poniedziałek, 2 czerwca 2014

There was the time when men were kind...

Davy Jones Theme


Rosa Williams

Pojawiła się nagle. Kiedy pierwsze promienie oświetliły okolice Portu Royal, pewna kobieta zauważyła zupełnie nagie dziewczę wyrzucone na brzeg. Zdjęta litością i współczuciem, okryła ją czym tylko mogła i zawołała męża, by ten pomógł jej zanieść ją do domu. Nie oczekiwali niczego w zamian. Może za wyjątkiem wdzięczności dziewczyny.
Lecz nawet na nią nie mogli liczyć. Gdy Rosa otworzyła oczy, była przerażona. Szarpała się i krzyczała, aby ją wypuścić. Nawet zaatakowała bezbronną kobietę, przez co została ogłuszona. Stawiała opór dopóki starczyło jej sił. Potem już tylko leżała, czując przeraźliwy głód. Była za słaba, by rzucić się na kogokolwiek. W dodatku nie mogła nawet podnieść się z łóżka. Każdy krok był tak bolesny niczym spacer po tłuczonym szkle.
W końcu, nie chcąc umrzeć z głodu, zaczęła jeść to, co przynosili jej ludzie. Nie mogła przyzwyczaić się do tak dziwnego i mało krwistego smaku. Nie dawało jej to tak wiele sił, jak ludzkie mięso, lecz była w stanie normalnie funkcjonować. Po pewnym czasie zapomniała o tym, co kiedyś jadła. Zaczynała też rozumieć prawa i wartości panujące na lądzie. Człowiek nie stanowił dla niej zagrożenia. Był dobry i opiekuńczy. Potrafił nieść pomoc. Pomoc dzięki której Rosa nauczyła się chodzić.
Wypuszczono ją po raz pierwszy z górnych pięter karczmy w kwietniu. Miała obserwować zachowanie ludzi i starać się wmieszać w tłum. Plan poniósł klęskę, gdy tylko noga dziewczęcia stanęła na deskach karczmy.
Jasna skóra niczym u arystokratki, nawet nie muśnięta promieniami słońca. Duże, błękitne oczy ozdobione długimi rzęsami. Blond włosy sięgające za jej łopatki. Drobne usta podkreślone wtedy czerwienią. Błękitna, prosta suknia zakrywająca wszystkie uroki jej ciała. I lekki uśmiech. To wszystko wystarczyło, aby zdobyć uwagę piratów. To był ostatni dzień, w którym Czarna Kotwica była niemal pusta. Potem zdobyła ogromną sławę dzięki dziewczynie znikąd, pięknej jak syrena.
Nieludzki wdzięk, niespotykany urok i piękny uśmiech stały się ułaskawieniem w oczach gości. Nawet jeśli kogoś niechcący uraziła, uchodziło jej to płazem. Od pewnego czasu można ją zauważyć za ladą lub wśród gości, roznoszącą zamówienia. Postanowiła pomagać swoim opiekunom i tak odpłacić im się za okazaną pomoc. Mimo wszystko uwielbia przebywać wśród ludzi i słuchać wymyślnych historyjek o nieustraszonych piratach.
Rosa jest naiwna i dziecięca, a w dodatku wygląda jak niewiniątko. Całkowicie nie pasuje do Portu Royal i może dlatego jest taka rozchwytywana między piratami. Zdaje się nie podejrzewać najgorszych zamiarów, a mimo wszystko jeszcze nikomu nie udało się zrobić jej krzywdy. W karczmie zawsze czuwa nad nią przybrany ojciec. Nie ocenia nikogo po plotkach czy samym wyglądzie, a listów gończych zdaje się nie w ogóle dostrzegać. Twierdzi, że w każdym, nawet najgorszym człowieku, kryje się jakaś iskierka dobra, którą trzeba jedynie odkryć.
Mimo swojej dobroci, bywają sytuacje, w których potrafi pokazać, że ma kolce. Nie jest sztuką wyprowadzić ją z równowagi – jest w jej przypadku dokładnie tak samo jak i z innymi ludźmi. Lecz trzeba doprowadzić ją do szału, aby zaczęła przeklinać. Na lądzie nie użyła jeszcze swoich kłów ani razu, ale jest gotowa to zrobić w obronie własnej. Mimo że boi się, że przez to wrócą jej dawne syrenie instynkty.
Rosa wie, że nie może już na stałe wrócić do morza, do swoich sióstr. Jest bardziej człowiekiem niż potworem z Zatoki. Nie potrafiłaby już zabić kogoś tylko po to, aby zaspokoić swój głód. Dlatego w obawie, że może usłyszeć, iż okryła hańbą je wszystkie, pozostaje na lądzie.

Zdjęcia są przypadkowe. Witam i zapraszam do wątków. 
Proszę pamiętać, iż Rosa nie ma wypisane na czole 'jestem syreną'. Nikt nie może wiedzieć o jej prawdziwym ja bez zgody autorki. 


Pokaż dodatkowe informacje

145 komentarzy:

  1. [Witam sie ładnie, znowu:) Zapraszam pod kartę Willa, jakbyś miała jakiś pomysł jak ich powiązać:)]
    William

    OdpowiedzUsuń
  2. Jolly Sailor tego wieczoru dobił do brzegu Portu. Po wielu dniach rejsu było to jak pański deszcz złota, a on, szalony kapitan William Jones w samym centrum. Jeszcze dzień, a jego jedyna, wierna kochanka by się skończyła. Oczywiście mowa o rumie, właśnie dlatego swoje kroki, wraz z większością załogi skierował wprost w objęcia tutejszych karczm, słynących nie tylko ze świetnej jak i pięknej obsługi, ale z najlepszych alkoholi, jakie ta część świata widziała. Nie spodziewał się tego wieczoru nudzić i właśnie dlatego gdy tylko przekroczył próg karczmy, ruszył w kierunku stołu zamawiając co rusz więcej rumu. Nie minęło wiele czasu, gdy w jego głowie zaczęło szumieć, zaś jego kamraci, na przekór innym obecnym w barze śpiewali pirackie przyśpiewki, tam nikt nic im za to zrobić nie mógł.
    Wieczór uświetniła bójka, w jaką nieszczęśnie się wdał, z biednym jak mu się wydawało rybakiem, którego ryby śmierdziały lepiej niż on, zaś język wywijał obelgi pod temat samego kapitana. Gdy całe zamieszanie przeniosło się na zewnątrz, Will śmiał się pod nosem, widząc jak mężczyzna, po dość szybkiej szarpaninie, zapluwa się krwią, gdy ten przedziurawił go na wylot noże.
    - Plugawy szczur.- warknął, nieco podchmielony mężczyzna, nogą kopiąc napastnika, by wyciągnąć z jego torsu nóż. Dopiero teraz jego wzrok przeniósł sie na kobietę. Młodą i tutejszą jak mniemał. Na twarzy kapitana pojawił się znany uśmiech.- Twoje oczy nie powinny tego widzieć, kochanie.- stwierdził spokojnie, nóż wycierając nonszalancko o poły płaszcza, postępując w jej kierunku o krok.
    William

    OdpowiedzUsuń
  3. [Praktycznie wszędzie, zdala od zgiełku, hymmm, może przesiadywałby na pomoście przygrywając jakieś melodię, a skoro twoja jest syreną, może coś by jej to przypomniało, jak sama śpiewała, czy coś? ^^]

    OdpowiedzUsuń
  4. [To już coś wymyślę:) Mam tylko prośbę:p Zaczęłabyć?^^]

    OdpowiedzUsuń
  5. Mimo sporej ilości alkoholu we krwi, dokładnie słyszał każde jej słowa, które go jeszcze bardziej rozbawiły. Jedna z jego brwi uniosła się ku górze, a jego usta wygięły w dziwnym uśmiechu. Jak dziewczyna mogła zadawać takie pytania, oczywistością było że zabił bo chciał.- Czemu miałem tego nie robić, kochanie.- stwierdził spokojnie, chowając nóż do pochwy, uwiązanej przy jego pasie, nie warto było nawet wyciągać szabli na kogoś tak marnego, a co gorsza jego haka, który nawet teraz tkwił w miejscu gdzie powinna być jego prawa dłoń. Ponownie postąpił kroku. Nie bała się widoku krwi, cóż się dziwić żyła w tym świecie, mieszkania w Port Royal, tu to było częstym widokiem.
    - Tak urocza kobieta, nie powinna była widzieć takich okropieństw.- stwierdził naprawdę rozbawiony tą sytuacją, dla niego krew była niczym wino, taką musiał płacić cenę. Założył rękę na rękę nieco się chwiejąc, jednak przystając niedaleko niej i bez wahania przyglądając się jej i to bardzo dokładnie.
    - Co tu robiłaś?- zapytał nieco chrapowatym głosem, nie przejmując się dźwiękami bijatyki, jaka właśnie zagorzała wewnątrz karmy, za którą znali, zapewne jego załoga świetnie się bawiła
    William

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Jasne :) Tylko powiedz mi jeszcze czy ustalamy jakieś szczegóły? Jeśli tak to pisz na maila :) ]
    Tamara

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie spodziewał sie nikogo, takimi wczesnymi wieczorami, karczmy były przepełnione, ludzie się bawili, nie było czasu na smutki, wspominki, czy zwyczajne cieszenie się spokojem. A jednak jeden z piratów. Tak, teraz mógł się tak nazwać. Jeden z nich stronił od tego wszystkiego, wybierając samotną wędrówkę wśród ciemności, przysiadając na pustym pomoście i wygrywając dawno zapomniane melodie na drewnianym flecie, który sam wystrugał. Wszakże ręce kowala, były stworzone do wszystkiego. Nie spodziewał się że ktoś będzie go obserwował, gdy on ze spokojem wspominał, to co utracił. Odległe marzenia, które nigdy nie miała prawa się ziścić. To już nie wywoływało w nim smutku, jedynie pustkę, po stracie, czegoś co kiedyś było ważne. Słysząc głos, muzyka się urwała, a on nawet nie drgnął. Dopiero gdy kobieta skończyła mówić, jego ciemne tęczówki przeniosły się na drobną, jasnowłosą dziewczynę. Była młoda, ubrana jak typowa mieszkanka tego miejsca. Jej uroda, zapewne zachwycała każdego.
    -Nie twój interes, dziewczyno.- warknął nieprzyjemnie, odwracając od niej wzrok. Jak śmiała w ogóle się go pytać, pchać nos w nie swoje sprawy. Zbyt wiele czasu spędził z potworami, by nie zacząć być jak oni. Westchnął nieco zmęczony pod nosem.- Zapewne to samo co ty.- tylko tyle z siebie wydusił, nie będąc pewien, czy dziewczyna czasem już nie odchodziła, on na jej miejscu by to zrobił.

    OdpowiedzUsuń
  8. [Dobry! ;) Rozumiem, że Rosa pałęta się od czasu do czasu po Port Royal, tak? Jeśli tak, Gen mogłaby uratować ją przed łapskami jakiegoś napastliwego młodzieńca, bo Genesis bez trudu z takimi sobie radzi. Zrozumiałaby też, że dziewczyna jest nowa w tych okolicach, więc zapewne zaczną się z jej strony pytania, ale przy okazji może ją oprowadzić po okolicy czy zaprowadzić do jakiejś w miarę przyzwoitej karczmy, gdzie to Rosa mogłaby wypytywać o coś Genesis :>]

    Genesis

    OdpowiedzUsuń
  9. Cały czas ją obserwował. Czyżby nie powinna, zachowywać się nie co inaczej? Była kobietę z Portu Royal, chyba że trzymana była pod kloszem i zdziwaczała, co nie oznaczało że ujęło to jej urody. A WIlliam? William lubił ładne kobiety, właściwie lubił każdą, bo to one umilały mu czas między rejsami, a pobytami na stałym lądzie, choć zdarzało się że niekiedy porywano jedną z nich, taka kobieta nie miała dobrze, jeśli znudziła się kapitanowi, choć bywało i tak że zostawiano ją na jakiejś wyspie, gdzie zaczynała swoje życie od nowa, ale o tym już nie myślał.
    Widział jak jej wzrok wędruje od jego twarzy do jego noża. Bała się? Dobrze, lubił strach i mimo iż nie był potworem, to stanowiło jego reputację.- Nie tylko podnosi temperaturę, ale również dodaje odwagi, a czasami działa jak eliksir miłości.- rzucił na jednym tchu, wiedząc że nadal w jego krwi, krąży o wiele za dużo rumu i to mu pasowało. Nie zawahał się do niej podejść, lepiej przyglądając. Z jego twarzy nadal nie znikał ten typowy uśmiech. Uniósł prawą dłoń, na której tkwił hak, wolnym ruchem, odrzucając jeden kosmyk jej włosów na bok. - Aż dziw że w takim miejscu uchowała się taka dziewczyna... Czemu wcześniej cię nie widziałem, dziewczyno?- zapytał spokojnie, nadal rozbawiony każdą jej reakcją, która była cóż...Niewinna. Bardzo niewinna jak na to miejsce.
    William

    OdpowiedzUsuń
  10. Kowal nie uważał się za kogoś lepszego, nie był lepszy od swych kamratów, bowiem i sam zabijał gdy musiał, może wychodziło to z poczucia winy, gdy stał nad ofiarą. Jednak już się tego wyzbywał, zbyt długo czasu spędził z tymi ludźmi, więc stawał się jak oni. Obserwował ją gdy siadała niedaleko niej. Nie drgnął, nie odsunął się. Nie musiał.
    Ostatnią osobą jaka mogła mu zagorzić, była drobna młoda dziewczyna. Spojrzał na nią kątem oka, nieco zaskoczony jej ufnością, powinna się bać pirata z Latającego Smoka, czemu więc tego nie robiła? Nie mał pojęcia.
    - Czego się dziwisz.- stwierdził spokojnie, choć nieco oschle, minęło sporo czasu, gdy rozmawiał z kims takim. Dziwnie niewinnym, miał wrażenie że było z niej coś z dziecka, mimo tego że wyglądała jak kobieta.
    - Mieszkasz tu, tacy są, jak psy. Gryzą do krwi.- jego słowa, mogły zabrzmieć jak wypluwana obelga, ale była to szczerośc, tacy byli, dałeś im palec, a oni wziąc rekę, brali jeszcze więcej, nie pozostawiając nic. Jedynie kości.- Czego chcesz, odemnie? Rozrywki? A może zarobku.- zapytał spoglądając na nią.- Jeśli tak to źle trafiłaś, nie interesuje mnie to.- powiedział odwracając od niej wzrok spoglądając na spokojne morze. Nie szukał kobiety na raz, choć niekiedy tak było.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie cofnęła się, nie przestraszyła się. Była... Dziwna i niespotykana, takie miał wrażenie, ale jak sam uważał każdy kwiat po zerwaniu, traci ten blask i miał wrażenie że z nią będzie tak samo, wszarze nigdy nie spotkał jakoś wyjątkowej kobiety, z którą byłoby tak samo. Zatrzymał się tuż przed nią, mierząc ją zaciekawionym i nieco przepitym wzrokiem. Mimo alkoholu, nadal wszystko kojarzył i z pewnością ją by zapamiętał.- Nie dziwię się, też bym pilnował takiego skarbu.- stwierdził nieco filuternie, ponownie unosząc jedną brew, a wzrokiem przejeżdżając nieco niżej wprost na jej dekolt, by po chwili ponownie spojrzeć na jej oczy.
    I nagle odezwała się. Jej słowa były dziwne, słyszał komplementy, ale nie taki. Odwrócił wzrok, tym samym urywając kontakt wzrokowy. Że też trafiła mu się gaduła. Już się nie uśmiechał.
    - Choć dziewczyno, pokażę ci mój statek- stwierdził po chwili, łapiąc ją po łokciem i delikatnie, aczkolwiek stanowczo, pociągając ją w swoją stronę. Właśnie to proponował każdej dziewczynie, która nim kokietowała, a której płacił sakiewkę złota, bądź nie płacił. Jak będzie z nią? Nie miał pojęcia.
    -Z pewnością nie widziałaś tak wielkiego statku.- zażartował, a na jego twarzy ponownie pojawił sie uśmiech, a sam postępując kroku nieco się zachwiał.
    William

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Witam, witam ;D Chęć na wątek jest zawsze, pomysł też jakiśtam, choć niekoniecznie zbyt ciekawy ; )
    Mianowicie, skoro Rosa jest jeszcze trochę dziecinna i ciekawska, to zapewne lubi też zwierzęta (wiem, że to dość marna reguła, ale często się sprawdza ;D). Możnaby więc wplątać w ich poznanie Wasilija, kota Yessenii, który mógłby jej towarzyszyć podczas pobytu w karczmie.]

    Yessenia

    OdpowiedzUsuń
  13. [Cześć, cześć :) Dziękuję za przywitanie. Tak sobie myślę, że... Skoro Rosa lubi słuchać opowieści piratów to mogłaby też usłyszeć jak Regana opowiada dzieciakom historie, które zawierają więcej niż jedno ziarnko prawdy. Tylko nie bardzo wiem, jak to dalej pociągnąć, pomożesz? ;)]

    Regana

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie chodziło o sam komplement, ale sposób w jaki to powiedziała. Wiedział że portowe dziwki, czy inne kobiety, słodziły, bo chciały zaspokoić fantazję na temat szalonego, jednorękiego kapitana. Ona...Ona zaś powiedziała to z dziwną niewinnością i szczerością, której Will nie widział już bardzo, bardzo długo. Właściwie, ta szczerość zbiła go z tropu, ludzie tacy nie byli, byli okrutni i było im z tym dobrze, jemu było.
    Kątem oka spojrzał na nią gdy zadała, jego zdaniem głupie pytanie. Prcyhął pod nosem urażony.- Oczywiście że jestem, nie słyszałaś o szalonym kapitanie?- zapytał, choć nagle zwątpił by i to wiedziała, od razu rozpoznałaby go po haku, skąd ta dziewczyna się urwała. Zaczynał mieć wrażenie, że wybór który padł na nią był bardzo pechowy.- Zastanawiam się jak ktoś taki uchował się w tym miejscu.- stwierdził spokojnie, nieco rozbawiony, choć jego głos nadal był nieco wrogi. Nie potrafił inaczej, taki był. Czy jego załoga miała dobrą sławę? Nie. Pirat owej nie mógł mieć, to jakby nazwać klechę grzesznikiem. Może i jego opinia była inna niż ta, Latającego Smoka, lecz nie lepsza. Gdyby w jego myślach pojawiła się nazwa jest "łódki" natychmiastowo wpadłby w szał. W końcu prowadząc ją znaleźli się na podeście do statku.- WItam na Jolly Sailor!- prawie że krzyknął, popychając ją nieco w kierunku pokładu.- Moja jedyna stała kochanka. Nie licząc rumu i ciebie.- powiedział, zatrzymując się nagle i oplatając ja ręką w talii.
    William

    OdpowiedzUsuń
  15. Ciemne niebo upstrzone gwiazdkami otuliło Port Royale swoim pięknym płaszczem. Niewielu jednak mieszkańców tego miejsca miało ochotę podziwiać coś tak ulotnego jak nocny firmament, kiedy dookoła znajdowały się bardziej ludzkie i przyziemne przyjemności. Trudno tutaj szukać poetów sławiących urok natury. Prędzej odnajdziesz prawdziwych mistrzów "prozy" zalanych w trupa w rynsztokach lub próbujących przekonać kobietę, iż rum to dobra karta przetargowa, by dziewczyna spędziła z nimi choć kilka ekscytujących minut.
    Dookoła słychać było krzyki, które gładką falą odbijały się od ścian drzew i tafli morza, niosąc się dalej i dalej. Chaotyczne słowa układały się w pijackie szanty, a cienie igrały na piaszczystych plażach wesoło. Tańcom nie było końca, piciu nie było końca, śpiewaniu nie było końca i także...
    - Uhhh...! A'a! Ku bar ni!* - głośny jęk nie potrafił przebić się przez radosne okrzyki piratów bawiących się na plaży. Nikt nie zwracał uwagi na szarpiącą się w cieniu kobietę, która łkając i drżąc próbowała uwolnić się z objęć rosłego mężczyzny. Jej ubrania były w strzępach, a twarz czerwona od wstydu i płaczu. Długie, czarne i kręcone włosy lepiły się od brudu. Tym jednak, co mogło przyciągać do niej wszystkich mężczyzn było gładkie i jędrne ciało, teraz ślicznie lśniące w świetle umykającego za chmurami księżyca. Stopione w ciasnym uścisku z mężczyzną nie dbającym o jej rozkosz, a jedynie o swoją.
    - Cicho bądź... To inauguracja przed twoim jutrzejszym przedstawieniem - niski i bardzo zimny głos przemówił do przerażonej dziewczyny. Jasne oczy zalśniły w głębokich cieniach, gdy wzrok przesuwał się po pełnych kształtach niewolnicy.
    - Ba na so!** Ahhh...! - łkała coraz głośniej. W akcie obrony zamachnęła się, by choć życie ratować jeśli już nie godność. Otwarta dłoń trafiła precyzyjnie w szorstki policzek, na co okrutny kat odsunął się odrobinę. Pożałowała swojej decyzji w oka mgnieniu, gdy jej smukła twarz uderzyła w piasek, a policzek zapulsował głuchym bólem. Zabrakło siły do ostatecznej walki, już nie miała szans.
    Mężczyzna wstał podnosząc z ziemi cienki kawałek sznura, którym zaledwie niedawno była związana niewolnica.
    - Sama tego chciałaś dziwko... - pirat mruknął i bez żadnych delikatności wykręcił jej ręce do tylu, związując je bardzo mocno. Zapiąwszy spodnie i wytrzepawszy się z piachu zaprowadził ją do korsarzy tańczących w świetle ognia. Ci zarechotali głośno i zasalutowali swojemu kapitanowi. Wiedzieli, iż Morgan Kerr ma dla nich niezapowiedzianą niespodziankę. Korsarz rzucił kobietę na ziemię, aż ledwo zdążyła się zaprzeć dłońmi - Mały z niej pożytek i kiepski będzie zarobek. Róbcie co chcecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kapitan Latającego Smoka nie słuchał już wołania o pomoc. Swobodnie podszedł do swojego płaszcza rzuconego na piach, zaraz obok koszuli. Nie nakładał ubrań, a jedynie wyciągnął z jednej kieszeni tytoń i fajkę, po chwili delektując się przyjemnym smakiem. Miał doprawdy dość takich krnąbrnych dziewuch. Człowiek chce im pomóc przyzwyczaić się do lokalnej klienteli i zero wdzięczności...
      Pirat podniósł głowę, zagryzając końcówkę fajki, zauważając, iż jego załogant prowadzi ku nim jakąś dziewczynę. Jasne włosy lśniły nienaturalnie w czerwonawych płomyczkach, a krok przypominał ten, którym obdarzone były piękne upiorzyce.
      - Spójrzcie, jaką miłą koleżankę znalazłem! - zakrzyknął gromko majtek, pokazując kamratom kobietę, która zasłoniła twarz puklami - Kapitanie, patrz!
      Morgan z zainteresowaniem podszedł do centrum całego zamieszania. Podszedł bliżej i pochylił się ku dziewczynie, chwytając ją niegrzecznie za podbródek. Uniósł go odrobinę zauważając iskrzące się niebieskie oczy okolone gęstą zasłoną rzęs. Nieskazitelna skóra była niesamowita, zupełnie różna od tej spaczonej u dziewek portowych. Kerr uśmiechnął się lekko do kobiety.
      - No proszę, że też chowają się tutaj takie nimfetki. Skąd ją porwałeś? - powiedział kapitan obracając jej twarz lekko na boki. Morgan bez wahania wyciągnął krótki nożyk i rozsupłał kilka supełków od gorsetu kobiety. Jej piersi były miękkie i sprężyste, bardzo delikatne w dotyku. Kapitan czekał na odpowiedź swojego załoganta.
      - Z tawerny, niedaleko stąd.
      - Czyli nie nada się na jutrzejsze zastępstwo...
      - Może tutaj?
      - Czasem coś jest w tym twoim kurzym móżdżku, jakiś przebłysk inteligencji. Szkoda, że tak rzadko - kapitan wyprostował się swobodnie - Trzeba będzie ją wypróbować. Jest jednak zbyt droga na wasze ohydne mordy...
      - Kapitanie, ale ja ją...
      - Mówiłeś coś? - Morgan obracał sztylet w dłoniach, patrząc z uwagą na, powoli działającego mu na nerwy, pirata.
      - Nie panie kapitanie.
      - Cieszę się z twojego posłuszeństwa Smith... Nie skończysz z nogami w dupie. Dzisiaj.

      Morgan Kerr

      * Nie! Zostaw mnie!
      ** Nie chcę!

      Usuń
  16. Piraci nie często sięgali po książki. Rzadko się zdarzało, aby któryś z nich w ogóle potrafił czytać. Niektórzy z nich wręcz gardzili tymi, którzy się za to brali, momentalnie kojarząc ich z zarozumiałymi angielskimi dandysami i ich tomikami poezji.
    Yessenia co prawda za nic miała sobie opinie, ale też nie szukała problemów, a już na pewno nie chciałaby, aby ktoś jakimiś złośliwymi uwagami przeszkodził jej w lekturze. Dlatego zajęła sobie miejsce w karczmie z dala od innych klientów, a książkę ukryła misternym wręcz sposobem pod szalem i kapeluszem tak, aby dało się ją po kryjomu czytać.
    Ojciec zawsze mówił jej, że śledząc nowe odkrycia naukowe, będzie w stanie lepiej zrozumieć prawa rządzące okrętami i udoskonalać je tak, aby wciąż wyprzedzać o krok innych szkutników. Wtedy nie chciała go słuchać. Nie miała ochoty czytać przeraźliwie nudnych wywodów europejskich naukowców, a już na pewno nie miała ochoty próbować ich zrozumieć. Teraz jednak była zdana sama na siebie. Jeśli chciała pewnego dnia stać się legendą szkutnictwa, musiała próbować wszystkiego.
    Siedziała więc, popijając leniwie rum i zerkając na brudne stronice dzieła Galileusza. Wtedy właśnie usłyszała z zaplecza jakieś wrzaski. Nie bardzo się tym przejęła. Uznała, że to pewnie karczmarka nadepnęła na szczura. A nawet jeśli stało się coś gorszego, to nie był jej interes.
    Dopiero kiedy ujrzała dziewczynę wychodzącą z sierściuchem na rękach, zamarła. Yessenia nienawidziła robić zamieszania, a była niemalże pewna, że to jej kocur był powodem tych wrzasków.
    - Wasilij - warknęła cicho, gdy dziewczyna była wystarczająco blisko. - Gdzie się szwendasz, cholero?
    Kot miauknął z zadowoleniem, leniwie odwracając głowę w stronę właścicielki. Yessenia szybko wsunęła książkę głębiej pod kapelusz i spojrzała na młodą dziewczynę. Yess bywała już w tej karczmie i często widywała ją, jednak nigdy jeszcze się do niej nie odezwała. Chyba trochę przerażała ją ta nieludzka uroda i beztroskie podejście do życia.
    - Śmiem twierdzić, iż to mój kot - powiedziała szorstko. I choć wiedziała, że powinna przeprosić, to magiczne słowo nie umiało jej przejść przez gardło. W tym świecie mało kto silił się na uprzejmości.

    Yessenia

    OdpowiedzUsuń
  17. Kiedyś był inny, wszystko wywołane było przeszłością i nie ukrywając teraźniejszością. Nie widział potrzeby bycia miłym dla kogoś, kogo nigdy więcej nie spotka. Tak myślał. Nie spodziewał się jednak, że dziewczyna jest uparta i odporna na ton jego głosu. Jak wiele musiała słyszeć obelg, czy gorszych słów, by być tak cierpliwa. A jednak w momencie gdy oburzenie wzięło górę i pokazała że jego słowa ją uraziły, kąciki jego ust drgnęły. Udało się jej nieco rozkrzesać, ten kamień.
    Pokiwa głową, jakby czekał na ten moment.
    - A jednak potrafisz być stanowcza, dziewczyno.- stwierdził, przenosząc zaciekawiony wzrok z niej, na spokojne fale. Kiedy stał się takim człowiekiem? Sam nie wiedział, tak już było. Człowiek się zmieniał, nie koniecznie najlepsze.- Nie wyglądasz na taką, wybacz mi.- powiedział spokojnie, chowając, niewielki instrument do kieszeni, a w dłoń biorąc kamień lezący niedaleko i rzucając do wody. Po chwili dało się usłyszeć plusk.- Kiedyś nie byłem taki, jednak morze zmienia każdego mężczyznę.- sam nie wiedział czemu to powiedział, chyba zasłużyła na to. W końcu obraził ją. Zaskakujący wieczór.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Albo właśnie w taki sposób by się poznały. Jakiś czas temu, Regana opowiadała dzieciakom historię o piratach, którzy stali się sławni, dzięki skrzyni ze skarbem znalezionej na dnie morza. Rosa się wtrąciła i dodała od siebie kilka słów. Alain bywa ciekawska, więc mogłaby ją delikatnie wypytywać, skąd tyle wie. Pasuje? Jeśli nie to jeszcze pomyślę.]

    Regana

    OdpowiedzUsuń
  19. [Dziękuję za powitanie! Jak długo Rosa jest na lądzie? Jeśli dłużej niż rok, to mam pomysł. Mogłybyśmy cofnąć akcję do czasu, kiedy jeszcze Torres pływała w przebraniu mężczyzny na Latającym Smoku. Któregoś razu załoga dobije do lądu i pojawi się w karczmie, chcąc uczcić udane rubieże. Gdzieś pomiędzy jednym kuflem a następnym, kilku kamratów, zauważając obojętność Kida na wdzięki kobiet, będzie rzucało w stronę Rosy nieprzyzwoite komentarze, związane bezpośrednio z Kidem. Rosa może mu wylać rum na głowę, znosić to cierpliwie lub zrobić cokolwiek innego. Daj znać, czy Ci pasuje pomysł. Najwyżej będziemy myśleć dalej. ;)]

    Marge Torres

    OdpowiedzUsuń
  20. Morgan ze spokojem godnym świętego palił swoją fajkę, obserwując jak niedaleko niego niewolnicę dopada kolejny pirat. Mężczyzna bawił się nią, pozwalając uciec niedaleko, by zaraz dorwać i powalić na ziemię. Krzykom nie było końca, choć były cichsze i bardziej piskliwe. Zupełnie jakby kobieta zdarła już sobie gardło. W sumie nie dziwota, choć mogłaby głos wykorzystać w inny sposób.
    Okrutny kapitan odwrócił lekko głowę w stronę przemawiającej do niego ślicznotki. Podparł się jedną ręką na biodrze słuchając jej uważnie, choć poza mówiła co innego. Pouczała go niczym matka niesfornego dzieciaka. Cóż za naiwna istotka tutaj zawędrowała. Przepełniona niewinnością niczym Dziewica Orleańska. Niesamowity okaz.
    - Ty masz swoją filozofię, ja mam swoją. Widać los tak chciał, a Bóg nie pokarał mnie jeszcze gromem z jasnego nieba. Co tu więcej tłumaczyć? - powiedział od niechcenia wzruszając ramionami.
    I co z tego, że ona tego nie chce? Miała pecha, że trafiła do niewoli. Jeszcze większego, gdy okazało się, iż to jeniectwo na Latającym Smoku. Jutro będzie miała jeszcze gorzej, jak trafi do rąk jakiegoś szurniętego paniczyka. O ile trafi... Nikt nie powiedział, iż na jutrzejszy targ dotrzeć mają wszyscy niewolnicy Latającego Smoka.
    Kerr mrugnął kilka razy, odwracając się całkowicie w stronę nieznajomej pięknoty. Po chwili zaśmiał się głośno, i nader szczerze wydawałoby się, słysząc tak butne i groźne "wypuść ją". Doprawdy żartami sypała jak z rękawa. Ehh... Szczęściara. Tym drobnym, komicznym gestem może uratowała dzisiaj swoje życie. Od tak - dla zabawy. Chyba, że tak błahe figle szybko go zirytują.
    Szkot podszedł do dziewczyny stając za nią i pochylając się do jej ucha, z rękami skrzyżowanymi za sobą. Jego skóra pachniała solą morską, piachem, piżmem i potem. Twarz pirata, choć z niebezpiecznym uśmiechem, nie wyglądała na skażoną gniewem.
    - Odważna jesteś, rzucając tak mężne słowa w moim kierunku - mruknął cicho, nawet jej nie dotykając choć frywolnie odsłonięty kark aż się o to prosił - Pokaż jeszcze więcej swojej bezczelności. Jeśli tak bardzo ci na niej zależy proszę, idź i ją ratuj. Jeśli zabijesz kilku tych kmiotków głowy ci nie urwę.
    Morgan kiwnął lekko głową w stronę swoich ubrań rzuconych niedbale na kawałek drzewa i utarzanych w piachu.
    - Tam jest nóż, weź go śmiało. Chyba, że wolisz użyć swojego niebezpiecznego uroku i długich pazurków. Droga wolna - szepnął raz jeszcze, owiewając smukłą szyję kobiety ciepłym oddechem o lekkiej woni tytoniu. Zaśmiał się lekko pod nosem i odsunął, podchodząc do leżącego nieopodal innego drzewa wyrzuconego na brzeg. Usiadł wygodnie, opierając łokcie na kolanach i sięgając po butelkę samogonu.
    - Ja poczekam, aż się zastanowisz. Tylko zrób to szybko jeśli łaska - patrzył na jej kształtne plecy, pociągając zdrowy łyk zajzajeru - Bo w pogłębiającym się mroku nie trafisz w żadnego z nich. Byłaby szkoda nie popatrzeć jak wykrwawiają się na piachu.

    Morgan Kerr

    OdpowiedzUsuń
  21. Marzeniem Genesis nigdy nie było pływanie na pirackim statku. Mimo to, wcale nie narzekała na swój los, który teraz był na pewno lepszy niż cztery lata temu, kiedy to była kurtyzaną i musiała znosić zachcianki wszystkich mężczyzn, którzy mieli na tyle dużo pieniędzy, by za nią zapłacić. Szczególnie, że wtedy niezbyt umiała sobie z nimi dobrze radzić, zaś teraz posiadała taką umiejętność. Wiedziała, że Port Royal nie jest miejscem bezpiecznym i każda kobieta, bez względu na wiek czy profesję, powinna umieć się bronić. Wszędzie kręciły się podejrzane typy. Jedni okazywali się gwałcicielami, inni złodziejami, zaś niektórzy nawet i mordercami. Właśnie dlatego, kiedy miała jeszcze siedemnaście lat, starała się jak najrzadziej wychodzić z niewielkiej chaty, w której mieszkała, a jeśli już musiała to zrobić, trzymała się miejsc zatłoczonych, gdzie mogła czuć się w miarę bezpiecznie.
    Minął jakiś czas nim Jolly Sailor ponownie przybiła do Port Royal, by mogli sprzedać to, co załoga zrabowała i jednocześnie kupić zapasy, jakie na statku były niezbędne. Genesis dostała więc niewielką sumkę, którą musiała przeznaczyć na niezbędne jej wyposażenie, by móc pracować. Kiedy więc większość załogi ruszyła w miasto, aby swoje pieniądze wydać na dziwki i alkohol, Genesis ruszyła w zupełnie inną stronę, by załatwić swoje sprawy. W takich sytuacjach zawsze wybierała te drogi, które mało kto używał, nie przejmując się, że gdzieś w cieniu może czaić się złodziej z nożem w ręku. Sama była w posiadaniu dwóch niewielkich ostrzy, które zawsze w ten czy inny sposób wykorzystywała. Nie sądziła jednak, że będzie musiała ich użyć tak szybko, aczkolwiek widząc szamoczącą się z mężczyzną drobną dziewczynę, nie mogła minąć ich bez słowa. Wyciągnęła więc szybko swój nóż, po czym przyłożyła go do krtani nieznajomego.
    - Puść ją, albo poderżnę ci gardło - syknęła wprost do jego ucha, przyciskając ostrze jeszcze bardziej do jego skóry, aż pojawiła się na niej cienka, czerwona linia. Nie trzeba było mu drugi raz powtarzać. Mężczyzna puścił powoli dziewczynę i odsunął się od niej bez słowa z wyraźnym grymasem na twarzy, który Genesis zauważyła, gdy stanęła między nim a blondynką. - Spierdalaj stąd, ale już - powiedziała twardo, na co ten warknął niezadowolony i splunął jej pod nogi, zaraz jednak odwracając się do tyłu i odchodząc. Panna Rockham jeszcze przez chwilę wpatrywała się w miejsce, w którym zniknął, po czym zerknęła na stojącą z boku dziewczynę.
    - Nic ci nie jest?

    Genesis

    OdpowiedzUsuń
  22. Była głodna, więc nie obchodziło jej to czy wypłynięcie do tego miejsca jest bezpieczne czy nie. Wiedziała, że ten szlak nie jest dość często uczęszczany przez statki, ale dziś Tamara miała przeczucie, że tym razem będzie inaczej. Nigdy nie ukrywała, że uwielbia polować. Śmieszyło ją to, że żeglarze ulegają wdziękom syren. Czułą się wtedy potężna, tak jakby miała cały świat na wyciągnięcie ręki.
    Syrena siedziała na jednej ze skał. Właśnie stąd miała najlepszy widok na całą okolicę.
    – Rosa, nie znajdziemy teraz lepszego. – powiedziała gdy odwróciła się do przyjaciółki. Dość niezwykłym zjawiskiem było to, że syreny stworzyły coś w rodzaju przyjaźni. Z reguły syreny wolały spędzać czas osobno i tylko polowały razem. Nie często zdarzały się głębsze więzi.
    Nie widać było żadnego statku, którego załogę mogłyby zwabić.
    Tamara

    OdpowiedzUsuń
  23. W Port Royal pojawiła się nagle, lecz niezwykle cicho, by nikt nie zainteresował się jej osobą. Każdy ma coś na sumieniu, jedni się z tym godzą, inni przed tym uciekają. Ale przed duchami przeszłości nie da się uciec, dlatego Regana wybrała pierwszą opcję. Być może wyglądała na kobietę uzbrojoną jedynie w cięty język, ale posiadała bardziej przydatne umiejętności. Potrafiła (i nadal potrafi) zabić bez mrugnięcia okiem, przelała mnóstwo ludzkiej krwi. Jednakże są zasady, których zawsze się trzymała - nigdy nie skrzywdziła dziecka, ani kobiety. Popełniła grzechy i będą jej one towarzyszyć do końca życia, bo przecież nie można ich zmyć, nie można o nich zapomnieć. W pewnym sensie, są częścią osobowości danego człowieka, ukształtowały jego charakter i wpłynęły na psychikę.
    Raczej unikała ludzi, nie miała ochoty na głupie rozmowy, zaczepki pijaków, czy siedzenie w zatłoczonej karczmie, gdzie szczęśliwy był jedynie ten, kto stracił powonienie. Wolny czas, którego miała aż za dużo, wolała spędzać sama. Ostatnimi czasy upodobała sobie wieczory późną porą, co raczej nie było zbyt bezpieczne. Ale kto by się tym przejmował! Na plaży często spotykała bandy dzieciaków, które namawiały ją do opowiadania różnych, ciekawych historii. A wszystko przez to, że pewnego dnia jeden z chłopców zapytał, czy zna jakieś opowieści. W takich chwilach pokazywała się jej łagodniejsza strona. Przerwała historię, kiedy dostrzegła kogoś, kto zbliżał się w ich stronę. Zmrużyła powieki nie spuszczając wzroku z coraz większej sylwetki. Jeśli obecność tej młodej kobiety jakąś na nią wpłynęła dobrze to ukryła. Wpatrywała się w twarz przybyłej przez dłuższą chwilę, po czym jak gdyby nigdy nic, kontynuowała opowieść.
    - Kapitan Carter był gotów oddać wszystko, nawet własną duszę, by znaleźć skarb, który uczyniłby go najbogatszym piratem na świecie. Ukradł statek należący do Anglików, zawiesił piracką banderę, zebrał załogę i wyruszył na poszukiwanie tego, czego najbardziej pragnął.. Udało mu się zdobyć upragniony skarb, jednakże stary kapitan zwariował i ubzdurał sobie, że ktoś chce mu ukraść jego złoto i inne klejnoty. Postanowił go ukryć z dala od ciekawskich spojrzeń załogantów.
    - Gdzie go ukrył? - Spytał podekscytowany chłopiec mający jakieś dziesięć lat.
    - W zatoce syren. - Odparła mimowolnie spoglądając na jasnowłosą kobietę.

    Regana

    OdpowiedzUsuń
  24. Yess, speszona nieco i wybita z tropu, mocno przyciągnęła do siebie kota, tak jakby bała się, że zaraz znów narobi zamieszania. Szybko jednak wypuściła go, gdy tylko poczuła na swoich rękach pchły wyskakujące z jego futra.
    - Wasilij - odparła krótko, tonem, który zawierał w sobie jednocześnie zdziwienie, zaciekawienie i nieufność do tej dobrodusznej, jasnowłosej istoty. Yessenia nie pamiętała nawet, kiedy ktoś ostatni raz zapytał się o imię jej futrzaka. A już na pewno nie przypominała sobie, żeby ktoś użył w odniesieniu do niego słowa "uroczy". Po portach kręciło się tyle kotów, że zdecydowana większość mieszkających w nich ludzi miała ich serdecznie dość. Ona sama uważała je za nieznośną plagę, ale kiedy uczepił się jej ten chudy, nieznośny kocur o nadgryzionych uszach, nie potrafiła odmówić sobie jego towarzystwa. Co prawda czasem miała problem z przekonaniem kapitanów do wpuszczenia go razem z nią na okręt, ale kiedy podczas żmudnych rejsów zagryzał szczura za szczurem, spoglądali na niego łaskawszym okiem.
    Był niewygodnym bagażem, odstraszającą zbieraniną splątanego futra, ale też jednym z tych nielicznych dowodów na to, że Yessenia Maricruz, mimo wszystko, ma miękkie serce. Przynajmniej w niektórych kwestiach.
    Wielu mężczyzn wciąż zerkało zawzięcie na anielskiej urody, jasnowłose dziewczę. W większości robili to z zaciekawieniem i pożądaniem. Jeden tylko, stojący za kontuarem, sprawiał, że Yess czuła się tak, jakby starał się siłą woli przekazać szkutniczce słowa groźby.
    Kot zeskoczył na podłogę i zaczął łasić się do nóg Rosy.
    - Twój ojczulek chyba bardzo ceni twoją cnotę - wymamrotała znad prawie pustego kufla rumu. - Długo chyba już tak nie uciągnie, co, mała? - dodała, rzucając okiem na kilku odstręczająco wyglądających i jeszcze gorzej zachowujących się mężczyzn. - Wiesz, że mogłabyś zarobić fortunę, gdybyś tylko dała im tego, czego chcą.

    Yessenia

    OdpowiedzUsuń
  25. Wpatrywała się w kobietę badawczym wzrokiem i nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie przerwała jej, ale też ani na moment nie spuściła z niej uważnego spojrzenia. Słyszała o syrenach, choć nigdy żadnej nie spotkała. Mówiono, że nikt nie przeżył spotkania z tymi morderczymi kreaturami.. W takim razie, skąd te wszystkie opowieści? Kto wie, jakie stworzenia jeszcze kryją się na świecie.
    - Był zuchwały i zbyt pewny siebie, jednak został obdarzony niezwykłym sprytem oraz przebiegłością. Zgubiły go jego grzechy i duchy przeszłości domagające się zemsty. Niedługo po tym, jak ukrył starą skrzynię ze złotymi monetami i innymi klejnotami, został zamordowany przez jednego ze swoich załogantów. Już nigdy nie dane mu było wrócić po swój ukochany skarb, który po dziś dzień spoczywa na dnie morza. Wielu śmiałków próbowało go odnaleźć, lecz żadnemu się nie udało. Podobno na skarbie ciąży klątwa i każdy, kto zapragnie go zdobyć źle skończy. - Zakończyła swoją historię i spojrzała gdzieś w bok. Nie miała ochoty więcej mówić, wystarczy na dziś opowieści o piratach, przygodach oraz ukrytych skarbach, jednakże nie ruszyła się z miejsca. Z rozmyślań wyrwał ją głos jednego z chłopców.
    - Może opowiesz coś o syrenach? - Spytał wyraźnie podekscytowany.
    - To tajemnicze stworzenia, nic o nich wiem. - Odparła dopiero po chwili. Nie powiedziała do końca prawdy, ponieważ co nieco wiedziała na temat syren. Jednakże była ciekawa, czy przybyła kobieta ma coś do powiedzenia.

    Regana

    OdpowiedzUsuń
  26. Morgan obserwował dziewczynę, gdy ta najwidoczniej zastanawiała się nad wszystkimi "za" i "przeciw". Miała tyle możliwości wyboru, a jednak żaden z nich nie był tym dobrym. Wszystko to "mniejsze zło", ale czego się spodziewała? Iż kapitan zachłyśnie się własną winą i bijąc w pierś odegna swoich ludzi od niewolnicy? Proszę... Ten świat nigdy nie będzie się tak kreował, jakkolwiek mocno by się chciało jego zmiany.
    W końcu kobieta poruszyła się. Zwiesiła głowę i westchnęła głęboko. Czyżby już tak szybko zrezygnowała? Morgan uśmiechnął się do siebie - a mogła mu w oczach urosnąć jeszcze bardziej. Choć na króciutką chwilkę, ledwie przebłysk sekundy. Wielka szkoda, doprawdy wielka...
    Blondyneczka usiadła obok, mamiąc swoim delikatnym, kwiatowym zapachem. Morgan nawet nie powstrzymywał się od lekkiego pociągnięcia nosem. Bose stopy rozgrzebywały piasek, jakby dziewczyna szukała sposobu, by obłaskawić kapitana.
    Czemu jej tak bardzo na tym zależało? Toż takie sceny widzi się codziennie. Inni mają lepiej, inni gorzej. Należy tylko pilnować, by ktoś tobie nie przetrzebił skóry. Co tam z innymi...
    Pirat poczuł jej subtelny, elektryzujący dotyk na swoim przedramieniu. Długie palce były miękkie i sunęły rozkosznie niczym obietnica niesamowitych wrażeń. Morgan, zupełnie niespeszony czy zdziwiony, odwrócił wzrok ku oczom młódki. Patrzyła na niego z równie dużą intensywnością, próbując słowami i komplementami podbudować swoją propozycję.
    Pomimo niewinnego wyglądu było w niej coś... Niebezpiecznego. Oj bardzo groźnego. Jej uwodzenie brzmiało nienaturalnie, zupełnie nieludzko. To tylko iluzja? Może Morgan był zbyt pijany by wyczuwać subtelności? Może, a może i nie.
    Podchwycił jej zabawę, jej uśmiech tak długo, póki nie odsunęła się, jak tajemnica której w czas Szkot nie zdążył pochwycić. Toż to sukubica. Skąd taka zmiana?
    Morgan podniósł się i niskim głosem mówił do kokietki, wstając i krzyżując ręce za sobą, obchodząc ją dookoła.
    - Jedyny w swoim rodzaju skarb, mówisz? - mruknął, jak gdyby bardzo głęboko zastanawiał się nad jej słowami - Dlaczegóż taki wyjątkowy, powiedz mi. Coś więcej musi się kryć za twoją urodą.
    Stanął za nią i wsunął ręce pod jej ramiona, opierając dłonie na chudziutkich, smukłych udach kobiety. Przywarł do jej pleców delikatnie, przytulając twarz do boku głowy nieosłoniętego kaskadą złocistych loczków. Była bardzo drobna, niczym dziewczyna co ledwo kobietą się stawała. Różniła się od innych kobiet, które zamieszkiwały ten port.
    - Zależy ci na niej, a mimo to nie chcesz sama jej pomóc. To samolubne nie sądzisz? Oczekujesz, że kapitan rozniesie ten dziki tłum? - wyszeptał, po czym ucałował zagłębienie między szyją a barkiem, dłonie zaciskając na lekkim materiale sukienki - Hmm... No dobrze. Nic jednak za darmo różyczko i dobrze o tym wiesz. Co jesteś w stanie mi zaoferować za życie tej kobiety.
    Kolejny krzyk doszedł ich uszu, tym razem dużo, dużo słabszy, jakby ostatni dech uchodził z falującej piersi. Morgan odwrócił leniwie głowę, patrząc na to wszystko bez emocji.
    - Pośpiesz się różyczko. Chyba nie chcesz, by twoje starania poszły na marne, co? - wyszeptał ponownie, oczekując na odpowiedź kobiety.
    Póki co był miły... Jeszcze. Sam nie wiedział dlaczego tak się bawił, zamiast wszystko załatwić szybko. Może z wiekiem zmieniły mu się preferencje? Może po prostu ta kobieta "zasługuje" na to by trochę pomanipulować jej emocjami?

    Morgan Kerr

    OdpowiedzUsuń
  27. Uśmiechnęła się niewidocznie czując niemałą satysfakcje. Intuicja jej nie myliła. Dobrze założyła, że kobieta coś wie, ale czuła, że nie dzieli się całą wiedzą. Chociaż.. Niby dlaczego miałaby to robić? Każdy ma swoje tajemnice, których strzeże za wszelką cenę. Ona również miała sekrety, czasem dręczyły ją koszmary związane z nieprzyjemnymi wydarzeniami z przeszłości. Nie mogła się ich pozbyć, być może była to kara za jej grzechy, bądź zwyczajne przekleństwo. Niewiele o niej mówiono, ponieważ praktycznie nikt nic nie wiedział. Oczywiście, pojawiały się plotki na jej temat, w końcu w Port Royal pojawiła się nagle. Zapewne żadna matka nie pozwoliła swojemu dziecku na przebywanie w towarzystwie kobiety, która (podobno) sprzedała duszę samemu diabłu! Ale skoro była tak niebezpieczna, dlaczego dzieci tak do niej lgnęły?
    Ogień powoli gasł, co zwykle oznaczało koniec spotkania i słuchania opowieści, jednakże dzieci nie ruszyły się z miejsca. Widocznie jasnowłosa bardzo je zaintrygowała i zaciekawiła swoimi słowami. Mówiła z przekonaniem, zupełnie jakby miała całkowitą pewność co do tych stworzeń, a przecież nie mogła mieć, jeśli nie była świadkiem podobnych sytuacji, prawda?
    - Na dziś wystarczy. - Rzuciła po chwili nie zwracając uwagi na niezadowolone jęki i zawiedzione twarze. Było już późno, a okolica przestawała wyglądać przyjaźnie.. Chociaż.. Ona nigdy nie wyglądała przyjaźnie. Ktoś zawsze krył się w cieniu...

    [Mi tam taka długość odpowiada ;)]

    Regana

    OdpowiedzUsuń
  28. Yess wciąż bezczelnie przyglądała się dziewczynie, nieufnie i z pewną dozą zazdrości o tą jej śliczną twarzyczkę i długie włosy. To było niemożliwe, żeby ktoś taki jak ona nie wykorzystywał swych atutów do ułatwiania sobie życia. Było mnóstwo innych profesji, poza nierządem, w których uroda dawała niebywałą przewagę.
    No cóż, zawsze można było przyjąć teorię, że dziewczyna była atrakcją tej karczmy, przyciągającą klientów i sprawiającą, że chętniej tu wracali. Każdy mężczyzna po wielotygodniowym rejsie lubił sobie popatrzeć na coś innego niż parszywe twarze współzałogantów.
    Yessenia przez chwilę zamyśliła się. Wciąż potrzebowała pieniędzy, weszło jej więc w nawyk zastanawianie się nad każdą możliwością zdobycia ich. Rozmarzyła się nad tym, ile mogłaby zyskać, mając przy sobie taki wabik na mężczyzn. Oczywiście wiązałoby się to ze znacznym ryzykiem. Jednak wśród piratów ten, który nie ryzykował, nie wygrywał. Tego też już się nauczyła.
    - Jest ohydny, ale tak, chcę jeszcze - odpowiedziała na jej pytanie, choć wiedziała, że jeszcze kilka kufli rumu w tym nieznośnym upale, a skończy tak jak młody marynarz, śpiący dwa stoły dalej w dziwacznej pozycji. Biedny chłopak. Jeżeli w najbliższych godzinach czeka go wyprawa na morze, to większą część jutrzejszego dnia spędzi, wychylając głowę za burtę i przysięgając sobie, że nigdy już nie ulegnie alkoholowej pokusie. Po czym będzie tę przysięgę łamał do końca życia.
    Zanim jednak dziewczyna poszła, Yessenia zatrzymała ją na chwilę.
    - Nigdy nie myślałaś o tym, żeby się stąd wyrwać? - zapytała, przybierając pozę kupca próbującego sprzedać marny towar. - Mogłabym ci w tym pomóc.
    A ty mogłabyć pomóc mi - dodała w myślach.

    Yessenia

    OdpowiedzUsuń
  29. Keith zasadniczo był człowiekiem bez uczuć. Zasadniczo. Czasem jednak czuł obrzydzenie wobec jego kamratów, czasem czuł złość, z powodu tego jak traktują innych. Ale głównie czuł potrzebę pomocy tym biednym ludziom. Chociaż i tak Niue robił nic – przecież był bezdusznym piratem. Dlatego kiedy ostatnio załoga zabawiała się z biedną niewolnicą, on odsunął się od nich, trochę zażenowany, trochę odrzucony ich zachowaniem. Jedynie obserwował z daleka, gdyby jednak postanowił zainterweniować w sprawie tej wybiedzonej kobiety. Jak zwykle tego nie zrobił, jedynie odwrócił wzrok słysząc strzał, jakby nie widział jeszcze żadnego padającego od strzału trupa. Jednak kiedy ostatnio usłyszał o planach jego kapitana co do dziewczyny, która próbowała ją stamtąd wyciągnąć, poczuł, że teraz musi coś zrobić. Dlatego tym razem zadziałał od razu i kiedy tylko dobili do portu, ruszył w stronę karczmy w której często ją widywano.
    Atmosfera była… jak w karczmie. Dużo dymu tytoniowego, pijani piraci, ktoś podśpiewywał jakieś szanty, muzyka grała, ludzie rozmawiali. Nie lubił takich miejsc. Ale tym razem musiał się do nich przemóc. Dziewczyna stała za barem, najwyraźniej obsługując gości, dlatego siadł na jednym z wolnych stołków i poczekał aż podejdzie też do niego.
    - Jak ci na imię? – zapytał, nawet nie udając, że interesuje go rum, czy inny trunek.

    Keith

    OdpowiedzUsuń
  30. - Więc, Rosa… Nie jestem tu po to żeby pić – powiedział opierając przedramiona o blat. Spojrzał na nią i przez chwilę pomyślał, że kapitan znalazł sobie naprawdę piękną kobietę, ale odrzucił od siebie te myśli. Nie jest tu po to, żeby pić i pieprzyć wszystko co się rusza, jak większość piratów. On miał swój cel w przybyciu tutaj, którego nikt oprócz niego nie zna i znać nie będzie. – Jestem z załogi Latającego Smoka i przyszedłem tu, żeby cię ostrzec – dokończył, zanim dziewczyna zdecydowała się odejść. Najwyraźniej zainteresował ją swoimi słowami, bo najwyraźniej nie zamierzała się ruszyć z miejsca, czekając na dalsze wyjaśnienia. – Nie wiem, co mu obiecałaś, wiem tylko z jakich powodów i że było to niesamowicie głupie. Otóż… Szanowny Kapitan, ostatnio chwalił nam się, jaką to dziewkę sobie znalazł i jak dużo ciekawych rzeczy będzie z nią robił. Nie chcesz znać szczegółów jego opowieści. Radziłbym ci szybko to jakoś odkręcić, bo dobrze to się dla ciebie nie skończy – powiedział, nawet nie zmieniając wyrazu twarzy przez cały wykład i rozejrzał się po karczmie, czy przypadkiem ktoś nieodpowiedni go nie usłyszał.

    Keith

    OdpowiedzUsuń
  31. Zaśmiał się cicho unosząc jeden kącik ust do góry. Ale to też było zagrane. Jak wszystko co robił. Bo nikt nie znał prawdziwego Keitha, którego zobaczyć można było tylko podczas bitwy. Wtedy ujawniał się jego prawdziwy, niczym nie „zakryty” charakter. Wtedy był lojalny, walczył razem z załogą, często nawet ratował ich z opresji. Dlatego abordaże nie były jego ulubionym pirackim zajęciem. Zbyt się wtedy ujawniał.
    - Powiedzmy, że nie mam nic ciekawszego do roboty – kłamstwo. Miał dużo ważniejszych rzeczy na głowie, które powinien zrobić już dano temu, ale nie wiedzieć czemu nie chciał pozwolić na traktowanie w taki sposób kolejnej, nic im wszystkim winnej, kobiety. Może i nie miał uczuć, ale obowiązywały go zasady moralne podobne do tych, które sam sobie wpoił czytając książki jako dzieciak. I byłby na siebie zły, gdzieś tam w środku, za to, że pozwolił skrzywdzić kolejną bezbronną istotę.

    Keith

    OdpowiedzUsuń
  32. - Nie przyszedłem tu dlatego, że chcę cię zaciągnąć do łóżka – powiedział głośniej, tak żeby go usłyszała i zatrzymała się. – Mówiłem poważnie. Kapitan ma zamiar zrobić każdą z rzeczy, które opisał. A – uwierz mi – nikt nie powinien być podmiotem takich czynów. Tutaj nie starczy zwykłe uważanie…
    Nie rozumiał dlaczego tak przejmował się tą dziewczyną. Przecież ostatnio jakoś nie czuł się w obowiązku wstawienia się za niewolnicą, chociaż to taki sam człowiek jak każdy inny. Czasem nie rozumiał sam siebie. Patrzył na nią jeszcze przez chwilę swoim pustym, nie wyrażającym żadnych emocji wzrokiem, a potem wbił go w swoje dłonie, które wcześniej położył na stole. Przestał zwracać uwagę na atmosferę w karczmie, jakby zupełnie się wyłączył i skupił jedynie na prowadzonej przez niego rozmowie, podczas której najwyraźniej nie był traktowany poważnie. A to bardzo, bardzo źle.

    Keith

    OdpowiedzUsuń
  33. Wpatrywała się w niewielkie płomyki jakby całkowicie ją oczarowały. Przypominała kogoś, kto wpadł w trans, jednakże ona pozostawała świadoma. Nie pozwoliła sobie na odpłynięcie do własnego świata, bowiem chwila nieuwagi może kosztować utratę głowy. Trzeba zawsze być czujnym, by uniknąć wszelkiego rodzaju zagrożenia. Co do kwestii przyjaźni to Regana nie posiadała żadnych przyjaciół. Żadnych. Od zawsze była zdana wyłącznie na siebie, co dość korzystnie wpłynęło na ukształtowanie jej charakteru. Chociaż smutne było to, że mogła liczyć wyłącznie na siebie. Nie potrafiła komukolwiek zaufać, a przynajmniej nie na tyle, by (dobrowolnie) stać się od kogoś zależna. Po chwili krzyki i śmiechy dzieci zupełnie ucichły. Spojrzenie zimnych, niebieskich tęczówek spoczęło na sylwetce dziewczyny.
    - Dużo wiesz. - Rzuciła głosem, który wskazywał na całkowitą pewność. Czuła, że jasnowłosa jedynie wygląda na niewinną, a w głębi serca skrywa mroczny sekret. Inaczej nie przebywałaby w Port Royal. To miejsce nie było dla niej, a przynajmniej tak można było wnioskować po samym wyglądzie dziewczyny. Nie pasowała tu, chyba. Nie wiedziała, czy wda się z nią w dyskusję, czy chociażby krótką wymianę zdań, ale szczerze mówiąc nie zdziwiłaby się, gdyby dziewczyna po prostu odeszła zostawiając ją samą na tej, zapewne chwilowo, opuszczonej plaży.
    - Śmiem twierdzić, że znacznie więcej niż ośmielasz się mówić. - Dodała po chwili delikatnie przekrzywiając głowę i mrużąc powieki.

    Regana

    OdpowiedzUsuń
  34. Nawet nie przejął się jej słowami. Uśmiechnął się tylko z niedowierzaniem na jej pytania. Trudno było mu zrozumieć, że mogła się nie spodziewać po nim czegoś takiego. Czyżby nie słyszała o werbowniku bez uczuć? Przecież przynajmniej połowa piratów wiedziała o tym, jaki jest, na pewno musiała słyszeć historię jak z zimną krwią zabija podczas abordaży, jak traktuje ludzi, którzy nie zasłużą sobie według niego na szacunek. Nie angażował się w nic, więc dlaczego niby miał pomóc tamtej niewolnicy? Miał zasady, ale nie zamierzał narzucać ich innym, a szczególnie załodze Latającego Smoka, w której nie był jakoś wysoko postawiony. W zasadzie to nawet nie powinien tu być. To było głupie z jego strony, dziewczyna i tak zrobi co chce, a on kapitana nie powstrzyma. Może tylko patrzeć, jak kolejna kobieta powoli umiera na jego oczach. Nie żeby to jakoś specjalnie go poruszało, ale nie było też najprzyjemniejszym widokiem.
    - Kim ja jestem, żeby dyktować załodze, co mogą, a czego nie? – powiedział spokojnie, patrząc w jej oczy. Może był pewny siebie, ale swoje miejsce znał. Na tym statku nie miał władzy, ani nawet głosu. Chociaż się przydawał, nie był traktowany zbyt poważnie, ale nawet tego nie oczekiwał.

    Keith

    OdpowiedzUsuń
  35. - Oczywiście. - Rzuciła delikatnie kiwając głową jakby chciała tym ruchem potwierdzić, że jej wierzy. Ale tak nie było. Właściwie nie miała pojęcia dlaczego wątpi w wytłumaczenie dziewczyny, lecz coś jej mówiło, iż jasnowłosa ukrywa przed światem jakiś sekret. A któż tego nie robił? W czasach, w których przyszło im żyć, trzeba być wyjątkowo ostrożnym. Jedno, źle dobrane słowo i kłopoty gotowe.
    - Mam nadzieję, że nie boisz się ciemności. - Powiedziała mimowolnie unosząc jeden kącik ust w górę. Leniwie podniosła się z ziemi i zgasiła pozostałe płomyki. Zrobiła kilka kroków w stronę jasnowłosej, ani na chwilę nie spuszczając z niej wzroku.
    - Wychodzenie po zmroku może się źle skończyć, zdajesz sobie z tego sprawę, prawda? Pracujesz w karczmie, więc powinnaś wiedzieć jakich zakapiorów możesz spotkać na swojej drodze, zwłaszcza o tej porze.
    Rozejrzała się wokół, kiedy jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności. W oddali słychać było krzyki i śmiechy. Dźwięki nie kojarzące się z niczym przyjemnym.

    Regana

    OdpowiedzUsuń
  36. [Ja na samym początku podziękuje za odpowiedź w administracji xD Potem za pochwałę, aż się wierzyć nie chce, że czekałaś na kartę ^^ Dziękuje również za samo przywitanie i to tak prędkie C: Wątek bardzo chętnie.
    Mam już nawet pomysł. Mogłoby się zacząć od niewinnego spotkania w karczmie. Mój pan czytałby książkę, siedząc w samotności. Ona by go obsłużyła i może zagadnęła o samotność lub lekturę. Później mógłby ją uczyć pisać i czytać, jeśliby zechciała. On jest wielkim romantykiem, a do tego szanuje kobiety, więc myślę że wywiązałaby się pozytywna relacja.
    Lub mógłby poznać Rose podczas spaceru. Np. zwodniczo przypominałaby mu ona narzeczoną. On, wielki marzyciel i w tej kwestii naiwniak, pobiegłby za nią i zaczepił. Ale tu szok, to jednak nie jego narzeczona, którą dawno zamordowano.
    Chwilowo więcej pomysłów brak :) ]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  37. [Poczekam cierpliwie, a co do Hogwartu to masz najwyraźniej rację xD ]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  38. [Ja niestety już muszę zmykać, ale odpisze jak najszybciej się da ;) ]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  39. Ta kobieta naprawdę była zagadką. Tak trudną do odgadnięcia, że dziwiło to nawet tak dojrzałego człowieka jak Morgan. Jakim cudem ta, wyglądająca na ledwo dwudziestolatkę, dziewczyna mogła skrywać w sobie taki zwodniczy urok weteranki oraz jednocześnie niewinne piękno ledwo wyrośniętej dziewuchy? Doprawdy... Kerr mógł się głowić, ale czy w tym momencie było to ważne?
    Nie było. Absolutnie nie było. Nie, gdy umysł jest lekko otępiały gorzałką i ogniem, który palił go w trzewiach. Ten kwiatuszek potrafił rozgrzać mężczyznę kilkoma zaledwie gestami w których było coś tak nieuchwytnego i magicznego, że kapitan rzadko widział to u kobiet.
    - Owszem wygodniej. Szybko się uczysz syrenko - mruknął zsuwając dłonie na jej delikatną kibić, smukłą niczym trzcina. Materiał sukienki szeleścił mu pod palcami, irytując w tej sytuacji. Tak bardzo denerwując. Morgan ulegał powoli emocjom, tracąc cierpliwość do tak wolnej zabawy - Nie martw się różyczko. Słynę z troski, taktu i delikatności.
    Zaśmiał się w umyśle na własne słowa. Oczywiście Kerr, na pewno. I wszystkie tawerny wprost rozpowiadają o twojej dobroci i szlachetności. Zwłaszcza wobec wszystkich kurtyzan i dziewek portowych.
    Szkot wyprostował się na słowa dziewczyny o "rocznej służbie". Mimowolnie zaśmiał się i chciał niemalże chwycić za głowę. Doprawdy co za istotka do niego zawędrowała. Rok dobrowolnego towarzystwa jemu, na Latającym Smoku? Nie wiedział czy podziwiać dziewczynę za odwagę, śmiać się z głupoty, wyśmiać naiwność czy po prostu o nic nie pytać, przyjmując ten "podarunek" z jak największą rozkoszą. Nigdy w życiu, ani tym bardziej w takim zawszonym miejscu jak Port Royale, nie spotkał się z czymś takim. Takim oddaniem dla drugiego człowieka. Tutaj każdy dbał tylko o siebie, a jak już pomagał to miał w tym interes. Owszem jednostki się zdarzały, ale... Nie aż takie.
    Uśmiechnął się do niej łobuzersko. Jemu to bardzo odpowiadało. Dziewczyna jednak powinna zdawać sobie sprawę, że obietnice bez pokrycia u niego nie istnieją. Nawet jeśli miałyby jej bronić galeony, fregaty czy brygi w ogromnych ilościach. Łatwowierny, prostoduszny aniołeczek o tak pokaźnym poczuciu sprawiedliwości. Nic tylko podziwiać prawda?
    - Jakbym mógł odmówić tak cudownej prośbie? Byłbym chyba zapijaczonym idiotą - odparł nad wyraz grzecznie i oficjalnie, biorąc jedną rękę kobiety i całując ją niczym lord z najlepszego zamku. Ileż taktu, ileż delikatności przebrzydły piracie! - I w końcu chciałbym poznać twoje imię kwiatuszku.
    Nie puszczał jej, choć chyba ją korciło by się wyrwać. By Morgan mógł uwolnić tą niewolnicę, dać jej spokój i tak wymarzoną, upragnioną swobodę. Młoda dziewczyna z całą pewnością zajęłaby się nieszczęsną, zaprowadziła do siebie i doprowadziła do porządku. Jak najszybciej, by piraci nie zdążyli dobiec do nich, ukracając marzenia o ucieczce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak nie tak szybko, była jedna rzecz, która była niezwykle ważna w tej umowie.
      Morgan mocniej zacisnął palce na plecach ślicznotki, drugą dłonią wodząc wyżej, głaszcząc co odkrytą, miękką skórkę. Pieścił ją opuszkami zabliźnionych, szorstkich palców. Odsłonięty dekolt, kuszący obojczyk i ta łabędzia szyja. W końcu policzek tak chudy oraz kokieteryjny. Kerr położył na nim dłoń lekko przysuwając ją do siebie.
      - Przypieczętujmy w takim razie umowę różyczko... - ledwo skończył wypowiadać te słowa, jego uścisk stał się mocniejszy. Gwałtownie pociągnął ją w swoją stronę swoimi spierzchniętymi wargami odnajdując jej miękkie, słodkie usta. Choć zarost drapał delikatną skórę, Kerr nie dbał o to. Jego pocałunek był władczy i szorstki, brak w nim było czułości chędożonego Romeo, a bardziej władcy roszczącego sobie prawa do tego, co jest jego. "Przytulał" ją mocniej, niemalże miażdżąc w uścisku. Poczuł w pewnym momencie dość słony smak, jakby soli morskiej, ale całkowicie to zignorował. Wargi każdej dziewki tutaj smakowały podobnie, taki urok mieszkania w porcie. Słychać było w tle gwizdy, ale niknęły one gdzieś w mgle. Kapitan zagryzł maleńkie, ale cudownie teraz napuchnięte i czerwone usteczka odsuwając się od kobiety.
      - Umowa stoi - zaśmiał się, puszczając ją, by zaczerpnęła tak drogocennego oddechu.

      Morgan Kerr

      Usuń
  40. Latający Smok przybił do portu w południe. Cała jego załoga z radością wypisaną na przygłupich mordach wypełzłą na ulice Port Royal. Jednakże jeden z nich był inny. Bardziej zadbany, schludniejszy, nie tak łapczywy. Z jego oczu nie tryskała radość, ani płonąca chęć mordu czy kobiety. On emanował dziwny chłód, odrazę do ludzi i ich zachowań. Był bezlitosny w inny sposób niż reszta załogi. Podczas gdy on rozlali sie po całym mieście w poszukiwaniu karczm, on stał z wyniosłością patrząc w dal. Potem z cichym westchnieniem skierował się ku plaży. W jego wyniszczonej duszy tliło się jeszcze światełko miłości. Nadal był wielkim romantykiem i zagorzałym marzycielem.
    Sherlock zajął miejsce na rozgrzanym piasku. Słońce stało jeszcze dość wysoko, gdy wbijał wzrok w spienione morze. Siedział tam tak długo, aż ludzie zaczęli umykać z plaży i rozpalać ogniska na horyzoncie. Pierwsze gwiazdy poczęły wspinać się na nieboskłon. Wtedy wyciągnął zza pazuchy skórzany notes i wyniszczony ołówek. Przekartkował pierwsze strony i zatrzymał się na jednej z białych. Pogładził kartkę i nieśmiało postawił kilka kresek. Z każdą minutą obraz stawał się coraz wyraźniej kobiecą twarzą. Miała jasną cerę i oczy, pełne usta wygięte w frywolnym uśmiechu. Miała nagie ramiona, na które spływały falami jej jedwabne włosy. Długie rzęsy dodawały powabu delikatnie przymrużonym oczętom. Byłą piękna. Tego nikt by nie odmówił tej papierowej twarzy. Wyglądała przecudnie i na pewno pociągałaby niejednego, gdyby należała do prawdziwej kobiety.
    Mężczyzna zacisnął dłonie w pięści i schował ołówek w dzienniku. Jeszcze chwilę przyglądał sie swojemu dziełu, po czym schował notes na powrót za pazuchę. Jego serce krwawiło, gdy myślał o ukochanej. Wieczorami, które spędzał samotnie, wyobrażał sobie huczny ślub. Potem następowało wielkie wesele, na które schodziła sie masa ludzi. Na koniec przychodziła noc poślubna. Przed oczyma stawała mu kobieta z krwi i kości. Opuszczała rękawy bluzki z ramion i uśmiechając sie podstępnie odwiązywała pasek spódnicy. Wtedy on mówił jak bardzo ją kocha, a obraz rozpływał sie w powietrzu. Z powrotem widział tylko odległe gwiazdy. Teraz było tak samo. Bez najmniejszej różnicy.
    Jednak nagle coś się zmieniło. Usłyszał kroki stawiane w płytkiej wodzie. Ktoś kroczył brzegiem morza. Wzrok Sherlocka spoczął na tej niewyraźnej sylwetce. Należała do kobiety. Włosy targane wiatrem, sukienka tańcząca wokół nóg spacerującej i oczy lśniące w nocy. Serce zabiło mu szybciej. Wstał i zrobił kilka kroków w stronę kobiety. Nikła nadzieja zawitała w jego sercu. Teraz już widział, że spacerująca ma włosy niczym złoto - jasne i lśniące. Delikatne rysy twarzy, choć niewyraźne z tej odległości, wyraźnie mu kogoś przypominały.
    - Najdroższa..... ? - wyszeptał - Czy może być prawdą, że żyjesz, czy tylko to ja zwariowałem?
    Kobieta go dostrzegła i zatrzymała sie w miejscu. Głowę odwróciła ku morzu. Jego nogi samowolnie podjęły decyzję o zbliżeniu się. Był już dwa kroki od niej. Nie uciekała, nie bała się... Nie mogła się bać skoro nawet nie drgnęła. Wyciągnął rękę ku jej ramieniu. Wtedy odwróciła głowę, a jego serce pękło po raz kolejny. To nie była jego narzeczona.
    Choć umysł wiedział to od początku, to serce zawsze miało nadzieję. Nadzieję to zawsze podsycała myśl, że słyszał tylko plotki. Nigdy nie ujrzał zwłok. Może i powinien wierzyć w okropne historie na temat swojej wymarzonej kobiety, ale nie potrafił.
    - Przepraszam. Pomyliłem panią z kimś - powiedział, cofając drżącą rękę.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  41. [ Cześć :) Mam nadzieję, że uda mi się przekonać, że mój pomysł na panią Morgane będzie za sobą niósł ciekawe wątki z innymi autorami. Na wątek też jestem chętna i mam nawet pomysł, ale muszę go jeszcze do końca przemyśleć. ]

    OdpowiedzUsuń
  42. Patrzył przez ten cały czas dziewczynie w oczy, jakby chcąc z nich coś wyczytać. Ale nigdy nie był dobry w kontaktach międzyludzkich, więc nie spodziewał się po sobie zbyt dużo.
    - Swoim. Mnie nic mnie nie trzyma na tym świecie –powiedział a potem wstał z krzesła, żeby odejść, tak jak kazała mu chwilę temu. Jednak zatrzymał się, słysząc jej pytanie. Przez chwilę po prostu stał bez słowa, patrząc na nią. Od góry do dołu, od dołu do góry, a potem zatrzymał się na jej oczach.
    - Nie jesteś taka jak wszystkie – powiedział tylko i odszedł zostawiając ją samą z myślami. Mogła pomyśleć wiele rzeczy. On sam dokładnie nie wiedział o co mu chodziło, ale widział w niej… że jest inna. Może była taka tylko dla niego. Może chciał ją chronić dlatego, że była piękna. To było dla niego trudne do stwierdzenia, szczególnie z tego powodu, iż nie rozumiał swoich uczuć, przez większość czasu.
    Zatrzymał się przez drzwiami karczmy, nie za bardzo wiedząc co powinien teraz zrobić. Czy dziewczyna posłucha jego rady? Czy może wpakuje się w kłopoty z kapitanem w roli głównej? Wiedział tylko, że i tak w końcu wyjdzie co zrobił, a wtedy może się pożegnać nie tylko z tym statkiem, ale też z życiem. Chyba że uciekłby z powrotem do Walii, ale tam, za żadne skarby nie chciał wracać.

    Keith

    OdpowiedzUsuń
  43. [ Cześć. Co ty na pomysł, żeby moja Morgana po raz pierwszy zauważyłam dziewczynę własnie pod Czarną Kotwicą i jej uroda tak ją zafrapowała, że będzie często odwiedzać to miejsce. Będzie właśnie kojarzyła jej się z syrenią urodą aż w końcu może łut szczęścia sprawi, znajdzie ją na plaży i to będzie okazja, żeby siłą ją wpakować do wody by sprawić swoją teorię? A potem może namówi ją, by opowiedziała jej o syrenach i tak dalej? Jakaś w późniejszym czasie wyprawa, jeśli Rosa będzie chciała w końcu opuścić Port Royal. Hm? Zawsze mogę wymyślić coś innego. ]

    OdpowiedzUsuń
  44. [Hej hej, dziękuję bardzo za miłe słowa - też bardzo lubię Tię Dalmę/Calypso. Ojtam ojtam nie opuszcza. Da się zrobić. Co to dla starej wiedźmy! Mogłaby przybyć do Czarnej Kotwicy by zobaczyć co tam jest takiego ciekawego, że wszyscy walą oknami. I dać Rosie do zrozumienia, że wie że ta była syreną, a nawet może proponować jej przemianę z powrotem. Co ty na to?]
    Kali

    OdpowiedzUsuń
  45. [Ah tak prawda, chociaż mogłoby być romantyczniej. Z Kali raczej nikt się nie przyjaźni, ale ona zdecydowanie może mieć do kogoś sentyment więc czemu nie. Hm? Zaczniesz?]
    Kali

    OdpowiedzUsuń
  46. [Okej, postaram się wymyślić coś nie związanego z pochodzeniem Rosy, ale wątpię żeby teraz coś szybko do głowy mi przyszło. ]

    OdpowiedzUsuń
  47. [Nic podstępnego, zapewniam. Piraci z Karaibów mają dla mnie otoczkę romantyzmu - Barbossa traci głowę i radość z życia dla żądzy pieniądza, Tia Dalma to tak na prawdę Calypso, która romansowała z postrachem mórz i na koniec busola, która wskazuje ci to czego najbardziej chcesz. To było magiczne i romantyczne - nie w sensie miłosnym, ale bardziej nadnaturalnym. W ostatniej części moim zdaniem tego brakuje. Po prostu uważam, że fajniej by było, gdybyś musiał zrobić coś więcej niż wejść do wody, aby wrócić do swojego poprzedniego życia. Na przykład zawrzeć pakt z diabłem. Jak w Małej Syrence. ]
    Kālī

    OdpowiedzUsuń
  48. Niektórzy myślą, że śmierć bliskiego boli tylko raz. Cierpi sie przez około rok od pogrzebu, a potem wraca do normalnego życia. Jest to największą bzdurą na świecie. Cierpi się całe życie. Każda myśl o zmarłym, każde wspomnienie boli równie mocno. Jednakże w przypadku Sherlocka było gorzej. To wszystko przez nadzieję. To ona przepychała żal i smutek na dalszy plan. Przez chwilę mamiła radością. Jednakże, gdy przychodziła prawda, cierpiał raz jeszcze od nowa. Ten ból rodził się w nim raz jeszcze. Po raz kolejny i kolejny. Serce pękało na coraz to drobniejsze kawałeczki.
    Na co dzień starał się to maskować. Przybierał maskę powagi i milczenia. Nie zwierzał się, nie zadawał z ludźmi. Za towarzyszy miał książki. One jedyne znały go całkowicie. Ludzie znali tylko jedną z jego twarzy. Zmieniał je jak maski. Potrafił być bezlitosny, wściekły, potrafił być mordercą. Jednak nie obca mu była miłość, przyjaźń i współczucie. W samotności pozwalał sobie na romantyzm i tkliwość. Był niesłychaną mieszanką emocji. Każde dodatkowe uczucie mogło spowodować wybuch, destrukcję, samozniszczenie. Dlatego nie zastanawiał się nad tym, co czuje. Nie rozmawiał z nikim o tym i sam także tego nie rozpatrywał. To co czuł, a to co myślał i pokazywała, to były zgoła inne rzeczy.
    Teraz się zdradził. Nie zdołała powściągnąć emocji i pokazał małego, zagubionego i cierpiącego mężczyznę. Kobieta nie mogła mieć wątpliwości, gdy ujrzała jego spojrzenie. Te zielonkawe oczy mówiły wszystko. Były wrotami do jego duszy, które w przypływie radości otworzyły się szeroko.
    Odchrząknął niepewnie. Wrota w jego oczach zaczęły się zamykać. Zdezorientowany pokręcił głową i pozwolił sobie na ciche westchnienie. Co miał zrobić, gdy sie przedstawiła? Wziął ja za kogoś innego, a teraz przez to cierpiał. Jego ręka odruchowo powędrowała do piersi, na której trzymał notatnik z podobiznami ukochanej.
    - Sherlock - wydukał wreszcie - Przepraszam - powtórzył jeszcze - Ja po prostu..... Mniejsza o to.
    W końcu udało mu się z grubsza pozbierać i zapanować nad emocjami. Przymrużył oczy, a wrota w nich do końca sie zamknęły. Nie bił już z nich smutek tylko zimne opanowanie.
    - A więc Rosa? Ładne imię. Co robisz o tej porze sama na plaży? To nie miejsce dla młodej kobiety - powiedział, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
    Zdradzić go mogła tylko prawa dłoń, która drżała mimowolnie w miejscu, gdzie znajdował się skórzany notes... Jedyne wspomnienie ukochanej to szkice chowane na piersi.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  49. Myśli od kilku dni nie dawały Keithowi spokoju. Nie potrafił się skupić na niczym, przez tą całą Rosę i sprawę z Kerrem. Ciągle myślał o tym, przez co będzie musiała przejść ta biedna dziewczyna. I chociaż to nie była zupełnie jego sprawa… zaangażował się? Pierwszy raz od bardzo dawna na czymś mu zależało. Ostatni raz czuł coś takiego jak uciekał z Walii. Był na siebie zły. Zaczęło mu na czymś zależeć. Ba, nie na czymś, a na kimś. Sam nie rozumiał swoich uczuć, z resztą tak jak zwykle. Ale teraz to było trochę inne, nie mógł przez to normalnie funkcjonować. Czuł się bardzo chory. To było coś naprawdę poważnego. Złość i szczęście nauczył się już rozpoznawać, chociaż nie zmieniało to faktu, że nadal źle na nie reagował, zbyt… fizycznie. To uczucie było czymś nowym i powoli nie mógł z nim wytrzymać.
    Nadal nie był pewien, co postanowi zrobić dziewczyna. Nie był nawet w stanie dowiedzieć się, kiedy kapitan postanowi wykonać to, co zapowiedział. Po kilkunastu godzinach ciągłego myślenia, odkrył, że zależy mu na jej bezpieczeństwie. Dlatego postanowił ją chronić. I jeśli ma przez to zginąć z rąk Morgana – trudno. I tak był już zmęczony życiem. Nie zależało mu. A skoro ciągle może zapewnić jej bezpieczeństwo, przynajmniej przez kilka dni, zrobi to. Nie da się zeżreć temu uczuciu.
    Po kilku latach spędzonych wśród piratów, nauczył się jak być niewidzialnym. Ta umiejętność przydawała mu się przez ostatnie kilka godzin, kiedy po prostu pilnował, czy kapitan, lub inny pirat nie próbuje skrzywdzić Rosy. Może i było to trochę irracjonalne, nawet troszkę chore. Gdyby dziewczyna dowiedziała się, że za nią chodzi i obserwuje jej otoczenie, zapewne uciekłaby prędzej od niego niż od Morgana. Dziewczyna zaszła aż na opuszczoną plażę, tutaj ciężko było skryć mu się wśród tłumów, dlatego trzymał spory dystans, a kiedy zauważył że się zatrzymała siadł pod jakąś skałą i rozejrzał się dookoła, sprawdzając czy nie ma tu nic zagrażającego dziewczynie.

    Keith

    OdpowiedzUsuń
  50. Niesamowite jaki wpływ na człowieka mają słowa. Są one wielką potęgą, choć nie wszyscy są tego świadomi. Jedno zdanie może zabić i jedno może uratować życie. Potrafią doprowadzić nas do łez lub te łzy wysuszyć. Wystarczy tylko odpowiednio je dobrać i ułożyć konkretne zdania. Niektórzy uczą się tego latami, inni już to po prostu potrafią.
    Sherlockowi nie było wiadome, czy dziewczyna uczyła się poruszać innych słowami, czy też wyszło jej to przypadkiem, czy może posiadała pewien dar. Wiedział tylko, że pod wpływem jej słów nogi mu zmiękły i poczuł się niesamowicie bezbronny. Obdarty z wszelkich zapór, wystawiony na ostrzał, nieuzbrojony. Nie mógł nic zrobić, bo dziewczyna do niego mówiła. Okazała w pewien sposób sympatię, dała do zrozumienia, że chce pomóc i uświadomiła mu, że zobaczyła w nim cierpienie. To ostatnie najmniej mu się spodobało. Nie przywykł do otwartości. Już tak dawno z nikim szczerze nie rozmawiał. Ludzie dawno stracili wartość w jego oczach. Może było grono tych nielicznych, których szanował, ale nigdy nie dął im tego do zrozumienia. A teraz był bezbronny, bo młoda dziewczyna o niezwykłej urodzie wypowiedział kilka zdań. Być może nawet nie wiedział jak one na niego wpłynęły.
    Potem dotknęła jego dłoni. Świat pociemniał, a Sherlock czuł tylko ten dotyk. Tak dawno nikt go nie dotykał. Tylko załoga Latającego Smoka chcąc pokazać pogardę w stosunku do niego szturchała go i przepychała. Nie zostawiał tego, rzecz jasna, bez odzewu. Niektórym pozostały paskudne blizny za to, że ośmielili się do niego zbliżyć. Teraz jednak to było coś innego. Z dłoni dziewczyny emanowało niezwyczajne ciepło. Poczuł jak rozpływa się ono w jego ciele. Najpierw dłoń przestała drżeć, potem zapłonęło całe ramie, a on poczuł się błogo.
    Przymrużył oczy i wziął głęboki wdech. Jego ręka wymsknęła się powoli spod dotyku kobiety. Wystraszył się. Na prawdę się wystraszył, choć sam nie wiedział czego. Może tego, że ona rozpracowała go tak szybko. Może tej bliskości i współczucia od obcej osoby. Może tego, że musiał patrzyć na piękną kobietę i porozmawiać z nią. Tak dawno nie odezwał się do płci pięknej. Co prawda stawał w obronie każdej, nie ważne damy, czy ladacznicy. W jego oczach kobieta zasługiwała na szacunek, bo tylko kobieta potrafiła do końca uszczęśliwić mężczyznę.
    Dlatego właśnie i może z jeszcze kilku innych powodów, pożałował tego, że przyszedł na plażę. Nie wiedział, co innego miałby w tym czasie robić, ale cokolwiek by to było, to nie musiałby teraz trwać w tej niepewności, lęku i bólu. Bo wiedział, że wszystko kręci się wokół jego cierpienia.
    - O pomoc? - wydukał, gdy wszystko do niego dotarło - Nikt nie może mi pomóc - wzrok miał nadal zimny, ale serce płonęło w nim jak rozgrzany piec - A najgorsze, że jest to tylko i wyłącznie moja winą. Lepiej nie zawracaj sobie mną głowy i ciesz się życiem. Tyle go jeszcze masz przed sobą. Pamiętaj też by zawsze dbać o siebie. Bo jeśli zapomnisz o całym świecie, dla innych..... To skrzywdzisz i siebie i ich.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  51. Och. Czegoś takiego Keith się nie spodziewał. Przez chwilę patrzył dosyć przerażonym wzrokiem, ale potem odwrócił się, nie chcąc naruszać jej prywatności (jakby już tego nie zrobił). Mimo to kilka sekund później znów spojrzał w jej stronę. Wchodziła właśnie do morza. Tylko dlaczego? Przecież jest zimno, woda pewnie jest jeszcze zimniejsza niż powietrze. A ona wchodziła do oceanu, na samotnej plaży, jakby to było czymś naturalnym. Wstał i zbliżył się kilka kroków w jej stronę. Czy ona…?
    - O kurwa – mruknął Keith sam do siebie, cofając się o krok. Nigdy nie spodziewał się, że kiedykolwiek spotka syrenę… w dodatku na stałym lądzie. Dlaczego była tutaj, a nie pośród reszty tych bestii? Nie wiedział co powinien zrobić w tej chwili, ale na pewno nie zamierzał uciekać. Przecież Rosa nie była niebezpieczna. A przynajmniej dobrze się z tym ukrywała. Chciał dowiedzieć się więcej. Chciał wypytać ją o wszystko, chociaż był niemalże pewien, że nic mu nie powie. Mimo to ruszył w stronę kamienia, na którym położyła swoją sukienkę i usiadł na nim, czekając aż wróci. Co z tego, że wyglądał jakby śledził ją, żeby ją zgwałcić, chciał wiedzieć więcej!

    Keith

    OdpowiedzUsuń
  52. Keith kiedy tylko poczuł wodę na swojej twarzy poderwał się do pozycji siedzącej, a potem wyciągnął rękę, żeby zatrzymać dziewczynę i złapał ją, nie patrząc nawet za co. Wyszło na to, że trzymał jej ogon, na tyle mocno, że nie mogła odpłynąć.
    - Poczekaj. Przysięgam, że nie powiem o tym nikomu… chcę tylko dowiedzieć się kilku rzeczy – w tej chwili miał tylko nadzieję, że syrena nie wyrwie się mu i nie zostawi go tu samego, albo że nie zabije go, tak jak one to miały w zwyczaju. Ciekawiło go wiele sekretów, związanych z tymi niebezpiecznymi stworzeniami, chciał dowiedzieć się jak najwięcej. A teraz miał do tego wprost idealną okazję. Nie chciał robić jej krzywdy, nie chciał nikomu mówić, czym tak naprawdę jest. Zachowa to dla siebie, nawet jeśli go w tej chwili zostawi (a jeśli zabije, nie będzie miał problemu z utrzymaniem tajemnicy).

    Keith

    OdpowiedzUsuń
  53. Poczucie winy jest dziennym uczuciem. Wywołać je może spłoszenie drugiej osoby, nawet jeśli było ono naszym celem. Dopada nas wbrew wszystkiemu i męczy. Nieznośnie kuje w okolicach serca, a my nabieramy przemożnej ochoty przepraszania. Chcemy przeprosić za każde słowo, ruch, gest. Nawet za oddychanie.
    Sherlocka dopadło właśnie takie poczucie winy, gdy dziewczyna speszona cofnęła się o krok do tyłu. Niby to ona zaczęła przepraszać, jakby sama czuła się winna. Niby ona wyglądała na przestraszoną. Jednak to on poczuł, że zrobił źle. Od początku chciał uwolnić się od tej rozmowy, uciec od dziewczyny, która zobaczyła w nim ten smutek, żal cierpienie. Teraz jednak, gdy w końcu to osiągnął, poczuł, że wcale tego nie chce. Zrozumiał, że to współczucie i chęć pomocy były najlepszym, co spotkało go w ostatnim czasie. To zgoła inne uczucie, gdy ktoś się tobą interesuje, niż gdy okazuje ci wszelką pogardę. Dotarło do niego, że chyba oduczył się obcowania z kobietami, skoro z taką łatwością odstraszył te delikatną istotkę. Wreszcie dotarło do niego, że pragnął czyjejś uwagi odkąd to wszystko się zaczęło. Odkąd został sam.
    Samotność jest potwornym doświadczeniem. Zwłaszcza, gdy to los decyduje o naszej samotności. My pragniemy życia, ludzi, uczuć, a przeznaczenie wybiera nam zgoła inną drogę. Nawet najgorszemu wrogowi nie życzy się zwykle samotności. Może w przypadku Sherlocka było inaczej, bo to właśnie jego największy wróg zafundował mu to niemiłe doświadczenie. Pragnął z całego serca, by król Anglii także został sam. Bez żony, dzieci, bez służby... Sam ścigany przez dawnych "przyjaciół". Smith mógłby nawet samodzielnie zabić tych wszystkich ludzi, choć znał ich tak dobrze, a niektórych nawet darzył sympatią. Jednak chęć zemsty wymieszana z bólem po stracie pchnęła go w to szaleńcze dążenie do uzyskania swego celu. Cele tym było uprzykrzenie królowi życia, zemsta na całej Anglii, która wyparła się go, gdy jej najbardziej potrzebował. Znienawidzona ojczyzna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jego głowa przeanalizował bardzo szybko te wszystkie fakty i doszła do pewnych wniosków. Prawdopodobnie słusznych. Sherlock Smith po prostu zaczął bać sie ludzi. Bał się, że znów zostanie zraniony i opuszczony. Że nie istnieją już ludzie warci jego zaufania. Wszyscy byli potencjalnymi wrogami. Nie ważne co mówili, jego "przyjaciele" tez przecież ofiarowali mu swe "serca". Zbyt wielu kłamców jest na świecie, by ludziom można było ufać.
      Mimo wszystko, ta młoda kobietka wzbudziła w nim zaufanie. Zrobiła to dzięki nietypowej mieszance. Każdy jej ruch mógł zaważyć na tym, by Sherlock puścił ja bez mrugnięcia okiem. Ona nie uciekła z początku, zrozumiała wszystko w mgnieniu oka, wyraziła chęć pomocy, a potem spłoszona dodała, że nie będzie naciskać. Każde jej kolejne posunięcie utwierdzało mężczyznę, że ona nie ma złych zamiarów. I choć z początku ocenił ją miara taką samą jak innych ludzi, teraz patrzył na nią przychylniej. Lód w jego oczach roztopił się z lekka.
      - To ja przepraszam - zaczął - Nie uraziłaś mnie w żaden sposób. Tylko, że ... hah... - uśmiechnął się delikatnie - Kiedyś pewnie sam zamęczyłbym cię rozmową, na pewno bym nie przeganiał. Tyle, że to co przeżyłem, łącznie z tułaczką po morzu wraz z bandą śmierdzących i niezbyt rozgarniętych piratów, bardzo mnie zmieniło. Widocznie z wieloma innymi cechami straciłem umiejętność rozmowy z damami. To ja przepraszam - ukłonił się tak, jak robił to niegdyś na królewskim dworze. Potem wyprostował się i odwrócił do spłoszonej dziewczyny plecami, a spojrzenie wbił w gwiazdy - Mam nadzieję, że mi wybaczysz Roso. Pokazałem się ci z najgorszej strony. To nie było zbyt uprzejme. Skoro dama chce rozmowy, to zawsze należy ją tą rozmową zaszczycić, choćby się nie miało najmniejszej ochoty. Bo kobietom należy się szacunek. Tylko kobiety mogą dać mężczyzna pełnie szczęścia - przyłożył zaciśnięta w pięść dłoń do piersi - Więc to nie ty powinnaś obiecywać, że będziesz do dyspozycji, jeśli mi przyjdzie na to ochota. To ja powinienem dać słowo, że jeśli tylko zmorzy cię chęć rozmowy z kimkolwiek, to postaram się sprostać temu zadaniu. Choćby mi to wcale nie odpowiadało.
      Nie wiedział, czy dziewczyna jeszcze go słucha, czy nie zniknęła już w ciemności nocy. Czuł sie zaspokojony, bo przeprosił i obiecał poprawę. Była to pewnego rodzaju spowiedź, do której przywykł przed laty. Ta dawno się nie spowiadał, bo już nie wierzył w Boga. Mówił, że gdyby Ten istniał, jego narzeczona nigdy nie zostałaby skrzywdzona.

      [Wybacz, że byłam dziś nieobecna na schoutboxie, ale mam ograniczony internet i okazuje się, że muszę oszczędnie z niego korzystać. Mimo to mam nadzieję, że jeszcze na trochę go starczy. Wolę jednak uprzedzić, że jeśli dwa, trzy dni pod rząd nie dam odpisu, to znaczy, że odezwę się dopiero 1 czerwca. W Twoje też ręce chciałabym zawierzyć byś w takim wypadku powiadomiła administracje o mojej nieobecności. Ale może nie będzie to konieczne, mam głęboką nadzieję że nie. Jeśli będę ostrożnie i minimalistycznie korzystać z internetu to może spokojnie starczy go do końca miesiąca. Niestety jednak na schoutboxa wchodzi za często nie będę, chyba żeby dać znać że odpis poszedł. Więc jak będziesz miała do mnie sprawę to wiadomość lepiej wyślij na maila ;) ]
      Sherlock

      Usuń
  54. [Masz rację i nie masz jej jednocześnie. Z tego co sam wyszukałem w internecie zdania są podzielone wśród historyków. Galeon jako ciężki statek był mało "poręczny" dla piratów i zazwyczaj korzystali oni z lżejszych statków oraz z bardziej zwrotne, co jednak nie oznacza, że nie pływali na nich i wykorzystywali jako pirackie okręty. Polski pisarz i historyk, Komuda twierdzi, że pirackie galeony istniały i nawet umieścił takowy w swoim opowiadaniu. Zostawmy to jednak, Broda a Dziewica to piracki Galeon - to tak jakby się kłócić o Arabelę i Gaugamelę.

    Z pewnością był pod Czarną Kotwicą i zapewne wpadnie w odwiedziny, ale jutro :) ]

    OdpowiedzUsuń
  55. Keith patrzył jeszcze na nią przez chwilę w milczeniu. A potem wciągnął ręce z wody i usiadł po turecku. Z rękawów jego koszuli na przedramionach sączyła się woda, ale nie zwracał na to uwagi. Zastanawiał się jeszcze przez chwilę nad pytaniem, jakby chcąc wybrać to, które najbardziej go ciekawi.
    - Czy ktoś kiedyś wydostał się z waszej zatoki? – wymamrotał dosyć szybko i niewyraźnie, pierwsze pytanie jakie przyszło mu do głowy i wydawało się odpowiednie. Dopiero teraz mokre rękawy zaczęły mu przeszkadzać, więc zawinął je, żeby nie przyklejały się irytująco do jego skóry, a potem znów spojrzał na twarz syreny, czekając na jej odpowiedź. Teraz zachowywał się troszkę jak małe dziecko (którym przecież ukrycie był), zaciekawione jakąś zabawką. Zapewne kiedy dostanie odpowiedzi na wszystkie nurtujące go pytania „zabawka” mu się znudzi i da spokój biednej Rosie. Ale najpierw musi dowiedzieć się wszystkiego.

    Keith

    OdpowiedzUsuń
  56. [No jasne, przepraszam. Zauważyłem, że były 3 komentarze przy poprzedniej notce, ale jakoś umknął mi fakt, że nie są od różnych autorów. Pan Moore będzie musiał mi wybaczyć. :)
    Co do wątku, jak najbardziej wyrażam chęć, aczkolwiek nie jestem najlepszy w zaczynaniu gry... ale z tego, co widzę, Twa postać pracuje w karczmie. Pewnie moglibyśmy się tam jakoś spotkać, choć nie bardzo wiem, jak mogłoby się to potoczyć. Z drugiej strony lubię grać spontanicznie, ale nie wiem, co z tego wyjdzie. d:]

    OdpowiedzUsuń
  57. [Pożyjemy, zobaczymy. Coś zacząć można na razie i bez wiedzy, czy Sherlock jest w jakiś sposób powiązany z moją postacią, czy też nie. I pomysł jest dobry, tylko muszę jakoś wykombinować, jak zatrzymać Jamesa w karczmie... No ale to pewnie wyjdzie w praniu. W takim wypadku rozumiem, że powinienem zacząć? c:]

    OdpowiedzUsuń
  58. Życie kolonistów było niemal tak samo nudne jak to, którego zaznał na dworze królewskim w Anglii. W końcu był szlachcicem, a nie od dziś wiadomo, że najciekawiej jest w miastach, karczmach i na morzu. Właściwie wszędzie, gdzie nie ma tych arystokratycznych snobów, którzy tylko by spiskowali, romansowali i popijali herbatkę, udając dobrze wychowanych. Z drugiej strony ta grupa społeczna charakteryzowała się dużą zasobnością w pieniądze i względnym bezpieczeństwem, jeżeli ktoś nie rzucał się w oczy, dlatego James jeszcze nie zaciągnął się na jakąś łajbę, by zaznać przygody. Znalazł sobie za to inną alternatywę i od czasu do czasu odwiedzał Port Royal, w którym zwykle działo się coś ciekawego.
    Tym razem również nuda doprowadzała go do szaleństwa, więc przebrał sie szybko w strój charakteryzujący zwykle mieszkańców stolicy i wymknął się z własnego domu, aby pokręcić się trochę po karczmach i w porcie. Może nawet zahaczyłby o plażę... Szybkim marszem pokonał drogę do celu i przeszedł kilka ulic, rozglądając się za jakimś lokalem, w którym mógłby coś zjeść i przy odrobinie szczęścia podsłuchać coś ciekawego. Jego uwagę przykuła Czarna Kotwica, zwykle nie obfitująca w klientów. Teraz było tam naprawdę sporo ludzi. Takie zmiany nie zachodziły zazwyczaj z dnia na dzień, więc albo dawno nie było go w mieście, albo znalazł to, czego szukał. Wszedł do środka i nie rzucając się za bardzo w oczy, usiadł przy jednym ze stolików.
    [Chyba jeszcze muszę się wczuć w te klimaty, więc jak coś, to przepraszam. d:]

    OdpowiedzUsuń
  59. Została. Usłyszał jej szept. Czyli prawdziwie jej zależało. Chciała rozmawiać. Rozmawiać z nim. Choć wydawało się to absurdalne. Nie wiedział czym ją zafascynował, co sprawiło, że tak się nim zainteresowała. Przecież wielu jest mężczyzn, co błąkają się ze smutkiem w oczach. Może rzeczywiście nie tu, w Port Royal. Jednak czy oznaczałoby to, że gdyby ta delikatna istotka trafiła do bardziej cywilizowanego miejsca, wszystkim chciałaby pomagać? Ta myśl wielce rozczuliła Sherlocka. Dziewczyna wydała mu się słodką dziewczynką, której trzeba delikatnie uświadomić, że życie to nie bajka. Odwrócił się do niej powoli i spojrzał na jej śliczną buźkę.
    Blond włosy tworzyły istną aureolkę wokół jej twarzy. Zgrabny nosek, jasne oczy. Niczym oblicze anioła. Smith poczuł pewne ukłucie żalu, współczucie. Wielu musi jej uprzykrzać życie w sposób niegodny i haniebny. Piraci są jak zwierzęta, a kobiety traktują jak zabawki. Zwłaszcza te śliczne i delikatne. W tej chwili zapałał do Rosy ojcowską miłością. Jak ktoś, kto jest świadom, że takiemu małemu skarbu grozi takie niebezpieczeństwo. Może w innej rzeczywistości potrafiłby ją pokochać inaczej. Może mógłby obdarzyć ją uczuciem, na którym zależy każdej kobiecie. Ale to była ta rzeczywistość, a nie inna. W tej chwili nie był zdolny do odczucia czegokolwiek innego.
    Potem dotarło do niego jej pytanie. Serce mężczyzny ścisnęło się z bólu po raz kolejny tego wieczoru. Zgodził się na rozmowę, a jego towarzyszkę interesował on sam. Jeśli zaś zacznie jej tłumaczyć, dlaczego jest właśnie tu, a nie na salonach, co sugerowała przydomkiem "książę", prawda szybko sie wyda. Mimo to nie zamierzał zerwać dopiero co danej obietnicy. Słowo w jego oczach było warte na prawdę wiele i nie godziło się go zrywać. Bo kto zrywa obietnicę staje się mniej wart niż karaluch pełzający pomiędzy odłamkami gruzu.
    - Może usiądźmy. Skoro zaczynasz od takiego pytania, to zapowiada się długa noc - uśmiechnął się delikatnie i zdjął swoja kurtkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozłożył nakrycie na piachu, wygładził zagniecenia i wskazał tak przygotowane posłanie towarzyszce. Sam zajął miejsce na złocistych drobinkach. Przez chwile milczał, roztwarzając nad tym, co ma powiedzieć. Wokół panowała cisza zmącona jedynie szumem morza. Na aksamicie nieba lśniły tysiące gwiazd, a księżyc swoja poświatą dodawał Rosie skrzydeł. Jej wygląd zadziwiał Smitha. Była jak nieziemskie stworzenie, zbyt piękna by być człowiekiem. szybko jednak odepchnął od siebie te myśl i wrócił myślami do układania odpowiedzi.
      - Co tu robię? To chyba rzeczywiście nie jest miejsce dla mnie. Jednak co poradzę, gdy reszta świata się mnie wyparła? Nie mów też o menie "książę". Gdybyś tylko wiedziała jakich czynów się dopuściłem, jakie okrutne pragnienia tlą się w mym sercu, pewnie struchlałabyś i nigdy więcej nawet nie spojrzała w moim kierunku. Natomiast jeśli pytasz konkretnie o Port Royal.... Jestem jednym z załogantów Latającego Smoka. Okręt kotwiczy tu tymczasowo na rządniej kapitana. Wbrew pozorom to porządny człowiek - mimowolnie starał sie usprawiedliwić swojego dowódcę z wszystkich podłych czynów, o których mogła posłyszeć dziewczyna - Nie jestem jednak jak inni. Nie bawi mnie upijanie się i.... - w tym momencie się zawahał. Wzrokiem raz jeszcze omiótł młodą kobietę siedząca obok niego - ...zwierzęce zabawy - dokończył - Cóż... Pewnie nigdy nie wczuję się w ten klimat. Kto raz zasiadał na salonach, niestety, już zawsze będzie ułożonym pieskiem. Co nie oznacza, że ten pies nie będzie gryzł - uśmiechnął sie żartobliwie do Rosy - A ty? Co tu robisz? Sama w środku nocy? To niebezpieczne dla dziewczęcia o twojej urodzie. W tych okolicach pałętają się ludzie gorszy od zwierząt, a ty byłabyś dla nich idealnym łupem.
      Palcami wygrzebał z piachu większy kamyczek. Obrócił go w dłoni i puścił kaczkę na wodzie. Wtem uświadomił sobie swoje ostatnie słowa. Jego twarz zbladła momentalnie.
      - Przepraszam - odwrócił się do niej i odruchowo chwycił jej dłoń - Nie chciałem cię w żaden sposób urazić. Jestem głupcem - spojrzał jej przepraszająco w oczy po czym cofnął dłoń - Nie chciałem - wytłumaczył się jeszcze i z tego.

      [Tu pod koniec on sie wydaje tak nieporadny xD Myślałam o wąciszu cały dzień, ale odpisać mogłam dopiero teraz. Matko jak ja ich uwielbiam w ich znajomości xD Będą sobie tak bliscy <3 ]
      Sherlock

      Usuń
  60. Dostrzegłszy gest jak się zdawało właścicielki lokalu, również kiwnął głową, a później to samo wykonał w stronę blond dziewczyny. Odnotował fakt, że była jakaś... inna, chociaż nie potrafił stwierdzić, na czym ta inność polegała. Nie chciał jednak dawać znać, że zwróciła jego uwagę, więc spokojnie zajął się obserwowaniem innych gości karczmy i przysłuchiwaniem się ich rozmowom.
    Nie minęło dużo czasu, nim usłyszał dziewczęcy głos zdecydowanie bliżej swego ucha, niż głosy gości karczmy, więc podniósł wzrok na jego właścicielkę, którą okazała się ta intrygująca blondynka.
    - Coś dobrego do jedzenia. Pozwoli panienka, że w tej kwestii zdam się na nią. I wodę poproszę. - odpowiedział równie uprzejmie i uśmiechnął się lekko. Chociaż grał całkiem zwykłego mieszczanina, coś w jego postawie i zachowaniu zdradzało inne pochodzenie. Może były to ślady arystokratycznej maniery, której nigdy do końca nie umiał (i chyba nie chciał) się pozbyć.

    OdpowiedzUsuń
  61. [Kłaniam się ;) Mam wrażenie, że moje resztki Wena wyparowały wraz z naskrobaniem karty, mniej jednak będę próbować i postaram się coś wymyślić ;)]

    OdpowiedzUsuń
  62. Czarna Kotwica.
    Jedna z bardziej znanych i najczystszych tawern w Port Royal. Bardzo ciężko było znaleźć tam wolny stolik w wieczornych porach, o taborecie już nie wspominając a nawet nad ranem nie można było liczyć na wypicie kielicha w samotności. Powodem tego nie były czyste stoły, dobra gorzała czy strawne żarcie lecz pewna blondynka pomagająca w szynku. Wszelkiego rodzaju szumowiny zlatywały się w to miejsce by pogapić się na nią jak na wytresowaną małpkę czy przeklinającą papugę.
    Gregorius jednak nie zaliczał się do żadnego z wyżej wymienionych ; nie cenił sobie czystości czy jakości wódki ani też nie chciał pogapić się na piersi młodej panienki, której uroda niestety zapierała wdech i powodowała wzrost ... mniejsza. Greg Szczęściarz siedział często pomiędzy drobnymi pijaczkami nie spuszczając oczu z Thomasa pieszczotliwie zwanego Gołodupcem, co jakiś czas tylko zezując na młodą damę, która nosiła imię Rose.
    Tej nocy jednak pod Czarną Kotwicą było spokojniej, mniej awantur i zapijaczonych gęb – można było pooddychać świeższym powietrzem. Gregowi chyba zaczęło dopisywać szczęście, które rok temu postanowiło bez pożegnania uciec od niego, a przecież tak dobrze razem im się żyło. Thomas siedział po drugiej stronie izby, pochylony nad stołem na którym leżały różne pierdoły począwszy od map, kompasu , sztyletu i kilku mnie znaczących drobiazgów po butelkę grogu i tajemniczy woreczek, które zawsze ze sobą targał. Na próżno jednak Szczęściarz próbował dowiedzieć się co to są za mapy, nie wspominając już o niezauważalnym zabraniu mu worka. Gorączkowo rozmyślał, analizował i kombinował – aż rozbolał go łeb. Machnięciem ręki przywołał dziewczynę by poprosić ją o jeszcze jedną szklanicę rumu. I właśnie w tym momencie wpadł mu do głowy arcygenialny pomysł.

    OdpowiedzUsuń
  63. [Hm, nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, ze Sheila i Rosa nie polubiłyby się, chociaż obie chciałyby wypłynąć... myślę nad jakimś hejtem, ale też suabo mi dzisiaj idzie :c]

    Sheila Campbell

    OdpowiedzUsuń
  64. Yessenia uniosła lekko brwi. Nie wiedziała za bardzo, czego może się spodziewać po tej odpowiedzi. Z własnego doświadczenia wiedziała, że młodzi ludzie często wstydzą się opowiadać się o swoich planach, bojąc się wyśmiania. Lub też są po prostu zmęczeni tym, że wszyscy myślą, iż mają już poukładane zamiary, podczas gdy sami nie wiedzą, czego chcą. Sama przecież się z tym borykała, kiedy była jeszcze młodziutką dziewczyną. Jedni chcieli, aby ciężko harowała i nie przyniosła rodzinie wstydu. Inni oczekiwali, że odetnie się od szemranych interesów ojca, wyrzeknie spadku i założy rodzinę, po czym urodzi Salowi wnuka, który odziedziczy jego dorobek. W końcu, skoro kobieta na statku przynosi pecha, to kobieta te statki budująca musi być prawdziwą zgubą.
    A ona chciała jedynie, aby nikt nie wtryniał się w jej własne życie.
    I choć wydawało się jej wtedy, że jest taka oryginalna i wyzwolona, była taka sama jak większość ludzi w jej wieku. Chciała robić to, na co miała ochotę, zdobyć pieniądze i sławę, która sprawi, że jej imię będzie wymawiane z szacunkiem w każdym porcie. Tym bardziej zdziwiła ją odpowiedź dziewczyny. Wiele młodych niewiast z Port Royal chciało uwieść żołnierza, wypłynąć do Europy, zostać damą dworu, lub zaciągnąć się na piracki okręt. Jednak mało która miała ochotę do końca życia pracować w tawernie i użerać się z codzienną monotonią. Co nie zmienia faktu, że często tak właśnie kończyły.
    - Jak sobie chcesz - mruknęła niewyraźnie, kiedy dziewczyna już odeszła. Wasilij przez chwilę zastanawiał się, czy za nią nie poleźć, jednak w końcu rozmyślił się, wskoczył na stół i zwinął się w kłębek w kapeluszu swojej właścicielki.
    Ledwo co Rosa powróciła z nowym rumem, na horyzoncie pojawił się nowy adorator. Yess od razu wywnioskowała, że nie jest to pierwszy lepszy majtek. Na kapitana jednak też nie wyglądał. Najważniejsze było to, że był wystarczająco trzeźwy, aby go nie ignorować, ale też na tyle pijany, że nie panował już nad swoją śmiałością.
    Nonszalanckim, niby to leniwym krokiem zbliżył się do stolika, przy którym siedziała Yessenia. Oparł się dłonią o blat, jednak nawet nie zauważył czarnowłosej. Całą jego uwagę pochłonęła jasnowłosa niewiasta, niosąca jej rum.
    - Piękna jak syrenka - mruknął, szczerząc się do Rosy i siląc się na uwodzicielski ton. - Ponoć pocałunek syreny pozwala oddychać pod wodą. Może dasz mi się przekonać?
    Od niechcenia postawił na stole butelkę grogu, nie spuszczając oczu z dziewczyny.
    Naczynie zachwiało się kilka razy, niebezpiecznie zatańczyło po nierównej desce, płyn chlupnął w prawo, w lewo...
    ... i w końcu butelka przewróciła się.
    Yessenia poderwała się z miejsca jak oparzona. Natychmiast zagarnęła w ramiona wszystkie swoje manatki, łącznie z kotem. Było już jednak za późno. Książka, którą tak starannie chroniła przed światem, zdążyła nasiąknąć trunkiem.
    Jej twarz oblała się wściekłą czerwienią.
    - Hej, ty! - warknęła na marynarza. Ten nawet na nią nie spojrzał. To doprowadziło Yess do dzikiej furii. Być może gdyby nie była już nieco wstawiona, załatwiłaby sprawę inteligentniej, teraz jednak gotowała się w niej krew.
    Zanim zdążyła się dwa razy zastanowić, wskoczyła na chwiejący się stół i poczęstowała Casanovę książką w tył głowy. Resztki kapiącego z niej rumu rozbryzgały się na sąsiedni stół.
    - Ogłuchłeś?! - wrzasnęła z góry, starając się przekrzyczeć panujący w tawernie gwar.

    [ Mam nadzieję, że nie jesteś zła, że dopiero dzisiaj odpisuję ; )]

    Yessenia

    OdpowiedzUsuń
  65. Uśmiechnęła sie na jego przeprosiny. Mimo wszystko nie poczuł się głupio. Nawet jeśli doskonale zdawała sobie sprawę z grożących jej okropieństw, to zasugerowanie czegoś podobnego, w jego oczach, powinno się przeprosić. Ba! Według niego delikwent, który nierozważnie krążył wokół podobnego tematu, winien być porządnie przetrzepany. Bądź, co bądź rozmawiając z kobietą, trzeba baczyć na słowa i myśli. Nie potrafił znieść tych młodzików, którzy nie kryli swego cielęcego wzroku i którym rozbierali młode damy. Podchodził do takich z piorunującym spojrzeniem i delikwent następnym razem kilka razy się zastanowił, nim spojrzał kobiecie w dekolt. Z tych wszystkich powodów uśmiech Rosy nie był dla niego oznaką niepotrzebnych przeprosin, a jedynie informacją, że dziewczę nie ma mu tego za złe.
    Potem wsłuchał się w jej spokojny, melodyjny głos. Wypowiedziała ledwie kilka zdań, ale dostarczyła mu tyle samo informacji, co on jej z tymi swoimi zbędnymi krążeniami. Nie przejął sie tym, że w jej głosie wyczuł niepewność, że zawahała się, nim dokończyła niektóre zdania. I choć zdawał sobie sprawę, że nie powiedziała mu wszystkiego, nie zamierzał nalegać. To ona stawiała warunki rozmowy. Dla niego to ona mogła bezkarnie zapytać o wszystko, a on powinien przemyśleć dwa razy każde słowo. Na koniec stwierdziła, że jej okładka też nie mówi o niej wszystkiego. Sherlock tylko w zamyśleniu pokiwał głową. Każdy skrywa swoje potworności, każdy jest mordercą chociaż w marzeniach, każdy doświadczył nieprzychylności losu. Tylko w tak niepozornej osóbce trudniej to dostrzec. On był mężczyzną, ci maja w naturze głupotę, choć nie wszyscy. Kiedyś Smith zastanawiał się dlaczego ludzie nie myślą. Podczas swoich rozważań wysnuł nieśmiały wniosek, iż kobiety o wiele częściej korzystają z danej im inteligencji, niż panowie. Może też nie wszystkie, może nie całkowicie, ale na pewno częściej. W tym świetle uważał siebie za wyjątek i odmieńca. Gdy jeszcze służył na dworze było to pozytywną stroną jego osobowości, jednak na morzu stało się natrętną chorobą, która odstrasza ludzi. Na statku wszystko winno się brać na chłopski rozum, wedle większości załogi. Może zdarzyło się kilka wyjątków, osób do których sie odzywał, jednakże zdecydowanie przeważali tam tępacy. Jakby tego nie było dość, to ci co rozum mieli i korzystać z niego potrafili, z dwa razy większą uciechą oddawali się bestialskim zabawom. To niewymownie Sherlocka irytowało.
    Jego światopogląd drastycznie się zmienił. Świat salonów, życie wśród ludzi oczytanych..... Wtedy wszystko było proste i przyjemne. Nawet zabijanie wydawało się tylko przykrym obowiązkiem. Każdy był na poziomie godnym rozmowy i nie trzeba było milczeć całymi dniami. Nie mówiło się tam może tak otwarcie o wszystkim, ale na pewno były to konwersacje z rodzaju tych przyjemniejszych. Twoi rozmówcy nie przypominali zapachem knurów, a wszystkim kobietom oddawano należny szacunek. Na statku wszystko wygląda zgoła inaczej. Może nie są to same minusy, ale czegoś widocznie tu brak. Nieprzyjemna woń, bestialski język i zachowanie, wulgaryzmy gdzie się nie obrócisz. Czasem lepiej zachować swoje myśli dla siebie, niż miotać nimi na cały głos, by wszyscy ujrzeli twoje oburzenie. Tu jest więcej samotności. Niby zawsze wśród ludzi, a jednak nikt nie jest ci bliski. Sherlock nigdy nie żałował obranej drogi, ale czasami miał wszystkiego serdecznie dość. Jego towarzyskie ja ciągnęło do ludzi, których w jego oczach na statku nie było wielu. Ludźmi nazywać śmiał kapitana i kilku bystrzejszych załogantów. Jednak ci nie zawsze chętnie otwierali do niego "gębę".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było też jeszcze coś, czego idealny zapach morza nie mógł mu wynagrodzić - rodzina. Rosa powiedziała, że w Port Royal jest od zawsze. Możliwe, że nie jest to dobre miejsce do życia, ale jeśli ma się swoich bliskich, to nawet na pustyni będziesz czuć się dobrze. Smith tęsknił za ojcem, matką, narzeczoną i małym chłopcem stajennym. Brakowało mu wieczorów pełnych śmiechu i tysiąca uścisków. Brakowało żartobliwych powitań od młodego pracownika stajni i matczynej troski. Kilka ojcowskich rad też by się czasem przydało. To wszystko jednak przepadło. Jednego dnia, który udowodnił Sherlockowi, że pora dorosnąć, bo życie nie jest bajką. W najdrastyczniejszy z możliwych sposobów.
      - W każdym czai się potwór. A ja wcale cię jeszcze nie oceniłem. Na razie w moich oczach jesteś tylko młodą, śliczną kobieta, która z niezdumiałych powodów kręci się sama nocą po plaży i zachęca nieznajomych do rozmów - posłał jej delikatny uśmiech.
      Szczery uśmiech może przynieść ulgę sercu. Tak tez się stało z Sherlockiem, który mógł w końcu odetchnąć głębiej. Poczuł dziwna ulgę w piersi, a jego dusza wydała ciche westchnienie. Na chwile powrócił do niego spokój ducha, upragniony od tak dawna.
      Na wodzie pojawiły się kręgi, gdy Smith puścił kolejną "kaczkę". Morze od zawsze go do siebie ciągnęło, ale tylko wówczas, gdy jego tafla nie była spokojna. Cisza na wodzie wydawała mu się groźniejsza niż burza. Wiedział bowiem z doświadczenia, że cisza oznacza niewymowne cierpienie.
      - Czyli pracujesz w Czarnej Kotwicy? Widziałem te karczmę nie raz, ale jakoś nigdy do niej nie zaszedłem. Zbyt wielu chłopców ze Smoka tam przesiaduje. Ich towarzystwo uprzykrza się mi już podczas rejsu, to też lepiej czasem posiedzieć samemu na plaży - kolejny uśmiech posłany Rosie i badające spojrzenie w jej oczy.
      Dopiero teraz zauważył, że dziewczę podwinęło nogi pod siebie i obejmuje je rękoma, że gładzi prawe ramię, jakby przypomniało sobie o jakiejś starej bliźnie. Ten smutny obrazek sprawił, ze jego serce drgnęło.
      - Nie jest ci zimno? - spytał cicho - może powinienem rozpalić ogień? A może chodzi o coś innego? Pewnie nie powinienem pytać - spróbował ja pocieszyć kolejnym spojrzeniem - Lepiej pójdę po drewno na opał - powiedział i zaczął sie podnosić.
      Nawet nie zauważył, kiedy lód w jego oczach całkowicie stajał. Teraz nie mroził już spojrzeniem. Jego oczy zrobiły się cieplejsze i same dzieliły się tym ciepłem. Bo tylko oczy potrafiły ukazać jego naturę całkowicie. Raz zimne, bezlitosne i srogie jak lód, a potem ciepłe, delikatne niczym poranek przedwiośnia.

      Sherlock

      Usuń
  66. Miały ze sobą coś wspólnego. Obie ukrywały swoje pochodzenie, czy raczej nie mówiły o nim, ponieważ mogłoby się to fatalnie skończyć. A przecież żadna z nich tego nie chciała. Właśnie dlatego utrzymanie w tajemnicy prawdziwego "ja" było tak istotne. Wyjawienie sekretu zapewne niekorzystnie wpłynęłoby na żywot, który każda z nich prowadziła. I choć charakter Regany praktycznie nie uległ zmianie (no może troszkę złagodniała, lecz nic poza tym) jej życie zmieniło się diametralnie. Nie było w nim tyle bójek, potyczek (pozostały głównie słowne) i przygód, jak dawniej. Bardzo jej tego brakowało, jednakże wolała na jakiś czas pozostać na stałym lądzie. Szkoda, że nie była kobietą, którą byłoby to w stanie usatysfakcjonować. Cóż, lata spędzone w towarzystwie zapijaczonych piratów zrobiły swoje. Ale nie narzekała. Przynajmniej potrafiła sobie radzić w każdej sytuacji i nie musiała sprzedawać ciała za marne pieniądze, ohydnym typom spod ciemnej gwiazdy. Tylko czasami, któremuś zabierała sakiewkę, ot dla czystej rozrywki.
    Czy chciała ją nastraszyć? Ależ skąd! Stwierdziła jedynie fakt. W Port Royal nigdy nie było bezpiecznie, a uważać na siebie powinny szczególnie tak urodziwe stworzenia jak jasnowłosa. Na pewno wielu mężczyzn oddałoby głowę (a może i więcej) dla takiej istotki. Wydawała się taka delikatna, taka naiwna, taka bezbronna. Stanowiła wprost idealny cel dla każdego "wygłodniałego" korsarza.
    Lewy kącik ust powędrował leniwie w górę. To był najszerszy uśmiech jaki kiedykolwiek zagościł na jej twarzy, nie licząc krótkiego okresu dzieciństwa.
    - Niemal każdy. - Odparła obojętnym tonem wzruszając delikatnie ramionami. - Nie wystarczy szybko biegać, by umknąć tym szumowinom. Pragnienie oraz pożądanie robi z ludzi potwory, obnaża ich prawdziwą naturę.

    Regana

    OdpowiedzUsuń
  67. [Dziękuję za powitanie c: Chwilę nie mogłam Cię znaleźć przez inne imie postaci od podpisu, ale już trafiłam gdzie trzeba. Oczywiście wykombinję coś z wątkiem. Jak mogłabym nie zagrać z syrenką ;)]

    OdpowiedzUsuń
  68. Gdy Rosa usiadła na konarze drzewa Morgan zaśmiał się tylko do siebie i oddalił w stronę swoich piratów. Wszyscy rechotali jak najgorsze świniaki, ciesząc się z coraz bardziej osłabionej niewolnicy. Ta zadrgała lekko, gdy zobaczyła nad sobą rozmazaną postać kapitana. Nie miała jednak siły cofnąć się, tym bardziej, że z góry przygniatał ją ogromny marynarz.
    Kerr zaśmiał się. Kopnął pirata w bok tak mocno, że ten momentalnie złapał się za bok krzycząc i rzucając przekleństwa. Morgan zastrzeliłby go dla spokojności swoich uszu, gdyby nie zostawił pistoletu przy ubraniach. Korsarze spojrzeli na niego jak na idiotę, lecz zaraz się poprawili, gdy spoczął na nich zimny wzrok ich dowódcy.
    - Kapitanie? - zapytał niepewnie majtek, zaraz jednak gryząc się w język. Nie zrobił tego poturbowany pirat, który tym bardziej zaczął toczyć pianę, gdy obok niewolnicy pojawiła się blondynka próbująca jej pomóc.
    - Co jest... Kurwa...! - krzyknął podnosząc się lekko, lecz znowu oberwał od Morgana. Piraci patrzyli na to wszystko z niedowierzaniem. Zaczęli szeptać, próbując zrozumieć całą sytuację. Zebrali się wokół swojego kapitana żądając odpowiedzi. Śmierdzieli gorzej niż zęza, a ich mordy wykrzywione były w gniewie.
    - Kapitanie, co to znaczy?
    - Dla jakiejś dziwki!?
    - Ta pieprzona niewolnica była nasza!
    Twarz bosmana, zaufanego Kerra, również wyrażała niezadowolenie. Jeden durny gest i dojdzie do buntu? Nie tego się spodziewał po Szkocie. Normalne byłoby, gdyby chodziło o złoto, skarby, statek czy cokolwiek innego. Ale o jakąś panienę, która ledwo błysnęła cyckiem i już zauroczyła Red Morgana? Niedowierzanie!
    Niewolnica zaczęła biec w stronę lasu bardzo wolno. Nadal nie miała siły. Morgan tylko uśmiechnął się do bosmana, co kompletnie zbiło go z pantałyku. O co tu chodziło? Gdy oczy Morgana powędrowały na pistolet, który nosił przy boku dopiero wtedy zrozumiał.
    To szczwany lis.
    Bosman wyciągnął pistolet i oddał go marynarzowi, którego sokoli wzrok nawet po kilku butelkach poradziłby sobie ze strzałem. Ten był z początku skonsternowany, ale pouczony przez bosmana szybko zamienił emocje na bardziej weselsze. No to się nazywa zabawa.
    - Obiecałem ją tylko uwolnić... - wzruszył Morgan ramionami.
    Kilka sekund później rozległ się strzał, huk niewyobrażalny. Dym unosił się z lufy pistoletu, a kula celnie dosięgła uciekającej kobiety, która upadła na piach. Wiła się chwilę, po czym znieruchomiała, wypuszczając ostatni oddech.
    Później był chaos. Rosa wściekła próbowała oskarżyć Morgana, że przecież obiecał. Owszem obiecał i obietnicę spełnił. Teraz miała być jej kolej, ale nie było to takie proste. Kobieta zaraz odwróciła się i zaczęła uciekać w stronę lasu. Ten sam majtek próbował ponownie oddać celny strzał, ale tylko drasnął Rosę w rękę. Nie zdążył tego pożałować, bo Kerr wyrwał nóż zza pasa artylerzysty obok i wbić go w pierś marynarza. Upadł on ciężko na ziemię, brocząc krwią na wściekłego kapitana. Pieprzony idiota!
    Skoro miała być jego dziwką, nie mógł jej tak po prostu tutaj zabić...!
    Pirata nikogo nie żałował, zwłaszcza takiego o wątpliwej sławie i lojalności - nieważne jak dobrze by nie strzelał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Minęło dużo czasu od tamtej sytuacji na plaży. Morgan zdążył wdać się w walkę z kilkoma brygami hiszpańskimi, a także wrócić z kolejnego rejsu. Podświadomie jednak nie zapomniało o obietnicy jaką złożyła mu malutka dziewka z Portu Royal.
      "Latający Smok" pojawił się ponownie w azylu piratów pełen ładunków do sprzedania i monet w kabzach gotowych do wydania. Czekały na nich zamtuzy, tawerny, noce pełne pijaństw i bijatyk. Coś czego korsarska dusza pragnęła i jęczała nad tym z utęsknieniem.
      Morgan wraz z kilkoma ludźmi zszedł z pokładu "latającego smoka" po wielodniowym przeładunku i sprzedaży towarów. Zostało jeszcze kilka drobnych spraw do załatwienia, ale mógł to w spokoju zostawić swojemu zastępcy. On sam z załogantami zmierzał do tawerny, by upić się do prawie do nieprzytomności, a później odwiedzić Maggie i jej dziewczynki.
      Tak, chciał móc przypomnieć tamtej różyczce o obietnicy, ale... Nie wiedział, gdzie jej szukać. Cóż za pech.
      "Czarna Kotwica" pojawiła się przed ich oczami. Tawerna do której Kerr tak dawno nie zaglądał. Była zbyt... "Ugrzeczniona", a właściciel patrzył często na niego jak na zarazę. Był delikatnie przewrażliwiony na to w jakim stanie Morgan zostawiał tawerny.
      Jednak na dzień dobry nada się idealnie.
      Piraci weszli do środka, a spojrzenia zaraz spoczęły na nowoprzybyłej grupie. Co niektórzy rozszerzyli szeroko oczy ze zdziwienia, inni wyprostowali się butnie lub skryli w kątach. Ta hałastra znowu wróciła...
      Korsarze rozeszli się w swoich kierunkach, witając się czy zmierzając do zauważonych przez siebie zabijaków. Każdy znajdował sobie zajęcia, a i tawerna znowu wypełniła się wrzawą, krzykami i przyśpiewkami. Szkot cały czas jednak czuł na sobie spojrzenia.
      Co, nie spodziewaliście się powrotu knury?
      Morgan siadł w zacienionym kącie karczmy i skinął od niechcenia ręką w stronę tawerniarza. Ten tylko skrzywił się nieznacznie. Miał pewnie w nadziei, że tym razem nie będzie żadnych większych problemów.
      Szkot wygodnie oparł się o ławę, wyciągając fajkę i odpalając ją z lubością. Teraz tylko brakowało mu jakiegoś zajzajeru. Miał nadzieję, że chociaż dostanie tutaj coś mocnego.
      Jak bardzo miało się to spełnić?

      Morgan Kerr

      Usuń
  69. Nagle wszystko nabrało niewiarygodnego tępa. I to wszystko przez to, że chciał rozpalić ognisko. On potrzebował czasu, zawsze potrzebował czasu, a tu wszystko wydarzyło sie w mgnieniu oka. Bo ledwie zdołał dźwignąć się na nogi, a już Rosa trzymała jego nadgarstek w sprzeciwie. W jej krótkim zaprzeczeniu wyczuł dziwną nutę przestrachu, który zdumiał go nie mało. Oczy dziewczyny ukazały na chwilę tajemniczy lęk związany z możliwością jego odejścia choćby na chwilę. Sherlock nie zdążył tego zrozumieć. Nim doszedł do jakiegokolwiek wniosku, ona już tłumaczyła chwilę swojego smutku.
    Chodziło o kapitana. Dziewczę nie podzielało poglądów Smitha, co do tego człowieka. W jej oczach malował się on zgoła inaczej. Mężczyzna nie wiedział, jak kapitan mógł się narazić tej niepozornej blondyneczce i mógł się tylko domyślać. Sam znał kapitana jako wodza, nigdy nie poznał zwyczajów tego człowieka wobec ludzi, którzy nie są mu podporządkowani. Znał tylko fakt, że ten miał zasadę wybaczać kobietom i dzieciom, a mężczyzną nigdy. I to mu się w oczach Sherlocka chwaliło. Jednak i na to nie dostał odpowiedniej ilości czasu. Nie miał możliwości odpłynięcia w swe myśli i przeanalizowania wszystkiego.
    Jej duże oczy zalśniły jeszcze mocniej, gdy zbliżyła się do niego o krok. Smith od dawna nie był zmuszony do takiej bliskości, więc jego serce zaczęło łomotać nerwowo. Wybijało przyśpieszony rytm i było jedynym objawem niepokoju. Może był jeszcze zwolniony oddech, jednak były to fakty tak niepozorne, że dziewczyna nie mogła ich dostrzec. Jej smukłe palce okalały nadgarstek mężczyzny, jednak nie badały pulsu, co być może wcale by jej niczego nie uświadomiło. W każdym bądź razie zaczęła szeptać i przy okazji dotknęła jego policzka. Sherlock zaczął płonąć w środku przez narastający stres. Tyle długich dni, lat odkąd ostatnio ktoś okazał mu czułość, a tu to dziewczę tak szybko się do niego zbliża. On potrzebował czasu, którego tym razem nie dostał.
    Ich oczy trwały wpatrzone w siebie, co mężczyznę trochę przerastało, a mimo to dzielnie utrzymywał kontakt wzrokowy. Dopiero po chwili udało mu się oprzytomnieć. Dotarły do niego słowa Rosy, a dusza się uspokoiła. Miał ochotę parsknąć cichym śmiechem, ale i tego uczynić nie zdążył. Ładnie skrojone usta blondynki musnęły jego polik, a serce na te sekundę sie zatrzymało i ruszyła na powrót, gdy jej twarz była już w większym oddaleniu od jego. Usłyszał jeszcze tylko żegnaj i dziewczyna ruszyła biegiem plażą.
    - To bez sensu - zdołał tylko wymamrotać, gdy na powrót złapał oddech.
    Wtem ruszył za dziewczyną, która juz znikała w mroku. Widział tylko jej złote włosy powiewające na wietrze, te które jeszcze niedawno do złudzenia przypominały mu włosy ukochanej.
    - Czekaj! - krzyknął - Błagam nie żartuj ze mnie w tak brutalny sposób - dodał z wyrzutem - Zbyt dobry? Nie kpij! Zbyt wspaniały?! Nie poniżaj!
    W reszcie udało mu się ją dogonić, więc czym prędzej złapał ją za nadgarstek. Siła z którą do niej dotarł, jej prędkość i jego prędkość sprawiły, że oboje się wywrócili. Choć leżeli teraz plackiem na piasku nie puścił jej dłoni. Pozwolił dziewczęciu przyklęknąć i odwrócić się z tą niemą prośbą w spojrzeniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Nie jestem, dobry, wspaniały, nawet w miarę. Salonowe maniery nie świadczą nic o duszy człowieka. Zabiłem tylu, że winnaś się mną brzydzić, zbiłem tylu za choćby złe spojrzenie, że powinnaś uciekać nie chcąc znać kogoś takiego jak ja. Używałem słów tak nieprzyzwoitych, ze twoje dziecięce uszka zwiędłyby słysząc choć część z nich. Zadawałem ból i cierpienie, którego sam doznałem. I nadal pragnę to robić. Chcę odwetu zemsty.... - jego chwyt delikatnie się rozluźnił - Nie zabraniam ci więc uciekać. Tylko proszę byś nie uciekała z powodu swego zła, a mojej dobroci. Gdybyś wiedziała do czego jestem zdolny, byle tylko zwrócić jedno życie.... Uciekaj ze strachu, wstrętu, obrzydzenia. Nie z obawy, że mnie zgorszysz. Na to już za późno i twoją zasługa już być nie może - w tym momencie zabrał swoją dłoń z jej nadgarstka i pozwolił sobie opaść na piach.
      Nie obchodziła go kurtka, która została spory kawałek dalej. Nie chciał, by ktoś nazywał go dobrym. Wiedział, że jest to nie prawdą i właśnie to go bolało. Jest potworem, których kiedyś tępił z modlitwa na ustach.

      Sherlock

      Usuń
  70. [No bo choć wiele tam nie miała do roboty, to była świetna! x3 Zresztą, kto nie jest świetny w Piratach? Każda postać jest tam warta uwagi ( a zwłaszcza Jack <3) xD
    Babochłop powiadasz? xD On i tak milusi dla pań być musi xD a pomysł mam. Może jeden i marny, ale zawsze.
    Statek przybija do wrogiej wyspy, bezludnej, ale ktoś rozstawił obóz, bo widać dym, a może to kanibale, tubylcy? Nie wiadomo. Kapitan rozdziela ludzi i Sherlock trafia w do grupy pod przewodem panienki xP Reszta tejże grupy znika w niewyjaśnionych okolicznościach - szmer i juz ich nie ma. Zostają we dwójkę. Co zrobią? Co odkryją? Spore pole do p[opisu xD ]

    OdpowiedzUsuń
  71. James odprowadził dziewczynę wzrokiem, odnotowując fakt, że wcale nie wzruszyło ją jego zamówienie, a nie przypuszczał, żeby często jadano tutaj posiłki bez alkoholu. Prawdę mówiąc właśnie z tego powodu często wczesnym wieczorem opuszczał wszelkie lokale i albo wracał do domu, albo po prostu włóczył się gdzieś po dworze, z daleka od wszelkich awantur i bijatyk. Od zawsze stronił od ludzi, wśród których niestety musiał nauczyć się żyć.
    Po krótkiej chwili od momentu, gdy dziewczyna zniknęła na zapleczu, Moriarty mógł usłyszeć podniesiony, prawdopodobnie damski głos, co wywołało mimowolny uśmiech na jego twarzy. Szybko jednak się go pozbył, przywdziewając maskę zwykłej obojętności. Obserwował zebranych w karczmie ludzi, dopóki nie wróciła blondwłosa dziewczyna, niosąca jego posiłek.
    - Dziękuję bardzo. - odrzekł i już miał chwycić w dłoń widelec (o ile w mieście pełnym wszelkiego rodzaju szumowin zapewne pozbawionych kultury stosowano jeszcze sztućce), ale spojrzał jeszcze raz na blondynkę. - Przepraszam, panienko, ale zauważyłem, że ostatnio spore tłumy goszczą w Czarnej Kotwicy. Mogłaby mi panienka zdradzić, w czym tkwi wasz sekret? Może jakieś nowe menu? - zagadnął z ledwo wyczuwalną nutką rozbawienia, gdyż jak na dość inteligentnego dżentelmena, całkiem nieźle znającego się na ludziach, zdążył się domyślić, co było magnesem na klientów. A raczej kto nim był. Nie dało się nie zauważyć spojrzeń, jakimi niektórzy mężczyźni mniej lub bardziej dyskretnie mierzyli jego rozmówczynię. Ciekaw był jednak jej opinii, a i ona sama wydawała się skrywać jakąś tajemnicę... choć to ostatnie mogło być jedynie dziwnym wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  72. I znów ta bliskość. Ręka dziewczyny spoczęła na jego torsie, a wszystkie mięśnie spięły się natychmiastowo. Jednakże, co dziwiło go wielce, nie buntował się przeciw temu jawnie. Nie zareagował gwałtownie, nie zerwał się na równe nogi. Może dlatego, że za punkt honoru obrał sobie, by juz więcej jej nie urazić? Możliwe, ale kto go tam wie. Sam Sherlock nie do końca wie, co drzemie w głowie Sherlocka. W takim wypadku trudno określić cokolwiek. Kiedyś było mu łatwiej. Wszystko było jasne, widoczne, oczywiste. Teraz tak nie jest.
    - O matko! - powstrzymał się od użycia czegoś mocniejszego - Na prawdę? - spojrzał jej pytająco w oczy.
    Te cielęce oczka, ciekawość w nich ukryta i cała postawa Rosy upewniły go, ze dziewczę nie odpuści. Westchnął ciężko i chwile się zastanowił. Właściwie nie umiał podać konkretnego powodu. Sam musiał się nad tym głębiej zastanowić.
    - Nie wiem - odparł jednak po chwili - Nie mam pojęcia. Zerwałaś się tak nagle.... Zareagowałem instynktownie - wzruszył ramionami.
    Widział wyraźnie, że jej to nie wystarczy. Zamrugała kilka razy. Jej urok był niesamowity, ale to nie miało nic do rzeczy. Już lata temu nauczył się być niewzruszonym na piękno. Dostrzegał je, a i owszem, ale nie mogło go ono do niczego zmusić. Jednak Rosa czymś jeszcze wymuszała odpowiedź. Cała swoją postawą, dziecięcą ciekawością. Miał chwilami wrażenie, że jest mała dziewczynką, która będzie skakała wokół niego dopóki nie udzieli jej odpowiedzi. Choć tylko siedziała w miejscu i wbijała w niego swoje spojrzenie.
    - Nie wiem, zrozum. Może...
    Może tego właśnie potrzebował? Choć nie chciał się przyznać, nawet przed sobą. Czyżby chodziło o tę odrobinę czułości, którą okazała mu, tak po prawdzie, obca kobieta? Istniało prawdopodobieństwo, że potrzebował po prostu rozmowy, choćby tego drobnego wyżalenia się. Jego serce od dawna było w kawałkach, a milczenie w żaden sposób nie mogło go posklejać. Zresztą z którym piratem mógłby porozmawiać tak po prostu. Z żadnej strony nie mógł doznać tego niewypowiedzianego zrozumienia.
    - Chyba.... Ajć no. Rzuciłaś na mnie jakiś urok - przymrużył zadziornie oczy i zamachał rękoma przed sobą - Tak po prostu. Nie umiem tego wytłumaczyć. Chyba poszedłem za twoja radą. Zaufałem tej wariatce - uśmiechnął się i wtedy przypomniało mu się coś jeszcze - Rosa.... W tobie też jest coś dobrego. Jak inaczej wytłumaczysz to, że socjopata zaczął rozmawiać? - mrugnął do niej - Czasami warto prosić o pomoc ślicznotko. To twoje słowa.
    Był zadowolony ze swojej wypowiedzi. Może nie była ona niczym z tych wierszy, które czytywał, może nie przypominała bohaterskich wykładów, ale zawarł w niej wszystko, co zawrzeć chciał. To też z zadowoleniem założył ręce za głowę i wbił wzrok w gwiazdy.
    - Pewnie też z tego samego powodu, ald którego tobie zależało na początku - dodał jeszcze po chwili - A teraz mi powiedz, co chcesz wiedzieć. Skorzystaj póki jestem w nastroju - uśmiechnął się i pokręcił głową - To doprawdy wyjątkowa sytuacja.
    Nie wiedział, czemu jest gotów odpowiedzieć tej praktycznie nieznajomej dziewczynie na jakiekolwiek pytanie. Gotów był opowiedzieć o czym tylko zechciała. To blond dziewczę miało na niego dziwny wpływ. Czegoś podobnego nie odczuwał od bardzo dawna. Ta chęć rozmowy, siedzenia od tak i nawet milczenia w towarzystwie. Spojrzał raz jeszcze w jej oczy. Odbijały się w nich gwiazdy. Zadziwiała go ta istotka. Miała w sobie coś innego, nietypowego. W odruchu, którego sam zrozumieć nie potrafił, złapał jej dłoń i zamknął w swojej. Trzymał ja delikatnie, acz stanowczo. Może to wszystko dlatego, że z początku wziął ja za swoją ukochaną? Może ten jeden błąd sprawił, że zapałał do Rosy dziwnym sentymentem? Tego już stwierdzić nie potrafił.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  73. Tym razem, gdy się do niego zbliżyła, był już spokojniejszy. W jego sercu zawitała dziwna ulga, która nie wiedzieć czemu przyniosło mu obce dziewczę. Dlatego, gdy podsumował te wszystkie zdarzenia i cały przebieg rozmowy... Doszedł do wniosku, że cieszy się z tego przypadkowego spotkania. Tyle, że teraz przyszedł czas na opowieść. Musiał w końcu zrzucić kamień z serca. Rosa odszukała dłonią miejsce, gdzie trzymał notes. Coś nagle sprawiło, że zrobiło mu się dziwnie ciepło w środku. Nim zaczął pozwolił sobie na ciężkie westchnienie.
    - Wszystko... - pokiwał delikatnie głową - No dobrze. Nie zważajmy na to ile to zajmie - zmusił sie do słabego uśmiechu i przymknąwszy oczy, zaczął - Potraktuj to jako bajkę. Ja już od dawna tak robię. To nie moja historia. Tylko chłopca, któremu na start życie zbytnio posłodziło. Wychował sie w chrześcijańskiej, kochającej rodzinie - ciężko przełknął ślinę - Jego matka ślicznie śpiewała. Zawsze wieczorem usypiała chłopca kołysanką. Ojciec miał znajomości na dworze. Zadbał o przyszłość chłopaka. był też wymarzonym tatą. Te wszystkie rozmowy, konne przejażdżki, nauka szermierki.... Potem chłopak podrósł. Zaczynał od stajni. Choć nie brzmi to obiecująco, to było całkiem przyjemne. Zapach siana, koni i cała masa ludzi do rozmów. Co niedzielę chłopak chodził do kościoła, samowolnie sie douczał. Szybko awansował w pałacu. Jednak wcześniej... - na jego usta wpłynął słodki uśmiech, a prawa ręka sięgnęła po szkicownik, który podał towarzyszce - Była śliczna. Do tego mądra. Nie była jedną z tych pałacowych lal. Prawda, zachowywała się grzecznie, ale tylko na pozór. Była twarda, pewna siebie i niesłychanie dobra. Nie znał kobiety o czystszym sercu. Zakochał się... - przerwał na chwilę, serce miał ściśnięte - Ona też go pokochała. Byli szczęśliwi. W tym samy czasie chłopak został doradca króla. Wszystkie salonowe maniery, nienaganny ubiór.... Miał do czynienia z wielkimi dostojnikami, a jego słowa miały wpływ na losy Anglii. Jednakże do grona jego przyjaciół należeli nie równi mu rangą, a raczej stajenni. Szczególnie jeden energiczny młodzieniec. Jego zapał udzielił się równie naszemu bohaterowi. Ale życie postanowiło się od niego odwrócić. Kobieta, która pokochał, z którą sie zaręczył.... Ktoś postanowił ją wrobić. Wcisnęli jej dokumenty, których posiadanie oznaczało zdradę państwa. Z miłości do niej wziął na siebie ten problem. Na dworze nauczyli go honoru, więc zechciał zwrócić przeklęte papiery. Ona mu mówiła, by spalił je, porzucił, by za nic w świecie nie szedł z nimi do króla. Płakała tego dnia. On tylko pocałował ją w czoło i ruszył do pałacu. Król le zinterpretował jego intencje. Musiał uciekać. Istne szaleństwo. Ruszył do rodzinnego domu. Ten stał już w płomieniach, ciała jego rodziców były zwęglone i do cna pozbawione życia. Nie zdążył ich pożegnać, podziękować, przeprosić. Postanowił wrócić do ukochanej, uciec z nią. Tu spotkało go rozczarowanie. Kobiety nie było w ich wspólnym domku. Po mieście krążyły plotki, że... - znów zrobił przerwę, a po jego policzku spłynęła samotna łza - Mówili, że ją zgwałcono i zarżnięto jak świniaka. Że błagała o litość na kolanach, wykrzykując jego imię. Potem tak zbezczeszczoną wrzucono do rzeki. Nie zobaczył ciała, mógł uwierzyć lub nie. Już więcej nie zobaczył jej twarzy, nie zasmakował jej ust, nie zatracił się w jej oczach. Nie było mu dane poczuć woni tych złotych włosów. A wiesz czemu? Bo był niesamowitym głupcem. Zawiódł ją, nie posłuchał. Chłopiec stajenny też zniknął. Czy i jego zabili, czy zdołał uciec? Nie wiem. W każdym razie mężczyzna postanowił zemścić sie na Anglii i zaciągnął się na pierwszy, lepszy piracki statek. Potem przeniósł się na Latającego Smoka. Każdego dnia cierpi od nowa, ból narasta w nim niesamowicie. Obraz niedoszłej żony nęka co noc. Wiesz ile razy wyobrażał sobie to jak ją zabijają? Jak wykrzykuje jego imię w nadziei, że przybędzie na pomoc - głośno wciągnął powietrze i otarł policzek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buzowało w nim niesłychanie. Nikomu jeszcze o tym nie mówił. Sam nosił swoje jarzmo. Tylko on znał dokładnie tę historię i podzielił się nią z praktycznie obcą dziewczyną. Ręka mu drżała, pierś unosiła się i opadała powoli. Zamknął oczy i odszukał dłoń Rosy.
      - Musze się pozbierać. Nigdy nie wypowiedziałem tego na głos. To boli. Myślę, że życie byłoby litościwsze, gdyby to mi zapewniło śmierć. Nie wszystkim moim bliskim. Ja ponoszę odpowiedzialność za te dusze. I za wiele innych, które opuściły ten świat przez moją szpadę i wściekłość. Czy możesz to zrozumieć i..... wybaczyć mi?

      Sherlock

      Usuń
  74. Odpowiedź dziewczyny jedynie podsyciła ciekawość Moriarty'ego. Czyżby nie zdawała sobie sprawy z tego, jak działa na mężczyzn? A może jednak, tylko nie chciała o tym rozmawiać z nim, co byłoby bardzo logiczne. Coś mu jednak mówiło, że była szczera, a jak na dziewczę z Port Royal to było dość nietypowe. Chyba że jednak nie pochodziła z Port Royal, ale tego nie mógł przecież wiedzieć. W każdym razie blondynka fascynowała go, ale nie w ten sam sposób, co innych zebranych w karczmie. Intrygowała go bardziej jako zagadka. Lubił zagadki.
    - Huh. Może to jakieś czary. - rzucił żartobliwie i w spokoju zabrał się za swój posiłek. Tutaj raczej nie mógł dowiedzieć się zbyt wiele, więc na razie ograniczył się jedynie do obserwowania zarówno klientów, jak i obsługującą ich blondynkę. Kiedy skończył jeść, podziękował grzecznie, zapłacił i ulotnił się z karczmy. Nie wrócił jednak do domu, tylko kręcił się trochę w okolicy "Czarnej Kotwicy", po cichu licząc na to, że dziewczyna miewa czasem wolne i wychodzi na dwór. Oczywiście w żadnym razie nie miał zamiaru jej krzywdzić, po prostu był ciekaw. Może wpadłby na nią "przypadkiem" lub przez chwilę szedłby w tym samym kierunku...

    [Wybacz, że przenoszę akcję, ale jakoś w karczmie mi ten wątek nie leżał i nie umiałem się rozkręcić. Jak coś to zawsze można usunąć komentarz. d:]

    OdpowiedzUsuń
  75. Ta odrobina czułości, jaką okazał sie całus w policzek i pogładzenie włosów, dodała mu otuchy. Z ciężkim sercem udało mu sie nawet delikatnie uśmiechnąć. Spojrzał w oczy dziewczyny, a w nich odnalazł to, czego potrzebował od tak dawna. Nie współczucie, czy żal, którym gardził. Znalazł w nich zrozumienie i chęć pomocy. Było w nich coś jeszcze, ale tego rozpoznać nie potrafił, a być może i nie chciał w tamtej chwili.
    Jej słowa były słodkie i słuchał ich z przyjemnością, choć nie trafiały do jego obolałego serca. Nie potrafił zrobić tego o co prosiła - zapomnieć. To było ponad niego. Żył jeszcze tylko dlatego, że żył ta historią. Że cierpiał każdego dnia i miał swój cel. Gdyby dostał swoją zemstę, mógłby spokojnie odejść, znalazłby wytchnienie. Natomiast żeby przestać żyć bólem i wspomnieniami, sam musiałby się zabić. Tylko jego własna śmierć pozwoliłaby zapomnieć o ukochanej i rodzinie. Jednakże nie chciał w ten sposób niepokoić Rosy i powiedział cos zgoła innego.
    - To nie cudze czyny śliczna. To moja uparta duma, nieprzezwyciężony honor. Gdybym to w sobie stłamsił i spalił dokumenty.... Gdybym jej wtedy posłuchał.... Ci wszyscy ludzie by żyli. Wystarczyłby jeden nieuczciwy czyn, a nie cała masa zbrodni i chowanie w sobie żalu. Mówisz tak piękne rzeczy, że nie chciałbym zaprzeczać. Chciałbym by to wszystko było prawdą. By matka i ojciec byli ze mnie dumni.... Oni tępili takich jak ja teraz. Wieszali na nich koty i z satysfakcją patrzyli na egzekucje. Bo tak mówiło ich prawo i tak mówił ich Bóg. Masz rację. Ja już nie wierzę. Porzuciłem Biblię i złoty krzyżyk. To tylko bajka dla dzieci, by nie bały się śmierci. A ona... Mówisz, że jest mi wdzięczna? Za radość? Tyle razy sie kłóciliśmy. Tyle razu płakała przeze mnie. Może potem sobie wybaczaliśmy, ale nie byłem dla niej dość dobry. I koniec końców.... Posłuchałem dumy, a nie najbliższej mi w świecie kobiety. Och jak dobrze byłoby sie nie oglądać, nie patrzeć w przeszłość. Ale to niemożliwe. Zakorzeniło się we mnie na stałe i ja jestem ta przeszłością. Próbowałem się z tym pogodzić, nie wyszło - westchnął smętnie.
    Czuł ciepło bijące od lezącej obok niego dziewczyny. Nagle naszła go ogromna chęć by ją przytulić i podziękować. Zręcznie stłamsił w sobie to pragnienie i uśmiechnął się tylko smutno. Poprowadził wzrok za jej delikatną ręką i spojrzał w gwiazdy.
    - Pewnie masz racje - delikatnie ścisnął jej dłoń, która spoczywała na jego piersi - Ale dla mnie to zbyt trudne. Czasami pragnę juz do nich dołączyć. Bo życie jest ciężkie. Ale wiem, że okazałbym się tchórzem i na zawsze spisaliby mnie na straty. Mam nadzieję, że tam na mnie czekają. Bo kiedyś do nich dołączę, a na niebie pojawi się gwiazda, która błyśnie obok innej samotnej duszyczki. A razem będą świecić bardzo mocno, bo taka jest ich miłość - pocałował polce swojej dłoni i uniósł ją do nieba, niby dotykając gwiazd.
    Chwile leżeli w milczeniu. Wpatrzeni w granatowy nieboskłon, na którym lśniły tysiące gwiazd. Ich myśli galopowały gdzieś po tym niebie, a jednocześnie skupiały się na ziemi, bardzo blisko siebie.
    - Wybaczcie - wyszeptał Sherlock do gwiazd, a przed oczyma stanęły mu twarze rodziców, chłopca stajennego, a na koniec jego ukochanej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozwolił sobie na głębszy oddech i przymknął oczy. Teraz jego umysł sie oczyścił. Podzielił się z kimś swoim bólem. Nie liczyło się to, ze była to praktycznie obca mu dziewczyna.
      - Dziękuje Roso - powiedział, spojrzawszy na nią - Bardzo mi pomogłaś - rzekłszy to zatopił spojrzenie w jej oczach.
      Leżeli tak więc na piasku patrząc na siebie z uśmiechami na twarzach. Choć poznali sie ledwie tego wieczoru, połączyła ich niezwykła więź. Smith nie miał zamiaru o niej zapomnieć. Wiedział, że odtąd regularnie będzie odwiedzał Czarną Kotwicę. Dlatego, wspominając cała czułość jaką ona okazała mu tego wieczoru, pocałował ja w policzek. Bardzo delikatnie i z ogromną wdzięcznością.
      - Dostałaś co chciałaś. Ten obcy facet z tobą porozmawiał. I teraz będziesz go miała na karku, bo będzie cię odwiedzał w twojej karczmie. Teraz ci nie odpuści - posłał jej kolejny szczery uśmiech, a jego oczy zalśniły.

      Sherlock

      Usuń
  76. Tym razem mu się poszczęściło, bo nie zdążył nawet się porządnie znudzić łażeniem w kółko, nim usłyszał kobiecy głos i zaraz po tym dostrzegł również blondwłose dziewczę w towarzystwie jej prawdopodobnie matki (chociaż szczerze nie widział zbyt wielkiego podobieństwa... a właściwie nie widział żadnego podobieństwa). W każdym razie dziewczyna opuściła karczmę i poszła gdzieś, a James po krótkiej chwili podążył za nią. Udało mu się wmieszać w tłum i jednocześnie nie zgubić śledzonej osoby, więc niebawem znalazł się na plaży niemal sam na sam z nią. W takim wypadku chyba nie miał zbyt większych szans na to, aby tłumaczyć swą obecność zbiegiem okoliczności, wobec czego przyspieszył kroku i wkrótce ją dogonił.
    - Witam panienkę! - zagadnął, przywdziewając maskę pogodnego jegomościa. - Samotny spacer po tej okolicy nie jest zbyt bezpiecznym pomysłem... Ale zgaduję, że panienka o tym wie? - uśmiechnął się do niej lekko i zaraz jakby się zreflektował. - Oczywiście z mojej strony nie spotka panienki nic złego, słowem ręczę, choć nie ma panienka powodu, by mi wierzyć. - powiedział i znów się uśmiechnął. Nie do końca wiedział, dlaczego to robi, ale tak to jest, jak dopadała go nuda i nagle pojawiała się jakaś intrygująca osoba. Musiał ją zaczepić, jakoś zająć swój umysł.
    - Ah, wypadałoby się przedstawić. Richard Brook, do usług. - rzucił i ukłonił się teatralnie. Fałszywa tożsamość zapewniała mu możliwość zniknięcia, na wypadek gdyby jednak zechciał uciec od zaczepionej panny. Dzięki temu nie znajdzie go, chociaż nie sądził, aby też miała powód go szukać.

    [Wybacz za odpiskę, udziela mi się nieco Sherlockowa głupawka...]

    OdpowiedzUsuń
  77. Widział jak się uśmiechnęła na ten gest czułości z jego strony. Sam też się uśmiechnął, a oczy mu się zaświeciły. Wtedy Rosa przytuliła się do jego ramienia i położyła mu swoją rękę na torsie. W pierwszym momencie na jego twarzy odmalowało się zaskoczenie, na sekundę włączyły się zapory w jego mózgu, które przez lata odwykły od czułości. Jednak zaraz potem uśmiechnął się błogo i położył wolną rękę na jej dłoni. Wiedział już, że ta chwilę zapamięta na długo, może nawet na zawsze. Jeszcze nie rozumiał dlaczego, jednak to nie było aż tak istotne.
    Gdy spytała, gdzie będzie spał jego usta wygięły się w dziwny sposób. Nadal był zadowolony, ale teraz jeszcze rozbawiony.
    - To bez znaczenia ślicznotko - jakoś nie umiał odzwyczaić sie od tego określenia - To nigdy nie ma znaczenia. Pod gołym niebem śpi się najlepiej. Wiatr gra ci wtedy kołysankę, zamiast lampki masz tysiące gwiazd, które opowiadają ci bajki, a zamiast pocałunku na dobranoc - morską bryzę. Świat hojnie nas obdarował. A skoro dba o ptaki i rośliny, to czemu nie zadba o nas? Lepiej spać na plaży w mroku, niż z pijanymi przy ognisku, czy na deskach pokładu.
    Wszystko co wypowiedział było szczere. Kochał noce pod gołym niebem. Czuł się wtedy wolny. Od zmartwień, bólu, codzienności. Tylko ciemne niebo i zimna noc. Rozumiał też, że Rosie może to się wydać dziwne. Pewnie przywykła do spędzania nocy w domu. Na wygodnym łóżku, pod ciepłą pierzynką. On dawno zapomniał o takich udogodnieniach. Nie był nawet pewien, czy chciałby do nich wracać.
    Widział, że dziewczyna zaraz coś powie, więc uśmiechnął się tylko słodko, spojrzał w jej oczy i zaczął nucić. Potem stopniowo przeszedł w śpiewanie. Lubił śpiewać. To był jakiś odrywnik od zwykłego życia. Może nigdy się tym nie chwalił, może nikt nie wiedział, że to lubił, ale tak było. I teraz, by dziewczę o blond włosach nie zaproponowało mu przypadkiem noclegu, zaczął śpiewać. Było tam coś o morzu, o dalekiej wyprawie, o tysiącu wschodach słońca i falach bijących o brzeg. Było coś o pięknej zjawie, co mamiła żeglarzy, ale było o niej tylko przez chwilę, bo sherlock spostrzegł, że Rosa marszczy swój nosek na wspomnienie o tak przebrzydłej kobiecie. I śpiewał cicho tylko dla uszu dziewczyny, i patrzył w gwiazdy jakby w nich miał znaleźć odpowiedzi na niezadane pytania.

    [Trochę dziwnie mi to wyszło, ale to przez moja głupawkę xD ]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  78. - Miło mi poznać. - powiedział, jednak nie uczynił żadnego gestu w stylu ucałowania dłoni, który powinien dżentelmen uczynić. Nie przepadał za kontaktem fizycznym z innymi osobami i starał się go unikać. Owszem, był w stanie go znieść, jak zresztą wiele rzeczy... ale przecież teraz wcale nie musiał.
    - Chyba wybiorę trzecią opcję. - stwierdził i uniósł nieznacznie brew. Nagle zaczęła na niego patrzeć, jakby chciała go tym spojrzeniem przebić na wylot, co wcale mu sie nie podobało, ale nie okazał tego po sobie. - Oh, mam nadzieję, że panience nie przeszkadzam. Szedłem właśnie w tę samą stronę i wolałem zagadnąć, nim zostanę uznany za kogoś... kto nie powinien kręcić się po tej okolicy. Jeżeli panienka ma ochotę zostać sama, to już uciekam... - zapewnił z lekkim, acz trochę niepewnym uśmiechem. Swoją drogą ciekaw był, skąd wiedziała, że nie miał wobec niej złych zamiarów, bo przecież teoretycznie mógł mieć bardzo złe zamiary, ale jednak wolał nie drążyć tematu.

    OdpowiedzUsuń
  79. Dołączyła do niego. Śpiewali razem. A jej głos.... Był nieziemski. Magiczny. Nie do opisania. Gdy tylko szanta się skończyła, zamknął usta, a ona śpiewała dalej. Inną piosenkę. Znał ją, skądś kojarzył. Pijani marynarze czasem nucili to w karczmach. Chodziła nawet jakaś plotka, historia, legenda... Ta piosenka była z czymś związana. Jednak Sherlock, choć jego mózg łaknął zagadek i odszukiwania odpowiedzi, nie myślał o tym. Tylko z błogim uśmiechem przysłuchiwał się śpiewowi Rosy. Podniósł się nawet na łokci, by ją lepiej widzieć. Miała zamknięte oczy, a jej usta poruszały się powoli. Wydobywała z głębi siebie najpiękniejsza melodię, jaką kiedykolwiek słyszał. Kochał, gdy kobiet śpiewały. Najmocniejsze wspomnienia matki związane były ze śpiewem. Może dlatego tak to uwielbiał? Ale teraz to było coś innego. Jakaś hipnotyzująca moc. Blond dziewczyna wydała mu się jeszcze piękniejsza, ozłocona gwieździstym pyłem. Śpiewała cała sobą, widać było że to kocha. Jej radość, która biła z całej dziewczyny sprawiała, że i on się cieszył.
    Tak. Była tak piękna, gdy to śpiewała. Jak prawdziwa uwodzicielka. Jednak on nie był zwykłym mężczyzną. Miał swoje zasady i zawsze ich przestrzegał. Nie liczyło się to, że podczas jej śpiewu w nim wrzało. Szanował kobiety, od zawsze. I jedna piosenka dziewczęcia o blond włosach nie mogła tego zmienić. Nie mogła sprawić by stał sie kimś innym, by dał się ponieść.
    Jednak to, że był nikim innym, a Sherlockiem Smithem miało w tym momencie swój minus. Jego umysł nawet podświadomie szukał odpowiedzi na dręczące go pytania. I, o zgrozo, zawsze znajdował. Więc nie było szans, przypomniał sobie. Te legendy, plotki, historie. Piosenka syren. To ponoć jedna z lubianych przez nie, a nawet chodziły słuchy o takich, co tę piosenkę rybim paniom zaśpiewali. I słuch po nich zaginął. I nagle cały wieczór stał się dla niego podpadająca sytuacją. Nie bała się, sprowokowała rozmowę, a teraz śpiewała. Ale chwila. To on zaczął śpiewać. Ale to ona była dziesięć razy bardziej pociągająca (co wcześniej wydało mu się niemożliwe, bo i normalnie była piękna), gdy ją śpiewała. Nie wystraszył się jednak. Bo nawet jeśli miał zostać przekąska..... To warto było dla takiego wieczoru.
    Uśmiechnął się, gdy otworzyła oczy. Wydała mu się lekko przerażona. I wszystkie jego przypuszczenia wydały mu się bzdurom. Jaka syrena. Ta delikatna istotka? Rosa? Nieeeee.....
    - Masz cudowny głos - powiedział i okręcił sobie kosmyk jej włosów wokół palca - Można by rzec, że syreni - zażartował już całkowicie pewien, że ma do czynienia z normalna dziewczyną.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  80. [Witam. :)
    Sądzę iż jeden, jedyny malutki wyjątek dla szanowanego wśród załogi pirata można zrobić. Z racji tego, że Cira żadnej pracy dzięki ojcu się nie boi dała radę przetrwać i pracować na statku.
    Zastanawiałam się, którą z Twoich postaci łatwiej byłoby powiązać z Cirą. Anamaria z racji tego, że moja postać jest sprzymierzeńcem z jej statku. Jednak wybrałam Rosę z pomysłem na swego rodzaju przyjaźń między paniami. Ten pomysł można jeszcze dopracować jeśli tylko Ci odpowiada.

    Cira

    OdpowiedzUsuń
  81. Przez twarz dziewczęcia przemknął cień. Jakby w jej wnętrzu toczyła się prawdziwa bitwa. Z pewnością próbowała podjąć jakąś decyzję. A on mógł tylko czekać. Wpatrywał się w nią pytająco, a dziewczyna zdawała się tego nie dostrzegać. W końcu zamrugała i i wydusiła z siebie dwa słowa... Podniosła się i zawahała. Uschnął się niemrawo, domyślając się, że zmieniła zdanie.
    Zerwała się tak nagle. Niby usprawiedliwiała ją późna pora, ale Sherlock i tak czuł, że to przez niego. Rosa otrzepała się jeszcze z piasku i już chciała ruszyć ku miastu. On tylko słabo się uśmiechnął i uniósł na łokciach. Nic nie mówił tylko patrzył jej prosto w oczy i czekał. To sprawiło, że jeszcze chwilę si zastanawiała. Jej blond włosy zalśniły w poświacie księżyca.
    - Dobrze więc - rzekł po chwili - Skoro musisz.
    Mówiąc to nie przestawał się uśmiechać. Może w tym grymasie nie było radości, za to była pewna otucha i zrozumienie. Nie oczekiwał przecież od niej zwierzeń, wyjaśnień. To ona tego chciała od niego. I dostała.
    - Odwiedzę cię jutro - dodał i na powrót położył się na pisaku.
    Mimo to nadal śledził każdy jej ruch. Odejdzie? Czy może jednak zostanie.
    - Szkoda, że musisz już iść, ale to tylko twoja decyzja - posłał jej z ziemi jeszcze słodkie spojrzenie i opuścił powieki.
    Żałował, choć nie potrafił zrozumieć dlaczego, że Rosa chce już odejść. Był jednakże pewien, że to nie koniec ich znajomości i to sprawiało, że czuł się spokojny. Do tego jeszcze dziwna wizja, tajemne pragnienie, do którego nie potrafił się przed sobą przyznać. Gdzieś tam, w środku... Zamarzył mu się słodki pocałunek. I choć starał sie jak mógł, jego wyobraźnia podsuwała mu przed oczy obraz Rosy, która nachylała się nad nim..... Potrząsnął przecząco głową. Nie chciał wierzyć w to, że poczuł coś do tego blond dziewczęcia już po jednym spotkaniu. To raniło jego dumę. Zacisnął dłonie w pięści i odetchnął głęboko. Otworzył oczy by uspokoić się widokiem gwiazd.

    [Tak dziwnie wyszło.... xP Ale trudno xD]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  82. Jeszcze nie odeszła. Tylko raz jeszcze przysiadła przy jego głowie. Zmierzwiła mu włosy, pogłaskała po policzku, a on tylko delikatnie się uśmiechnął. Jej pieszczoty sprawiały mu niesamowitą przyjemność. Czuł się wtedy doceniony, potrzebny. Nie był już obojętny wszystkim, bo ta jedna dziewczyna zasmuciła by się na jakiś czas, gdyby po prostu zniknął. To właśnie dawało mu radość, dziwne poczucie spełnienia.
    Przez jego głowę przebiegła myśl, że kiedyś mógłby się w niej zakochać. Ale kiedyś... No właśnie. Bo przecież tak wiele się zmieniło. on próbował odizolować sie od uczuć. Prze jakiś czas nawet dobrze mu to szło, do tego wieczora. Bo to blond dziewczę poruszyło go do głębi. I choć wydawało mu się, że prędzej mógłby dla niej robić za ojca lub co najwyżej przyjaciela, to czuł co innego. Wypierał się tych niepewnych drgnięć serca, bo chciał oddać zmarłej narzeczonej pewnego rodzaju hołd. Właśnie dlatego starał się o tym nie myśleć.
    Poprosiła go, by przenocował w karczmie. Skrzywił się na to nieznacznie i spojrzał na nią przekornym wzrokiem. Potem zaczęła mówić o sobie. O samotności, świecie bez uczuć, a z jego twarzy spełzło skrzywienie. Patrzył na nią z czułością, o którą by siebie nie podejrzewał. Pogładził jej włosy i kiwnął głową z aprobatą.
    - A nich mnie. To prowadź nim się rozmyślę - mrugnął do niej.
    Wstał, otrzepał sie z piasku i podał blond niewieście rękę. Po chwili i ona stała na nogach. Spojrzeli sobie w oczy i Sherlock wziął ją pod rękę.
    - Teraz nie musisz się obawiać ciemnych typów krążących tu po nocy. Choć z tego co mi wiadomo, ani przez chwilę się ich nie bałaś - na jego ustach zagościł zadziorny uśmiech.
    Już chwilę potem Rosa prowadziła go w kierunku miasta. Pod wpływem zdarzeń oboje zapomnieli o kurtce Smith'a, którą z rana zgarnął jeden przybłęda i odziawszy się w nią wyszczerzy trzy pożółkłe zęby. Jednakże trudno się im dziwić. Przez ten jeden wieczór zaszło między nimi tyle, co pomiędzy innymi ludźmi przez całe tygodnie. Zdołali sobie zaufać, urazić sie z lekka, zwierzyć choćby po części i polubić dość mocno.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  83. Keith siedział tylko bez słowa, słuchając dokładnie wszystkiego co mówi. Patrzył na nią powiększającymi się co chwila oczami które raz na jakiś czas błysnęły ciekawością. Teraz zachowywał się jak małe dziecko, słuchające niestworzonych opowieści swojego dziadka o wojnie, albo o jego dzieciństwie. Kiedyś siedział tak właśnie ze swoim dziadkiem. Chyba tylko dzięki niemu ma w sobie trochę człowieczeństwa. Gdyby nie on, ojciec zrobiłby z niego kolejną bezduszną maszynę. Tak, przynajmniej wiedział co jest dobre, a co złe. I pewnie gdyby nie dziadek, nie siedziałby teraz wpatrzony w oczy syreny słuchając jej z takim zaciekawieniem. Jego wewnętrzne dziecko wyszło i pokazało się światu, a on – to aż dziwne, ale – się tego nie wstydził. Nawet o tym nie myślał, był zbyt skupiony na słowach jasnowłosej i wyobrażaniu sobie, jak to wszystko może wyglądać.
    Jego odpowiedź na pytanie dziewczyny była oczywista. Mimo że był niemalże pewien, że mu nie powie – nie był głupi, syrena nie zdradziłaby takiego sekretu – zapytał. Chociaż… kto wie.
    Nie zwrócił uwagi na to jak próbowała go sobą zauroczyć. Teoretycznie, bo w jego podświadomości coś jednak zadziałało i teraz zapewne nie będzie mógł przestać o niej myśleć. Najwyraźniej dopięła swego.
    Pokiwał głową nie odrywając od niej wzroku, wyraźnie zainteresowany.

    Keith

    OdpowiedzUsuń
  84. Szybko dotarli do miasta, a potem do samej karczmy. Sherlock w duchu ochoczo poparł wybór tylnych drzwi. Choć tylko przez chwilę. Na zapleczu zastali ojca Rosy, choć jeśli by trochę pomyśleć nad jej wcześniejszymi słowami, to nie biologicznego. To jednakże nie przeszkodziło mu w zbesztaniu blondyneczki za przyprowadzenie mężczyzny. Tym samym nie zaoszczędził Sherlockowi głupich uśmiechów i delikatnych rumieńców. Bo jak miał zareagować na oskarżycielski ton papy dziewczęcia i na całą ich rozmowę, która wydała mu sie przeraźliwie idiotyczna, gdy stał tam z boku z delikatnie spuszczoną głową. Rzecz jasna obawy opiekuna Rosy nie były bezpodstawne. Cóż mu się dziwić jeśli kocha tą niewiastę jak ojciec może kochać córkę.
    - Przysięgam, że nie mam złych zamiarów - rzucił jeszcze pośpiesznie Sherlock, nim pośpiesznie opuścił zaplecze w ślad za Rosą.
    Podążając za nią po schodach, starał się pozbyć uporczywych rumieńców i głupiego uśmiechu z twarzy. Pokręcił jeszcze tylko głową i skupił na drodze by przypadkiem nie zabłądzić w korytarzu. Rosa wprowadziła go do swojego pokoju, a on starannie zamknął za sobą drzwi. Pomieszczenie wydało mu sie bardzo miłe i przyjazne. Wtem dziewczyna podała mu kluczyk.
    - Ładnie tu sie urządziłaś - powiedział, nadal głupio się uśmiechając.
    Wbrew pozorom pozbycie się takiego uśmiechu nie jest łatwe. Zwłaszcza, gdy rozmowa, która go wywołała nadal siedzi nam w głowie.
    - I fajnego masz ojca. Myślałem, że mnie przeszyje tym wzrokiem lub że się zapadnę pod ziemię. On musi cię bardzo kochać - powiedział wciąż rozradowany - No. To zmykam do siebie - w końcu udało mu się zapanować nad grymasem na ustach.
    Uniósł do góry klucz i zadzwonił nim krótko. Zawahał się chwilę i podszedł do dziewczyny. Pogładził jej włosy i pocałował w czoło.
    - Dziękuje. I dobranoc ślicznotko - mrugnął do niej i ruszył ku drzwiom.
    Nagle ten dystans wydał mu sie, nie wiedzieć czemu, niemiłosiernie długi. Przebył go jednak dzielnie i z nietypowo lekkim sercem. Od dawna nie czuł się tak dobrze, a wszystko zawdzięczał tej ślicznej blondyneczce, którą poznał na plaży. Przez myśl przemknęło mu jeszcze, że jej papa byłby zły, gdyby się dowiedział, że sama zaczepiła nieznajomego mężczyznę na plaży w nocy. Na to raz jeszcze się uśmiechnął i pokręcił głową.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  85. Po cichu na to liczył. Że go zatrzyma, że poprosi by został. Nie miał ochoty juz odchodzić. Po prostu poczuł sie zmieszany i nie wiedział, co ma zrobić. Na szczęście Rosa najwyraźniej też nie chciała zostać sama. Przytuliła go, a on stwierdził, że mógłby w jej uścisku trwać przez dłuższą chwilę. Uśmiechnął się więc szeroko i dotknął jej dłoni. Powoli odwrócił się do niej przodem, nie rozrywając jej uścisku. Położył ręce na jej ramionach, a ich głowy oparły się o siebie.
    - Dobrze - zgodził się z uśmiechem.
    Potem popatrzył jej w oczy i delikatnie przekrzywił głowę, która w dalszym ciągu była oparta czołem o dziewczynę.
    - I nie przepraszaj za niego. Doskonale to rozumiem. Nie raz myślałem.... - urwał - Sądzę że gdybym miał dzieci byłbym jeszcze gorszy - dokończył i przymrużył oczy w uśmiechu.
    Nagle poczuł się dziwnie. Bo oto stoi w pokoju blond dziewczęcia, które tuli go do siebie. Patrzy jej w oczy i nie wie co dalej ze sobą zrobić. Powinien coś jeszcze powiedzieć? A może lepiej milczeć? Od dawna nie znalazł się w podobnej sytuacji, a tego typu dylematy odeszły dla niego w zapomnienie. Nie umiał więc zrobić nic więcej prócz słania jej kolejnych słodkich uśmiechów.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  86. [Wszystkiego z czasem się nauczy. Cira chwytała się wielu zajęć, więc mogłaby usłyszeć o Rosie i poznać ją w Kotwicy. :)]

    Cira

    OdpowiedzUsuń
  87. Zdumiał go jej smutny wzrok i pewne rozczarowanie tlące się gdzieś tam głęboko. Przez chwilę nie mógł nawet pojąć, co się właściwie stało. Była taka smutna, gdy mówiła o jego alternatywnej teraźniejszości. Jednak to gdyby. W końcu cos do niego dotarło i uśmiechnął się tylko delikatnie. Fakt, nie poznali by się, gdyby mu sie ułożyło. Już miał nawet powiedzieć coś na głos, pocieszyć, że to przecież tylko gdyby. Może nawet dodał by coś żartobliwego na temat rodzicielstwa. Jednak cichy głos Rosy go uprzedził. Zabrzmiało to jak niechcący wypowiedziana głośno myśl. Jego twarz spoważniała. Jak to blond dziewczę mogło w ogóle tak pomyśleć?
    Podszedł do niej w dwóch krokach i zamknął w swoim uścisku nim zdążyła usiąść. Oparł swój podbródek na jej ramieniu i złożył na jej policzku maleńki pocałunek.
    - Nigdy tak przy mnie nie mów. Bo chyba będę cię musiał wtedy zaszlachtować ślicznotko, a tego nie chcemy. Poza tym nie ma co gdybać. Przeżyłem co było mi dane i nie jestem tatusiem rozpieszczonych bachorów gdzieś tam w Londynie. Jestem tu, w Port Royal, koło ciebie. I nie ma opcji bym znalazł się gdzie indziej ślicznotko.
    Delikatnie odwrócił ją do siebie przodem i odgarnął jej włosy z czoła. Spojrzał w te dziwnie przygnębione oczęta, próbując oddać im część blasku swoich.
    - No już. Żebym słyszał - uśmiechnął się do niej - Powiedz, że jesteś więcej warta i że nadajesz się do czegoś więcej. Bo uwierz mi, że gdzieś tam, czeka ktoś, kto w przyszłości trupem położy każdego, kto choć krzywo na ciebie spojrzy. Gdzieś tam jest mężczyzna, który przyniesie ci swoje serce na tacy i nie pozwoli, by spotkała cię krzywda. Z radościom pozbawi życia tych, którzy będą choć myśleć o traktowaniu ciebie jak zabawkę. I kto wie. Może ten ktoś jest całkiem niedaleko, może poznasz go niebawem, a może juz poznałaś i nie jesteś tego świadoma? - na koniec mrugnął do Rosy, próbując wywołać na jej twarzy uśmiech.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  88. Nie chciała się z nim zgodzić. Stale mówiła tylko jakim jest potworem że jej nie da się zmienić. Sherlock, choć głupio mu było by to przyznać, zaczynał mieć tego dość. Jak jeszcze ma powiedzieć temu dziewczęciu, że dla każdego jest szansa. Użył już tylu sposobów. Fakt, może nie wiedział o niej zbyt wiele, ale znał sie na życiu. Doświadczył niejednego i to nie tylko dobrego, ale ona przecież już o tym wiedziała. Wysłuchała go, a jednak to nie zważyło na jej opinii o sobie. Smith tez bardzo długo uważał, że nie ma dla niego ratunku. w sumie to i teraz tak uważa. Przeżył swoje szczęście i koniec. Teraz trzeba odnaleźć zemstę i czekać śmierci. Bo przecież już raz się zakochał i dostał należny mu skrawek szczęścia.
    Pokręcił tylko głową i teatralnie przewrócił oczyma.
    - Skoro nie przyznasz, to będziesz musiała zasnąć w moim uścisku. Bo ja nie puszcze, nie usiądę, nie zasnę, nic kompletnie nie zrobię, dopóki ty nie przyznasz, że masz szansę. Ty ślicznotko sie nie doceniasz. Ba! Nawet jeśli w rzeczywistości nic byś nie potrafiła, to nigdy nie jest za późno na naukę. Tak stwierdził kiedyś jakiś mądry człowiek, nie pamiętam jego imienia - posilił sie na lekki ton - Ciągle powtarzasz, że jesteś potworem, a mi próbowałaś wmówić, że dla każdego jest szansa. Czyżbyś mnie okłamała? - spojrzał na nią zadziornie - Nie wmawiaj sobie, że dla ciebie brakło rycerzy. Niektórzy uciekają przed miłością, bronią się. A ona dopada każdego. Tych co chcą i tych co nie chcą. Prędzej czy później, ale zawsze. Musiałabyś być... - postarał się znaleźć jak najdelikatniejsze określenie - nałożnicą Lucyfera. Tylko takie nie znajdują miłości.
    Raz jeszcze pogładził jej włosy i uniósł podbródek tak, by patrzyła mu prosto w oczy.
    - Nie każ mi się z tobą kłócić i przyznaj, że nie jesteś do niczego i że znajdziesz miłość. Bo nigdy nie będę spokojny, jeśli tego nie powiesz - na koniec zrobił teatralnie smutną minę.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  89. Jej pytanie. Jakby nie słuchała całej reszty. Zupełnie nie wiedział jak zareagować, więc się zaśmiał. Potem ściągnął wargi i z dezaprobatą, jakby patrzył na małą dziewczynkę, pokręcił głową. Cóż miał myśleć o tej całej sytuacji? Może powinien właśnie w tej chwili zostawić blond ślicznotkę i udać się na spoczynek? I tak dał się namówić na zbyt wiele. Ona miała jakiś dziwny wpływ na niego. Jednak choć mózg go alarmował, serce mówiło by został.
    - Jeśli bym musiał... To stałbym tak calutką noc, a nawet dłużej. A ciebie zaczęłyby boleć nóżki kochana.
    Uśmiechnął się do niej delikatnie. Wydawała mu się taka mała, delikatna, niewinna. Ale uporczywie twierdziła, że jest niebezpieczna. Może powinien się obawiać? Może nie wiedząc, cały czas był w niebezpieczeństwie? Może tak, ale nie za bardzo się tym martwił. To że śmierć dawno przestała być dla niego straszna, to jedno. Bo przecież musiał dotrzeć do celu, zemścić się. Jednak przy niej. Nawet jeśli miałaby go zabić, to umarłby szczęśliwy. Nie wiedział dokładnie dlaczego, ale tak właśnie było.
    - Czemu mam wrażenie, że nie słuchasz wszystkiego co mówię? - spytał z błyskiem w oku.
    Złapał jej dłoń, która gładziła jego policzek i delikatnie zacisnął ją w swojej. Wydały mu się takie różne. Jej - delikatna, zgrabna, jedwabna. Jego - szorstka, poznaczona drobnymi bliznami i zdecydowanie za duża w porównaniu do jej rączki.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  90. Przez chwilę nic nie rozumiał, a to było rzadkością. Uśmiechnęła się. Dlaczego? W tajemniczy sposób jego umysł zaczął go zawodzić. Tylko raz zdarzyło się coś podobnego, ale on nie miał ochoty porównywać tych dwóch sytuacji. I tych dwóch kobiet.
    Serce dudniło mu jak młot, gdy zbliżała się do jego twarzy. Mrużyła oczy i rozchylała delikatnie wargi. Jedna jego część chciała teraz, jeszcze mocniej niż wcześniej, ją pocałować, druga.... No cóż. Druga nadal kochała zmarłą. Ta właśnie część kazała mu się odchylić, uciec od Rosy. W skutek tego trwał w miejscu. Żadne mięsień na jego twarzy nie zadrżał. A ona przemówiła. W bardzo zmysłowy sposób. Sherlocka przeszedł dreszcz.
    Zostać pożartym przez syrenkę. Już to rozważał. Jednak, gdyby to było prawdą, to by mu nie powiedziała, prawda? W tej chwili w ogóle nie myślał racjonalnie. Gdyby nic do niej nie poczuł, gdyby była mu obojętna, pewnie uznałby, że to nie jest wyszukany żart, a prawda. Z pewnością doszedłby do tego juz wcześniej i najzwyczajniej ruszył w przeciwną stronę. Jednak coś dziwnego mu to uniemożliwiało.
    - Ja nie uciekam. Nigdy. Zresztą, gdybyś miała mnie pożreć, zrobiłabyś to wcześniej - uśmiechnął się delikatnie do jej pleców - Zresztą nadal nie usłyszałem tego, co chcę usłyszeć. Nie daj się dłużej prosić ślicznotko.... - przy wypowiadaniu ostatniego słowa zadrżał.
    Nie rozumiał dlaczego, wszak w pomieszczeniu było ciepło, a on sie niczego nie bał. Dlaczego więc zadrżał? Czemu nie potrafił dostatecznie wcześnie rozgryźć tej dziewczyny? Czyżby zabrnął za daleko?

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  91. Na jej zadziorne stwierdzenie wywrócił tylko oczyma. Rosa była upartym dziewczęciem. Do tego wszystkiego mocno wierzyła w to, że każdemu narzuci swoje zdanie, a przynajmniej zmusi do rezygnacji z walki. Sherlock nabrał dziwnego przekonania, że niestety ma rację. Mimo to nie poddawał się do końca.
    - Dlaczego? - spytał i założył ręce do tyłu, przekrzywił głowę i posłał jej maślane spojrzenie - Czemu nie wierzysz mi na słowo? Przecież znam się na życiu.
    Swoją pozą niewiele mógł zdziałać, gdy blondynka stała do niego tyłem. Zresztą w ogóle zbytnio nie wierzył by to cokolwiek dało. Może kiedyś w dzieciństwie działało to na jego rodziców, ale teraz miał do czynienia z czymś zgoła innym. Nigdy nie wiedział jak narzucić komuś swoje przekonania. Ludzie zapalczywie bronili swoich stanowisk, zwłaszcza kobiety. On wiedział, że ma rację, ale nie umiał tego udowodnić. Dopiero po czasie druga strona zdawała sobie sprawę ze słuszności jego poglądów. Nie raz było już za późno, by Smith mógł powiedzieć a nie mówiłem.
    Mimo wszystko uporczywie trwał w miejscu. Po chwili zaczął sie nawet kołysać w przód i w tył. W tej właśnie chwil zdał sobie sprawę, że zachowuje się jak dziecko. Od wieków nie robił czegoś podobnego w towarzystwie, a nawet po kryjomu. A robił to tylko dlatego, że zaczynało brakować mu pomysłów, co było prawdziwą rzadkością. Jednak go już to nie dziwiło. Przy Rosie tak juz najwyraźniej było, że zdarzały się rzeczy najrzadsze na świecie. Wracały zapomniane instynkty, a te utrwalone schodziły na dalszy plan. I Sherlock już nie wiedział co robić.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  92. Zgarbił się nieznacznie i uniósł dłoń do skroni. W jej głosie nie było słychać powagi. Nie wierzyła w to co mówi. Tylko co on miał zrobić? Przełknął z trudem ślinę i pokiwał głową na znak rezygnacji. powoli podszedł do niej i dotknął jej ramienia.
    - Nie jestem głupi Rosa - wyszeptał tak by słyszała - Niech więc będzie. W końcu przyznałaś - jego ton zmienił się w ułamku sekundy.
    Bez problemu mógł zagrać wierzącego jej naiwniaka. Wystarczyło, że dał na początku znak. Powinna zrozumieć bez problemu, że to tylko gra, zabawa. Że tak na prawdę jeszcze wrócą do tej rozmowy, choć to może zabrzmieć ironicznie.
    Potem westchnął jeszcze i częściowo obrócił ją w swoją stronę. Choć czuł się wykończony tą rozmową i przygnębiony jej efektem, nie dał tego po sobie poznać. Wdział na twarz jeden z uśmiechów i pogładził jej włosy. Nie wiedział dlaczego tak bardzo lubi to robić.
    - Chyba dzisiejsza chwila, niestety, minęła. Późno się robi. Powinnaś się przespać... - przerwał na chwilę i pocałował ja w czoło - Dobrze, że w końcu zrozumiałaś, że jesteś coś warta - dodał wbijając twarde spojrzenie w jej oczy.
    Po tym odwrócił się i ruszył ku drzwiom. Martwił się o to blond dziewczę i jego samokrytykę. Był pewien, ze jest dla siebie za ostra. Prawdziwy potwór nie miałby siły i ochoty na tak przyjazną, ciepła i pocieszna rozmowę jaka zaczęła się na plaży.
    - Dobranoc - dodał z ręka na klamce.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  93. Przez krótką chwilę zagubił się w całej sytuacji. Ledwie usłyszał, po raz kolejny tego wieczoru, czekaj, a już po chwili przypadek sprawił, że usta jego i Rosy się złączyły. Może nie był to długi pocałunek, jednak zdołał wywołać na twarzy mężczyzny zdrowy rumieniec. Na szczęście dziewczę odwróciło głowę i schowało twarz we włosach. Byłoby mu wstyd, gdyby ujrzała ten niemęski róż na jego policzkach. Pożegnała go. On tylko skinął głową i opuścił pokój. Starannie i po cichu zamknął za sobą drzwi. Teraz mógł głębiej odetchnąć.
    Korytarz spowijała cisza. Może na dole jeszcze trwali piraci z najmocniejszymi głowami, jednakże tutaj nie było nic słychać. Sherlock niepewnie potarł usta i cicho odchrząknąwszy skierował się do swojej kwatery. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie czmychnąć z powrotem na plażę. Kusiły go gwiazdy i szum morza, który jako jedyny dało się słyszeć wśród ciszy. Odrzucił jednak ta myśl i wszedł do swojej kwatery. Okno wychodziło na miasto, ale gdy się dobrze przyjrzeć można było zobaczyć morze. To zabawne jak bardzo się do niego przywiązał. Choć łączyło się z najgorszymi wspomnieniami.
    Choć Sherlock nie zdawał sobie z tego sprawy, to przeżywał taką sytuację już drugi raz w życiu. Dawno temu, aż serce się kraja podczas wspomnień, też stał w oknie z błogim uśmiechem patrząc w dal. Wtedy jego spojrzenie padało na mniej malowniczy krajobraz, bo na środek wielkiego miasta, ale to nie miało znaczenia. Tamto miasto wydawało mu się wtedy tak piękne, jak w tej chwili zwodnicze morze. Wtedy też rozmyślał o blond włosach i przepastnych oczach. Istniała tylko mała różnica. Wtedy z lekkim sercem sam przed sobą przyznał, że to miłość. Teraz z sercem bardzo przemienionym upierał się, że to nic wielkiego.
    - Wybacz Tiano... Dobranoc Tiano.... - szeptał, aż w końcu mimowolnie powiedział coś zgoła innego - Słodkich snów śliczna Roso - i zasnął w oknie, patrząc na horyzont ginąc wśród fal.
    Obudził się wraz z pierwszymi promieniami słońca, które nieubłaganie raziły jego oczy. Nic dziwnego skoro spał z głową na parapecie. Nie tłumacząc nijak tego nietypowego miejsca spoczynku, opuścił pokój. Przechodząc koło drzwi dziewczęcia przyłożył do nich ucho. Równomierny oddech wypełniał pokoik za drzwiami. Sherlock uśmiechnął się i zszedł do karczmy na dole. Był wygłodniały jak stado wilków, choć potrafił chodzić i trzy dni bez okruszka w ustach i nie mieć apetytu. Teraz było inaczej, a on nie zastanawiając się dlaczego zajął jeden ze stolików.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  94. Kelnerka była miłą osóbką, ale nawet nie zamienił z nią słowa. Stanowczo nie był w nastroju na to. Jego myśli błądziły gdzieś daleko, a on nie wiedział jak je okiełznać. Od poprzedniego wieczora czół sie jakoś inaczej. Jednakże tylko jego podświadomość, tłamszona przez świadomość, podejrzewała o co może chodzić. Za śniadanie podziękował skinieniem głowy i zaczął rozglądać się po karczmie. Już od rana panował tu ruch. Goście szukali czegoś wzrokiem. Biorąc pod uwagę, że większość z nich była płci męskiej, Sherlock z ukłuciem zazdrości odgadł czego szukają.
    - Jesteś idiotą - szepnął do siebie - Już raz zabiłeś obdarowując miłością... - ostatnie słowo powiedział z krzywą miną - Tiano pomóż mi. Nie wiem co mam robić. To wspaniała dziewczyna. Znam ją jeden dzień... Czemu nie mogę ze spokojem być jedynie znajomym?
    Nagle jego wzrok zatrzymał się na smukłej postaci. Sherlock od razu odstawił kufel z wodą i wstał od stołu, ocierając usta chusteczką z resztek jedzenia. Sylwetka dziewczęcia zaczęła znikać w tłumie, więc pośpiesznie ruszył za nią. Zdało mu się przez chwilę, że ucieka przed nim. Zmarszczył brwi i w tej chwili na jego drodze stanął jakiś zapijaczony pirat. Sherlock odepchnął go jedną ręką, a mężczyzna zataczając się wylądował na stoliku opodal. Smith już nie zwracał na niego uwagi, choć ten zbłąkanym wzrokiem począł szukać sprawcy swego nieszczęścia. Wtem Sherlock złapał blond dziewczę za ramię. Niewiasta odwróciła się do niego z niepewnością.
    - Roso, ja... - zaczął, ale nie było mu dane skończyć.
    Pirat, który jeszcze chwilę temu leżał zagubiony na stoliku, zaczął go dusić w uścisku. Silne ramię oplotło szyję Smitha. Ten wbił w nie paznokcie i kopnął przeciwnika w goleń. Czy to przez pijaństwo, czy przez lata bójek, to kopnięcie nic piratowi nie zrobiło. Sherlock robił się już siny na twarzy, ale zdołał jeszcze wyciągnąć zza pas sztylet i dziabnąć nim pijaka. Uścisk się rozluźnił, a napastnik jęknął.
    - Nie przy damach palancie! - obruszył się Smith, otrzepując z siebie kurz - Jeśli ci zależy na bójce to wyjdź przed tawernę, a zjawię się za kwadrans - poinformował pijaka z trudem łapiąc oddech.
    Odchrząknął i ręką rozproszył skierowane nas spojrzenia. Bał się, że zaraz przeszkodzi im właściciel, a zarazem ojciec dziewczęcia.
    - Roso. Chciałbym z tobą porozmawiać - posłał jej delikatny uśmiech.
    Blond dziewczę mogło w każdej chwili uciec na górę za wymówkę podając raban jaki miał miejsce przed chwilą. Sherlock jednak nie żałował. Wywijanie szablą oczyści mu umysł i pozwoli ukształtować uczucia. Zawsze pomagało, choć przy Rosie przecież wszystko jest inaczej.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  95. [Może przez przypadek spotkają się na lądzie, jak Szkielet będzie chciał kupić dla siebie rum i trochę pergaminu dla kreślenia nowych map ? :D]

    Szkielet

    OdpowiedzUsuń
  96. Zgodziła się, a on pozwolił sobie na delikatny uśmiech. Doskonale wiedział od czego ma zacząć. Musi ją uspokoić, bo dziewczę stanowczo za bardzo przejęło się wczorajszą wpadką.
    - Uśmiechnij się ślicznotko i rozchmurz. Nic się nie stało - mrugnął do niej - To był przypadek, którego wcale nie mam ci za złe. W każdym bądź razie nie musimy nigdy do tego wracać, byleś nie odwróciła się do mnie plecami. Poczułbym sie urażony, gdybyś postanowiła zrezygnować z naszej znajomości - wydeklamował spokojnie i przyjaźnie.
    Mu całkowicie nie przeszkadzała wpadka z pocałunkiem, ale widząc reakcję dziewczyny nie mógł tego tak zostawić. Zależało mu na znajomości z nią. W końcu poznała jego sekret, który powiedziany nie temu, komu trzeba, mógłby się obrócić przeciw Sherlockowi. Dziewczę wie na jakim statku pływa, wie że nocuje na plaży. Gdyby niewiasta wzbogaciła o te informację któregoś ciekawskiego, Sherlock mógłby się więcej nie obudzić.
    Jednak nie przejmował się tym w tej chwili. Zależało mu na uśmiechu Rosy, na jej spokoju ducha. Nie chciał widzieć jej zatroskanego wzroku i nie chciał by sie przed nim chowała.
    - Wiesz dobrze, że ja ci krzywdy nie zrobię. Nigdy - zapewnił.
    Raz jeszcze posłał jej delikatny uśmieszek i dotknął jej ramienia. Nie musiała mu ufać, wszak znała go jeden wieczór, ale on bardzo pragnął by jednak uwierzyła. On jej uwierzył i chyba na dobre mu to wyszło. Chyba... Bo mógł ją źle ocenić. W co nie dawał wiary.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  97. [Oczywiście, że w mieście. Gdzieś indziej Szkielet mógłby się za swobodnie poczuć xD]

    Szkielet

    OdpowiedzUsuń
  98. Wysłuchał jej w zdumieniu. Jednakże wypełniała go też ulga. Odezwała się, nie pierzchła na piętro i nie zgubiła go w tłumie. Nadal się o niego martwiła, co wręcz rozczulało Sherlocka. Nie mógł jednak darować sobie walki. Był piratem i musiał dba o swój wizerunek. Gdyby tak po prostu odpuszczał, wkrótce zjedliby go żywcem. Takie jest życie, gdy pływa się pod czarną banderą. To czasem przykra konieczność, a czasem miła odmiana. W każdym bądź razie zataczający sie pijak nie napawał Sherlocka grozą.
    - Zrobię wszystko tak jak każesz ślicznotko, ale nie mogę ci obiecać, że zrezygnuję z walki. Nie musisz tego oglądać, ale gwarantuje ci, że najgorsze co może mnie spotkać, to paskudna szrama na lewej łydce. I to tylko jeśli dobrze nie sparuję jednego z jego ruchów - nieświadomie już wcześniej zaczął analizować przyszłego przeciwnika, a plan walki niewyraźnie malował mu się przed oczyma - Zresztą mniejsza o szczegóły. On jest pijany, a ja myślę trzeźwo. Zresztą nie pijam marynarskich alkoholi. Zostało co nie co z dawnych lat w guście - uśmiechnął się szeroko - Nie martw się. Załatwię to szybko.
    Miał nadzieję, że dziewczę zrozumie, bo nie chciał jej smucić więcej niż to konieczne. Nie mógł nie zjawić się przed karczma za pięć minut, bo tyle mu zostało do walki. Musiał z radosnym błyskiem w oku zmierzyć się z pijaczyną i pokonać go kilkoma wprawnymi ruchami. To przynajmniej podtrzyma szacunek jakim darzyli go inni, choć i tak był mizerny. Sherlock nie jest popychadłem i nie pozwoli by go tak postrzegano.
    - Muszę dbać o postrzeganie mnie przez innych piratów. Gdybym mu odpuścił, niebawem byłbym popychadłem całego Port Royal, a na pewno Latającego Smoka - dodał patrząc jej ufnie w oczy - Mam nadzieję, że rozumiesz.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  99. W karczmie panował taki gwar, że cała ta sytuacja sensacji nie wywołała. Yessenia jednak uniosła na chwilę wzrok i zdała sobie sprawę, że kilku klientów patrzy na to wszystko z dezorientacją. Niektórzy mieli chyba nadzieję, że w tawernie rozpęta się jakaś bójka i urozmaici im czas. Niedoczekanie. Gospodarz i jego córka szybko opanowali całe zamieszanie.
    Przez chwilę zrobiło się jej nawet głupio, ale była to chwila niezwykle krótka. Zaraz potem poczuła lekką satysfakcję, że to mężczyźnie bardziej się oberwało, mimo że to ona rozpętała bójkę. W końcu oprócz przystawiania się do Rosy, co robił chyba co drugi pirat w tej tawernie, nie zrobił nic takiego złego. Co prawda prawie zwalił Yess ze stołu, ale było to przecież normalne, że chciał oddać.
    Maricruz miała tego wieczoru zdecydowanie więcej szczęścia niż rozumu.
    - Arrgh, świetnie - warknęła cicho do siebie. Cholerny rum. Wiedziała, że mogła tę tawernę już wykreślić z listy lokali, które mogła odwiedzać. Nie sądziła, że następnym razem będzie tu przyjęta z otwartymi ramionami. No, chyba że zostawiałaby tam za każdym razem niezłą sumkę, a na to nie mogła sobie pozwolić. Przyjemności przyjemnościami, ale nie wszystkie były warte wydawania ostatnich pieniędzy.
    - Już mnie nie ma. Dzięki za kota - powiedziała nieco naburmuszonym tonem do dziewczyny. Szybko spakowała swoje manatki do wytartej skórzanej torby, a długie czarne włosy schowała pod chustą i kapeluszem. Wiedziała, że gospodarz wyprowadził niedoszłego amanta swojej córki za drzwi, a myślała jeszcze na tyle trzeźwo, żeby wiedzieć, że pirat wciąż będzie na nią wściekły. Wolała zatem nie dać się rozpoznać od razu. Była w nastroju do bójki, ale umiała też ocenić swoje szanse. Nie miała ich za dużo w starciu z roślejszym od siebie mężczyzną.
    Rzuciła na stół kilka monet, wzięła kota i skierowała się w stronę drzwi, złorzecząc w myślach na siebie i resztę świata.

    [ Sorry, że dopiero dzisiaj :| ]

    Yessenia

    OdpowiedzUsuń
  100. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Yo ho, wszystkich czeka śmierć
      Nawet jeśliś aniołem jest.
      Yo ho, Piekło nam bliższe
      A sam Szatan, czeka na nas.

      Żyjmy, więc jak prawdziwi piraci
      Grabmy, zabijajmy i pijmy.
      Yo ho, my piraci z najczarniejszych głębin.
      Yo ho, my piraci o najczarniejszych sercach.”

      Głos Szkieleta był gardłowy i otoczony chrypą. Mężczyzna lubił pirackie szanty, szczególnie gdy był już po dwóch butelkach rumu. Trzymał w dłoni starą gitarę, której struny pieściły brudne ale zwinne palce.
      Siedział pod brudną ścianą baru. Nie chciał wchodzić do środka. Miał dość tych plugawych, zapijaczonych gęb, a także tutejsze kobiety były nie dość ładne, by zawiesić na nich dłużej wzrok. Tanie dziwki, pomyślał.
      Schwycił butelkę rumu i upił kilka potężnych łyków alkoholu. Swoim kapeluszem zasłonił oczy, i zaczął dalej grać.

      „Tam gdzie nie sięgają macki Krakena
      Pirat jest bezpieczny.
      Yo ho, żyjmy więc jak prawdziwi piraci
      Grabmy, zabijajmy i pijmy.”

      Usłyszał kroki. Bardzo, ale to bardzo ciche kroki. Uniósł wzrok, i ujrzał przed sobą ładną, młodą dziewczynę. Przyglądała się mu, słuchając pirackiej szanty. Uśmiechnął się pod nosem.

      „Yo ho, wszyscy razem, zaśpiewajmy
      Niech wszyscy się o nas dowiedzą.
      Yo ho, wszyscy razem, zginiemy o zmroku
      Yo ho, Piekło coraz bliżej.”

      Szkielet

      Usuń
  101. Rosa wyraziła tylko swą dezaprobatę dla walki, która miała się odbyć i ruszyła ku ladzie. Tymczasem Sherlock z cieniem uśmiechu udał się przed karczmę. Pijak już czekał na niego z obnażoną szpadą. Po chwili zaczęła się rozmowa nagiej stali. Szczęk metalu, komentarze gapiów i od czasu do czasu jęk pijaka. Był za duży, przygłupi i zataczał się od nadmiaru alkoholu we krwi. Sherlockowi oczy błyszczały tak, jak błyszczą dziecku, które dostało nową zabawkę. Sprawdziły sie też jego oczekiwania. Z pojedynku wyszedł cało. Nie licząc szramy na lewym udzie. Pijak za to oberwał porządnie i na koniec leżał na ziemi, przyciskając do piersi rękę z trzema palcami. Zamiast dwóch pozostałych miał krwawiące kikuty.
    - Mogłem cię pozbawić całej ręki zapchlony szczurze. Zapamiętaj sobie moją litość - Sherlock nacisnął na bok jego twarzy butem - I nie warz się więcej wszczynać bójek przy damach.
    Grubas pokiwał głową i zawył z bólu. Sherlock wywrócił oczyma i opuścił pobojowisko. Musiał się zająć swoją szrama, która w porównaniu z wszystkimi urazami pijaka była naprawdę niczym.
    Wieczór nadszedł dla niego błyskawicznie. A to dlatego, że przyszły rozkazy z Latającego Smoka. Cały dzień uwijał się z zabandażowaną nogą po porcie. Czuł się znakomicie. No jeśli pominąć ciekawość, która zżerała go od środka. Jednak przyszedł już czas na spotkanie z blond dziewczęciem, na które ruszył pośpiesznie. Po drodze towarzyszył mu szum morza, szelest pisaku pod butami i cichy śpiew wiatru.
    Szedł i rozmyślał. Co też Rosa może chcieć mu przekazać? Czemu dziewczę aż tak wystraszyło się tego małego wypadku? Nie potrafił tego pojąć i tym bardziej był ciekaw. Skutecznie też ignorował wszelkie prowokacje i teorie wysnuwane przez jego podświadomość. Chyba pierwszy raz w życiu jej nie ufał i tylko dlatego, nie potrafił dojść prawdy. Zwykle robił to bez problemu. Miał dobre oko, był inteligentny i umiał patrzeć.
    Wtem na horyzoncie ukazały się skały, o których mówiła blondynka. Sherlock uśmiechnął się pod nosem i przyśpieszył kroku. Zaraz wszystko się wyjaśni i nie będzie już musiał walczyć ze swoim umysłem. Zaraz dziewczyna mu wszystko logicznie wytłumaczy, a jego przestanie nękać jej zagadka.
    Tylko czy to aby na pewno dobrze?

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  102. -Dziękuję, dziecko. - skinął głową i ściągnął na chwilę kapelusz by przywitać się z dziewczyną, jak prawdziwy błazen królewski. Spojrzał na twarz nieznajomej; była piękna.
    Szkielet od razu stwierdził, że to nie może być zwykła kobieta. Zmrużył oczy, i uśmiechnął się wężowato.
    -Jak ci na imię, kruszynko ? -zapytał grając dalej na gitarze, ale już nie śpiewając.

    Szkielet

    OdpowiedzUsuń
  103. -Szkielet.
    Lubił gdy ludzie widzieli w nim tylko zwykłego marynarza. Wtedy łatwiej mu było znosić wizyty na lądzie, ale takich ludzi było stosunkowo mało. Napił się rumu i przechylił się w stronę Rosy, szturchając ją lekko ramieniem.
    -Nie powinnaś chodzić sama o tej porze, złotko. – stwierdził. – Kręcą się tutaj same parszywe gęby. I tym razem nie mówię o sobie.

    Szkielet.

    OdpowiedzUsuń
  104. -Na chwilę obecną, nie. – wzruszył lekko ramionami i zaśmiał się gardłowo. Uniósł brew, i puścił do pięknej dziewczyny oczko. Nie mógł napatrzeć się na jej twarzyczkę, na to w jaki sposób się uśmiechała, czy też mówiła. Oczarowała go.
    Szkielet zagrał na gitarze krótką, smutną melodię, po czym cmoknął ustami.
    -Powiedz, kruszynko, masz ty jakiegoś rycerza przy boku ?

    Szkielet.

    OdpowiedzUsuń
  105. -Bo tak jest. Kiedy poznasz odpowiedniego mężczyznę, opuścisz rodziców, skarbeńku. – złapał w palce kosmyk jej miękkich włosów, i przystawił sobie do nosa. Pachniały solą.
    Zbliżył się do Rosy i nakreślił palcem owal jej twarzy.
    -Jesteś naprawdę śliczna. – mimowolnie spojrzał w dół, na piersi dziewczyny.


    Szkielet.

    OdpowiedzUsuń
  106. -Najwidoczniej nie znalazł nic, co mogłoby być bardziej interesujące, od twoich oczu.
    Jego druga dłoń przesunęła wzdłuż biodra, a później uda i kolana Rosy. Gdy zobaczył jak dziewczyna spina mięśnie, jak jego dotyk sprawia, że chce uciec – uśmiechnął się pod nosem.
    Zabrał rękę, i zaczął grać na gitarze.

    Szkielet.

    OdpowiedzUsuń
  107. Na miejsce przybył pierwszy. To bardzo do niego podobne. Nie mógł przecież dopuścić by kobieta czekała. Ale nie zawsze chodziło o to. Czasem nie mając co robić szybciej wybierał się na spotkania i na miejscu przewidywał przebieg rozmowy. Zważając na otoczenie i wszystkie możliwe czynniki. Tym razem chodziło jednak tylko i wyłącznie o uszanowanie damy. Na szczęście. Bo jeszcze by się domyślił, jeśliby chciał dojść do celu rozmowy.
    Wreszcie ujrzał jej sylwetkę. Blond włosy powiewały na wietrze. Szła równym krokiem, a gdy dotarła do niego, objęła go w pół. Sherlock tylko się uśmiechnął. Zdążył do tego przywyknąć od poprzedniego wieczoru. Jednak sposób w jaki tym razem go przytuliła był dziwny. Jakby się żegnała. Pokręcił głową i pogładził jej włosy. Poczuł jak mocniej się w niego wtuliła.
    - Ostrożnie - rzekł z uśmiechem - Bo jeszcze mnie udusisz ślicznotko.
    Podniósł jej głowę do góry za podbródek. Tak, że teraz patrzył jej w oczy. Odgarnął złoty kosmyk z jej czoła.
    - O co chodzi? - spytał cichutko.

    [Mam jakiegoś doła, cały dzień za domem, bo i na pogrzebie... Zdaję sobie sprawę, że wyszło do bani, ale wszystko mnie dziś denerwuje :c Smutam ]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  108. -Ależ oczywiście, ale tak tylko robi mężczyzna, który kocha kobietę. – wzruszył lekko ramionami. – Słoneczko, na tym świecie liczy się piękno, złoto i rum. Nic innego. My piraci, nie wierzymy w miłość, a bynajmniej ja. Chyba się jeszcze nie narodziła kobieta, która by mnie w sobie rozkochała.
    Tak, Szkielet nigdy nie poznał takowej panienki. Zawsze patrzył na kobiety w sposób rzeczowy – miały mu dawać przyjazność.
    Ale czy kiedykolwiek pomyślałby żeby związać się ? Nie. On był człowiekiem oceanów. Woda była jego miłością i namiętnością. Uśmiechnął się pod nosem.

    Szkielet.

    OdpowiedzUsuń
  109. Szkielet uśmiechnął się wężowato i upił kilka łyków rumu z butelki. Takich piratów o jakich mówiła Rosa było stosunkowo niewiele, ale prędzej czy później i tak stawali się tymi brudnymi łajdakami. Jeśli nie czas, to życie zrobi z nich innych ludzi; tak, życie nauczyło ludzi wiele, ucierając im nosa.
    Przesunął palcami po srebrzystych strunach gitary. Może on także byłby inny gdyby nie przeszłość ? Może teraz byłby jakimś szanowanym panem, który codziennie popołudniu pije herbatę i zabawia małżonkę mało zabawnymi żarcikami ? Niemal się zakrztusił, gdy o tym pomyślał.
    O, nie. On był Szkielet. TEN Szkielet, o którym powstały szanty i opowiastki.
    -Cieszę się, więc, że poznałaś takiego pirata, cukiereczku. Musisz go dobrze pilnować by nie skończył jak ja.

    Szkielet.

    OdpowiedzUsuń
  110. Przytaknęła i puściła go. Uśmiechnęła się, a potem rozejrzała w koło. Było jej ciężko, widział to. Chciała powiedzieć coś ważnego, ale nie potrafiła. Powiedziała niewiele. Jedyny sposób, aż go ciarki przeszły. Potem było tylko gorzej. Jednak prawda zaczęła do niego docierać. Jego podświadomość próbowała mu to przekazać, ale on był głuchy na te wołania.
    - Ty... - zaczął, ale się zaciął - O Boże... - ręką dotknął skroni.
    Dziewczyna zaczęła się cofać. Jej włosy były targane przez wiatr. Stała do niego przodem, ale zmierzała ku morzu.
    - Przestań się cofać - wyciągnął w jej stronę rękę.
    Miał ochotę się zaśmiać. Przez swoją ignorancję. Przecież wiedział, wiedział już dawno, ale nie dopuszczał do siebie takiej możliwości.
    - I pomyśleć, że to ja powtarzam: "Gdy wyeliminuje się wszystko, co niemożliwe, to co pozostanie, choćby nieprawdopodobne, musi być prawdą." Jestem ignorantem - spojrzał na nią.
    Pokiwał głową i ściągnął usta w wąską kreskę.
    - Rosa...
    Co miał powiedzieć? Teraz, gdy zrozumiał. Przecież to było oczywiste, a on okazał się tak inteligentny jak ci wszyscy piraci zafascynowani blondyneczką. Jak mógł ignorować wszystkie znaki? Teraz to do niego wróciło. Każde podpadające słowo dziewczęcia, każde sugerujące taki stan rzeczy zachowanie.
    Dziewczę stało już o kro od wody. Bał się tego, co zobaczy, gdy woda zetknie się z jej skórą.
    Wciągnął głośno powietrze i pokiwał głową.
    - Myś... Myślałem... - odchrząknął - Że jesteś normalna. Teraz widzę jak bardzo sie myliłem.

    [Dziwnie wyszło :/]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  111. Wskoczyła do wody, a jego serce zadrżało. Przez ciało przeszedł dziwny dreszcz. Nawet nie zauważył, że wstrzymał oddech. Powietrze wypuścił dopiero, gdy Rosa z rybim ogonem wynurzyła się tuz przy brzegu. Wszystko mu wytłumaczyła spokojnym głosem. Sherlock zaczął godzić się z prawdą. Szybko zrozumiał, co i jak.
    - Żartujesz?- spytał i zachichotał.
    Zbliżył się do miejsca, w którym siedziała i sam przycupnął tuz obok. Nie wystraszył się. Nawet na chwilę. Był po prostu zszokowany i zbyt podekscytowany. Do tego wszystkiego był wściekły na swoją ignorancję.
    - Miałbym odejść? Dlaczego? - dodał po chwili - To by było bez sensu. Myślałęm, że jesteś normalne i dlatego nie potrafiłem zrozumieć swojej... - zawahał się i zaśmiawszy się w głos, dokończył - Swojej fascynacji tobą. Teraz rozumiem. Podświadomie dawno rozgryzłem prawdę i tylko dlatego nie potrafiłem cię zapomnieć i dać sobie spokój. Nie lubię normalnych. Są nudni - uśmiechnął się do niej - Jesteś syreną! - powiedział uradowany - Dlatego jesteś najbardziej fascynującą istotą jaką znam. Miałbym sikę bać? Chyba musiałbym być idiotą. To mnie obraża - zachichotał - Przecież nic mi nie zrobiłaś. I nagle po wyjawieniu prawdy to by się miało zmienić? Skoro mi to mówisz, to musisz mi ufać, a nie chcieć mnie zjeść. Roso. Ani przez chwilę nie pomyślałem o ucieczce. Byłem tylko zdruzgotany swoją ignorancją.
    Na końcu westchnął głęboko. Oczy świeciły mu jak dziecku, które właśnie dostało wymarzony prezent.

    [Było śliczne, więc nic nie mów xD]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  112. [O matko musiałam użyć złego określenia, że tak zrozumiałaś jego fascynację xD ]

    Uśmiechał się do niej słodko. Teraz już wszystko rozumiał i nie było tylu znaków zapytania w jego głowie. Teraz mógł się tylko cieszyć, bo pojął wreszcie wszystko jak się patrzy. Tak jak nie potrafił zrozumieć dlaczego ciągnie ku zwykłej blondyneczce, tak potrafił pojąć swój pociąg do syreny. I to łagodnej syreny. Już wiedział czemu nazywała siebie potworem. Nie była tak delikatna jak myślał i to sprawiało, że skakał z radości. Delikatność tolerował i szanował, ale to twarde i bojowe kobiety były mu przyjemniejszymi towarzyszkami.
    - Roso... - spojrzał jej przekornie w oczy - Mi nie potrzeba zwiedzać dna, chyba że miało by to kogoś lub mnie uratować. W innym wypadku... Po co mi to? Musiało by mi się straszliwie nuuuudzić...
    Chwilę zastanowił sie nad swoimi słowami i doszedł do wniosku, że ostatnie zdanie było nie na miejscu. Bo mu przecież wiecznie się nudzi. To nie byłoby dobrym pretekstem do podmorskich wędrówek.
    - Wiesz co...? - powiedział, widząc jak dziewczyna spuszcza głowę - Tak mi się nawet bardziej podobasz - rzekł - Jako syrena jesteś zagadką, a ja lubię zagadki. Wiesz kiedy ostatnio spotkałem kogoś równie tajemniczego?
    Oczy błysnęły mu zadziornie. Teraz to wspomnienie mniej już go bolało, choć nie mógł bez mrugnięcia okiem dokonywać takich porównań.
    - To było wiele lat temu, zanim wstąpiłem na tą "złą" ścieżkę. Miała na imię Tiana... - mrugnął do blond dziewczęcia.
    Nie miał pewności, że ta się domyśli, iż owa zagadka i jego ukochana, to jedno i to samo. Może nawet lepiej jeśli dziewczyna od razu tego nie rozgryzie.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  113. [Ahoj! Reilly ma 19 lat stażu na morzu, więc chyba nada się na zastępcę, patrząc jeszcze że kapitan jest o 5 lat młodszy :> No i ciekawi mnie, czy autorka Morgany uczestniczy w blogu (wiem, że ma urlop, ale dość licho u niej z komentarzami).
    Ale nie o tym chce mówić, tylko o wątkach :)
    Tak więc obie panie mi się bardzo spodobały, tylko nie wiem czy dwie na raz będzie dobrym pomysłem. Także pozostawiam wybór Tobie, a pomysł może zaświta mi w głowie :) ]

    Reilly Percival

    OdpowiedzUsuń
  114. Zastanowił się chwilę nad jej pytaniem. Potem na jego usta wpłynął zadziorny uśmieszek. Pokręcił chwilę głową, błądząc wzrokiem po niebie. Następnie wbił spojrzenie swoich jasnych oczu w jej i pogładził jej policzek wierzchem dłoni.
    - Masz rację, uwielbiam rozwiązywać zagadki. Ale jak ją rozwiąże... Na razie mam tak ze trzynaście planów, a nie chce mi sie ich wszystkich opisywać dokładnie - zachichotał - Mogę cię za to upewnić w jednym. Nikomu nie pozwolę poznać tej tajemnicy, bo nikt nie może rozwiązać tej zagadki przede mną - uśmiechnął się do niej porozumiewawczo.
    Został dopuszczony do wielkiego sekretu, więc musi teraz Rosie pomóc. Zaufała mu, a to zobowiązuje. Będzie jej podporą, której w nim szukała. Skoro tak niesamowita istota powierzyła mu takie zadanie, to musi je wypełnić ponad oczekiwanie.
    - Do tego mam jeszcze jedną informację dla ciebie ślicznotko. Nie jesteś tak wielkim potworem za jakiego się uważasz. To tylko zabijanie ludzi. Ja robiłem to od zawsze. I muszę się przyznać, choć przed tobą niechętnie, że nadal to robię. Widać więc, że jesteś więcej warta niż ja. Bo, choć nie wiem jak, zaprzestałaś mordowania. To ci się chwali - powiedział z czułością.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  115. Pozwolił jej się przytulić, a nawet odwzajemnił uścisk. Ciągnęło go do niej. Była inna niż wszystko, co znał. Nie potrafił pojąć jej inności, ale to właśnie ona sprawiała, że nie potrafił pozostać obojętny na Rosę. A to że była syreną, tylko wzmacniało to wrażenie. Nie przeszkadzał mu nawet fakt, że trochę się pomoczy przez jej bliskość. Zamknął oczy i wciągnął głośno powietrze.
    - Pachniesz morzem - wyszeptał - Kocham ten zapach - jego usta wykrzywiły się w słodkim uśmiechu - Nie musisz mi dziękować - dodał po chwili - Czuję się zobowiązany. A to, że będę mokry, to żaden problem. To całkiem przyjemne - zaśmiał sie delikatnie.
    Cała ta sytuacja wydała mu się niesamowicie przyjemna, choć równie dziwna. Nigdy nie doświadczył czegoś podobnego i był pewien, że już nie przyjdzie mu doświadczyć. To jedyna i niepowtarzalna sytuacja. Choć wydawała się zbyt prosta jak na swą zawiłość. Ale może niesamowite rzeczy przychodzą niesamowitym ludziom zwyczajnie? To wydaje się całkiem prawdopodobne i racjonalne.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  116. Sherlock zaniósł się śmiechem, gdy Rosa go oblała. Potem z zacięta miną pomachał jej przed twarzą palcem wskazującym i odwdzięczył się tym samym. Wystarczyło naprawdę niewiele, a zaczęli na zmianę sie ochlapywać. Niebawem Smith był równie mokry, co jego towarzyszka, choć ani na chwilę nie wszedł do wody.
    - Patrz jakie czary - zachichotał - Jestem mokry, choć nie ma deszczu i nie wszedłem do wody.
    Powiedziawszy to opadł na piasek tak, by nadal mógł patrzyć na swoją rozmówczynię. Leżał więc bokiem wyciągnięty na nagrzanej plaży rozmawiając z syreną.
    - Chyba równie dobrze mógłbym się położyć koło ciebie w wodzie - powiedział z szerokim uśmiechem, odklejając mokra koszulę od torsu - To się lepi - dodał rozbawiony.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  117. - W sumie zimniej mi już nie będzie - zachichotał - A o dziwności ty mi nie mów. W końcu, czy cokolwiek z tego, co się teraz dzieje nie jest dziwne? - dodał z rozbawieniem - Choć oczywiście wiem, o co ci chodzi - raz jeszcze pozwolił sobie na śmiech.
    Potem sprawnie ściągnął z siebie koszulę i wyrżnął ją na piasku przed Rosą. Z mokrego zawiniątka polała się spora strużka wody.
    - Kto by pomyślał, że w koszuli zmieści się tyle wody - uśmiechnął się.
    W tej chwili czuł się jak mały chłopiec, którym był dawno temu. Niczym dziecko cieszył się z oczywistego i zabawy z wodą. Znalazł towarzyszkę, która nie wyśmiała jego zachowania, a podzieliła jego entuzjazm. Choć względem jej zadziornie uniesionej brwi, jego reakcja wydawała się zbyt dziecinna.
    - Chyba zrujnowałem twoją próbę zadziornej powagi - dodał po chwili - Niestety nie potrafiłem zareagować inaczej - zmrużył oczy i wyszczerzył zęby w zbyt szerokim uśmiechu.

    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  118. Wzruszył tylko ramionami i pozwolił się powieść jej ręce do wody. Położył sie koło niej, ale na plecach i patrzył w gwiazdy. Robił co mógł odkąd Rosa zaczęła rozwiązywać swój gorset, by nie gapić sie na blond dziewczę, jak ciele na malowane wrota. Nie było to łatwe, gdyż w jego oczach była prawdziwą ślicznotką. Musiała być, jak to mawiają, "w jego typie", skoro przypominała mu zmarłą ukochaną. Poza tym, nie okłamujmy się, ona jest syreną, a on mężczyzną. Choć może porównywanie go do "zwyczajnego" byłoby nieodpowiednie, ale nie czepiajmy sie szczegółów.
    - I co teraz? - spytał.
    Każda kolejna fala podmywała piasek pod nimi. Po chwili Sherlock do połowy już ugrzązł w mule, jednak mu to nie przeszkadzało. Liczyła się chwila, w której poczuł się naprawdę szczęśliwy.

    [Mi też jakoś nie idzie :/ ]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń
  119. - Modlitwy na nic się zdadzą. To miejsce jest opuszczone przez każdego boga, jakiego tylko wymyślili ludzie. - Odparła spoglądając w stronę spokojnej tafli wody. Obudziła się w niej tęsknota za morzem, za przygodami i niebezpiecznymi wyprawami. Ten cudowny dreszczyk emocji towarzyszący jej na każdym kroku, którego teraz praktycznie już nie odczuwała. Życie na lądzie było nudne, przynajmniej dla Regany. Mimo, że Port Royal nie należał do spokojnych miejsc, według niej niewiele się tu ciekawego działo. Rzadko też spotykała kogoś godnego uwagi, kogoś, kto potrafiłby ją choć odrobinę zaintrygować. Powróciła wzrokiem do dziewczyny kompletnie ignorując zbliżające się "zagrożenie".
    - Pracujesz w tawernie? - Spytała ukrywając zdziwienie. Nie spodziewała się tego, że tak urocza istota spędza całe dnie w towarzystwie pijanych szumowin szukających wszędzie zaczepki. Po raz kolejny zlustrowała blondynkę uważnym spojrzeniem. Jaka była jej tajemnica? Jaki sekret skrywała?

    Regana

    OdpowiedzUsuń
  120. Któregoś dnia powinien pogadać ze starym Jonesem. Obsługa "Kotwicy" była tak żałosna i powolna. Jeszcze chwila i zapuści tu korzenie. Nic się nie zmieniło. Będzie chyba musiał mu pokazać co o tym myśli. Zupełnie subtelnie i delikatnie, rozbijając butelkę na jakiejś zapijaczonej gębie oraz krzesło na "przepięknym" barze. Może nie zdąży zapaskudzić podłogi krwią i podziurawić ścian kulami...
    Może.
    Morgan, póki co, zajmował się czyszczeniem fajki. Stare ziele lądowało na brudnej podłodze, ginąc w szczelinach między deskami. Kapitan nie widział, że jednak ktoś postanowił zainteresować się jego zamówieniem, zanim zachciałoby mu się robić tutaj burdy. W całym karczemnym zamieszaniu nie usłyszał leciutkich, miękkich kroków kobiety, której znakiem rozpoznawczym była niespotykana, nieziemska uroda.
    Proste i całkowicie zwyczajne "co podać, sir" sprawiło, że podniósł oczy ku kelnerce.
    Nie spodziewał się jednak jej. Na pewno nie teraz i nie tu.
    Jaki los potrafi być przewrotny i... Zabawny.
    Choć po twarzy pirata nie było tego widać - zdziwił się. Przed nim stała z oczekiwaniem syrenka, która mu tak bezczelnie uciekła. Umknęła swojej własnej obietnicy służenia mu na statku. Cóż... Co prawda nie określiła, kiedy ta propozycja miałaby mieć swój początek. To tak samo jak jego obietnica o wypuszczeniu tamtej niewolnicy. O której zdążył już dawno zapomnieć.
    Na twarzy Rosy nie widać było żadnego strachu czy choćby przejęcia. Zachowywała się spokojnie, jakby był dla niej klientem, którego widzi pierwszy raz. Morgan uśmiechnął się pod nosem, nabijając fajkę nowym zielem. Odczekał chwilę z odpowiedzią, lustrując całą sylwetkę dziewczyny, zatrzymując wzrok na fikuśnie zawiązanej wstążeczce na ramieniu. Miejscu w którym postrzelił ją korsarz z jego załogi.
    - Ładna ozdóbka kwiatuszku... - odparł cicho, wskazując na "opatrunek" Rosy - Do twarzy ci.
    Zaśmiał się cicho, wydmuchując dym zza swoich spękanych i zabliźnionych ust. Rosa nadal czekała, ale nie dawała po sobie poznać praktycznie niczego. Przygoda sprzed kilku miesięcy widocznie jej już nie dotyczyła. Czyżby?
    Szkot oparł się o stół pochylając bardziej w stronę Rosy, zadzierając lekko głowę, by spojrzeć jej w oczy. Uśmiechał się nadal, czując jednak na sobie wzrok właścicieli karczmy. Spojrzał przelotnie na Margaret, która niemalże świdrowała go w swoimi zmęczonymi oczyma. Widać syrenka jest dość... Ważna tutaj. Interesujące, ale dlaczego?
    Ehh... Czy to ważne? Niekoniecznie. Choć rodzinka Williams mogła się stroszyć, nie byli na tyle głupi by stawać na drodze pirackiej bandzie. Nie byli idiotami.
    Wracając jednak do Rosy...
    - Cóż... Co podać? - Morgan potarł ręką swoją brodę, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał - Co podać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nagle, w ułamku sekundy, jego ręka wystrzeliła jak kula w kierunku kobiety. Silne, ciemne od słońca, palce zacisnęły się na ramieniu kobiety, na bliźnie której był pośrednim "autorem". Przysunął ją mało delikatnie do siebie, jej twarz znajdowała się kilka centymetrów od jego. Stół poruszył się lekko pod wpływem nagłego ruchu kapitana. Cienie oddalonego od innych krzeseł, tawernianego miejsca skrywały ich malutkie, "miłe" spotkanie dość dobrze.
      - Może na początek obietnicę, którą tak ochoczo złożyłaś? - jego uścisk był coraz mocniejszy. Wydawało się, że gdyby jeszcze bardziej zacisnął palce, mógłby złamać chudziutkie, piękne ramię - Nie wierzę, że z ciebie potrafiłaby być taka kłamliwa kruszyna. Czyż nie?
      Czy chciał wziąć ją tu i teraz oraz porwać na statek? Zrobić krzywdę w tawernie, gdzie czuwają jej "strażnicy"?
      Nie teraz... Lubił się bawić z kobietami. Nie był aż takim zwierzęciem. Niesionym prostymi instynktami, który zrobiłby wszystko jak najszybciej, byleby tylko uspokoić swoje żądze. Nie... On lubił się bawić. Później dopiero odsłaniał swoje bardziej... Hmmm... Szalone fantazje.
      Morgan uśmiechnął się do Rosy, a uścisk zelżał. Mimo to palce kapitana zakręciły się wokół wstążki, rozwiązując ją subtelnie. Szkot lekko pociągnął ją ku sobie, owijając wokół dłoni.
      - Zachowam to na pamiątkę - odparł przyglądając się czerwonemu materiałowi z zainteresowaniem - Przynieść mi grogu, byle szybciej. Proszę...
      W całych tych uprzejmościach krył się wąż. Żmija, która w odpowiednim momencie była gotowa by wyskoczyć zza puchu i ugryź nieprzygotowaną ofiarę. Kerr taki był - brutalny i dziki, ale jednocześnie potrafił wykazać się "subtelnością" godną jakiegoś króla kłamstw i przekrętów. Przynajmniej tak uważał.
      Zanim Rosa oddaliła się, by przynieść mu butelkę, zatrzymał ją gestem, mierząc ją jasnymi oczyma.
      - Usiądź ze mną. Porozmawiajmy. Wcześniej mieliśmy za mało czasu, nie uważasz? Myślę, że twoi pracodawcy zrozumieją... - spojrzał na Margaret i Jonesa - Jeśli nie chcą za wcześnie pożegnać się z takim wspaniałym miejscem.

      Morgan Kerr

      Usuń
  121. Regana natomiast znała wielu bogów, jednakże żadnemu nie mogłaby powierzyć swojego życia. Żadnemu nie potrafiła w pełni zaufać i oddać los w jego ręce, zupełnie jakby nikt na to nie zasługiwał. Widziała obrzędy z różnych części świata, widziała, jak ludzie zatracają się w swych modłach zapominając o rzeczywistości. Rozpacz bywa naprawdę niebezpieczna, zwłaszcza dla ludzi gorliwych i bogobojnych. Dlatego Regana się przed tym broniła, jak tylko mogła. Nie chciała stracić jasności umysłu, bo nazbyt sobie ją ceniła.
    Często wyglądała na nieobecną, bo coraz częściej pozwalała myślom na odpływanie do swojego świata, a noc jeszcze temu sprzyjała. To pewnie przez tę niezwykłą aurę, która nieustannie towarzyszyła ciemności.
    - Jak nazywa się ta tawerna, jeśli wolno mi wiedzieć?

    Regana

    OdpowiedzUsuń
  122. Tak jak się spodziewał. Rosa wybroniła się tym, że "nie sprecyzowała" swojej obietnicy. Widać obydwoje pogrywają tak samo. Tak różni ludzie, a jednak charakterem i sprytem Morgan mógłby się dobrać z tą pięknotą bardzo dobrze.
    Cóż... Może jej się wydawało, że to ona dyktuje warunki i będzie zawsze na górze, ale jej plan kruszył się w bardzo ważnym momencie. Rosa posądzała go o to, że nie będzie miał na tyle, no właśnie czego? Sumienia, odwagi czy siły, by wyrwać ją z "Czarnej Kotwicy"? Jeśli Kerr by tego chciał, po tej tawernie nie zostałby nawet kamień na kamieniu, a krnąbrna hurysa już dawno służyłaby u niego na statku.
    Jednak on lubił wyzwania. Po co szarpać się z delikatną kokietką, skoro można rozegrać to w inny sposób? Nie chciał jej do siebie uwiązywać, bo i po co, ale wzbudzić w niej choć trochę własnej woli. Bo teraz? Bała się najprawdopodobniej, choć odważnie nie dawała tego po sobie poznać. Harda dziewuszka.
    "To nie są moi pracodawcy".
    Kerr gwizdnął przeciągle, odsuwając fajkę od ust. No proszę! Pozostawało kilka innych opcji, ale ta jedna była tutaj najbardziej odpowiednia. Jak to się wszystko zaczęło pięknie łączyć. Rosa nawet nie wiedziała, jak te proste słowa potrafią pomóc takiemu łajdakowi jak Morgan. Wszystko co powiesz, może być użyte przeciwko tobie. Heh... Ciekawe czy kiedyś ta sentencja przejdzie do użytku dziennego.
    Kapitan obserwował jak Rosa oddaliła się bez słowa w stronę swoich opiekunów. Szybko i zwiewnie, frywolnie poruszając ciałem skrytym tylko delikatnym materiałem, furkocząc falbankami. Morgana znowu uderzył pewien fakt, tak prosty, ale jednocześnie trudny do wyjaśnienia. Jakim cudem jedna kobieta może posiadać w sobie tyle... Naturalnego uroku? Nie widział czegoś takiego od bardzo dawna. Możliwe, że zbyt często przebywał w towarzystwie tych mniej zgrabnych i wysłużonych kokietek, że coś kruchego i niezepsutego jak ta barmaneczka mogło go dziwić.
    Kerr... Starzejesz się chłopie.
    Hulanka w tawernie zaczęła się powoli zagęszczać. Piraci zaczęli śpiewać coraz głośniej i głośniej, rozlewając dookoła rum i przygarniając do siebie co chętniejsze dziewki. Wszystko to robili w, jeszcze, zgodnym rytmie. Kilku z nich odsunęło stoły na bok, by na środku urządzić prawdziwe, dzikie tańce. Morgan zauważył tam paru swoich ludzi, którzy albo się wywracali albo z każdym pożądliwym ruchem wpijali się w usta kobiet. Kilka dam zrzuciło ciasne gorsety i wywijając dookoła sukienkami wchodziły na stół, by ukazać swoje kształty w tańcu jeszcze lepiej. Wyginały się pod wpływem rytmu szant, pozwalając korsarzom na wlewanie w białe gardzielka kolejnych porcji grogu.
    Kerr spoglądał na to wszystko z beznamiętnym wyrazem twarzy, jednak po chwili uśmiechnął się sam do siebie. Pamiętał jak dawno sam tak hulał, nim został kapitanem Latającego Smoka. Cóż... W sumie nadal się tak "bawi".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rosa w końcu postanowiła dołączyć do kapitana, przynosząc butelkę. Morgan podziękował jej i tyle powiedział. Nastała między nimi długo cisza, której nie przerwało nawet pytanie zadane przez barmankę. Morgan odkorkował butelkę, zasalutował w stronę kobiety i przysunął grog pod nos, pociągając zdrowy łyk. Krzyki i śpiewy stawały się coraz głośniejsze, dochodząc niemalże pod "sanktuarium" Morgana.

      Piractwo to zbrodnia, a zbrodnia nie popłaca
      Więc wracamy biedni pod koniec dnia
      Ale wolę żyć po swojemu w łachmanach
      Niż być przywiązanym do biurka z babskiem jako żoną
      Żyjemy każdym dniem, jakby nie było nic do stracenia
      Ale chłop ma potrzeby, jedną jest z nich jest gorzała
      Mówią, że najlepsze w życiu rzeczy są za darmo
      Więc oddaj mi całe swoje piwo i rum!

      Jesteśmy to, by wypić ci piwo!
      I ukraść rum pod lufą spluw
      To nam przypadnie twój alkohol
      Bo jesteśmy tu. by wypić ci piwo!


      Kapitan Latającego Smoka pochylił się w stronę Rosy, uśmiechając się, choć ciężko to było nazwać pozytywnym gestem. Do jego nozdrzy doszedł delikatny, kwiatowy zapach młodego ciała, zmieszany z solą morskiej wody.
      - Czemu jesteś taka niemiła kochanie? Ranisz mnie - mruknął cicho, opierając się na łokciach o drewno stołu - Długo mnie nie było na lądzie. Zastanawiałem się, co porabia moja ulubiona syrenka, która tak niemiło uciekła ze spotkania na plaży. Nie podobało ci się? Jest mi okropnie przykro. Co u ciebie? Stary zabijaka Jones dba o ciebie jak ojciec?
      Spytał jakby nigdy nic. Bezczelnie jak mało kto. Niby na kształt jakiegoś znajomego lub bardzo miłego przybysza, który zainteresował się nie tylko urodą barmaneczki, ale też innymi jej przymiotami.
      - Szkoda twojej skóry na taką bliznę... - zaśmiał się pod nosem, wodząc kciukiem, przez chwilę, po bladym ramieniu - Nie zastanawia klientów, kto cię tak... Oznaczył?

      Morgan Kerr

      Usuń
  123. [A dzień dobry po raz kolejny. :D Jestem jak najbardziej za tym pomysłem. Co do gardzenia to tak sobie myślę, że początkowo owszem Ginewra może być w pewnym stopniu zniechęcona do Rosy, ale z biegiem czasu to z niej hm... "uleci" xD. Tak też jeszcze pomyślałam, bo Ginewra w jakiś tam sposób interesuje się ludźmi i to też nie tylko pod względem "jedzenia" :D, więc Rosa mogłaby również stać się jej obiektem do lepszego poznania ludzi i ich zachowań. Czy coś w tym stylu. Już dzisiaj nie myślę. xD W każdym razie jeszcze raz piszę, że Twój pomysł jest jak najbardziej okej. Tylko jeszcze kto zacznie? Bo widzisz, mogę i ja, ale to już nie dzisiaj. KP za bardzo mnie wymęczyła. D:]

    Ginewra

    OdpowiedzUsuń
  124. [ Jak najbardziej ; D W sumie przydałby się Frey'owi wątek z Anamarią, w końcu tkwią na tym samym statku. Temat wspólny z pewnością by znaleźli - ona jest ogniomistrzem, on piromanem-amatorem ;)
    Mam ochotę na wartką akcję, więc może jakaś walka, abordaż, misja?
    Nie wiem, jak tam z Rosą. Troszkę podglądałam jej wątki z Morganem, bo fajnie się je czytało, więc wiem, że coś tam już kombinowaliście z bosmanem ; D

    Co do wątków z Yess, myślę że nie mamy się co męczyć z Rosą, może kiedyś nas wena najdzie jeszcze ; ) Nad odpisem dla Anamarii jeszcze myślę.]

    OdpowiedzUsuń
  125. [ Czyli ich relacja nie byłaby zbyt przyjazna, jak rozumiem? ; ) Takie dwa trudne charaktery nie będą miały ze sobą lekko.
    Co do wątku... zazwyczaj o to nie proszę, ale mogłabyś zacząć? Chyba że też nie masz jeszcze pomysłu, to możemy kombinować dalej ; ) ]

    Frey

    OdpowiedzUsuń
  126. [ To nie ma problemu, mogę zacząć, ale nie licz na to, że pójdzie mi to szybko ; D
    Nad Rosą nie myślałam jeszcze, ale tu już nie mam wątpliwości co do relacji - syrena chyba nie ma prawa go lubić, przynajmniej z początku ^^ Mogliby jakiś czas po incydencie z plaży spotkać się gdzieś w Port Royal przez przypadek i rozpoznać, a dalsza akcja już jakoś się rozwinie. Wiem, że mało to oryginalne, ale myślę, że najbardziej logiczne ;D ]

    Frey

    OdpowiedzUsuń
  127. Wypłynęła z zatoki. W końcu musiała zaspokoić głód, a w zatoce coraz trudniej było o pożywienie. Całe szczęście wiedziała, gdzie zdobędzie ludzkie mięso. Dużo ludzkiego mięsa. Jednak prawdę mówiąc liczyła na to, że po drodze natknie się na statek z tymi miernymi ludźmi i naje się do syta. Nie spotkawszy ani jednego, nie była rozczarowana. W ostatnim czasie ludzie nieco rzadziej wypływali na otwarte wody. Ponoć to wszystko przez jakichś piratów. Tak właśnie usłyszała w miejscu, do którego teraz zmierzała.
    Zobaczyła pierwszy zarys lądu i Port Royal. Nie mogła doczekać się wspaniałego smaku mięsa w ustach. Chętnie pominęłaby ten cały wstęp, kiedy to bezmyślni mężczyźni mają nadzieję, że ona zaspokoi ich żądze. Tak łatwo ich omamić i zrobić im nadzieje. Może gdyby chociaż jeden człowiek nie okazał się na tyle głupi i umiał się powstrzymać, zyskałaby do tej rasy chociaż trochę szacunku? Najzabawniejsze jest to, że większość wie, jak podstępne potrafią być syreny, ale i tak żaden z tych kretynów nie potrafi się odwrócić i odejść.
    Zajęła swoje zwyczajne miejsce obok plaży wśród głazów, z dala od wszelkich tłumów. Od samego początku upatrzyła sobie ten teren. W najbliższej okolicy rzadko spotykała żywe dusze, ale zawsze jej głos docierał do potencjalnych ofiar.
    Wygodnie oparła się o jedną ze skał i zaczęła śpiewać.

    [Krótko, nieciekawie. Coś mi wcale nie idzie. Wybacz. :< Obiecuję poprawę.]

    Ginewra

    OdpowiedzUsuń
  128. Morgan miał niemalże ochotę zaśmiać się głośno widząc, jak Rosa stroszy się i piekli niczym wściekła kotka. Wyrzucała z siebie coraz więcej słów, jakby chcąc się nimi obronić zamiast raz, a dobrze ukrócić tą dyskusję. Wyszczekana była, ale Kerr naprawdę sądził, że to tylko na pokaz. Widział jak zachowywała się na plaży te kilka miesięcy temu. Ludzie tak szybko się nie zmieniają, nawet jeśli bardzo mocno by tego chcieli.
    Bezczelnością jednak go nie zniechęci. Gdyby była bardziej wiarygodna - być może. Teraz? Było to po prostu zabawne. Podobało mu się jednak, że Rosa potrafi wydobyć z siebie odrobinę bardziej szorstki charakter. Może coś takiego kryło się w niej gdzieś głęboko?
    Mógł tylko zgadywać.
    - Obiektem kpin? Masz bardzo niskie mniemanie o sobie, syrenko - odparł Morgan, opierając się swobodnie o oparcie, trzymając butelkę z grogiem - I byle barmaneczką? Musisz być czasami wyjątkowo nieuważna. Nawet teraz te mordy spoglądając na ciebie z wywalonymi jęzorami.
    Kapitan kiwnął głowa w tłum piratów kłębiący się w tawernie. Nie wszyscy dobrze się bawili widząc z kim zadaje się ich droga barmaneczka Williams. Zawsze okazująca im nie tyle chłód, co brak zainteresowania czymś więcej, teraz siedziała i drażniła się z kim? Z Morganem Kerrem, kapitanem Latającego Smoka. Czy skończy się rozbieranie jej wzrokiem i rozpustne uwagi?
    Być może, być może...
    Przynajmniej przez rok, nim nie wrócą z morza.
    Morgan wzruszył ramionami na i uśmiechnął się pod nosem.
    - Hmmm... Oznaczenie własności mówisz. Cóż, nazwałbym to skromnym przypomnieniem ci o twojej własnej obietnicy - spojrzał prosto w mroźne oczy koloru dzikiego morza, okolone firanką długich rzęs - Przyznaj sama przed sobą, czy nie myślisz o spotkaniu na plaży za każdym razem...
    Morgan wyciągnął czerwoną wstążeczkę zza odrobinę rozsupłanej koszuli. Przyjrzał jej się i ponownie zwrócił do Rosy.
    - ... Gdy zakrywasz bliznę przed swoimi opiekunami? Boisz się ich reakcji? Boisz się, że będą się martwić? To urocze. Jak znam Jonesa, od kilkudziesięciu lat, to mógłby się martwić taką jaskółeczką jak ty. Zawsze mocno się przywiązywał.
    Morgan odetchnął i napił się grogu, przysuwając krzesło bliżej Rosy. Pochylił się ku niej, jednak jego dłoń nie znalazła się na nodze, której kuszący zarys wybijał się spod zwiewnego materiału.
    - Szkoda byłoby martwić ich jeszcze bardziej, czyż nie? Na przykład spaloną tawerną, szkoda takiego zadbanego miejsca - podrapał się po brodzie, rozglądając po pomieszczeniu, gdzie powietrze aż gęstniało od szalonego pożądania i woni alkoholu - Jones na pewno zmartwiłby się, gdyby Margaret nie powróciła pewnego dnia z targu. Sądzę, że żona jest przywiązana do męża jeszcze bardziej. Podziwiam to w nich, naprawdę.
    Morgan odsunął się od Rosy, opierając się jedną dłonią o tył krzesła.
    - Przygarnięta sierota nie powinna sprawiać kłopotów swym opiekunom. To byłoby jak policzek. Bolesny policzek za tyle ochrony...
    Kapitan sączył słowa zakryte delikatną woalką groźby, która wiła się jak wściekły wąż. Mężczyzna miał nadzieję, że Rosa jest na tyle inteligentna i mądra, że w lot pojmie jego insynuacje i nagłe zainteresowanie się losem rodziny Williams. Nie bez powodu groźny pirat o tym wspominał. Nie bez powodu.
    - Zastanów się nad tym, a tymczasem... - korsarz odstawił butelkę na stół i wstał wyciągając w stronę Rosy dłoń naznaczoną bliznami. Kiwnął głową w stronę tańczących piratów - Bądź choć przez chwilę miłą dziewczyną. Dla... zasady i spokojności Jonesa.
    Kerr odwrócił się do opiekuna Rosy uśmiechając się ohydnie. Kiedyś razem służyli na jednym statku. Były to dawne czasy, gdy Morgan nie miał jeszcze własnego statku, a był zwykłym szczurem okrętowym. Dwójka młodzieniaszków, którzy zachcieli przeżyć morskie przygody i mieć o czym opowiadać. Jones wybrał jednak inną ścieżkę życia... Może to i lepiej, nie nadawał się na pirata.

    Morgan Kerr

    OdpowiedzUsuń
  129. Ludzie, którzy myślą, że życie kurtyzany jest łatwe muszą być głupcami, albo po prostu mężczyznami. Tak przynajmniej myślała jedna z nich, Monita Martinez.
    Wiedziała jakie to trudne. Kurtyzana nie mogła się przywiązywać, musiała być matką, żoną i kochanką w jednym, we wszystkim musiała się zgadzać, zawsze być na drugim miejscu.
    Od niedawna miała nowego klienta, kapitana Rodrigeza. Musiała z nim wwszędzie chodzić. Z resztą, to było normalne. Rodridez nigdzie poza swoim statkiem nie pokazywał się bez kobiety. Podczas tego postoju padło na Monitę. Dziś padło na Czarną Kotwicę, gdzie Rodrigez miał się spotkać ze swoimi kamratami. Jak ona nienawidziła takich spotkań... A jeszcze bardziej Rodrigeza. Zawsze robił w ogół siebie tyyyyle szumu.
    Gdy weszli do Czarnej Kotwicy od razu wszyscy na nich spojrzeli.
    - Witajcie panowie, piękne panie... - mężczyzna skłonił się ściągając kapelusz. - Kolejke dla wszystkich, maleńka. Niech stracę! - zawołał do blondynki stojącej za barem.
    Piraci ryknęli radośnie, a kapitan poprowadził swoją kobietę do stolika, przy którym czekali już jego kamraci.

    Monita

    OdpowiedzUsuń
  130. Szkielet kiwnął głową i uśmiechnął się. Spojrzał po uliczce, po czym ponownie zaczął grać. Po chwili dało się słyszeć chrypliwy głos mężczyzny.

    Szkielet.

    OdpowiedzUsuń
  131. -Oh, kochanie. Nie przeszkadzasz. - spojrzał na twarzyczkę dziewczyny. - Usiądź, porozmawiaj ze mną. Jesteś naprawdę uroczą kruszynką

    OdpowiedzUsuń
  132. Delikatnie, prawie niezauważalnie kiwnęła głową i spojrzała na dziewczynę. Była zadziwiająco ufna, czyżby nie dopuszczała do siebie myśli, że ktoś może to wykorzystać? Od razu udzieliła odpowiedzi na pytanie, bez zastanowienia, bez cienia wątpliwości - a przynajmniej tak to wyglądało. Najwidoczniej jeszcze nikt nie zrobił jej krzywdy i oby to się nie zmieniło. Nie życzyła dziewczynie źle, bo nie miała ku temu żadnego powodu.
    - Nie powinnaś mówić dopiero co poznanej osobie, gdzie można cię znaleźć. - Mruknęła dopiero po chwili zerkając na księżyc. - Chyba, że skłamałaś.
    Może miała w sobie coś, co wzbudzało zaufanie? Nie, raczej nie. Ludzie woleli jej unikać, niżeli z nią rozmawiać. I dobrze. Nie lubiła marnować czasu na bezsensowne pogawędki.

    Regana

    OdpowiedzUsuń
  133. Aksamit nieba przeszywany blaskiem gwiazd. Szum i zapach morza. Złocisty piach pod sobą i Rosa u boku. W tej chwili Sherlock nie potrafił wyobrazić sobie nic, cobyło by równie wspaniałe. Nie obchodziło go to, że jest mokry, że leży na wpół w wodzie. To się nie liczyło. Ważna była tylko chwila i świadomość, że pierwszy raz od lat na prawdę nie jest sam. Ma z kim szczerze porozmawiać, ma z kim pomilczeć. Tak po prostu. Nie podejrzewał, że kiedyś będzie mu dane odetchnąć pełną piersią.
    - To prawda - posłał blond dziewczęciu uśmiech, nie zwarzając na jej rybią część - Bo takie spanie jest najlepsze, a obecność syrenki tylko dodaje mu smaczku - zachichotał.
    Przy niej czuł się inaczej. Wiedział, że jest gotów na wiele poświęceń dla niej. A przecież ledwo ją zna. Choć trzeba przyznać, że ich znajomości nie można zaliczyć do normalnych. Takie rzeczy, co prawda żadko, ale się zadażją. Jednak Sherlock zbytnio się nad tym nie rozczulał. Nie ważne dlaczego się spotkali, nie ważne jakim cudem tak szybko sobie zaufali. Liczy się tylko to, że to w ogóle się stało.
    Westchnął cicho i zaczął bawić się jej włosami. Przeczesywał złote pasma palcami.

    [udało mi się znaleźć piec minut, ale pisze z telefonu więc może być sporo błędów a i jakość nie jest najlepsza]
    Sherlock

    OdpowiedzUsuń