poniedziałek, 16 czerwca 2014

Aren't ordinary people adorable?



Mimo że urodził się w Irlandii, w wieku młodzieńczym wylądował na dworze angielskim. Jego rodzice byli wysoko postawionymi ludźmi, więc wyrobienie sobie odpowiedniej pozycji nie zajęło mu dużo czasu, zwłaszcza że od dziecka odznaczał się wysoką inteligencją. Z zewnątrz wydawał się być po prostu zwykłym szlachcicem, a jedyne, co wyróżniało go z tłumu to fakt, że nigdy nie pociągał go alkohol.
Wszystko to jednak było zwykłą grą, gdyż od dziecka miał również zadatki na psychopatę, co starannie ukrywał przed światem. Jako młody mężczyzna nie mógł już aż tak hamować swojej nudy wywołanej przewidywalnością życia szlachcica i postanowił zająć się czymś ciekawym – a mianowicie działalnością przestępczą. Oczywiście musiał z tym być bardzo ostrożny, ale dzięki wielu pośrednikom i lojalnym (oraz sowicie wynagradzanym) ludziom, wkrótce udało mu się zorganizować całkiem sprawnie działającą siatkę. Przyjmował zlecenia od najróżniejszych klientów, żadnemu z nich nigdy nie pokazując swej twarzy. Zawsze działał poprzez kogoś. Swego czasu nawet udało mu się pozbyć z dworu wyjątkowo cenionego doradcy króla, Sherlocka Smitha, poprzez pomoc pewnemu szpiegowi w podłożeniu jakichś ważnych papierów jego narzeczonej. Po tych wydarzeniach niestety w Anglii zaczynało robić się dla niego zbyt gorąco, gdyż bardzo szybko powiększający się majątek zaczął wzbudzać pewne podejrzenia i zazdrość, dlatego zdecydował się wyjechać i zacząć nowe życie w kolonii po zachodniej stronie oceanu.
Przez pierwszych kilka tygodni udało mu się żyć mniej więcej jak normalny człowiek, chociaż wciąż wspomagał swoich ludzi w Anglii, aby jego wyjazdu nie powiązani z nagłym spadkiem przestępczości w tym kraju. Długo jednak nie wytrzymał i wkrótce również tutaj sukcesywnie zaczął zaplatać swą sieć.
Całkiem nieźle posługuje się bronią białą, chociaż nie lubi brudzić sobie rąk i jak do tej pory nikogo nie zabił. Z powodzeniem również mógłby zostać aktorem, ale uważa tę pracę za nudną i woli stosować swe umiejętności gry w życiu codziennym. Za swoją jedyną słabość poważa niestałość charakteru i dużą zmienność. W jednym momencie może diametralnie zmienić podjętą przed chwilą decyzję. Lubi obserwować ludzi, przez co często można go znaleźć w którejś z karczm w Port Royal, przebranego za zwykłego człowieka.
Posiada siwą klacz arabską imieniem Frida.
Ah, zapomniałbym o najważniejszym. Nazywa się James Moriarty. Hi!


***

Chętny na wszelkie wątki, ale ze względu na sporo obowiązków (i wrodzone lenistwo), mogę odpisywać z pewnym opóźnieniem.

27 komentarzy:

  1. [Witam na blogu. Chciałam tylko przypomnieć, iż w regulaminie widnieje punkt mówiący o tym, że aby opublikować swoją kartę należy troszkę odczekać na 3 komentarze od trzech różnych autorów. ;) Ale to taki drobiazg.
    Jeszcze raz witam i zapraszam do wątku. Pomysłu chwilowo mi brak, ale jeśli autor wyraża chęć pisania, to możemy wymyślić coś razem. ;)]

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  2. [No więc tak. Nie wiem, czy Sherlock zgodzi się na taką opcję jaka jest przedstawiona w karcie, nie mogę za to świadczyć, ale myślę, że to dość ciekawy pomysł z takim przedstawieniem ;3
    W każdym razie Rosa zna Sherlocka i zapowiada się bardzo obiecująca przyjaźń - dlatego jeśli by się dowiedziała, iż to James tak go urządził, na pewno by zadowolona z tego nie była (kto wie, co może zrobić wściekła syrena!) Ale to odłożymy na później, bo teraz to nie miałoby sensu robić z tego aferę.
    Myślę, że James, jeśli lubi wiedzieć, co dzieje się w Port Royal, przyszedłby do Czarnej Kotwicy z ciekawości, żeby się przekonać co tam też takiego jest, że nagle pirackie gęby zaczynają tam tak tłumnie przybywać. Wtedy by się może jakoś poznali.
    Bycie syreną i nie bycie Mary Sue jednocześnie jest trudne, uwierz. :< Ale staram się jak mogę!]

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  3. [Jeśli James się do niej jakoś uprzejmie odezwie, pewnie Rosa zacznie gadać, więc z tym nie będzie problemu. ;3 I - tak, byłabym wdzięczna ;)]

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  4. [Nie ma żadnego problemu! Matko to powiązanie jest cudne! Do tego to imię i nazwisko! Oczywiście w takim obrocie sprawy wątek musi być. Jak miło spotkać kogoś, kto od razu cię wychwytuje i wykorzystuje u siebie ^^ Może wyjść z tego wszystkiego bardzo ciekawe powiązanie i wątek.
    Tak więc uprzejmie witam wytrawnego przeciwnika Jamesa :> ]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Ahoj! Jako że nie mam pomysłu jakby skumać nasze postacie, zamiast zaproszenia pod kartę, będę jedynie życzył dużo niecnych uczynków na blogu! Greg Szczęściarz.]

    OdpowiedzUsuń
  6. Pamiętała dobrze pierwsze dwa miesiące, które spędziła w zamknięciu – na górnych piętrach karczmy. Nie mogła wtedy jeszcze dobrze chodzić i była agresywna, dopóki nie wymęczył ją wilczy głód. Wtedy jadła wszystko, co tylko mogła, aby nie opaść z sił całkowicie. Bo była za słaba, by rzucić się na człowieka. Za słaba, żeby oczarowywać oczętami. A potem było już tylko lepiej.
    W kwietniu pozwolono jej zejść na dół, do ludzi, aby ich poobserwować i jakoś wtopić się w niewielki, acz zawsze, tłum. Plan… spalił się na panewce. Przez jeden dzień starała uśmiechać się miło – i chyba przedobrzyła. Następnego dnia pojawiło się znacznie więcej mężczyzn. Niektórzy nawet przyszli w towarzystwie. A mawiają, że to kobiety są plotkarami.
    Tak minęły kolejne dwa miesiące. A Rosa wyrosła na piękną… naiwną i zbyt ufną pannę, która z każdym jest w stanie porozmawiać. Oczko w głowie i jednocześnie spory kłopot dla „tatusia”. Rosa uwielbiała towarzystwo – była raczej skazywana na to męskie, rzadko w karczmie kręciły się kobiety, najczęściej kurtyzany, które patrzyły na nią z góry (nie wiedzieć czemu). Kochała przysłuchiwać się kolejnym historiom o zdobywcach Karaibów i odkrytych skarbach, ile flot poległo, jakie szlaki handlowe się przebyło – wszystko było interesujące!
    Margaret, która nalewała właśnie rumu i niezbyt delikatnie stawiała kufel na tacy, skinęła głową w stronę mężczyzny, który dopiero przyszedł. Że też akurat miała oko do takich detali! Blond dziewczę skinęło głową, podało trunki tym, którzy na nie oczekiwali i podeszła do nowego gościa.
    - Coś panu podać? – zapytała uprzejmie z lekkim uśmiechem i dygnięciem niewinnej panienki na powitanie.

    [Rozumiem, nie mam pretensji, każdy wątek jest dla mnie dobry. :3]
    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  7. [Myślę, że ciekawiej by było, gdyby nie poznali się od razu bezpośrednio. Choć może jedno niewinne, "przypadkowe" spotkanie by nie zaszkodziło. Myślę, że najpierw powinni zacząć dostrzegać swoje wpływy, działania. Ale to dziwnie brzmi xP
    Albo na prawdę przypadkowe spotkanie, mój pan bez kłamstw i farsy się przedstawia, a Jamesowi zapala się lampka. Jesli bardzo by mu się nudziło mógłby zacząć się bawić Sherlockiem. Coś w stylu "wiem, że to ty, zniszczyłem ci życie, pozbyłem się narzeczonej" listy, groźby, tajemniczy ludzie wiedzący dziwnym trafem zbyt wiele.
    Albo mogli by się nei poznać z początku z imienia. Obojgu by się nudziło i dajmy na to, przykładowo puszczali by kaczki na wodzie. Gdyby tak przypadkowo wybrali to samo miejsce i rzucali kamieniami tuż obok siebie, to by się rozmowa nawiązała. Bez nazwisk, czy imion. Potem znów by sie spotkali, rozmawiali, snuli inteligentne przypuszczenia i tym podobne. W końcu doszłoby i do wyjawienia nazwiska choćby mojego pana, jakiś tuman z załogi zwoływał by wszystkich lub miał zadanie od kapitana, by przekazać komuś co należy. Co było by dalej? Ty już lepiej znasz Jamesa ;)
    To tak przykładowo, ale zdaje sobie sprawę że marnie. Pomyślimy, wymyślimy, coś się skombinuje xD]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  8. [Cieszę się, że wszystko jest w porządku. No i mam nadzieję, że rozumiesz, iż zwyczajnie nie mogłam się powstrzymać na takie naciągnięcie jak tylko zobaczyłam tego bloga. Masz może jakiś pomysł, czy sama mam coś zacząć? Może na początek coś takiego niezobowiązującego żeby lepiej wyczuć postaci? c: No i dziękuję za powitanie!]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Cześć, witam się w końcu bardzo serdecznie z Jamesem Moriarty.
    Karta krótka i zgrabna, ale ubódł mnie jeden fakt:
    "[...] gdyż od dziecka miał również zadatki na psychopatę, co starannie ukrywał przed światem."
    Dziecko z zadatkami na psychopatę? Trochę to mało prawdopodobne w jakimkolwiek środowisku ten bajtel by nie żył. Jedyne dziecko o takich "cechach", które znam to Damien z "Omen", ale toż to szatan był ;p

    Raz jeszcze witam, zapraszam do jakiegoś wątku. Jeśli nie przeszkadza ci fakt, że do lipca mogę wolno i nieregularnie odpisywać to śmiało możemy wymyślić jakiś pomysł lub powiązanie.]

    Morgan Kerr

    OdpowiedzUsuń
  10. Po Porcie Royal kręciły się różne szumowiny. Od tych brudnych, zapchlonych i najgorszych poczynając na arystokratach czy służących Koronom kończąc. Nawet ona tutaj nie była normalna – ba! Chyba najbardziej ze wszystkich stworzeń. Syrena, którą dało się oswoić. Z ostrymi kłami krytymi przez większość życia. A jeden jej pocałunek potrafił ofiarować dar oddychania pod wodą. W obawie, iż ów szczęściarz mógłby to wykorzystać na niekorzyść morzu, trzymała swoje emocje na uwięzi. I jak na razie bardzo dobrze na tym wyszła.
    Dygnęła tylko lekko z uśmiechem, pokazując tym samym, że przyjęła do wiadomości, odwróciła się wdzięcznie i odeszła w stronę zaplecza, gdzie krzątała się Margaret, uparcie przekładając na półkach rzeczy. Może Rosa powinna poinformować o tym co dostanie gość…? Nie wiedziała. Była tu dopiero dwa miesiące, a mało komu podawała coś do jedzenia – zazwyczaj był to rum. Margaret na chwilę zatrzymała się, aby wysłuchać zamówienia klienta.
    - Wodę?! – zapytała, nie kryjąc zaskoczenia zmieszanego z oburzeniem. – Chce w karczmie wodę pić? Jak chcę wodę niech idzie z końmi do koryta! – starsza z kobiet zaczęła wyjmować jedzenie i powoli je przygotowywać.
    - Maman, klient zamówił, klientowi damy. On nam płaci, co my mamy do gadania? – Rosa nie rozumiała oburzenia swojej opiekunki. Sama nie była w stanie ruszyć żadnego trunku, więc napoje zastępowała zwykłą wodą.
    - Jasne, jasne – burknęła, szukając jakiegoś naczynia, żeby ten napój mu podać. – Zrób dalej sama.
    Rosa uśmiechnęła się. Uwielbiała dekorować potrawy, nawet najzwyklejszymi warzywami. Rzadko jednak miała okazję to robić. Postawiła misę z rybą z warzywami i kufel z wodą (który akurat wygrzebała Margaret) na tacy, po czym wyszła z zaplecza do stolika klienta. Z uśmiechem podała mu zamówienie.
    - Życzę w takim razie smacznego – odparła uprzejmie.

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  12. By zadość uczynić tradycji dom Molly i James'a został przedzielony na dwie części. W ten sposób komunikacja między nimi była całkiem prosta do utrzymania podczas kiedy odpowiedni dystans również był zapewniony. Hooper taki układ całkowicie się podobał, gdyż nie mogła sobie wyobrazić spędzania każdej godziny swego życia w towarzystwie swego narzeczonego. Oczywiście darzyła go sympatią, jednak nie było to nawet bliskie miłości a jego skryta natura wcale nie pomagała tego zmienić. Molly robiła co mogła starając przebić się "skorupę" otaczającą jej przyszłego męża, lecz nie zabrnęła w tym za daleko i jej relacje z Moriarty'm pozostawały dokładnie takie jak ich obecny dom - podzielone.

    Dawniej wierzyła jeszcze, że może jego dziwna osobowość jest powodem jakiejś dawnej traumy, ale teraz? Po nagłej przeprowadzce na drugi koniec świata niczego nie mogła już być pewna. Choć kilka pierwszych tygodni w Port Royal było zaskakująco normalnych i miłych, James szybko zniknął w swojej części domu. Molly nie chciała podejrzewać go o nic złego, jednak momentami nie umiała myśleć inaczej. Właściwie to właśnie strach przed tym, że Moriarty może mieć jakieś problemy o których boi się jej powiedzieć sprawiał, że nadal próbowała zdobyć się na wyrozumiałość.

    Tego poranka planowała właśnie dokonać kolejnej próby nawiązania konstruktywnej rozmowy ze swoim "współlokatorem". Kiedy zakończyła własne śniadanie podniosła się od stołu i przekroczyła drzwi oddzielające jedną część posiadłości od drugiej. By ukryć swoje lekkie zdenerwowanie szybko spięła włosy w luźnego koka i zapukała do drzwi gabinetu. Odczekała na odzew ze strony mężczyzny i pchnęła drzwi uśmiechając się nieznacznie.

    -Dzień dobry.- Powitała James'a podchodząc w jego stronę i kładąc mu dłoń na ramieniu. -Pomyślałam, że może miałbyś ochotę na kawę? Ta karczma po drugiej stronie ulicy wygląda raczej obiecująco...- Rzuciła swym łagodnym głosem przyglądając się z uwagą swemu rozmówcy.
    [Musiałam wysłać dwa razy bo poprzednio zjadło mi spacje... Mam nadzieję, że może być c:]

    OdpowiedzUsuń
  13. [Był Scherlock i ja tylko czekałam na Moiratego. Doczekałam się niedobrego Pana z paskudną przeszłością. Myślę że dogadaliby się z Elsą, ale zrobiłby się gorąco jakby oboje zdenerwowali się w tym samym czasie, gdyż ona także jest bardzo zmienna i porywcza.
    Zaproponuję wątek, a co! Myślę że James mógłby próbować zrobić z Elizabeth jednego ze swoich ludzi szantażując ją tym, że wie o jej królewskim pochodzeniu, lub z również tego powodu mogłaby być już jednym z nich... Co o tym sądzisz?]

    Elizabeth

    OdpowiedzUsuń
  14. Tego dnia, jak podczas wielu innych, po prostu mu się nudziło. Inni zabawiali sie pijąc do ugoru i zapewniając utrzymanie na kilka dni miejscowym ladacznicom. On nie potrafił zrozumieć tego rodzaju zabaw. Ani nie są pożyteczne dla umysłu, ani w żaden inny sposób. On wolał poczytać książkę, nie ważne jaka, pogłowić się nad czymś, pomyśleć. Tego dnia mógł wybrać tylko to ostatnie. Wszystkie woluminy na statku dosłownie pożarł, więc teraz cierpiał niemiłosiernie. Najlepszym miejscem do myślenia była plaża. Tam prawie nikt nie przychodził w dzień. Może wieczorem, gdy rozpalano ogniska, robiło się tłoczno. Jednak póki co słońce stało wysoko na niebie.
    Rozpalony piasek grzał przyjemnie jego stopy, nawet przez buty. Zgodnie z jego podejrzeniami, nikogo tam nie było. Cisze przerywał tylko szum morza i skrzek mew. Idealne miejsce na wyciszenie się i zamknięcie w swojej głowie. Zdjął buty i zamoczył stopy w chłodnej wodzie. Nie zastanawiając się zbytni wybrał spośród złotych ziaren większy kamień. Kilka razy podrzucił go w dłoni i posłał pod kątem po tafli wody. Kaczka zostawiła za sobą okręgi w trzech różnych miejscach. Kącik jego ust uniósł się nieco. Możesz rzucić dalej Sherlocku. Trochę pomyślisz i odkryjesz tajemnice idealnego puszczania kaczek. Może nie było to zajęcie wielce fascynujące, ale było dobrym ćwiczeniem. Pozwolić myślą krążyć swobodnie, a jednocześnie poprawiać swoje wynik w tak banalnym zajęciu jak puszczanie kaczek. Szybko poprawił swój wynik. Jego kamienie ślizgały się gładko po tafli i topiły bardzo daleko.
    Wtem obok jego kamienia pojawił się inny. Zatopiły się w tym samym miejscu. Wzrok Sherlocka szybko odszukał drugiego rzucającego. Był to postawny mężczyzna o tajemniczym uśmiechu. Smith prychnął z cicha, tak że przybysz nie mógł tego usłyszeć. Spojrzeli po sobie i równocześnie podnieśli nowe kamienie. Co chwila zerkając ku sobie puścili swoje kaczki. Kamienie spotkały się daleko od brzegu i odbiwszy od siebie zatonęły.
    - Dwa równe sobie kamienie wykończyły się nawzajem - podsumował Sherlock - A oba mogły dotrzeć o wiele dalej.
    Miał nadzieję, że to jedno zdanie wystarczy, by sprowokować nieznajomego do odezwania się. Chciał czym prędzej osądzić, czy ma do czynienia z osobą inteligentną. Bo jesli tak, to może teraz, od wielu dni, w końcu będzie miał z kim porozmawiać. Brakowało mu towarzyszy rozmów, ale co poradzić, gdy pływa się z półgłówkami. Pozostaje mieć tylko nadzieje, że przypadkowo poznani ludzie, jak ten tajemniczy mężczyzna, będą w stanie sprostać poziomowi rozmowy. Dlatego też Smith rozmowy zaczynał nietypowo. Badał z kim ma do czynienia. Inni z początku by się przedstawili, spróbowali dowiedzieć na jakiej pozycji społecznej jest ich rozmówca, dla niego te bzdury się nie liczyły. Ważne było zgoła co innego.

    [Mam nadzieję, że sprostałam zadaniu xD W sumie, nie wiem czemu puszczanie kaczek xD Tak się nie mogłam doczekać tego wątku, że zaczęłam bez pytania. Mam nadzieje, że to nie problem, bo jak jest, to można zawsze komentarz usunąć ;)]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  15. Nareszcie! Ktoś godny rozmowy. Niby powiedział dwa wyjątkowo krótkie zdania, ale na pewno nie były to zdania normalne. Inni ludzie wzruszyli by ramionami i powiedzieli coś w stylu bo ja wiem.... Zresztą, powiedzmy szczerze, kto jeszcze przyłączyłby się do puszczania kaczek? Ten fakt straszliwie rozradował Sherlocka. Kolejny kamyk rozmówcy bez przeszkód pokonał większy dystans.
    - Jest w tym jakaś słuszność - przyznał - Wojna zawsze była bardziej emocjonująca od pokoju. Wnioskując, zapewne i pan, tak jak ja, nie ma nic ciekawego do roboty.
    Podniósł kolejny kamień i podrzucił go w dłoni. "Przeciwnik" dał się sprowokować i również wybrał odpowiedni pocisk. Oba ślizgnęły się po wodzie i strąciwszy nawzajem, zatonęły. Smith chwilę wpatrywał się w okręgi, które powstały w miejscach, gdzie zatonęły kamienie.
    - Ale, gdyby dało się jednego zatopić tylko na pozór.... było by ciekawiej - przekręcił głowę i uśmiechnął się zadziornie.
    Jego palce z łatwością wygrzebały z piachu kolejny pocisk. Teraz ten drugi już się nie schylił. Sherlock raz jeszcze wykonał ten sam ruch - podrzucił kamień w dłoni. Wtem coś wystrzeliło z ręki tajemniczego mężczyzny i niedoszła kaczka Smith'a została mu wytrącona z ręki. Ten tylko uśmiechnął sie szeroko.
    - Przeciwdziałanie? - spytał, unosząc brew do góry.
    Jego towarzysz uśmiechał się przebiegle. Sherlock w środku aż skakał ze szczęścia, dawno nie spotkał tak inteligentnego człowieka. Na pewno jest oczytany, umie patrzeć i ogółem zna się na świecie. Może i był ubrany jak zwykły mieszczanin, ale jego rysy i postawa stanowczo temu przeczyły. Smith snuł domysły na temat tego nietypowego jegomościa. Podejrzewał, że ten tylko upozorował sie na zwyczajnego mieszkańca Port Royal. Tak na prawdę mógł wcale stąd nie pochodzić. Zresztą, gdzie by pracował ktoś taki jak on? Zwyczajne pracy nie dałyby mu pola do popisu. Nudziłby się.... Tak jak Sherlock. Dobre czasy minęły, nie ma co. Mężczyzna cierpiał wspominając lata, kiedy to mógł w pełni wykorzystać potencjał swojego umysłu na dworze króla. Jednak to należało już do przeszłości, więc starał się o tym zapomnieć. Teraz najbardziej intrygowała go postać nieznajomego mężczyzny. Przebiegły uśmiech, ogniki w oczach i ta inteligencja. To wszystko prowokowało jego mózg do pracy na najwyższych obrotach. Żywił cichą nadzieję, że jeszcze chwila rozmowy i zdoła choć w części rozgryźć tego człowieka. Jednak nie do końca, to by było...... nudne.

    [ Oczywiście, że sprostał xD A ich zabawa dopiero się zaczyna, to takie ekscytujące i zupełnie "nie nudne"]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  16. Niestety, ale istotka z morza potrzebowała właściwej opieki i odpowiedniego żywienia. Tak na przykład, jak lubiła zapach alkoholu, tak nienawidziła jego smaku. Piła jedynie wodę. Posiłek – pod warunkiem, że przeważało w nim mięso. Na początku potrzebowała jeszcze trochę krwi w nim, teraz ta potrzeba zaczynała zanikać. Miała szczerą nadzieję, że nigdy nie będzie musiała użyć swoich kłów, bo inaczej… Ach, wolała nawet o tym nie myśleć.
    Miała już odejść, żeby obsługiwać klientów dalej, ale mężczyzna zadał jej pytanie. Zwróciła się więc znów w jego stronę i zastanowiła się mocno. Nie zmieniali żadnego menu, rum był taki jak zwykle, nie pojawił się żaden zamtuz w okolicy. Więc właśnie. Dlaczego ich jest tutaj aż tylu? O Czarną Kotwicę troskliwie dbała Rosa, starając się ją chociaż w miarę utrzymać w przyzwoitości. Ale wątpiła, że to dlatego.
    - Chciałabym umieć odpowiedzieć na to pytanie – stwierdziła, ponownie wracając wzrokiem na ich gościa. – Ale sama nie mam pojęcia, co przyciąga tutaj taki tłum.
    Dość często zapominała o tym, że świat syren różnił się „trochę” od tego ludzi. I tutaj poczucie piękna miało… obniżony próg. Latami utrzymywała się w poczuciu, iż jest jedynie przeciętnej urody (niektóre z jej sióstr były o wiele piękniejsze – i okropnie niebezpieczne dla ludzi). A jednak tutaj wszystko się zmieniło… Więc skąd mogła wiedzieć, a nawet przypuszczać, że im wszystkim chodzi właśnie o nią?

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  17. Ich rozmowa nie była podobna do innych. To była konwersacja pełna domysłów, szybkich analiz i bystrego spostrzegania. Obaj mężczyźni nie przepadali najwyraźniej za typem dialogu, który prowadzą normalni ludzie. Choć wtedy należało by spytać, czy w takim razie oni sa nienormalni? Teoretycznie nie odstają od reszty, znaczy na pierwszy rzut oka. Ale oni nie kierowali się takimi byle jakimi spostrzeżeniami. Patrzyli uważniej i chyba oboje dostrzegli w sobie ta inność. Całkowicie odstawali od środowiska. Czemu? Bo pod przykrywką rozmowy o puszczaniu kaczek prowadzili rozmowę tak głęboką i inteligentną, że przeciętny zjadacz chleba by jej nie sprostał. Ba! Nawet by nie zrozumiał.
    Sherlock pozwolił sobie na nikły uśmiech, gdy jego towarzysz przyglądał się kamieniowi. Potem tamten mruknął coś bardziej do siebie, niż do Smitha i rzucił kamieniem chen przed siebie. Dał się słyszeć spory plusk i pocisk zniknął pod powierzchnią wody.
    - A czy to ważne? To już robi się nudne. Dla nas te kamienie, które są na powrót wymywane, nie mają już znaczenia. Jeśli znikną choć raz pod powierzchnią, dla nas już nie istnieją.
    Sherlock wyciągnął zza pazuchy dziennik i wyrwał z niego kartkę. Złożył skrawek papieru w samolot i ruszył ku wodzie. Gdy ta sięgała mu już kolan, puścił papierowy szybowiec przed siebie. Ten ruszył wraz z wiatrem, by rozbić się na wodzie kilka metrów dalej.
    - Szukamy nowych rozwiązań i nowych zajęć. Kamienie zaczynają wydawać sie zbyt prymitywne.
    Wolnym krokiem wyszedł z wody i stanął na pisaku w zamoczonych do kolan spodniach. Niezbyt się tym przejmując, wbił wzrok w odległy horyzont. Słońce już znacznie się przemieściło, a on już mógł uznać ten dzień za uznany. Choć coś w głębi duszy szeptało do niego: Nie chwal dnia przed zachodem słońca. Spojrzenie Smitha padło na tajemniczego mężczyznę. Nie miał zamiaru pytać wprost. O nic. a przecież chciał wiedzieć tak wiele. Dlatego trzeba umiejętnie kierować rozmową, by w końcu w inteligentny sposób zadać upragnione pytania i pozyskać zawiłe odpowiedzi. Tak. Właśnie takie konwersacje najbardziej go kręciły.

    [Matko. Co za męka wymyślić jedno zdanie do wypowiedzenia. Bo przecież to zdanie musi oznaczać coś więcej niż "puszczanie kaczek mi się znudziło" xD Ale jaka przy tym zabawa ^^ ]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  18. Niewielu zna cenę jaką płaci się za inteligencję. Trzeba wtedy znosić wypowiedzi ludzi głupich, żyć w świadomości że ludzie godny rozmowy mogą juz nie istnieć, nudzić sie całymi dniami i cierpieć tak wiele, że aż brak słów. Dzień w dzień szukając zajęcia i tolerując lub nie głupotę innych. Dlatego Sherlock nadal nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Ludzi tak inteligentnych jak jego obecny towarzysz spotkał w życiu może trzech, nie dwóch... Znaczy znał dwóch. A jednym z nich był tajemniczy mężczyzna. Drugim... No cóż... Sherlock osobiście. W każdym bądź razie tak się chwilowo wydawało. Nieznajomy z łatwością trwał i trwał w tej rozmowie, która wbrew pozorom dotyczyła całego życia, ludzi i ich egzystencji. A przechodzień pomyślałby, że dwa świry rozmawiają o puszczaniu kaczek. Nieźle, co?
    - To już przesada, że żadne nie mają znaczenia. Niektóre, niestety, zostają nam podrzucone do naszych kieszeni, wpadają do butów. I choć nieprzyjazne nam lub przez nas nielubiane... Mają znaczenie - stwierdził, myśląc o ludziach, których spotykamy przypadkiem, a którzy odgrywają jakieś role w naszym życiu.
    Kamienie wydały mu się bardzo podobne do ludzi. O urodzie równej ludzkiej inteligenci. Można tylko załamać ręce, bo nic się na to nie poradzi. No. Oprócz usilnego wlewania w te puste głowy oleju. Ale tak, jak normalne narzędzia nie upiększą kamienia, tak i wiedzy nie wciśniesz do głowy bez odpowiedniej metody.
    Tajemniczy mężczyzna wysunął stwierdzenie, że kamień może przestać być prymitywnym. Sherlock zrobił krzywa minę w odpowiedzi na jego uśmiech.
    - Wszystko można ulepszać w nieskończoność - i kamień, i kartkę papieru. Dlatego ta wojna trwa od wieków. Bo jedni wolą szukać innych metod ulepszania kamieni, a inni szukać wszędzie tam, gdzie jeszcze nie szukano. Bo czy oszlifowany kamień będzie mógł, tak jak odpowiednio złożona kartka papieru, wzlecieć tak daleko? Lub czy posłuży do stworzenia dziennika, książki czy czegoś innego? Każdy ma inne zastosowanie. Nie można ograniczać sie tylko do kamieni.
    Sherlock od zawsze twierdził, że strażnik powinien pilnować, a filozof myśleć, a nie na odwrót. Każdy ma swoje zadanie i najlepiej by było, gdyby się go trzymał. Choć, oczywiście, zadaniem niektórych jest wtykanie nosa wszędzie. Tak jak jego. I bardzo prawdopodobne, że tak jak jego rozmówcy.

    [Dokładnie, bo taki wysiłek jest fajny xD A jakie historie powstają! x3 ]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  19. Sherlock z pewnością potrafił dostrzec potencjał w kimś całkiem mu obcym. Wychwytywał co inteligentniejsze zdania w wypowiedziach ludzi zwykłych i w ten sposób dobierał sobie znajomych. Mieli mu oni urozmaicać czas, pomóc w przetrzymaniu nudy. Byli jego powietrzem i czymś, co trzymało go z dala od zrobienia czegoś, czego bardzo by żałował. i to nie tylko on. Zresztą zdążył sie poznać na ludziach. Nigdy nie oczekiwał zbyt wiele, bo wiedział na ile stać go, a na ile innych. Już raz wdrapał się bardzo wysoko po szczeblach hierarchii politycznej i pewnie byłby zdolny osiągnąć jeszcze więcej..... Ale po prostu nie chciał. Życie zbiega, pirata było bardziej emocjonujące.
    Na stwierdzenie, że każdy kamień można wyrzucić, Smith po prostu wzruszył ramionami. Było to całkowitą prawdą. On po prostu tak nie robił. Kiedyś całkiem dobrze mu było wśród ludzi. Tylko że ktoś mu to odebrał. Ktoś, kto tak po prostu wcisnął jego ukochanej papiery, których posiadanie było równoznaczne ze zdradą korony. Dlatego też teraz nie przywiązywał się tak do ludzi. Spotkał go wielki ból, a on nie zamierzał go przeżywać ponownie.
    - Kamień bardziej popularny? - powtórzył po czym wzruszył ramionami.
    Może tu - w Port Royal było to zgodne z prawdą, ale tam gdzie wcześniej żył.... Nie. Tam było inaczej. Zdecydowanie inaczej.
    - Nie za bardzo się znam na "tych okolicach" - odpowiedział.
    Domyślał się, że było to pewnego rodzaju sprawdzenie. Może i źle zinterpretował pytanie, może jego rozmówca miał na myśli coś zgoła innego. Ale Sherlock miał dziwne wrażenie, że tamten po prostu dopytuje się o jego pochodzenie lub miejsce pobytu, jeśli można to tak nazwać.

    [Dlatego jestem dobra z matmy xD Choć nie ciągnie mnie do niej. Fakt, radzę sobie bardzo dobrze, ale zdecydowanie wolę pisać. Bo to kocham robić, a matma jest.... po prostu łatwa, nie pałam do niej miłością, choć jest przedmiotem "logicznym" jakby to powiedziała moja koleżanka xD ]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  20. Jeśli chciał „napaść” Rosę w okolicy, to z pewnością długo czekać nie musiał, jeśli w karczmie był tłok. Często klęła w myślach na swoją okropną naturę, która narzuca jej takie ograniczenia wśród ludzi. Ale była w końcu stworzeniem morskim, nie lądowym, żyje tak naprawdę wbrew sobie. Nogi zamiast ogona to tylko ewentualność, coś, co pozwala jej przetrwać w ekstremalnych warunkach. Chodź i tak jeśli syrena trafi nagle na odcięty od wody ląd, długo nie pożyje. Umrze nim nauczy się chodzić i przyzwyczai się do bólu.
    - Tylko nie za długo! – krzyknęła za wychodzącą tylnymi drzwiami Rosą Margaret.
    Jak na gust małej syrenki jej matka była zbyt opiekuńcza – podobnie jak i ojciec Chociaż, gdy znajdowała się w sytuacji niemal bez wyjścia, gdzie jest już niemal pewna, iż straci swój wianuszek, przestaje im się dziwić.
    Obeszła karczmę i ruszyła powoli w stronę morza i plaży. Tam czuła się właśnie najlepiej. Szła potem boso, mocząc stopy w napływającej wodzie. Uśmiechnęła się mimowolnie i zamknęła oczy. Chłodny wiatr tak bardzo jej pasował, chociaż denerwująco targał jej blond włosy. Brakowało jej do pełni szczęścia jeszcze tylko sztormu. Każda syrena uwielbiała wzburzone morze. Wtedy były żywsze, pełne energii.

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  21. Teraz nieznajomy dał mu radę i uśmiechnął się prowokująco. Sherlock tylko prychnął cicho rozbawiony. Doskonale wiedział, że w Port Royal trzeba uważać. Tu było zupełnie inaczej niż w Anglii. Zdążył już się o tym przekonać. Ale czemu miałby się bać? W końcu nie znajdzie się tu nic gorszego niż jego współzałoganci. Piraci sa zdecydowanie gorsi od mieszkańców portów. Choć tu ci pierwsi mają dostęp do alkoholu. Zresztą. Sherlock już zdążył się przystosować do takich warunków.
    - Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Bywam w miejscach, gdzie trzeba bardziej dbać o swój kamień. Tu nie jest tak źle. Ale nauczyłem się już pilnować swojego kamienia. Tylko raz udało się komuś go mi zatopić. I dlatego jestem tu. Dlatego żyję tylko i wyłącznie, by zatopić kamień temu, kto zatopił go mnie - posłał towarzyszowi znaczące spojrzenie.
    Tak. Tylko nieznany mu z imienia człowiek, który od tak wrobił jego ukochaną zdołał zatopić jego kamień . Może nie było zbyt wielkich szans, by odnaleźć tego człowieka, ale można się było zemścić na królu, który (idiota skończony) źle zinterpretował oddanie mu zakazanych dokumentów.
    Jednak teraz zajmował się chwilą obecną. Zrozumiał, że tajemniczy mężczyzna go "wyczuwa", stara się rozgryźć. On tez powinien spróbować się czegoś dowiedzieć. Ale nie na siłę. Powoli, a wszystko stanie się jasne.
    - Widzę, że ty też umiesz pilnować swojego kamienia - dodał do swojej wypowiedzi.

    [ Och, och xD aż nie wiem co powiedzieć xD Ale to dlatego, że mi odwala xD]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  22. Och, zemsta. Dla Sherlocka było to coś więcej. Poszukiwanie spokoju. Nawet nie dla siebie. Chciał by wszyscy jego bliscy odetchnęli spokojnie, by nie lękali się, nie trwożyli, że ich morderca nie doznał straty. Miał wybaczyć? Dobre sobie. Musiał dowiedzieć się, przez kogo cierpi. Kto jest bezpośrednim sprawcą całego tego nieszczęścia. Jak podły typ mógł kryć się za tym wszystkim? Kto jest zdolny do świadomego podrzucenia niewinnej kobiecie zakazanych dokumentów? Och, zemsta.
    Wtedy spojrzał na swojego towarzysza. Ich spojrzenia się spotkały. Sherlock spodziewał się dojrzeć w oczach zadowolenie, cień radości, jakiś szacunek. Zobaczył tylko chłód i pewnego rodzaju zawód. Uśmiech spełzł mu z ust i teraz przyglądał się "przeciwnikowi" z kamienna twarzą. Och, zemsta. Można to i tak nazwać, ale czy nie jest to wyraz pogardy? Czyżby tym ludzkim uczuciem, dawną zabitą miłością obniżył swoją wartość? Czy tak właśnie myślał ten tajemniczy mężczyzna?
    - Tak. Zemsta - powiedział twardo - Bo mimo wszystko jestem człowiekiem - dodał poważnie, a radość ze spotkania inteligentnego człowieka gdzieś uleciała.
    Wiedział, że jest nudny. Że ta jego emocjonalna część jest nudna. Jednak potrzebna mu była ta nudna część. Choć pragnienie zemsty powoli ja zabijało.
    - Jestem nudny - wymamrotał bezgłośnie pod nosem.
    Jego towarzysz nie dał mu żadnych wskazówek. Odpowiedź była wymijająca. Sherlock pokiwał delikatnie głową.
    - Tak. Ale nikt nie będzie umiał w tym stopniu co ty, nieprawdaż? - stwierdził prowokacyjnie, a kącik jego ust uniósł się mimowolnie.

    [Ja nigdy nie czytam, bo tak jakoś mnie to męczy xD ]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  23. Aż podskoczyła, gdy usłyszała obok siebie męski głos. Spojrzała w bok. Tego człowieka widziała dzisiaj w karczmie… Ba, Margaret bardzo była wściekła na jego dziwne zamówienie! Troszkę by to potrwało nim Rosa by wymazała go z pamięci. A z pewnością to zrobi, jeśli nie rozwiną wcale znajomości.
    Westchnęła w myślach. Każdy napotkany mówi to samo – tu jest niebezpiecznie, to nie miejsce dla ciebie. Gdyby tylko wiedzieli… A może lepiej, że nie wiedzą. Przynajmniej ma do kogo się odezwać czy uśmiechnąć. Tak to jakby nie uciekli w popłochy, to złapali, wsadzili do wody i sprzedali.
    - Rosa Williams – odparła uprzejmie. Nie mogła wiedzieć, że nie jest to jego prawdziwe imię. Bo skąd? Widzi tego człowieka po raz pierwszy… drugi na oczy. – Wiem, że nie masz złych zamiarów – przeniosła swój wzrok na migoczące gwiazdy, częściowo przysłaniane przez chmury. – Mówi tak każdy, który chce, abym najlepiej natychmiast wróciła tam, skąd przyszłam. Ewentualnie chce mnie nastraszyć. Albo chce, abym myślała, że nic mi nie grozi. – Ponownie spojrzała na mężczyznę. Tym razem lustrowała go wzrokiem, jakby chciała wyrwać z jego wnętrza informację, po co on tutaj w ogóle przyszedł i w dodatku ją zaczepił.

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  24. Przez długie życie wśród ludzi, zmuszanie się od dziecka do rozmów i przebywania w towarzystwie, przywykł do życia w społeczeństwie. Zdawał sobie sprawę, że nigdy do końca się nie odgrodzi, chodź od dawna próbował. Przywykł do tego tak bardzo, że ludzie, którzy nic nie robili sobie z negatywnych emocji innych (powiedzmy szczerze, ludzie podobni w tym do niego) straszliwie go irytowali. Nie umiał powiedzieć dokładnie dlaczego. Przecież sam też miał za nic to, czy kogoś urazi. Stanowczo jednak nie lubił sam być urażany. Może i podchodził do siebie z dystansem, wiedział jaki jest i jak można z niego kpić, ale niedocenienie go.... Tego już nie mógł znieść. Może to i egoistyczne, może ma zbyt wysokie mniemanie o sobie, ale tego już dostrzec nie potrafi. A raczej naprawić. Uważa, że jest lepszy, a w każdym razie mądrzejszy od innych i nigdy swojego zdania nie porzuci.
    Tak. Zauważył ten cień uśmiech na ustach nieznajomego, gdy ten powtórzył jego słowa To go nie dotknęło. Bo mimo wszystko jest człowiekiem. I tego sie wstydzić nie będzie. Ani tego, że mimo wszystko, ani tego że człowiekiem.
    No i prowokacja do podania nazwiska. Sherlock wyprostował sie i zmierzył towarzysza badającym spojrzeniem. To nie mogło być przypadkowe. Choć tak wyglądało. Smith nie uwierzył jednak w ten przypadek ani na chwilę. Jednak nigdy nie podawał fałszywego nazwiska. Nie obchodziły go konsekwencje. Jest sobą i tyle.
    - Smith - powiedział z satysfakcją.
    Wiedział, że takie nazwisko może należeć do każdego. Było dość... popularne? To może lekka przesada.
    - Sherlock Smith - powtórzył i uschnął się z dumą.

    [Mi sie nigdy nie chce i niestety tak to potem wychudzi, że powtórzeń jest masa xP ]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  25. Nawet cień nie przemknął przez twarz jego rozmówcy. Jednak Sherlock wiedział, co ludzie potrafią. Pozostawało tylko pytanie: czy wyjawienie tożsamości dało coś temu tajemniczemu mężczyźnie? Pewnie nie będzie mu dane poznanie odpowiedzi na to pytanie, bynajmniej na razie. Do wszystkiego można dojść małymi kroczkami. Potem przedstawił się tamten. Brook. To nazwisko wydało się dziwne Sherlockowi, ale w duchu wzruszył tylko ramionami. Nawet jeśli nie pasowało by do miejscowego, to przecież ten człowiek może być kolonistą. Jest to dość prawdopodobne.
    Skinęli sobie głowami. To było wystarczające, najpewniej dla obu. Smith'owi kontakt fizyczny zdawał się zbędny. Od dawna nie podał nikomu reki. Robił to tylko w konieczności. Może kiedyś było inaczej. Ale było minęło, pal licho. Lepiej nie wracać do dawnych przyzwyczajeń jeśli staje się innym człowiekiem. Tym bardziej samotnym.
    Raz jeszcze zlustrował Brooka spojrzeniem. Przypuszczenie, że ten może być kolonistą bardzo się Sherlockowi spodobało. Może Anglik? Takiego tylko dusić. Choć oznaczałoby to, że powinien znać, a przynajmniej kojarzyć nazwisko zbiegłego doradcy króla. Zdrajcy. Tego określenia nienawidził najbardziej. A może Hiszpan lub inni jeszcze. Czart go wie.
    - A czym jest pański kamień? - Sherlock rzucił ostatnią sondę.
    Jeśli Brook wie z kim ma do czynienia, to może wpaść w zastawione sidła. Jeśli nie wie.... No cóż. Nie ma się co czepiać oschłego typka. Wystarczy wtedy odwrócić się i odejść. By przez kolejne dni rozpracowywać w głowie tożsamość nieznajomego.

    [Matko. Już nie wiem o czym mają gadać xD ]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  26. Zaraz po zlustrowaniu go wzrokiem odwróciła głowę, łapiąc się na tym, że ten gest do uprzejmych nie należał. Zazwyczaj była bardzo miłą osóbką, tylko teraz coś ją drgnęło, jakby… przeczucie, że coś… ach, nieważne.
    Ponownie spojrzała na niego i pokręciła głową z delikatnym uśmiechem.
    - Ależ skąd, twoje towarzystwo mi nie przeszkadza. Dlaczego miałoby? – uniosła lekko brew. – Ale zazwyczaj nikt nie zagaduje mnie podczas moich spacerów. A przynajmniej nie bezinteresowne. Chociaż podobno wyjątek potwierdza regułę…
    Tymi słowami dała mu do zrozumienia, że niekoniecznie mu ufa. Znaczy nie tyle, co mu nie ufa, co oczekuję, że za chwilę wyskoczy z jakimś pytaniem bądź zdaniem insynuującym coś. Że nie rozmawiałby z nią, gdyby czegoś nie chciał. Tylko pytanie – czego może chcieć od biednej dziewczyny nad brzegiem morza? Tego nie potrafiła rozgryźć.

    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  27. Kolejna wymijająca odpowiedź. Sherlock uśmiechnął się w duchu, choć jego twarz pozostałą niewzruszona. Ta rozmowa zaczynała go nie tylko drażnić, ale i nudzić. Bo choć towarzysz rozmowy inteligentny, to najwyraźniej nieskory do zabawy. To oznaczało, że Smith nie przestanie się nim interesować i spróbuje się czegoś dowiedzieć, ale.... nie w tej chwili. Tym bardziej, że nieznajomy był wytrawnym graczem. Mógł z łatwością kłamać, kluczyć i bez końca dawać wymijające odpowiedzi. Nie miał tak jak Sherlock ochoty na uchylanie rąbka tajemnicy choćby dla zabawy. Czyżby sie czegoś obawiał? Ze strony Smitha?
    Jednakże coś się z tej wymijające odpowiedzi dało wyłuskać. Niewiele, bo niewiele, ale coś zaczęło się niewyraźnie rysować w umyśle Smith'a. Może nadal miał za mało informacji, ale przecież nikt nie mówi, że nie może dalej pytać.
    - Przecież każdy kamień można z buta wyjąć - powiedział z chytrym uśmiechem, używając wcześniejszych słów swego rozmówcy - Choć najwidoczniej nie chcemy go wyciągać. Ale to, że tu stoimy i mówimy o kamieniach.... - skrzywił się wymownie - To nie musi świadczyć o poszukiwaniu zajęcia i zagadek. Czyżbyś nie miał pan na prawdę nic innego do roboty, panie Brook? - na nazwisko położył dziwny nacisk, którego sam nie do końca rozumiał.
    Stanie na plaży powoli zaczynało uprzykrzać się Smith'owi. Ten podejrzewał, że jego towarzysz niebawem zacznie odczuwać coś podobnego, chyba że cały czas dobrze się bawi i... pogrywa z Sherlockiem? To było dość możliwe.

    [Jakoś opornie mi dzisiaj idzie, wybacz xP Nie mogłam wymyślić nic lepszego :/]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń