Gdzieś wśród skandynawskich fiordów była sobie mała rybacka mieścinka. I choć miała własny kościółek i znużonego życiem pastora, spragnione przygód dziecięce głowy wciąż wypełniane były opowieściami o pogańskich, nordyckich bogach i nieustraszonych wikingach.
Pewnego dnia mieścinkę zaatakowała zima tak sroga, że wielu ludzi, aby nie umrzeć z głodu, udało się w długą podróż do odległego miasta, w nadziei na zdobycie pracy i pożywienia dla swych rodzin. Tak też uczynił Hjalmar Godrikson ze swymi dwoma synami, zostawiając w mieścinie żonę i piątkę młodszych pociech.
U celu podróży nie znaleźli nic prócz zarazy i odpływających statków, których kapitanowie chcieli jak najszybciej uciec od pogarszającej się z dnia na dzień pogody. Ojciec, nie widząc lepszego rozwiązania, wysłał swych ledwie nastoletnich synów na służbę na jedną z trudem trzymających się na wodzie fregat, wiedząc, że teraz będzie miał przynajmniej mniej gęb do wykarmienia.
Drogi braci rozeszły się już po kilku miesiącach żeglugi na rozwalającej się "Skocznej Sally". Freyvidr, zafascynowany opowieściami o piratach, tak podobnych w jego mniemaniu do wikingów, zaciągnął się wtedy na "Córkę Posejdona", statek pomniejszego korsarza.
Jego starszy brat, który uznał sobie za cel ulepszanie świata, pozostał w brytyjskim porcie Milford Haven, nie chcąc dzielić losów brata, którego, jak sądził, czekała rychła śmierć w najbliższej morskiej bitwie.
Świat odetchnąłby z ulgą, gdyby się nie mylił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz