"I believe in curses. I believe in demons. I believe in monsters... Do you?"
PORT ROYAL
Podobno przybyła z daleka. Podobno potrafi przewidywać przyszłość. Podobno zajmuje się nekromancją. Podobno jest córką pirata. Podobno potrafi walczyć. Podobno świetnie strzela z łuku. Podobno uciekła z Latającego Smoka. Podobno jest złodziejką. Podobno.
Nieznana przeszłość, nieznana przyszłość. Posługuje się fałszywym nazwiskiem. Raczej unika ludzi, nie wdaje się w dyskusje, nie posyła promiennych uśmiechów nieznajomym mijanym na ulicy. Woli słuchać i obserwować, niżeli zabierać głos, choć czasem opowiada dzieciakom różne historie. Zdarza jej się mówić do siebie, ale robi to tak cicho, że nikt nie zwraca na to uwagi. Łatwo ją do siebie zrazić, wystarczy nieodpowiedni dobór słów i zostajesz sam, a ona znika gdzieś za rogiem. Przez wielu uważana za dziwną i nie wartą uwagi istotę. Nigdy nie prosi nikogo o pomoc, bo ludzie zawsze chcą, byś im się jakoś odwdzięczył, poza tym sama sobie świetnie radzi. Znikanie w tłumie opanowała do perfekcji. Ostatnimi czasy upodobała sobie spacery późną porą. Krążą o niej różne plotki, niektórzy twierdzą, że jest wiedźmą, która sprzedała duszę diabłu. Roztacza wokół siebie dziwną aurę, która może zarówno przyciągnąć, jak i odstraszyć, ale pamiętaj, nic nie jest tym, na co wygląda..
"There is evil in this world... Hatred... And revenge."
_______________
Cześć!
Nie lubię za dużo zdradzać w kartach, ale mam nadzieję, że nikogo to nie zrazi.
Jestem chętna zarówno na wątki (wolę te średniej długości), jak i powiązania.
Mój pomysł, Ty zaczynasz i na odwrót.
Wątki można uzgadniać na gg - 32451154 albo drogą mailową, żeby było szybciej :)
Mój pomysł, Ty zaczynasz i na odwrót.
Wątki można uzgadniać na gg - 32451154 albo drogą mailową, żeby było szybciej :)
Buźki użyczyła Eva Green.
[Witam na blogu. ;) Zaproponowałabym wątek, ale nie mam pojęcia, jak można połączyć nasze dwie postaci, więc chyba na powitaniu się skończy. Ale mimo to zapraszam do siebie, może coś wymyślimy. ;)]
OdpowiedzUsuńRosa
[Dzień dobry! Eva tak ładnie wygląda na tym gifie, reszta też dobrze dobrana. Lubię tę aktorkę, masz u mnie plusa na wstępie! :)
OdpowiedzUsuńJa przychodzę po wątek i od razu mówię, że Agua jak najbardziej nadaje się do przyłapywania ludzi na kradzierzy i jeszcze oburzania się, bo ona jest arystokratką (była tak dokładnie) i została inaczej wychowana, soł... można ją wykorzystać. ;)
Z moich własnych pomysłów mam jeden - Agua mogła usłyszeć, że Regana jest jasnowidzką i chciała się czegoś dowiedzieć - czy kobieta potrafi również ukazywać teraźniejszość, bo Agua chciałaby zobaczyć, jak żyje jej rodzina po zdradzie.
Nie wiem, co lepsze, ale nawet można to połączyć - Agua widzi, że Regana kradnie i wymusza na niej, by jej coś powiedziała o rodzinie, inaczej wyda ją właścicielowi pieniędzy. Co ty na to? Jestem otwarta na wszelkie propozycje. :)]
Aguaterrania
[ Eva <3 Oglądałam ją w "Mrocznych Cieniach" jako blondynka wyglądała bosko. Teraz oglądam ją w "Penny Dreadfull". Cudowna aktorka i cieszę się, że masz ja na wizerunku :) Witam i zapraszam. Życzę też dużo weny i wątków :) ]
OdpowiedzUsuńTamara
[Cóż, to zależy o czym byłaby ta historia. O syrenach, skarbie na dnie morza? Rosa wtedy mogłaby się wypowiedzieć.]
OdpowiedzUsuńRosa
[Ja się witam, ja będę później z pewnością popiszemy i nawet mam pomysł na powiązanie, oczywiście o ile ci podpasuje :) Co ty na to by po śmierci żony Jack, twoja pani i on przez jakiś czas byli razem, taki niezobowiązujący romans i teraz gdy jego statek przybija do Portu odwiedzi ją?:D]
OdpowiedzUsuń[ Penny Dreadfull to genialny serial. Zaczęłam go oglądać w niedzielę razem z Salem i wciągnęłam się. Gorąco polecam :) Jak coś wymyślę to wpadnę do Ciebie :)]
OdpowiedzUsuńTamara
[Mogę nawet zacząc, powiedz mi tylko, może zaczniemy od tego że np. ktoś by może zaatakowal Regane, jakiś pirat, wiesz pełno ich tam, a Jack słysząc to pomógł by jej. Nie mówię, by obstawiać ją w roli cierpiętnicy, jedynie Jack nie stał by jak kłoda, a od razu pomógł, jak pasi, to daj znać, a zacznę:)]
OdpowiedzUsuń[Cześć!
OdpowiedzUsuńDziękuję i sama również chcę pochwalić wizerunek twojej postaci. Opis idealnie pasuje do tej tajemniczej i intrygującej urody Evy Green. A gif główny po prostu uwielbiam, przecudne oczy!
Oczywiście, ochota na wątek zawsze. "Podobno uciekła z Latającego Smoka" - czy mogłabyś mi powiedzieć coś więcej o okolicznościach tej ucieczki? :) Sama w sumie mam troszkę inny pomysł, bardziej tyczący współpracy naszej dwójki jeśli oczywiście masz ochotę, ale jeśli mogę chciałabym dowiedzieć się dlaczego uciekła, jeśli można oczywiście. Bo jeśli uciekłaby z jakimś drogocennym przedmiotem fajnie by mi się to wpisywało w pomysł :) (oczywiście jeśli też jakiś masz to pisz śmiało!)
Pozdrawiam!]
Morgan Kerr
[Cóż raczej nie jest to w "bezinteresownej" gestii wśród załogi Latającego Smoka wyławiać damy z opresji. Tutaj jednak pojawić mógłby się niejako kolejny impuls do ucieczki dla twojej postaci - w końcu lepiej uciec niż zostać sprzedanym na jakimś podejrzanym targu (ale tutaj nie narzucam, w końcu to twoja postać).
OdpowiedzUsuńCo do kradzieży... Cóż myślałam o intrydze szytej grubszymi nićmi, ale nie wiem też czy nie będzie za dziwaczne i zagmatwane. Otóż Regana mogłaby ukraść jakiś przedmiot ze statku, by móc jakoś "stanąć na nogi" na początku swej podróży po lądzie. Okaże się jednak, iż dość pokaźnym i pięknym naszyjniku schowany jest mechanizm-klucz do skrzyni z częścią łupów z Latającego Smoka i koordynatami jego położenia. Wszystko to jest jednak kopią wykonaną przez pewnego zbyt sprytnego majtka. Regana mogłaby sobie z tego nie zdawać sprawy, ale zachować wisior, bo np. by się jej spodobał. Pirat oczywiście pierwszy zdałby sobie sprawę, iż kobieta uciekła + zabrała jego naszyjnik. Przed ogłoszeniem alarmu pozbyłby się części skarbów tym samym rzucając oskarżenie na Reganę.
I któregoś cudownego dnia nasi bohaterowie gdzieś wpadliby na siebie. Byłby pościg, ucieczki i chowanie się. Jednak, gdy Morgan dopadłby już Reganę i zabrał na statek. Na horyzoncie pokazałby się niebezpieczny i uzbrojony liniowiec, a podczas abordażu wyszłaby na jaw zdrada marynarza, który sprzedał załogę i ich skarby hiszpańskiej koronie...
Mało rozwijam dalej, bo nie wiem czy ci się spodoba. Ale będzie to można jeszcze fajnie pokręcić :)]
Morgan Kerr
[Heh przepraszam, durna ja ^^;
OdpowiedzUsuńNo to będzie darcie kotów, będzie.
Dasz sobie radę, będzie zabawa.
Możemy dać od początku, co by dłużej było i się za szybko nie urwało :) Zaczniesz? Ładnie proszę!]
Morgan Kerr
Była tutaj nowa. Jeszcze tyle nie rozumiała, tyle miała do poznania! Wszystko było obce, a co obce było ciekawe, a co ciekawe – trzeba zaraz dotknąć. I poznać. I tak od nowa, z każdą kolejną rzeczą i osobą. Nic dziwnego, że część piratów już ją znała – piękną i dziwną kobietę, która dopiero jakby się urodziła. I w dodatku bardzo ufną i naiwną. Aż dziw, że do tej pory jeszcze nic jej się nie stało. Chociaż, z pewnością, kiedyś taki czas nadejdzie.
OdpowiedzUsuńPowoli zapadał wieczór. Rosa opuściła tawernę, by nabrać trochę świeżego powietrza. Woń tytoniu, rumu i potu jakoś nie sprzyjał jej w zamkniętym, zapełnionym pomieszczeniu. Bardzo szybko się dusiła – więc wychodziła po prostu na plaże, na co biedny Jones rozkładał ręce i modlił się tylko, aby jakiś zapijaczony pirat się Rosą nie zaopiekował. Wszystko mogło się stać w Port Royal.
Szła powoli brzegiem morza, patrząc na swoje stopy. Wolała nie dotykać wody. Nie wiedziała, co może jej się stać, jaka ilość pozwoli jej znów odzyskać ogon. A przecież nie chciała wracać na dno morza, do Zatoki Syren. Tutaj znalazła rodzinę. Tam nigdy jej nie miała.
Zobaczyła migocące w oddali światło – ogień, a przy nich ludzi, jedną osobę dorosłą i grupkę dzieciaków siedzących na piasku. Z czystej ciekawości Rosa ruszyła właśnie szybciej w tamtą stronę. Wyglądało na to, że ktoś o czymś opowiadał. Uwielbiała słuchać historyjek. Szczególnie, odkąd wiedziała, że w każdej kryje się jakieś ziarno prawdy.
Przysiadła za dziećmi. Kilkoro z nich popatrzyło się na nią i odwzajemniło przyjazny uśmiech, jaki im posłała. Przed nimi siedziała ciemnowłosa kobieta. Nie wiedziała, czy speszyła się na widok dorosłej osoby, która dołączyła do dużo młodszego grona słuchaczy, czy też nie. Dla Rosy było ważne, aby posłuchać czegoś nowego. I tyle.
[Wymyślenie historii zostawiam Tobie. ;) Nie musi być długa. ;p]
Rosa
Przechyliła lekko głowę, gdy kobieta wpatrywała się w nią. Zaczynała się zastanawiać, czy jej obecność nie zaczęła jej przeszkadzać. Ale za chwilę usłyszała kolejne słowa opowieści, wiec przestała się tym przejmować.
OdpowiedzUsuńMówiła o kapitanie Carterze. Nie znała takiego – ale nic dziwnego, skoro syreny nigdy nie interesują się, jak żeglarze mają na imię. Są tylko głupimi płatami mięsa wpadającymi wprost w ramiona tak niebezpiecznych jak i pięknych istot. A potem zdani są tylko na ich łaskę. Której tak naprawdę nie mają. Syreny nie okazują uczuć. Inaczej nie mogłyby mordować niewinnych ludzi, którzy złapali się tylko w ich pułapkę. Dlatego Rosa nie potrafiłaby już wrócić do morza. Nie z taką świadomością.
Uśmiechnęła się lekko. Zaczynała kojarzyć tą historię. Pamiętała, jak któraś z syren w trakcie polowania opowiadała o jakimś rupieciu, który został porzucony gdzieś dalej. Żałowała, że nie zostawił tego w ich Zatoce. Pewnie skończyłby jako ich deser.
- Och, tak naprawdę kapitan Carter nie był wcale taki głupi – odezwała się nagle, kierując swoje słowa bardziej do dzieci niż do kobiety. – Każdy dobrze wie, że kto wybierze się do Zatoki Syren, rzadko wraca stamtąd żywy, a jeśli już, umiera w męczarniach, zwiedziony urodą tych niebezpiecznych dla ludzi istot. Dlatego ukrył skarb niedaleko zatoki. Świadomy, że nikt się tam nie zapuści i sam będzie mógł go zawsze odzyskać. Musiał bardzo dużo się nauczyć o syrenach, żeby wyjść z tego żywy. Bardzo mądry człowiek.
Rosa
Mało jest takich dni, gdy morze jest tak spokojne jak dzisiaj. Ciche oraz zapraszające swoim urokiem, by odkrywać je coraz bardziej i bardziej. Nie straszące ogromem silnych sztormów czy niebezpiecznymi bestiami. Wydawałoby się nawet, że jest to spokojny azyl niczym utopia tak przez wszystkich upragniona.
OdpowiedzUsuńMała Jane to mulatka śliczna,
Gdy pije rum ma rumiane liczka.
Już faluje z przodu ładnie
Lecz nie dla mnie dzisiaj ma skarby skryte na dnie!
Małej Jane tak się oczy świecą,
Deszcz nie pada, ona mokro ma pod kiecą.
Choć prowadzi się przykładnie,
Każdy z nas w końcu kiedyś pewnie ją dopadnie!
No może byłaby to enklawa, gdyby dookoła nie było pełno tych parszywych piratów. Skąd też oni się wylęgali?
Morgan siedział przy dziobie Latającego Smoka i palił fajkę, przeglądając papiery, które znaleźli na hiszpańskim brygu. Dym tytoniu mieszał się z wilgotną bryzą i słonym zapachem fal. Na niższym pokładzie piraci wykonywali swoje prace, ubarwiając sobie trudy rejsu śpiewaniem szant. Cóż jeśli do pracy można było zaliczyć pastwienie się nad niewolnikami, którzy nawinęli im się podczas grabieży okolicznej plantacji, to ją też sobie umilali, tylko krzykami z powodu głodu i bólu. Zwykły normalny, roboczy dzień na statku.
Zbliżała się najgorsza i najbardziej gorąca pora dnia - południe. Niebo było piękne i bezchmurne, a słońce prażyło uciążliwie.
Głośny śmiech wydobył się z ust kapitana, gdy wśród, związanych czerwonawą tasiemką, papierów natrafił na list gończy. Dokument na którym widniało jego nazwisko i niezbyt udany portret. Pociągnął jeszcze raz z fajki, nie przestając śmiać się pod nosem. To doprawdy żałosne. Tylko 450 tysięcy reali? "Wielokrotne akty rozboju..."? Będzie ich jeszcze więcej. Cóż, chyba zapomnieli o tamtym cudownym wydarzeniu z hiszpańskim dworczykiem, którego zabili przy Zatoce Syren, a do Hiszpanii wysłali tylko kilka palców w tym jeden z sygnetem pechowca. Bo inaczej dlaczego, by dawali za jego głowę tak mało monet?
- Rozbitek na horyzoncie! - krzyk rozległ się bardzo wysoko nad siedzącym Kerrem. Szkot zadarł wysoko głowę na bocianie gniazdo, by zaraz zwrócić jasne oczy ku kierunkowi który wskazywał. Wsunął papiery za pas i wyciągnął lunetę, by przyjrzeć się malutkiej szalupie ledwo widocznej na migocącej wodzie. Ciekawe kogo tam niesie...
- Co robimy kapitanie? - odezwał się bosman, który bardzo szybko podłapywał wszelkie zdarzenia na statku. Morgan odwrócił się do niego i poklepał go po ramieniu, uśmiechając się ohydnie.
- Nie bądźmy tacy bezduszni. Trzeba pomóc temu biednemu człowiekowi, nie sądzisz? Pewnie chciałby postawić stopy na brzegu. Bóg pokarałby nas, gdybyśmy tak po prostu odpłynęli
Bosman zarechotał nieprzyjemnie i odwrócił się, by wysłać ludzi do sprawdzenia szalupy.
*****
Okazało się, że ich znalezisko jest jeszcze cenniejsze niż z początku przypuszczali. Kto by powiedział, że morze wyrzuci ku nim ranną kobietę? I to jeszcze jaką. Morgan od dawna nie widział tak ostrych, intrygujących rysów twarzy i smukłej kibici. Dziewczyna leżała na mokrych deskach pokładowych z kilkoma zakapiorami nad jej głową, w tym też Kerrem, który stał z założonymi rękami.
UsuńKapitan zezwolił ludziom, by ją sprawdzili. Takiej rany nie zdobywa się przez byle głupotę, a nie wyglądała jak uciekinierka z abordażu.
Załogant Latającego Smoka ochoczo zabrał się za wykonywanie swojej pracy. Jego silne, niedźwiedzie i szorstkie ręce przesunęły się po krągłościach kobiety, uciskając miękkie piersi.
Nagle dziewucha zerwała się jak rażona prądem. Odrobinie niezgrabnie wyciągnęła sztylet i skierowała go ku jajom marynarza.
Piraci zaśmiali się głośno, aż wydawało się, że fregata się zatrzęsła. Mało kto żałowałby tego miejsca u niego.
Morgan wykorzystał tą chwilę nieuwagi ze strony kobiety i podszedł bardzo blisko niej, od tyłu. Objął ją mocno, brutalnie naciskając i naruszając gorejącą ranę, wbijając w nią palce. Nie mogło być to przyjemne, żadna rana nie była, niezależnie od wytrzymałości organizmu. Kerr sam ich nie lubił, nieprzyjemna sprawa.
Drugą dłonią ścisnął jej nadgarstek, przesuwając go bliżej "skarbu" pirata.
- Na co czekasz awanturnico? Pchnij śmiało. I tak rzadko z nich korzysta - Morgan zaśmiał jej cicho się do ucha, całując jego płatek, drażniąc niegładkim zarostem. Zagrożony mężczyzna obudził się z amoku i wyrwał nóż z ręki kobiety. Kapitan odsunął się i pchnął ją lekko do przodu - No proszę, prawdziwa wojowniczka. Skąd uciekałaś dziewczyno?
Morgan Kerr
Czuła lekki niedosyt historii. Najwidoczniej przyszła za późno i przegapiła dobre pół. Ale to nic – w karczmach też opowiadali przeróżne ciekawe zdarzenia z piratami na czele i ich odkrytych skarbach. Zerknęła na dziecko, które zadało pytanie, a potem wydało z siebie jęk zawodu przy akompaniamencie reszty swoich małych towarzyszy, gdy ciemnowłosa kobieta nie umiała odpowiedzieć.
OdpowiedzUsuń- Och, syreny są bardzo niebezpieczne – odezwała się bez zastanowienia, że niedługo może usłyszeć pytanie, skąd ona tyle wie. – Są niezwykle piękne i obdarzone nieziemskim głosem. A to wszystko jest świetną pułapką dla zagubionych i porzuconych marynarzy. Ich przecudny głos pozwala zwabić im mężczyzn. Swoim urokiem ich oczarowują. Słyszałam też, że wciągają ich pod wodę, a potem zjadają.
Dzieci zrobiły wielkie oczy z przerażenia. Rosa zaśmiała się i przygarnęło jedno z nich, które akurat było najbliżej i przytuliła do siebie.
- Nie martwcie się. Syreny rzadko wypływają ze swojej Zatoki. Tylko pojedynczo. A same nie zaatakują całego statku, prawda? – pogłaskała chłopca po głowie. – Dlatego ten, kto ma troszkę oleju w głowie, nie zapuszcza się aż tam. Możecie śmiało wojować w przyszłości po morzach i oceanach.
[Wybacz, że tak krótko :<]
Rosa
Ognisko powoli zaczęło przygasać. Zerknęła za siebie. Miała jeszcze trochę drogi z powrotem do karczmy, ale powinna się pospieszyć, jeśli nie chce zostać ofiarą jakiegoś pijanego pirata. Miała mało przyjaciół na wyspie, tak naprawdę mogła liczyć tylko na Marge i Jonesa. Reszta spoglądała na nią łaskawszym okiem tylko dlatego, że wyglądała jak wyglądała. Nawet nie dlatego, jaka była. Bo czasem naprawdę potrafiła doprowadzić kogoś do szewskiej pasji przez swoją zadziwiającą i bolesną często szczerość. Nie rozumiała, jak można obrażać się za prawdę!
OdpowiedzUsuńDzieci jęknęły głośno, gdy kazano zebrać im się do domu. Zaśmiała się pod nosem i sama powoli wstała z miejsca, zamierzając wrócić już do karczmy. Jedna dziewczynka złapała ją za rękę. Miała zielone oczęta oraz ciemne blond włosy. Była naprawdę śliczna. Gdyby nie te niezbyt dobrze dobrane ubrania, które miała na sobie.
- A wrócisz do nas jutro? – zapytała. Do niej dołączyła się reszta dzieci.
- Tak, prosimy, prosimy!
Zaśmiała się i poczochrała osóbkę, która to ją zatrzymała.
- Jeśli chcecie to wrócę. Ale pod warunkiem, że pobiegniecie szybko do łóżek.
Pokiwały głową i zerwały się z miejsca, aby za moment biec już z plaży przy krzykach:
- Ja będę pierwszy!
- Chyba śnisz!
Pokręciła lekko głową z delikatnym uśmiechem i sama odwróciła się na pięcie, mając zamiar odejść.
Rosa
[Dziękuję za powitanie. (: Keith nie jest jakiś powalający, za to Regana skrywa wiele sekretów. Howell jest werbownikiem na Latającym Smoku. Jeśli akurat ta plotka jest prawdziwa, on mógłby ją poznać w jakiejś sytuacji, co jak co, ale pamięć ma niezłą. Mogłaby być to też niezbyt komfortowa sytuacja dla niej. Ten pomysł trzeba jeszcze dopracować. A jeżeli nie odpowiada, to proszę śmiało mówić, postaram się wymyślić coś innego ^^]
OdpowiedzUsuńKeith
Zatrzymała się, gdy kobieta przemówiła właśnie do niej. Obróciła się powoli i spojrzała na nią ostrożnie i uważnie. Czyli powiedziała dzisiaj za dużo. Musi zapamiętać, aby nie opowiadać o miejscu, które kiedyś nazywała domem. Może to zdradzić o wiele za dużo, niż by chciała.
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się, próbując udać całkiem spokojną i naturalną. Nie mogło się przecież wydać, że nie jest do końca szczera.
- Rum uwielbia rozplątywać języki. A pracując w karczmie słyszę codziennie setki opowieści o dzielnych wilkach morskich. Przez te miesiące zdążyłam zgromadzić sobie sporą wiedzę na temat syren. Informacje, które były zgodne i się pokrywały przyjęłam za prawdziwe. Proste. – Wzruszyła ramionami, jakby mówiła o jakiejś błahej sprawie.
Rosa
[Jakiś czas już jest, bo z Walii wyniósł się mając 17 lat. Szczerze mówiąc jeszcze nie myślałam nad nią, ale zawsze mogę coś wymyślić, chyba że Ty masz jakiś pomysł (:]
OdpowiedzUsuńKeith
Morgan patrzył na kobietę, krzyżując nonszalancko ręce na piersi. Dziewczyna butnie pogrywała sobie mimo tego, iż wyraźnie karty nie były po jej stronie. Zapierała się wobec piratów, a za niedługo będzie z pewnością błagać o litość pomimo tej wprost "arystokratycznej" postawy. Amazonka się znalazła.
OdpowiedzUsuńPirat uniósł lekko brew do góry, gdy odrzekła tak śmiało i odważnie "zabijcie mnie, bądź sprzedajcie". Zaśmiał się pod nosem.
Nierozważnie cofnęła się do tyłu, gdy otoczona była pierścieniem marynarzy. Kerr kiwnął lekko głową, a dryblas, który jeszcze niedawno tak ochoczo chciał ją "przeszukiwać", chwycił ją za łokcie, w bardzo niewygodnej pozycji. Uwięził w stalowym uścisku, nie bacząc na jakiekolwiek szturchania i wyrywania mające może nadejść z jej strony. Morgan założył ręce za siebie ustawiając się z boku tej "damulki" jakoby chciała kopać we wszystkich dookoła.
- Zabić cię powiadasz... To ciekawe, doprawdy bardzo ciekawe - mruknął wyraźnie rozbawiony. Rozchylił lekko swój kapitański, czarny płaszcz i wyciągnął zza pasa krotki marynarski sztylet. Obrócił go kilka razy w dłoni, jakby oceniając czy jest wystarczająco ostry. Przejechał ostrzem po palcu z którego pociekła brunatna krew - Jakby mało ci było wykrwawiania się na pokładzie Latającego Smoka...
Powiedział cicho, jakby do siebie. Obrócił się z zimnym uśmiechem. Naiwna, bezczelna gąska...
Bez wahania czy jakiejkolwiek litości przesunął stalą po jej ramieniu. Broń przecięła rękaw wbijając się coraz głębiej w skórę. Robił to powoli, jakby z pasją. Dawno już sprawianie cierpienia innym powinno mu się znudzić, ale nie...
Kapitan wyrwał sztylet przy barku. Kilka kropel krwi spłynęło gwałtownie z ostrza i skapało na jasną koszulę mężczyzny. Beznamiętnie wytarł broń o rękaw i chwycił kobietę za twarz. Palce Morgana zaciskały się na jej policzkach, zmuszając by cały czas na niego patrzyła.
- Pchnięcie cię kordelasem byłoby zbyt proste. Za mało zabawne - powiedział kiwając lekko jej głową - Sprzedamy cię, o ile przeżyjesz. Po swoim malutkim przedstawieniu kwiatuszku nie licz na jakąkolwiek pomoc przy ranie. Radź sobie sama, to w końcu niewiele zmieni sytuację w jakiej się znalazłaś, czyż nie?
Puścił ją niedelikatnie i nakazał piratowi, by zabrał kobietę pod pokład oraz zakuł ją w kajdany. Jeśli do jej rany przedrze się jakiś mór... Trudno. Utopią ją przy najbliższej wyspie.
Jeśli przeżyje pomimo warunków...
Za tak zdrową kobietę będą mogli wziąć więcej złota.
*****
Pirat nie ociągał się tylko żwawo zabrał kobietę pod pokład. W kącie przy dziobie, wśród skrzyń i beczek owiązanych linami znajdowało się miejsce specjalnie dla więźniów takich jak ona. Za dnia prażyło tutaj niemiłosiernie, a cienia nie uświadczysz nawet na ułamek sekundy "dzięki" pustym otworom na armaty i klapie nad głową. Trzymani byli tutaj nieposłuszni niewolnicy lub podżegacze do buntu. Niejeden pirat Latającego Smoka za niesubordynację był tutaj zakuwany i dręczony aż do najbliższego portu. Chyba, że zabawa tak dobrze wyglądała, iż przedłużało się ją do "pechowej" śmierci więźnia. Marynarz uwięził dłonie kobiety w stalowych kajdankach i podniósł sie na równe nogi z bezczelnym uśmiechem na twarzy.
- Módl się byś przeżyła noc ślicznotko... - powiedział i odwrócił się, by wyjść na górę. Słychać było nawoływanie kuka, że przygotowano już posiłek. Szum fal był głośny, a bryza w spiekocie jeszcze bardziej uciążliwa. Jak można jeść w takich warunkach? Jak można siedzieć w takim miejscu otoczonym wyraźnym zapachem śmierci?
Morgan Kerr
[ Minimalistyczna karta a jaka bajroniczna <3 Jeśli nie zniechęci Cię moja postać, to zapraszam do wątku ze mną! ]
OdpowiedzUsuńCóż, zupełnie dziwnym trafem Rosa nie skakała wokół plaży i nie krzyczała „jestem syreną, pozagryzam wam rodziny!” Może to było nielogiczne, może nieuzasadnione, ale jakoś tak wydawało jej się, że tak nie należy.
OdpowiedzUsuńA tak na zupełnie poważnie – po co ktokolwiek miałby wiedzieć o przeszłości Rosy? Stwarzała dla kogoś zagrożenie? Nie. Rujnowała komuś życie? Nie. Przystawiała się do kogokolwiek? Nie. Wręcz przeciwnie! Często wnosiła iskierkę nadziei tam, gdzie panowała absolutna ciemność. Ludzie jej potrzebowali – inaczej nie byłaby taka, jaka była! Nikt nie chciał być zły i samotny. To brutalna rzeczywistość zmuszała ich do udawania. Nikt nie rodził się antagonistą z natury. Każdy miał wybór i każdy robił ze swoim życiem to, co uważał za stosowne. Tylko niektórzy czasem się gubili.
Nie, nie była od tego, żeby pokazywać im drogę. Inaczej by została kaznodzieją albo zakonnicą. Albo lepiej, zamknęłaby się w klasztorze, zanosząc modły do Boga o uleczenie plugawych dusz morskich nikczemników. Ale nie. Chciała nieść miły uśmiech najgorszym tyranom i pokazać im, że gdy chcą, nie są wcale tacy źli. Nie pouczała ich. Starała się jedynie wypełnić pustkę – jeśli ktoś takową odczuwał. W każdym razie każdy potrzebował drugiej osoby, która bez cienia obrzydzenia na twarzy przytuliłaby go i powiedziała, że wszystko jest w porządku. Czyż nie tak?
Uniosła brwi, słysząc dalsze słowa kobiety. Zastanawiała się przez moment, czy nie chciała jej nastraszyć. Naturalnie, że nie było tutaj bezpiecznie. W końcu był tu Port Royal. Sama kiedyś ledwie zdołała uciec z rąk jednego z bardzo władczych i nachalnych piratów.
- Może i jestem tutaj krótko, ale znam tą okolicę – odparła prosto i krótko, uśmiechając się. Zdawała się w ogóle nie słyszeć śmiechów i krzyków w oddali. – Poza tym, nauczyłam się bardzo szybko biegać. Który upity pirat pomyśli o tym, aby użyć jakiejś broni, żeby zatrzymać swoją niedoszłą ofiarę?
Rosa
[Pomyślmy....
OdpowiedzUsuńTeoretycznie mój pan mógłby przeszkodzić Reganie w jakichś zaklęciach, czy czymś podobnym.
Albo ona kojarzyła by go z jakichś przewidywań przyszłości. Mógłby znać jakiś istotny fakt, który miałby zaważyć na czyś dla niej ważnym.
Lub spotkali by sie przypadkiem na plaży, a skoro Reganie roztacza tajemnicza aurę to mogłaby zaintrygować Sherlocka.
Niestety, jak widać, marnie u mnie z pomysłami. Mam jednak nadzieje, że coś wykombinujemy. ]
Sherlock
Morgan zapomniał o więźniarce, która siedziała pod pokładem. Nie zawracał sobie nią głowy na długie chwile spiekoty, która smagała fregatę coraz cieplejszymi podmuchami powietrza. Wielu piratów zrzucało koszule, obnażając swoje ciała na dotyk słońca. Kerr zniknął w kajucie, by sprawdzić mapy oraz nakreślić nowe rejsy. Siedział teraz przy drewnianym, misternie żłobionym, stole wraz z bosmanem patrzącym mu przez ramię. Kształtne, choć odrobinę chaotyczne, litery pojawiały się w dzienniku pokładowym. Kolejne słowa porządkowały wszystkie ostatnie wydarzenia, ukazując jaką potęgą bywa czasem Latający Smok.
OdpowiedzUsuńNajlepiej byłoby też przeliczyć zyski z ostatniego abordażu. "Równy" podział dla wszystkich załogantów był podstawą. Przynajmniej powinien być.
*****
Marynarz Terrance Appleton miał plan. Szczwany i tak doskonały w swej złośliwości, że niejednokrotnie uśmiechał się do siebie, przenosząc kule pokładowe ze skrzyń na stanowiska strzeleckie. Podśpiewywał pod nosem pracując niedaleko miejsca, gdzie jego współzałogant uwięził w kajdanach jakąś niebywałą ślicznotkę. Było na co popatrzeć, nie powie, że nie, ale całość obrazu szpeciła rana widoczna na brzuchu. Krew rozlewała się coraz bardziej. Za niedługo dobiorą się do niej robaki, a rozjątrzona rana zacznie śmierdzieć w parnocie. Jaka szkoda... Wielka szkoda.
Mógłby jej pomóc w zamian za jakieś harce, jednak nie chciał podpadać kapitanowi. Już to zrobi, gdy plan się powiedzie. Marynarz wyprostował się i uśmiechnął, klepiąc po wielkim brzuszysku. Większy miał chyba tylko kuk pokładowy!
Mężczyzna wyciągnął zza brudnej koszuliny coś w rodzaju klucza, który zawieszony był na solidnym łańcuszku. Zamiast typowej dla tej rzeczy dziury, był tam malutki "schoweczek" zabezpieczony dobrze ukrytym zamkiem.
Cóż za tajemnice się kryły za złotym zameczkiem. Takie za które Morgan ukróciłby go o głowę, a nią sama później wepchnął mu w dupę. Nie mógł pozwolić, by tajemnica się wydawała. Nie dopóty jego sojusznicy są tak daleko.
Pirat odwrócił się dookoła, upewniając się, że nikt nie patrzy. Pogłaskał z lubością klucz i schował go po koszulą. Będzie musiał znaleźć inne, lepsze miejsce, choć o uchowanie się jakiegokolwiek skarbu tutaj było naprawdę ciężko.
*****
Zbliżał się wieczór, a księżyc powolutku zastępował słońce w obowiązkach. Powietrze zrobiło się dużo chłodniejsze i przyjemniejsze. Tak, że bez obaw można było chodzić po pokładzie. Piraci odpoczywali śpiewając, pijąc czy chrapiąc głośno na swoich kojach.
Morgan zszedł pod pokład, zmierzając do miejsca, gdzie powinna znajdować się ich "przyjaciółeczka". Lub przynajmniej jej powoli gasnące z ciepła zwłoki.
Szkot zagwizdał z iluzyjnym uznaniem widząc po jej falującej lekko piersi, że jeszcze całkiem dobrze oddycha. Kapitan kucnął w bezpiecznej odległości, patrząc na nią z uwagą.
- No proszę. Jednak można wziąć za ciebie więcej złota... - powiedział głośniej, próbując pokonać hałas czyniony przez jego załogantów - Nadal jesteś tak harda amazoneczko?
Morgan Kerr
[Pomysł wątku w przeszłości mi się podoba. Byłabym wdzięczna, gdybyś zaczęła, bo ostatnio słabo się ogarniam w tym wszystkim... :/]
OdpowiedzUsuńKeith
[Muszę mieć wątek z tą panią! Ależ muszę i kropka. Wizerunek cudny <3 Kojarzy mi się z serialu Camelot. Więc zapraszam do siebie w celu uzgodnienia tego i owego. Greg Szczęściarz. ]
OdpowiedzUsuń[ Jak najbardziej mi odpowiada! Zacząć (będziesz druga w kolejce) czy będziesz tak urocza i sama zaczniesz?:) ]
OdpowiedzUsuńHowell ostatnio nie był spokojny. Załoga Latającego Smoka denerwowała go jak nigdy przedtem. Może dlatego, że niedawno kapitan awansował go na kwatermistrza i teraz czuł się jeszcze mądrzejszy od tej bandy kretynów, chociaż i tak w tej hierarchii zbyt wysoko postawiony nie był. W każdym razie ręce mu się trzęsły kiedy patrzył jak pijani prostaczkowie próbują dobrać się do bogu ducha winnej kobiety. Mimo to jak zwykle nie zrobił nic, bo przecież kim on jest, żeby dyktować załodze co mogą, a czego nie. Nie zrobił też nic, kiedy zakuwali ją w kajdany na jego oczach. Stał tylko z boku, w nadziei że idiotyzm tych patałachów nie przejdzie na niego i obserwował ten incydent. Nie oznaczało to jednak, że nie zamierzał zrobić nic.
OdpowiedzUsuńNie miał pojęcia jak uniósł miskę ze swoją porcją zupy pokładowej (paskudnej w smaku, czasem miał wrażenie, że już on by ugotował lepszą), którą postanowił oddać nieznajomej, kufel z pierwszym lepszym trunkiem jaki wygrzebał (czy tylko on nie chla na umór na tym statku?), miskę z wodą do oczyszczenia rany, jakieś szmatki i bandaże. Ledwo to wszystko uniósł ale udało mu się zejść pod pokład nie rozlewając żadnej z cieczy i niczego nie upuszczając. Podszedł do zakutej w łańcuchy kobiety i najpierw odstawił wszystko na podłogę obok niej, a potem podsunął jedzenie w jej stronę bez słowa.
- Będziesz mi grozić odcięciem jaj, jeśli zacznę opatrywać twoją ranę? – zapytał unosząc jeden kącik ust do góry i w końcu na nią spojrzał. Wolał zapytać, żeby przypadkiem nie zostać ofiarą. Od dziecka był uczony, że kobiety należy traktować z należytym im szacunkiem, nie gorzej jak mężczyzn. Przez te wpojone mu za dziecka wartości nie byłby w stanie skrzywdzić żadnej z nich. Nawet jeśli ta chciałaby go zabić, nie broniłby się. Dlatego wolał zapobiec takiej sytuacji.
[Oczywiście, jest pięknie ;3]
Keith
[Kamień z serce ;) Również witam i w razie chęci pytam o wątek ^^]
OdpowiedzUsuńOd kiedy Gregorius został bez statku i załogi zajmował się drobnymi zleceniami w Port Royal i innych zakątkach zamieszkiwanych przez piratów, mając ciągle nadzieję, że gdzieś dowie się czegoś więcej o swojej ukochanej, o Brodatej Dziewicy którą zdobył grając w karty z pewnym oficerem.
OdpowiedzUsuńMoore Szczęściarz a raczej obecnie po prostu Greg imał się wszystkiego co wpadło mu w złodziejskie łapy – był wszechstronnie wykształcony. Miał złote palce i usta, choć to pierwsze bardziej wyszkolone. Potrafił nawet czytać i pisać, o okradaniu i wspinaniu nie wspominając. Talenty jego jednak mało doceniało, nie mógł sobie więc pozwolić na wybrzydzanie więc kiedy dostał anonimowy liścik z prośbą o spotkanie nie miał wyboru – i tak był dostatecznie zadłużony, a nowa misja mogła przynieść mu tylko korzyści i kilka siniaków. Zachodził głowę, czy to nie jak aby jakaś podpucha? Miał swoich wrogów, kilka razy podpadł kowalowi za narzucanie się jego córce. Z Berbeluchem, bimbrownikiem i właścicielem tawerny "pod Lewiatana rzycią" nawet się dogadywał, choć ten z pewnością przypuszczał, że kradzież jednej beczki z cukrem to jego dzieło. Gregorius zaprzeczał, ale i tak ten stary cap obiecał mu po mordzie, jak tylko znajdzie czas by wyjść za lady. Czego chciał anonimowy nadawca od Gregoriusa Moore'a? Czyżby nie wiedział, że ciąży na nim przeklęta klątwa sprowadzająca wszelakie katastrofy? Najwyraźniej nie skoro miał mu coś do zaoferowania.
Grzecznie wstawił się w umówionym miejscu, w małej portowej i ślepej uliczne śmierdzącej zdechłym śledziem. Był chwilę przed czasem, oparł się o tył zamtuzy i czekał na rozjaśnienie sprawy. Minęła minuta, dwie a potem następne aż w końcu Greg poczuł, że trzy kufle piwa nie były dobrym pomysłem. Z nadzieją, że nieznajomy się spóźni, opuścił nieco pantalony uprzednio odpiąwszy pasek i zaczął lać za puste beczki.
[Pomysł jest wręcz wyśmienity! I z miłą chęcią zacznę, ale to później, trochę później ^^ Tylko powiedz, gdzie chciałabyś, aby znów się spotkali? :D]
OdpowiedzUsuń[Raz kozie śmierć, zaczynam ;)]
OdpowiedzUsuńNucąc pod nosem tą samą, starą jak świat pijacką przyśpiewkę, założył nogą na nogę, spoglądając w otchłań odległego, nieposkromionego morza, rozpościerającego się tuż przed jego nosem. Łódka, przycumowana do portu, chybotała się na prawo i lewo, potraktowana przez wzburzone, rozłoszczone przez wiatr fale. Zapach soli wdzierał się nieprzyzwoicie do jego nozdrzy, chcąc wymusić na nim niekontrolowane kichniecie. Przyzwyczajony do złośliwości tudzież osobliwego charakteru żeglugi, nie zwracał uwagi na wszelkie niegodności, dla odmiany przenosząc zamglone wzrok na zachmurzone niebo. Srebrnoblada poświata księżyca, przebijająca się z uporem przez tuzin deszczowych chmur, odbijała się melancholijnie od atramentowej, morskiej głębiny.
Uśmiechnąwszy się półgębkiem pociągnął zdrowy łyk ze swojej piersiówki i skrzywił się, zatruwając organizm najgorszym rumem jaki miał okazje wypić w swoim trzydziestodwuletnim żywocie. Duchota unosząca się w powietrzu była jednym z fundamentalnych dowodów na to, że sztorm zbliża się nieubłagalnie do Port Royal. Tylko współczuć niedoświadczonym żeglarzom, którzy postanowili tej nocy przetestować swoje umiejętności i wielkie szczęście. Z własnego doświadczenia wiedział, że śmiałków nigdy nie brakowało.
Przekręcił oczami, zerkając w świecące pustkę naczynie, jakby w nadziei, że jeszcze coś w nim zostało i podźwignął się na łokciu, rozglądając nieprzytomnie dookoła. Nie mając wątpliwości, że z taką lichą łajbą nie wygra dzisiejszej konfrontacji z kapryśnym kolejami ludzkiego losu, powinien dla odmiany wstać i poudawać żywego.
Westchnął głęboko, jak to miał w zwyczaju, lustrując nieopodal samotną, smukłą — zgadywał, że kobiecą — sylwetkę
— Ej — krzyknął w tamtą stronę, z nadzieją, że ów osoba nie jest właścicielem paru zbitych ze sobą kawałków drewna, które właśnie okupywał — masz trochę gorzały?
Dopiero po chwili, gdy jego oczy przystosowały się do nowych warunków, ów sylwetka wydała mu się odrobinę znajoma. Ale równie dobrze mógł uczucie dejavu zwalić na uboczny skutek alkoholu, który na dobre zadomowił się w jego żyłach.
No właśnie, czego się nie robi dla pieniędzy? Każdy miał swoje granice i priorytety w życiu. Granica Gregoriusa jakiś czas temu się zmazała i pozostał po niej ledwo widoczny ślad.
OdpowiedzUsuńKobiety w ostatnim czasie zaczęły co raz bardziej swobodnie konkurować z mężczyznami (phi!). Nie wahały się kiedy kradły sakiewki, mąciły specjalnie w głowach nabombanych mieszkańców Port Royal, ubierały męskie ubrania, wykorzystywały niecne zagrywki jak kopniak między nogi (ała!) czy też bawiły się w piratów i płatnych zabójców (Kobiety. Dacie wiarę?). Dlatego nie był aż tak zdziwiony kiedy z ciemności wyłoniła się drobna sylwetka i po chwili rozległ się delikatny głosik. "Kobiety" pomyślał.
- Zawsze podglądasz jak ktoś leje? Czy mam wyjątkowe szczęście dzisiaj? - zapytał zapinając skórzany pasek na portkach. W mroku zaułka nie można było dostrzec jego lekkiego, łobuzerskiego uśmiechu. Gdzieś koło jego stopy śmignął tłusty szczur, gnając przed siebie spłoszony okropnym skrzekiem brudnego kota, buszującego gdzieś za Gregoriusem. Urocze miejsce na pierwsze spotkanie, doprawdy. Ruszył wolnym krokiem w stronę nieznajomej i zatrzymała się dopiero kiedy wyszedł z zaułka a księżycowa łuna rozproszyła nieco mroku.
- Chyba się nie znamy, pani. Gregorius Moore, do usług. - dygnął ostentacyjnie starając się by ciekawość go nie zeżarła.
Nie musiała jej tego mówić. Doskonale sobie z tego zdawała sprawę – ba! Sama się tak zachowywała! Gdy była głodna czy spragniona nie myślała o żadnej moralności. A czy tak się powinno robić, a może ta ofiara ma rodzinę, a może ktoś jej potrzebuje – nie. Liczył się wtedy tylko jej głód i zaspokojenie go.
OdpowiedzUsuńNiestety, tak samo było na lądzie. A jeśli chodzi o piratów – było tak też w sprawie cielesności. Wygłodniały wilk morski łapał byle dziewkę w porcie, byleby było jak… zaspokoić swoje rządze. Tutaj, w Porcie Royal było mnóstwo takich. Bo tutaj upodobali sobie miejsce odpoczynku. I dzięki nim trzymały się jeszcze zamtuzy i tawerny. Jakoś nie zauważyła nigdy żadnego angielskiego lordzika w tak „pospolitym” gronie, do którego aktualnie należała.
Rosa wzruszyła ramionami.
- Do mojej tawerny nie jest daleko. Zawsze pozostaje mi modlitwa o jakąkolwiek łaskę czy szczęście i nadzieja, że jednak ktoś porządniejszy akurat przejdzie obok.
I ostre ząbki, które skrywa. Nie chciała ich używać, ale doprowadzona do ostateczności – pewnie by to zrobiła. Gorzej, jeśli napastnik zajdzie ją od tyłu. Wtedy jest absolutnie bezbronna…
Rosa
[Dziękuję za przywitanie :) Może Szkielet będzie szukał informacji na temat skarbu, a tylko Regina zna jakiekolwiek wskazówki ? No nie wiem, to jak mi na razie wpadło do głowy.]
OdpowiedzUsuńSzkielet
[Dziękuję za przywitanie :) Może Szkielet będzie szukał informacji na temat skarbu, a tylko Regina zna jakiekolwiek wskazówki ? No nie wiem, to jak mi na razie wpadło do głowy.]
OdpowiedzUsuńSzkielet
Nuda potrafi dać w kość. Zwłaszcza, gdy nie doceniamy rozrywek preferowanych przez naszych towarzyszy. Zwłaszcza, gdy nie lubimy tych towarzyszy. Brak możności odezwania sie do kogokolwiek, do kogoś inteligentnego, jest niezmiernie męczący. Tak jak męcząca potrafi być czkawka, kichanie, katar, czy inna paskudna choroba. a nawet bardziej. Sherlock wiedział o tym aż za dobrze. Borykał się z tym problemem co dzień, a z każdym następnym mniej miał pomysłów na zajęcie swojego znużonego umysłu. To też spacerował bez końca po plaży, nie bacząc kogo spotka i z kim przyjdzie mu mieć do czynienia. Nie lękał się piratów, szczególnie gdy miał szablę u boku, nie wierzył w czarownice, a o innych zagrożeniach nie słyszał.
OdpowiedzUsuńTym razem było tak samo. Ciągnął się leniwie noga za nogą i wpatrywał w horyzont. Jego myśli błądziły daleko. Po Londynie i starych dobrych czasach. Usiłował przypomnieć sobie twarze bliskich i wrogów. Starał się uporządkować swoje uczucia, cele, priorytety. Nie przychodziło mu to łatwo. Wszystko wydawało się zawiłe i skomplikowane. Oczywisty był tylko piasek, morze i długa plaża. Nic więcej.
Zatrzymał się dopiero, gdy usłyszał czyjś poddenerwowany głos. Nie wiedział, co dokładnie usłyszał, ale skutecznie go to zatrzymało. Podniósł zamglony wzrok znad wody i zatrzymał na kobiecie stojącej nieopodal jakiegoś ogniska. Krew ściekała z jej dłoni na piasek, a w oczach miała, zdawać by się mogło, czystą nienawiść. Przez chwile Sherlock zastanawiał się czy ją zna. Szybko doszedł jednak do wniosku, że widzi ją pierwszy raz w życiu, chyba.
Przekrzywił delikatnie głowę i zlustrował ją spojrzeniem od stóp do głów. Nie wydała mu sie niezwykła. Ot normalne dziewczę z okolicy. Zadziwiała go tylko krew, która spokojnie spływała po jej dłoni.
- Przepraszam, jeśli panienkę rozgniewałem - powiedział wreszcie i ukłonił się delikatnie.
Zwyczaje z dworu zakorzeniły się w nim na stałe. Tak jak ogromny respekt wobec kobiet. Szanował je niezmiernie i nigdy żadnej by nie skrzywdził.
[Jest na prawdę ładne :) I zwłoka mi nie przeszkadza, czasem sama nie mam czasu, więc doskonale rozumiem ;) Jak i mam nadzieję, że moje też nie jest beznadziejne ]
Sherlock
[ Mogę zaczać :D]
OdpowiedzUsuńSzkielet od dawna szukał skarbu niejakiego Hannara. Wartość skarbu miała się równać kupnem dwóch nowych statków.
Od kilku miesięcy szukał i węszył czegokolwiek na ten temat. Chciał dobrać się do skarbu i przywrócić swoje wpływy na wodach. Nadal był znany, nadal jego imię mówiono z przerażeniem ale powoli tracił względy i szacunek wśród swoich pirackich braci. A na to nie mógł pozwolić. Chciał władzy, chciał rumu, a przede wszystkim chciał mieć pod sobą własną załogę.
Przybył do Port Royal by porozmawiać z Reganą – podobno kobieta wiedziała coś o skarbie Hannara. Idąc uliczkami, naciągnął bardziej kapelusz na twarz. Roztaczał wokół siebie dziwną aurę, przez którą psy zaczęły wyć, a z nieba spadł deszcz.
Wszedł do karczmy, i rozejrzał się. Nagle zrobiło się cicho, wrzawa zniknęła, a spojrzenia pirackich gęb spoczęły na Szkielecie. Wolno ruszył do stolika w kącie. Zawsze tam siadał i ci, którzy go znali, wiedzieli, że to jego miejsce. Ściągnął kapelusz i zawiesił wzrok na dziewce, która śpiewała, siedząc na barze. Miała duże wcięcie dekoltu sukni, co przyciągało wzrok. Sam jej głos przypominał raczej ostatnie kwilenie prosiaka przed niechybną śmiercią.
Czekał na Reganę, i tylko Regana mogła zajmować jego myśli. Zmrużył oczy.
Szkielet.
Szkielet podrapał się po brodzie, patrząc na zakapturzoną postać. Domyślił się, ze to właśnie musi być Regana; ich aury zderzyły się ze sobą, potęgując lęk wśród ludzi siedzących dalej.
OdpowiedzUsuńBył ciekaw twarzy kobiety. Nie wiedział czy jest piękną niewiastą czy szpetną staruchą bez zębów, ale nie liczył się jej wygląd. A informacje, które posiadała.
-Skarb Hannara. Wiesz coś o nim ?
Odchylił nieco głowę w tył by spojrzeć z góry na swoją rozmówczyni.
Nie był typowym piratem, które lubił takie gierki. Złapał postać za kark i zbliżył twarz do twarzy Regany. Oddech Szkieleta podrażnił jej skórę.
OdpowiedzUsuńZerwał kaptur i uśmiechnął się niczym hybryda morska. Kobieta była piękna; miała przyciągające, duże oczy i pełne, malinowe wargi. Wyglądała jak nienaturalnie urokliwe stworzenie, chodzące po Ziemi.
-Nie wiem jaki miałaś powód by ukrywać twarz, ale nie lubię gdy mój rozmówca nie patrzy mi w oczy. – zacisnął mocniej palce na karku kobiety, po czym wrócił na miejsce. Upił kilka łyków rumu. – Czego chcesz za swoje informacje ?
-Oddać ci część skarbu ? To nie jest zły układ, złotko.
OdpowiedzUsuńPrzywołał do siebie kelnerkę i kazał jej przynieś butelkę rumu. Odprowadził dziewkę wzrokiem, i to nie dlatego by spojrzeć na jej tyłek, a dlatego by upewnić się, że alkohol jak najszybciej wpadnie w jego łapska. Gdy schwycił butelkę, napił się porządnie i dopiero potem zaczął mówić:
-Mam cię wziąć ze sobą ? – uśmiechnął się wężowato. – Jesteś gotowa na taką wyprawę, moja droga ? Nie będę mógł ci zapewnić wygód, ale rum dostaniesz zawsze.
-No dobrze, ślicznotko, w razie kłopotów trzymam ręce z daleka.
OdpowiedzUsuńDopił rum i odetchnął. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że siedząca przed nim kobieta jest równie niebezpieczna co piękna.
-Tylko ja i ty. Nie chcę robić niepotrzebnego tłoku, moja droga. Skarbem też nie zamierzam się dzielić.
OdpowiedzUsuńZmrużył oczy. Szkielet w końcu był samowystarczalny; umiał walczyć, i to chyba najlepiej ze wszystkich i znał kilkaset map. Podwładni tylko by mu przeszkadzali, plącząc się pod nogami.
Wiedział także, że ludźmi często kieruje chciwość, dlatego zazwyczaj pracował sam. Ale tym razem miał przyjemność współpracować z Reganą.
Schylił się i zbliżył twarz do kobiety. Zmrużył oczy i przekrzywił głowę tak by miał zaraz musnąć ustami pełne wargi Regany.
OdpowiedzUsuń-Kochanie, możesz być pewna, że się wyrobię. – powiedział. – I nie oszukam cię. Przyjaciół się nie oszukuje.
OdpowiedzUsuń-Nikomu nie ufam, złotko. Ale mamy wspólny interes, więc to nas wiąże.
Patrzył na twarz kobiety z tym swoim wężowatym uśmieszkiem. Była piękna, a z bliska chyba jeszcze bardziej. Szkielet wiedział, że niejednemu mężczyźnie zawróciła w głowie. Ale on nie mógł ugiąć się jej urokom; była zbyt przebiegła, cwana a przede wszystkim zabójcza.
-Ludzie boją się tego co zobaczą i usłyszą. – odparł. Zmrużył oczy.
OdpowiedzUsuńTak, ludzie bali się go, nie wypowiadali nawet jego przydomku tylko z obawy przed tym, że może pożreć ich dusze – co było absurdalnym faktem. Ale Szkielet nigdy nie zabierał w tej sprawie głosu, zawsze milczący i rzadko odzywający się do osób obcych – w porcie uważał, że mieszkają same szumowiny i po części miał rację. Nie potrzebował jednak towarzystwa, wystarczył mu rum.
Patrzył na kobietę z tym dziwnym błyskiem w oku. Imponowała mu swoją pewnością siebie i charyzmą.
Kiwnął głową i naciągnął kapelusz na twarz. Siedząca przed nim kobieta była także inteligenta – to mu się podobało. Spojrzał na kobietę, a raczej dziwkę, która powoli się rozbierała; nie był to szokujący widok, często widział takowe dziwy.
OdpowiedzUsuńPodrapał się po brodzie.
Czekał na Reganę jeszcze długo przed świtem. Chciał jak najszybciej położyć łapska na skarbie, nawet za cenę czyjegoś życia. Był zdeterminowany by wreszcie odzyskać miano kapitana.
OdpowiedzUsuńRozglądał się bacznie, choć jego oczy były skryte za kapeluszem.
-Oczywiście, moja droga. – kiwnął głową. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że idąc po skarb Hannara będzie musiał zmierzyć się z jakimś cholernym niebezpieczeństwem – czuł to w swoich starych kościach. A Szkielet nigdy się nie mylił.
OdpowiedzUsuń-Używam szabli, ale tym razem zaopatrzyłem się także w strzelbę.
OdpowiedzUsuńNie chciał dać się zaskoczyć niczemu, co mogli spotkać na swojej drodze. Szkielet naciągnął bardziej kapelusz na twarz – nie oczekiwał iż szczęście będzie im sprzyjać. Takim jak oni, szczęście wystawiało goły tyłek.
-Nie kpij ze mnie, złotko. – pstryknął kobietę w nos. Lubił się droczyć, szczególnie z takimi kobietami jak ona.
-Spokojnie.
OdpowiedzUsuńSzkielet ruszył ścieżką. Nie bał się niczego, morze Krakena i własnej matki, której nie poznał, ale krążyły opowiastki o niej – nie należały one do najlepszych. Rozglądał się uważnie dookoła, wyłapując każdy cień czy szmer.
Szkielet nie lubił takich ludzi, i był zdania, że trzeba ich tępić. Sięgnął po strzelbę i pociągnął spust; nabój przebił klatkę piersiową łajzy. Truchło padło w sekundzie na ziemię, zalewając się krwią.
OdpowiedzUsuń-Nie powinnaś rozmawiać z takimi ludźmi.
Pirat przemilczał to, ale na jego wargach pojawił się ten sam, wężowaty uśmiech. Podszedł do czarnego rumaka i pogładził jego kark. Lubił te zwierzęta; były szybkie i miały swój rozum.
OdpowiedzUsuńTak, Szkielet był narwany ale to tylko ze względu na głupich ludzi, którzy strasznie go irytowali.
Rosa nie znała żadnego Boga oprócz jednego – tego, którego wyznawali Margaret i Jones i przed którym się poddali. Przeczytałaby zapewne Biblię, gdyby czytać umiała. Tak, wyłapywała tylko czasem zdania na temat Stwórcy i wiedziała o nim zbyt niewiele, by w Niego wierzyć. Szczerze mówiąc, to życie w oceanie było łatwiejsze. Nikt się nie zastanawiał skąd i dlaczego – każdy brał garściami tyle, ile tylko mógł udźwignąć.
OdpowiedzUsuńSpojrzała znów na kobietę, która odezwała się tym razem do niej. Wcześniej zdawała się być trochę nieobecna… więc Rosa pomyślała, że to będzie dobry moment, aby odejść i zostawić ją ze swoimi myślami. Ludzie nie lubili, gdy im się przeszkadzało.
- Tak – odparła prosto. Nie widziała w tym niczego dziwnego. – Moi rodzice są tam gospodarzami – powiedziała tylko. Tak naprawdę to nie byli jej rodzice, a opiekunowie, ale łączyła ich trójkę wyjątkowa więź.
Rosa
Szkielet zaśmiał się gardłowo i dotrzymał kobiecie tempa. Taki dreszczyk współzawodnictwa zawsze mu się podobał, tym bardziej gdy przeciwnik był dobry – nawet jeśli to kobieta.
OdpowiedzUsuńMorgan uniósł lekko brew do góry, uśmiechając się do kobiety cynicznie. Pomimo uciążliwej rany na brzuchu nadal pozostawała butna i harda. Nie dziwne, że nie pozwoliła by śmierć zabrała ją ot tak, gdy dryfowała w tej łupince-niewiadomo-skąd. Pirat podniósł się z kucek i podszedł do niej bliżej, spoglądając na otwartą klapę nad jej głową. Z ciekawością obserwował wieczorne niebo, upstrzone teraz jaśniejącymi gwiazdkami, ledwo widocznymi zza potężnej rei obwiązanej linami.
OdpowiedzUsuń- Jak ci się podoba tutejsza pogoda? Słońce wspaniale wpłynie na twoją bladą skórę, nie uważasz? - powrócił spojrzeniem do zmęczonej kobiety, próbującej podnieść się na metalowym łańcuchu - Będziesz wyglądała jak prawdziwa numidyjska niewolnica po naszym cudownym, zdrowotnym rejsie.
Pochylił się i chwycił nieznajomą za kredowo-biały podbródek, wychudzony z nieznanych mu powodów.
- To urocze, że martwisz się o własne... Kupno - wyszeptał Kerr, zniżając głos do groźnego pomruku. Zacisnął palce, odwracając jej twarz ku swojej - Postaram się by sprzedano cię po godnej dla nas cenie. Z całą pewnością w pobliskim porcie znajdzie się jakiś dziwkarz, który chętnie "przyjmie" cię pod swój dach.
Następnego dnia najprawdopodobniej doprowadzą dziewczynę do porządku. Jako takiego, bo nie ma co sobie strzępić nerwów na taką panterę jak ona. Byleby tylko jakoś wyglądała. Dorzuci do reszty niewolnic uwięzionych po drugiej stronie podpokładu. Przynajmniej będzie milej... Zdrowsze towarzystwo, powietrze i atmosfera. Śmierdząca co prawda brudem, niewolnictwem i niewieścimi łzami, ale jak to buduje wrażliwość!
Pijackie głosy roznosiły się po pokładzie, coraz słabiej układające kolejny słowa szant.
Razem, hej, rig-a-jig i pociągnij w dół,
- A-hu, ej-ho i nie puść go!
Z Elizą Lee na kolanie mym,
- Na nasz stary szlak znowu gdzieś go gna!
Kapitan puścił kobietę i ponownie kucnął niedaleko.
- Słowo kapitana Morgana Kerra, panno...? - zwiesił głos, choć nie liczył, że "dama" podda mu swoje imię. Miała ku temu powód? - Czy nazywać cię po prostu "dzikuską z szalupy"?
Morgan Kerr
Nie patrzył na kobietę. Pędził przed siebie, chcąc jak najszybciej zdobyć skarb. Tak, duży skarb, dzięki któremu odbuduje swą siłę i potęgę.
OdpowiedzUsuńSzkielet był rządny władzy. Chciał znów poczuć smak krwi, i patrzeć na truchła jeszcze błagających go o życie ludzi. To był coś, co najbardziej lubił - bo choćby nie wiem jak prosili, on zawsze odcinał im łby. Wesoło im wtedy było, gdy ciało jeszcze drgało, jakby mogło wstać i zabić kapitana wraz z załogą. Uśmiechnął się pod nosem. To był czasy jego świetności, która choć nadal trwała to powoli przygasała.
Jeśli chodziło jednak o współpracę w Reganą, nie oszukałby kobiety. Wspólników się nie oszukuje, i nie wystawia do wiatru; tym bardziej, że kiedyś mogą się jeszcze na coś przydać. I tak też było w tym przypadku; Szkielet po prostu dbał o swoje interesy, zresztą jak każdy pirat. Chciał mieć po prostu plecy, i to niezależnie czy u mężczyzny czy kobiety. Każdy bowiem, z czasem, mógł zostać kimś i zemścić się na nim; dlatego tak bardzo dbał by mieć swoich sprzymierzeńców. Gdy się ich miało życie było łatwiejsze.
Szkielet.
Zastanawiała się, czemu kobieta tak nagle zaczęła interesować się skromną personą Rosy. Może i jej uroda wyróżniała się spośród tłumu (wolała raczej tak nie myśleć), ale była przecież zwyczajną dziewczyną z Portu Royal. Tylko bez większych ambicji i bez ślinienia się do piratów. Jej o wiele bardziej podobały się statki. Tylko na żadnym jeszcze nie była – Jones i Margaret zabronili jej zbliżać się do pokładów.
OdpowiedzUsuń- Czarna Kotwica – odparła jedynie. Chociaż nie była pewna czy dobrze robi, mówiąc jej, gdzie pracuje i w zasadzie mieszka.
Rosa Williams
[Bardzo dziękuję i również się witam. :) Czy mogłabym zaproponować jakiś wątek?]
OdpowiedzUsuńGinewra
- Owszem nie jest ci potrzebne, ale chyba lepiej się "poczujesz" biedaczko, jeśli ktoś zwróci się do ciebie po imieniu - zaśmiał się ironicznie Kerr, opierając policzek na otwartej dłoni. Wpatrywał się swoimi przeraźliwie jasnymi oczyma w kobietę. Wodził wzrokiem po jej brudnym, ale figlarnie zaokrąglonym ciele zatrzymując oczy na zakrwawionym materiale, który skrywał rozjątrzoną ranę. Ciekawe za ile zacznie ona tak mocno ropieć, iż wywoła niewyobrażalny ból.
OdpowiedzUsuńMoże warto byłoby zrobić takie... Medyczne badanie? Pirat ku chwale nauki. Niebywale nietypowe.
- Jeśli chcesz mieć inne, wyjątkowo kreatywne imię to twoja wola panie - wzruszył ramionami od niechcenia. Skończył ten temat, nie było co wyciągać z niego więcej. Robił się nudny.
Nastała między nimi długa cisza, aż w końcu "dzikuska z szalupy" postanowiła ponownie się odezwać. Morgan odwrócił do niej głowę, uśmiechając się pod nosem.
- " W końcu jesteś jedynie towarem na sprzedaż", po co ci w takim razie miejsce sprzedaży? Towary nie zadają pytań, towary się nie interesują. Towary się przenosi z miejsca na miejsce. Twoje słowa kotku - odparł Kerr podnosząc się z kucek, wytrzepując płaszcz kapitański z kurzu podpokładzia - Zobaczysz. Może... Jak będziesz milsza. Jak nie... Wniesiemy cię do portu jak pospolity towar, obwiązany sznurem i zakryty. Możliwe, że pierwsze co ujrzysz to dom kupującego. Może wykłujemy ci twoje śliczne ślepka dla rozrywki, skoro i tak jesteś ranna?
Morgan pokłonił się lekko.
- Miłej nocy amazonko.
Pirat oddalił się w stronę schodów. Wkroczył na pokład, który aż płonął od dzikiej, korsarskiej zabawy. Czekało ich jeszcze kilka dni rejsu nim dopłyną do małego, niezależnego portu, 50 mil morskich od Portu Royal. Wyspa pokryta gęstą dżunglą, o ostrych klifach i niebezpiecznych zboczach. Nie warto zapuszczać się dalej niż za "cywilizowaną strefę", jeśli nie chce się zginąć z łap dzikich kotów lub trujących roślin kryjących się w licznych jaskiniach czy mokradłach. Znajduje się tutaj może nie największy targ niewolników, ale zdecydowanie oferują lepsze ceny za kobiety czy zdrowych mężczyzn zdolnych do pracy na pobliskich plantacjach. Cóż... Na pewno jeśli jeńcy schodzą z pokładu Smoka.
Kilka nocy. Ciekawe jak długo kobieta wytrzyma bez opatrunku...
Morgan Kerr
-Dla ciebie wszystko, kochanie.
OdpowiedzUsuńObjął kobietę ramieniem, po czym dłoń Szkieleta zacisnęła się na jej kształtnym tyłku. Nie mógł się oprzeć; lubił piękne kobiety, i choć nie chciał jakoś za bardzo okazywać swojego zainteresowania Reganą, przyjął swoją klęskę z godnością.
-Jeden pokój ? - miał ochrypły głos, który mógł wystraszyć połowę ludzi z miasta. -To ciekawe co mówisz, moja droga.
-Szkoda.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się wężowato i trącił palcem nos kobiety. Wszedł do gospody i wziął głęboki oddech, czując przyjemny waniliowy aromat. Rozejrzał się.
Był trochę zawiedziony tym, że w pokoju są dwa łóżka. Ale nie okazywał tego. Przecież był tutaj dla skarbu, nie kobiet.
-To co, złotko, twoje zdrowie. - upił porządny łyk rumu i oblizał dolną wargę językiem.
OdpowiedzUsuńUsiadł naprzeciwko. Oczy Szkieleta nie spuszczały nawet na chwilę Regany, obserwując każdy ruch kobiety.
-Mam taką nadzieję.
OdpowiedzUsuńWziął się za jedzenia. Fakt, zupa nie wyglądała zbyt apetycznie ale był głodny. Głodny mężczyzna zje wszystko; a Szkielet nigdy nie był wybredny.
Powoli z beznamiętną miną jadł, patrząc po karczmie. Szukał jakiegoś cienia zagrożenia, nie chciał by ktoś w nocy poderżnął mu gardło - zdecydowanie był jeszcze młody. Młody, czyli w takim wieku, że mógł jeszcze zadowolić niejedną kobietę.
Przetarł wargi wierzchem dłoni.
-Powiedz złotko, przygarniesz mnie do swojego łóżka... - zaczął. - Chyba boję się ciemności.
-Cóż, nie jestem pewien. Boję się wielu rzeczy. Więc ? Jak będzie ? - zapytał kończąc zupę. Nie byłą taka zła, tylko wyglądała okropnie.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na twarz Regany.
[Prawdę mówiąc to nie, nie mam żadnego pomysłu. Niestety. :c Spróbuję coś wymyślić w najbliższych dniach, chyba że ty wpadniesz na jakiś ciekawy pomysł. Bo tak sądzę, że chyba nie ma sensu pisać o tym, że moja postać zaatakowała Twoją, Twoja się broniła i tak dalej. Byłoby chyba zbyt nudno. :p]
OdpowiedzUsuńGinewra
-Po prostu lubię igraszki słowne. - wzruszył ramionami. - I nie tylko. - dodał.
OdpowiedzUsuńNie, Szkielet nie był dżentelmenem. Nie był tez kimś, kto szanuje zdanie kogoś innego. Podrapał się po brodzie, nie spuszczając wzroku z kobiety.
-Ty za to, jesteś osóbką, która nigdy nie oddała by się żadnemu mężczyźnie. Wy kobiety, jesteście trudne do rozgryzienia. - powiedział po chwili.- Ale to dobrze, moja droga, że nie jesteś łatwa. Cieszy mnie to, że pracuję z kimś, kto powstrzymuje mnie do niektórych działań słownie.
Szkielet.
-Po co mam ci schlebiać ? - zaśmiał się gardłowo.- Gdybym zamierzał, skupił bym się na twoich oczach lub włosach.
OdpowiedzUsuńPo części mówił prawdę, choć powstrzymał się by nie doda: i na twoim biuście, którego teraz i tak nie widzę.
Szkielet.
Uniosła lekko brwi w zdumieniu. Nie powinna? Dlaczego? Przecież wszyscy wiedzieli, gdzie jest zdumiewające dziewczę o jasnych włosach. Ciągle wartościowe i cały czas niedostępne. To ciągnęło mężczyzn jeszcze bardziej do nich. Gdyby ona sama była tego świadoma, stwierdziłaby, że głupie z nich gąski. Ale czy kobiety nie zachowywały się podobnie? Ludzie byli jedną wielką zagadką. Nadal.
OdpowiedzUsuń- Moje miejsce pracy nie jest żadną tajemnicą – odparła i wzruszyła ramionami. – Czuję się tam bezpiecznie i jestem dobrze chroniona, dlatego nie wiem, dlaczego miałabym nie wyjawiać nazwy tawerny. Ponadto, dzieci nie otaczałyby tak chętnie kółeczkiem osobę, która byłaby zepsuta przez zło aż do cna.
Dzieci były dla niej najbardziej zrozumiałe z tych wszystkich mieszkańców. Może dlatego, że były najbliższe jej w zachowaniu.
Rosa
Sherlock z pewnością nie był "typowym elementem krajobrazu Port Royal". Jeśli by się dobrze zastanowić, to nie był typowym elementem żadnego krajobrazu. Nigdzie nie pasował odkąd stracił to, co kochał. Wtedy mógł przynajmniej do kogoś pasować. Teraz nie miał choćby i tego. Wyróżniał się, to pewne. Ale wyróżniał się w taki sposób, że jakoś nie był zauważany. Przywykł do tego, a nawet potrafił się tym cieszyć. Bo po co walczyć z innością? On nie widział w tym sensu. Był sobą, a to że innym może to nie odpowiadać, to nie jego problem.
OdpowiedzUsuńTajemnicza kobieta bacznie mu się przyglądała. To normalne. W końcu zaskoczył ją samą na plaży i to w nocy. Takich trzeba bacznie obserwować, dlatego Sherlock nie miał nic przeciwko jej nieufnemu spojrzeniu. Wytrzymał je i ze spokojem czekał na odpowiedź. Właściwie nie miał nic ciekawego do roboty, więc mógł sobie pozwolić na rozmowę z nieznajomą. Bo on nie spędzał nocy pijąc przy ognisku, czy w karczmie. Nie zabawiał się z ladacznicami, bo w jego oczach kobieta nie była zabawką. Zwykle spacerował w ciszy i samotności po plaży, pozwalając by woda niszczyła jego buty.
- Dżentelmen to za dużo powiedziane - odparł na słowa kobiety - Przecież nie każdy kto powie "przepraszam" zasługuje na to miano. Zresztą - westchnął - To nie temat do rozmów. Znaczy można o tym rozprawiać, ale czy to nie nudne?
Może to wada, może dziwna przypadłość, a może jeszcze coś innego, ale Sherlock potrafił się znudzić wszystkim. A jeśli się tak działo to zostawiał "nudną" czynność i zabierał się za coś zgoła innego.
[przepraszam z góry za wszystkie błędy, piszę z telefonu więc może ich trochę być]
Sherlock