czwartek, 26 czerwca 2014

Karczma Kier - Margaret.

Wszyscy znają już Szkieleta
Pana oceanów, ojca Śmierci.
Wszyscy boją się Szkieleta
Pożeracza dusz, zjadacza ludzkich serc.

Ten co pływa ze Śmiercią
Przelewa krew, barwiąc ocean czerwienią

Yo ho, schowaj się pod łóżkiem, dziecinko
Szkielet czuje Twój strach.
Yo ho, on kontroluje Twe sny
Niczym zły czarodziej

Pijmy rum, bracia piraci
Pijmy, to doda nam odwagi
By stanąć twarzą w twarz ze Szkieletem

On śmieje się z Anglików i Hiszpan
On wyrżnie wszystkich, dając wolność nam.
Na niego czeka Pan Piekieł
Sprzedał duszę za kufer złota

Nie patrzcie mu w oczy, piraci
Przyniesie wam to zgubę i nieszczęście.
Wszyscy razem, pijmy na cześć Szkieleta
On stanie się naszą historią.

Yo ho, on zgwałci Twoją córkę
Yo ho, on uwiedzie Twoją żonę
I poderżnie Ci gardło.





Statek przybił do brzegu, niosąc ze sobą załogę parszywych piratów. Byli pijani, a w rękach dzierżyli broń. Ostrza błyszczały, odbijając światło słoneczne.
Na ich czele szedł Szkielet. Był to starszy mężczyzna o czarnych dredach, podtrzymywanych żółtą chustą na głowie. Nosił ciemną, krótką brodę – z warkoczykami – i wąsy. Ubierał się jak prawdziwy pirat; pod szatami perfekcyjnie chował broń. Sam wygląd Szkieleta przyprawiał o dreszcze.
Mówiono o nim, że to sam diabeł, że zabiera ludziom dusze. Ale plotki nigdy nie zostały potwierdzone, ani nie uzyskały otwartego zaprzeczenia.
Kapitan statku Death rzadko schodził na ląd, a jego wizyta w porcie wzbudzała duże zainteresowanie wśród miejscowej ludności. Był jak dzisiejsza gwiazda filmowa.
Uśmiechnął się pod nosem. Nie był to zwykły uśmiech – wargi mężczyzny ułożyły się w grymas podobny do żarłocznych syren, które próbują uwieść marynarza.
W porcie odbywał się festyn. A to dobra okazja by się upić i zerżnąć jakąś dziewkę w gospodzie. Ucieszone pirackie gęby parły naprzód za kapitanem, który ruszył do karczmy.
Karczma Kier była jedynym w okolicy azylem dla piratów. To tutaj szukano załogi, to tutaj opowiadano o życiu i pirackich przygodach. Barman – Brachan Nivard – z poświęceniem życia strzegł kamratów, których skazano na śmierć przez szubienicę.
Szubienica była najczęstszym rodzajem śmierci pirata. Wyrok wykonywano publicznie wśród licznej publiczności. Potem truchło nieszczęśnika wisiało w porcie przez trzy tygodnie. Była to przestroga dla żyjących zbrodniarzy.
Gdy załoga Szkieleta weszła do środka, wrzawa ucichła. Zrobiło się niebywale cicho, tylko barman Brachan nie zwrócił większej uwagi na obecność piratów w lokalu. Z kapitanem Szkieletem znał się już kilka lat, i szczerze go szanował.
-Co podać ? - zapytał gdy pirat stanął przy barze z typowym dla siebie, wężowatym uśmieszkiem.
-Rum, drogi przyjacielu, rum. 
Czyż odpowiedź nie była oczywista ? Szkielet od kilkunastu lat wlewał w siebie ten mętny, piracki alkohol. Lubił czuć posmak rumu na języku. 
Zajął miejsce przy stoliku w kącie. Nie chciał za bardzo rzucać się w oczy - ale na to było już chyba za późno, bo wszystkie spojrzenia wodziły za Szkieletem odkąd stanął w progu karczmy. Nie przeszkadzało mu to jednak, a tylko bawiło. 
Z kieszeni płaszcza wyciągnął cygaro. Nie palił często, ale gdy był na lądzie, jakaś siła ciągnęła go by zaciągnął się toksycznym dymem, który niszczy płuca. 
Rozejrzał się po karczmie, szukając dla siebie dziewki. Jego chłopcy już dawno obracali tutejsze dziewczęta, składając im obietnice bez pokrycia. Głupie gęsi nie wiedziały, że zostaną wykorzystane i porzucone już jutro nad ranem. Cieszyły się z zainteresowania ludzi morza.
Paląc cygaro, obserwował wszystko z wrodzoną dokładnością. Gęsty dym delikatnie drażnił jego nozdrza, i sprawił, że musiał zmrużyć oczy. Naciągnął kapelusz na twarz, gdy ujrzał przy boku Brachana ładną, rudowłosą kobietę. Mogła mieć zaledwie piętnaście lat.
Ruszała się z gracją, przyjmując zamówienia od napalonych mężczyzn. Szkielet wypuścił spomiędzy warg kilka dymnych kółeczek, wodząc wzrokiem za dziewczyną. Miała na sobie zwiewną sukienkę, która była za duża i ukrywała kobiece walory. Oblizał dolną wargę językiem.
Gdy pojawiła się przy jego stoliku, obdarzył ją spokojnym spojrzeniem czarnych oczu. Miała ładną, okrągłą twarzyczkę. Na nosie zauważył kilka wyblakłych piegów.
-Pan Brachan powiedział, żeście zamówili rum.  - postawiła na stoliku pełną butelkę rumu i kufel. Uśmiechnęła się, a gdy chciała odejść, Szkielet złapał jej nadgarstek.
-Jak się nazywasz, ptaszyno ? - zapytał. Czuł pod palcami delikatną, i gładką skórę dziewczyny.
-Margaret.
Margaret była córką biednego kowala i służki. Mieszkała w małym, słomianym domku, daleko od portu, ale musiała pracować tutaj, w Kier, by pomóc finansowo ukochanym rodzicom. Chodziła więc, w dzień w dzień po dwadzieścia kilometrów po to tylko by otrzymać kilka nędznych groszy.
-Piękne imię. - szepnął.
Nie musiał długo karmić dziewczynę czułymi słówkami, co go niezmiernie cieszyło. Widział, jak na niego patrzyła, jak posyłała w jego stronę ten uroczy, niewinny uśmieszek, świadczący tylko o tym, że zdobył jej serce.
Gdy Margaret skończyła pracę, Szkielet postanowił zabrać małolatę do pobliskiej gospody. Chciał tylko jej ciała, nie patrząc na to, że tym samym zabierze jej coś cennego. Coś co powinna ofiarować mężowi. Szkielet jednak nie przejmował się takimi drobnostkami, i gdy podwijał jej suknię do góry, uśmiechał się niczym morska hybryda.
Młoda, niedoświadczona Margaret oddawała się pieszczotą pirata. Wierzyła, że teraz Szkielet się nią zaopiekuje, że da jej schronienie w swoich silnych ramionach. Była naiwna, bo gdy już skończył, ubrał się i wyszedł. Próbowała go zatrzymać.
-I co teraz ? - zapytała cicho.
-Nic. Wracaj do domu.
-Ale, co mam powiedzieć rodzicom ?
-Margaret, ptaszku, nie obchodzi mnie to. Możesz im powiedzieć, że od teraz będziesz dziwką.
W jej oczach pojawiły się łzy. Podciągnęła nosem i otoczyła się ramionami, jakby chciała jeszcze przez chwilę utrzymać na sobie zapach pirata.
Szkielet odpłynął następnego dnia rano. Załoga Śmierci odzyskała siłę i wigor, a zapasy uzupełniono na co najmniej sześć miesięcy. Piraci wymieniali się swoimi uniesieniami z poprzedniej nocy. Każda kolejna wypowiedź była pikantniejsza od poprzedniej.
Kapitan słuchał swoich ludzi z lekkim uśmieszkiem. Nie mógł zaprzeczyć, że dobrze się bawił gdy piraci chwalili się swoimi partnerkami, zupełnie jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.

[No tak, postanowiłam trochę ubarwić kartkę Szkieleta, i napisał o nim zbiór jednopartówek. :) Może to i beznadziejny pomysł, sama nie wiem, ale uważam, że taki zabieg bardziej ożywi mojego pirata. ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz