając swoje karty. Chyba musiało być z nimi naprawdę kiepsko, skoro nie silił się nawet na udawanie dobrego nastroju.
    - W szczególności Anglików, Francuzów i Hiszpanów - odpowiedziała na jego marudzenie. Do Rosjan nikt tu nie miał pretensji, przynajmniej dopóki nie wygrywali w karty.
    - Dawaj kubek, Yessenia.
    Gospodarz rozlał następną kolejkę i gra potoczyła się dalej.
    Po kilku sekundach dynamicznej rozgrywki, szkutniczka zdecydowanym ruchem wyłożyła na stół swoją kartę. Spojrzała jednak z udawanym podenerwowaniem po innych graczach.
    Jeden z korsarzy, ten młodszy, zerknął na nią nieufnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Ja bym sprawdził - powiedział do reszty.
      - To na co czekasz, tchórzliwa pizdo? - wypalił jego kolega, wrednie się uśmiechając. - Lepiej zrzucić ryzyko na innych, co? Tak jak w Santo Domingo trzy tyg...
      - Panowie, panowie, uczciwie zapewniam, że przenigdy nie oszukiwałabym w tak zacnym i przewidującym towarzystwie - powiedziała, przywołując na twarz swój najbardziej uroczy uśmiech.
      Nie miała talentu do uroczych uśmiechów.
      - To, że dziewucha ma już tylko dwie karty, to nie znaczy, że blefuje - wtrącił bosman, odgarnąwszy z twarzy włosy kurtyzany. - Chce, żebyście ją sprawdzili.
      Yess siedziała cicho, oglądając ze spokojem kłótnię i pozwalając mówić o sobie, jakby jej tam nie było.
      - Na pewno wyrzuciła złą - odparł starszy korsarz. - Patrzcie tylko, jak jej ręce drżą.
      Gospodarz polał kolejkę.
      - Sprawdzam - zadeklarował w końcu młodszy oficer. Szybko sięgnął po kartę Yessenii i zanim zdążył ją odwrócić, ta uśmiechnęła się triumfalnie zza swojego kubka.
      Padło siarczyste przekleństwo i pięć okrzyków wesołości.
      Joker.
      W tym momencie w tawernie ktoś się pojawił.
      Ktoś, kto powinien być martwy. A przynajmniej ktoś, czyją śmierć Yessenia Maricruz tak bardzo próbowała od roku sobie wmówić, że niemal w nią uwierzyła.
      Wiele słyszała o jakimś Gregu Szczęściarzu, ale przecież rok to mało i nie wszyscy mogli jeszcze wiedzieć o incydencie na Przeklętych Rubieżach.
      Yess z bladą miną przełknęła swój napój i zamarła.
      - Co, nie smakuje ci mój nowy rum?! - warknął Joe, waląc swoim kubkiem o stół. - Może jaśnie pani Yess preferuje pierdoloną szkocką whisky?!
      - Zamknij się, Hawk - szepnęła wściekle. - Nie mów do mnie po imieniu.
      Gospodarza być może zżerała ciekawość i wściekłość, ale pewna desperacja w głosie szkutniczki sprawiła, że tym razem odpuścił sobie awanturę.
      Nie bardzo wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Wyjście nie miało sensu, mogłaby zwrócić na siebie uwagę. Zresztą, zawsze była jeszcze nadzieja, że Moore jej nie rozpozna. W końcu podczas owego feralnego rejsu nie była nawet członkiem jego załogi. Sama nie dopuściła się na kapitanie zdrady, choć nie zrobiła też nic, aby jej zapobiec. To nie był jej interes, nawet jeśli przez moment zrobiło się jej trochę żal, kiedy zostawiali na plaży nieprzytomnego mężczyznę. Tylko przez moment. Później opijała wraz z załogą ich małą rewolucję.
      Chwiejny charakter kapitana kazał jej wierzyć, że w każdej chwili może pożegnać się z życiem. Była niemal pewna, że Szczęściarz nie potraktuje jej ulgowo, nawet jeśli kiedyś zrobiła to i owo dla Brodatej Dziewicy.
      Niemal bezwiednie potarła łydką o łydkę, aby upewnić się, że w cholewie prawego buta wciąż spoczywa sztylet. Widziała też, że siedzący obok niej Rosjanin trzyma w największej kieszeni płaszcza niewielki pistolet skałkowy. Być może zdążyłaby po niego sięgnąć.
      Pochyliła się nad stołem i niemal pożałowała, że ma tylko dwie karty. Być może gdyby miała ich więcej, zdołałaby zasłonić twarz.
      Gra toczyła się dalej.

      [ Sorry, że dopiero dzisiaj jednak, ale już tak mam, że jak zaczynam wątek, to nie potrafię się nie rozpisać.
      Także tego... wiem, że odpis zanudza, ale mam nadzieję, że nie na śmierć.
      PS. Nie wiem, czy w XVII wieku grano w "oszusta", "cygana", czy jak to tam każdy lubi nazywać, ale myślę, że nie jest to nazbyt radykalny błąd rzeczowy ; )]

      Yessenia

      Usuń
  23. Przypominam o obowiązku wpisania się pod zakładką Administracja do 29.07. do godziny 21.00, jeśli autor wyraża chęć dalszego czynnego uczestnictwa w życiu bloga.

    Administracja

    OdpowiedzUsuń
  24. [Przepraszam, że po tak długim czasie odpisuje.
    W takim razie rzucamy się na jakiś wątek? Greg siedzi obecnie cały czas w Port Royal czy najmuje się gdziekolwiek?]

    Morgan Kerr

    OdpowiedzUsuń